Bitwy Literackie-Patrząc Przez Różowe Okulary-Połamane Okulary na Oszronionej Jezdni

- Ale ja już nigdy nie znajdę kogoś takiego jak on! Rozumiesz? Ja już na zawsze będę sama, już nikt mnie nigdy nie pokocha… A jak już, to mnie zdradzi i zastąpi jakąś chudą blondyną z reklamy Intimissimi…

Moja kochana przyjaciółka Matylda znowu zanosi się płaczem, a ja po raz setny podaję jej pudełko z chusteczkami (napoczęłam już trzecie!) i ją przytulam, powtarzając wciąż:

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, jeszcze zobaczysz…

Od przeszło dwóch godzin słucham tego samego. Matylda przeżywa zawód sercowy. Jej chłopak zdradził ją i zostawił dla biuściastej modelki, którą podobno oblał kawą w Starbucksie. I tak to była ściema, bo Grzesiek nie pija kawy. Widziałam tą laskę. Wyglądała jakby wyszła prosto od chirurga plastycznego, w lepszym razie jakby się poprawiła w Photoshopie. Aż się zaczęłam zastanawiać, czy ona przypadkiem nie wepchnęła arbuzów w stanik.

Tak czy inaczej, biedna Madzia złapała ich w niedwuznacznej sytuacji. A do kogo się biegnie, kiedy nakryje się swojego chłopaka obściskującego się z inną? Do najlepszej psiapsióły!

- Ale on… On mi zawsze obiecywał miłość wieczną! Nawet sobie taką fotkę zrobiliśmy! O, patrz. – Matylda bierze z szafki nocnej zdjęcie oprawione w cukierkowo-błyszcząco-włochato-różową ramkę. Napis nad fotografią głosi: „Matylda i Grzegorz: Miłość Wieczna”. Teraz Madzia rzuca tą ramką aż na drugi koniec pokoju. – Skurwiel! Nienawidzę go!

- Ale nie płacz! Grzesiek to nie jest jedyny gość na świecie! Są miliony jeszcze lepszych od niego! – wołam, za wszelką cenę próbując ją pocieszyć. Działa wręcz odwrotnie.

- Jak ty możesz tak w ogóle mówić?! Nigdy nie byłaś zakochana! Nie wiesz, jak to jest! Zresztą… Nie widzisz, jaki jest świat? Jacy są ludzie? Kiedy ty w końcu przejrzysz na oczy, Oliwia? Czas zdjąć różowe okulary!

 

Długo po tym, kiedy wychodzę z mieszkania Madzi, dzwonią mi w głowie jej słowa:

„Czas zdjąć różowe okulary!”

- Naprawdę? – pytam się siebie, idąc ciemnymi uliczkami miasta, zmierzając w stronę przystanku autobusowego. – Nie ma na tym świecie miejsca dla optymistów?

Cofam się o kilka lat. Trzynastoletnia ja siedzę na niewygodnym, pomarańczowym krześle. Oślepia mnie ostre światło szpitalnej lampy, więc kieruję wzrok na swoje stopy. Niepoprawnie małe, rozmiar trzydzieści sześć, obute w zielone adidasy, już mocno przybrudzone. Jednak na niczym nie udaje mi się skupić wzroku. W końcu muszę. Popatrzeć na to, co nieuniknione.

Dotykam jego dłoni. Jest ciepła i szorstka, pokryta bliznami. Lubił sobie pogrzebać w odłamkach metalu, śrubkach i innych takich. A ja się zawsze przyglądałam. Kiedy byłam mała, wierzyłam, że kiedyś mi zbuduje rakietę, żebym mogła odlecieć, daleko, daleko stąd, z dala od wszystkich moich problemów.

- Oliwia – mówi tata, a ja zmuszam się do popatrzenia na jego posiniaczoną, obitą twarz. Ojciec próbuje się uśmiechnąć, mimo opatrunku, który zasłania połowę jego spuchniętych ust. – Obiecasz mi coś?

Tak, tato, zawsze będę myć zęby, nie będę wagarować, nie będę pyskować babci Emilii, nie stracę dziewictwa przed ślubem, nie będę przeklinać, nauczę się gotować prawdziwy barszcz.

- Zawsze się uśmiechaj, córko. Bo świat jest piękny, tylko że wielu ludzi tego nie dostrzega. A ty potrafisz, wiem to. Idź przez życie z różowymi okularami na nosie, a nie zbłądzisz. Obiecujesz?

Jasne, że obiecam. Do moich oczu napływają łzy, ale szybko je ocieram. Mam się uśmiechać. A więc rozciągam kąciki ust, ale jest w tym uśmiechu coś słodkogorzkiego. Przysięgam być optymistką na dobre i złe, a tata bierze ostatni oddech i mówi: „Cieszę się”.

Ja też się cieszę, tato. Mogłam spędzić przynajmniej trzynaście lat z tobą. Nie płakałam po twojej śmierci, bo wierzyłam, że łamałabym w ten sposób naszą obietnicę. A więc to z twojego powodu się trzymałam, malowałam problemy na kolor różowych hortensji. Z czasem weszło mi to w nawyk. Obietnicę trzymam, ale faktyczny warunek odszedł w niepamięć. Bycie optymistką stało się częścią mnie, tak jak pisanie haiku czy nawyk wyłamywania palców.

Nagle coś brutalnie wciąga mnie z powrotem w rzeczywistość. Chcę otworzyć oczy, ale moje powieki wydają się ważyć tonę. Kiedy udaje mi się uchylić je choć na centymetr, świat wiruje, niczym w tanim, plastikowym kalejdoskopie. Udaje mi się jednak skupić wzrok na jednej, jedynej rzeczy.

Połamane okulary na oszronionej jezdni.

Potem moje powieki znów opadają i świadomość prześlizguje mi się przez palce. Czuję się jak noworodek. Obcy, wyrwany z rytmu. Wiem tylko, że już zawsze będę żałować, że nie trzymałam oczu otwartych.

 

Miesiąc później

 

- Twoja kolej, Oliwio – zachęca miła pani prowadząca spotkanie grupy wsparcia. Jest ubrana w puchaty sweterek z angory. Skąd ja to wiem? Nie wiem, ale mam takie wrażenie. Nic nie mam do tej pani, wręcz przeciwnie, ale aż zalatuje od niej puchatym sweterkiem.

- Jasne – odpowiadam. Nie jasne. Ciemne. No, ale dobra. Wstaję i biorę głęboki oddech. – Jestem Oliwia Kawarczyk i... To był autobus.

Wśród zebranych rozlega się pomruk. Cóż, wysłowiłam się w taki sposób, iż mogli myśleć, że to autobus był moim pierwszym.

- Autobus? – dopytuje się pani Puchaty Sweterek, a intonacja jej głosu przypomina tę, którą mówiły przedszkolanki do dzieci, które wolniej kolorowały albo rzucały plasteliną zamiast faktycznie coś z niej lepić.

- Miesiąc temu straciłam wzrok w wyniku wypadku. Wpadłam pod autobus.

Zastanawiam się, co by tu jeszcze powiedzieć, ale to wszystko co mi przychodzi do głowy. A może? Może ci ludzie posłuchali by o ironii losu, ponieważ zostałam uderzona właśnie wtedy, kiedy wspominałam śmierć ojca, który też zmarł z powodu potrącenia przez autobus? O kolorach świata ślepego, o wyostrzeniu innych zmysłów, o…

Dociera do mnie, że w pokoju panuje grobowa cisza. Dodaję dwa do dwóch i gryzę się w język. O cholera! Właśnie powiedziałam, że od miesiąca jestem ślepa, bo wpadłam pod autobus tak lekko, jakbym oświadczała, że w Biedronce był rabat na czekolady. Przecież to jest Grupa Wsparcia Dla Osób Dopiero Nieupełnosprawnionych! Ci wszyscy ludzie zostali niedawno kalekami, otrzymali wózek inwalidzki i są ZAŁAMANI, a ja im się śmieję w twarz, chociaż jesteśmy na równi.

- A, a czego się boisz, Oliwio? Może chciałabyś podzielić się z grupą swoimi obawami? – pyta znowu Sweterkowa, nerwowo przewracając kartki. Ona jest niczym spinka. Tylko ona łączy poszczególne osoby z resztą grupy. Tutaj każdy żyje w swoim małym, prywatnym świecie, a ona puka do drzwi.

- Czego się boję? – powtarzam, a moja pierwsza myśl brzmi „ciemności”. Ha, ha, ha, trafny żart, Oliwia. – Węży – pada ostateczna odpowiedź (bardzo szczera).

- Ciekawe masz podejście – odzywa się ktoś z zebranych, a ja w duszy robię małe „yesss”. Nareszcie ktoś skomentuje moje niestosowne zachowanie. – Większość po takim wypadku lub po odniesieniu takiej straty boją się na przykład dawnego siebie. Albo tego nowego siebie. A ty nam tutaj mówisz, że się węży boisz. Jak to?

- E… - Pierwszy raz w życiu nie mam co powiedzieć. – Bo ja jakoś nie zwróciłam na to „kalectwo” szczególnej uwagi. To kolosalna zmiana w moim życiu, ale ono się dalej toczy, niezmiennie. Potraktowałam to też jako znak, że życie naprawdę łatwo stracić. Teraz je zatrzymałam, ale nie chcę go marnować na płacz i rozpamiętywanie tego, co przeminęło. Trzeba do przodu patrzeć i iść naprzód. Odpędzać negatywne emocje! Uczynić uśmiech priorytetem! I to nie ma być walka, tylko codzienność! Patrz, jeśli się wierzy w to, że jutro będzie tylko lepiej, to za tydzień będzie idealnie. A jak już się przyzwyczaisz… To jesteś niczym Człowiek ze Stali i negatywy spływają po tobie jak woda po kaczce.

Z dziarskim przytupem kończę monolog, po którym pani w puszystym sweterku oświadcza, że już czas się zbierać. Chwytam swoją długą, zimną laskę i przepycham się przez tłum do stolika z przekąskami. Po omacku biorę ciasteczko, łykam trochę lemoniady ze swojej osobistej butelki (ten, kto wymyślił korki-niekapki był geniuszem) i jestem gotowa do wyjścia. Oczywiście, nie obyło się bez potrącenia kogoś.

- Bardzo przepraszam! – wołam, choć nawet nie wiem, czy jestem odwrócona w dobrą stronę. Stwierdzenie: bycie ślepym jest upierdliwe. Upierdliwe, ale do zniesienia.

- Nie szkodzi – brzmi odpowiedź. To ten chłopak, który wcześniej mnie zagadnął. Słyszę, jak podnosi się z podłogi.

- A tak w ogóle, która godzina? – pytam prosto z mostu, bo jeszcze nie obczaiłam żadnego bajeru, który by mnie o tym informował.

- Czterdzieści po dziewiętnastej.

- Dzięki. A jak masz na imię? – Chwila prawdy: pytam się przypadkowych ludzi o imiona tylko po to, żeby potem pisać o nich dziwne opowiadania. Moje marzenie o bycie pisarką nie zbladło ani trochę od chwili, w której się pojawiło, czyli cztery lata temu.

- Hyun-Woo Jeong – odpowiada pytany, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Błądzisz, stary! Ja mogę być mordercą!

- Jak?! – To chamskie, ale ledwo powstrzymuję chichot.

- Hyun-Woo Jeong. Z Korei pochodzę.

- Południowej czy Północnej?

- Środkowej.

Czyli super. Macham mu na pożegnanie, wołam parę słów na dodanie motywacji i wychodzę z budynku, prosto w grudniowy mróz. Po kilku minutach chuchania na moje zlodowaciałe palce odziane jedynie w cienkie rękawiczki, słyszę znajomy klakson. Wydaję radosny okrzyk i podbiegam (czytaj: podchodzę uważnie macając laską każdy centymetr kwadratowy chodnika) do samochodu. Błądząc w nieskończonych ciemnościach natrafiam na otwarte drzwi. Wsiadam do środka i od razu uderza mnie fala ciepła.

Niechaj Bóg błogosławi dobrych ludzi, takich jak pan Henio. Dawny przyjaciel, genialny rozmówca, a od miesiąca szofer. Kiedyś był taksówkarzem, ale niedawno przeszedł na emeryturę. Kiedy usłyszał o mojej utracie wzroku, natychmiast zaoferował pomoc. Uparł się, że będzie mnie woził wszędzie. A jak pan Henio się uprze, to już nie ma przebacz.

I tak teraz jadę sobie obok pana Henia. W jego sfatygowanym Fordzie Escort panuje miła atmosfera. W tle brzęczy płyta z muzyką skrzypcową, nagrana przez córkę jego przyjaciela. W aucie unosi się słodkawy zapach – wina umiłowania pana Henia do pączków. Uwielbiam coś takiego.

- Dobrze jest – mówi mi na przywitanie pan Henio. To nie pytanie, tylko stwierdzenie.

- Oczywiście – pada odpowiedź. Niezmienna.

- Poznałaś kogoś?

Skrzypcowa sonata grająca w tle gwałtownie zmienia tempo, a ja zastanawiam się, czy Hyung-Woo Jeong się liczy.

- Jednego gościa z Korei Środkowej – mówię po namyśle. – Na razie słabo go znam, ale to się na pewno zmieni. Dobrze się dogadujemy. Czuję, że będziemy wspaniałymi przyjaciółmi!

- To dobrze – odpowiada pan Henio ze śmiechem. – To dobrze, że tak sądzisz.

Ja też sądzę, że to dobrze.

 

Trzy tygodnie później

 

Ile masz lat? W jakim mieście się urodziłeś? Jakimi ludźmi są twoi rodzice? Co robisz w czasie wolnym? Jakich ludzi kochałeś? Czego absolutnie najbardziej w świecie nie cierpisz?

Te pytania kłębią się w mojej głowie za każdym razem, kiedy rozmawiam z Hyung-Woo. Tak niewiele o nim wiem, a jednak podczas naszych dyskusji rodzi się we mnie dziwne uczucie. To przeznaczenie, jestem tego pewna.

- Dużo mówisz – stwierdza Hyun-Woo kiedy w końcu pytam o wszystkie rzeczy na jego temat, które mnie ciekawią. – W marcu kończę piętnaście lat, urodziłem się w małym mieście pod Seulem, moim zainteresowaniem jest malowanie, nigdy się nie zakochałem i nienawidzę kłamstw. Co do rodziców, to matka od dawna leży w grobie, a ojciec nie widzi wiele poza pracą.

Jest młodszy. Dużo młodszy ode mnie. Jednak… Nie mogę go tak zostawić, po prostu o nim zapomnieć. Jak mogłabym? To byłoby bezduszne. Nie można ignorować przeznaczenia.

- A czemu tutaj jesteś? Nie jeździsz na wózku, nie masz odciętej kończyny, ślepy ani głuchy nie jesteś. Więc czemu chodzisz na tą grupę wsparcia?

Zbyt prywatne pytanie? Widuję go od dwa razy w tygodniu po spotkaniach grupy wsparcia. Niby niedużo, ale już coś. A jeśli już, to za rok nie będziemy umieli wytrzymać bez siebie. Życie to nie bajka, ale można je uczynić bardzo do niej podobnym.

- Coś mi się wali. Wiesz… Tu – mówi cicho Hyun-Woo, ale nie wiem, o co mu chodzi. Chłopak szybko się reflektuje i bierze moją dłoń. Przykłada ją do swojej krtani. – Tutaj. Niedługo stracę głos kompletnie.

- Hę? – pytam, jakbym do końca nie rozumiała. Hyun-Woo nie będzie mógł mówić. Jednak bez obaw! Zawsze znajdzie się jakieś wyjście. Zawsze. A więc nie można się poddać.

- Nasze spotkania kompletnie stracą sens – przerywa ciszę Hyun-Woo. Po tym, co właśnie usłyszałam, dźwięk jego głosu powinien mi się wydawać nienaturalny, przesadzony. Lecz tak nie jest.

- Czemu?

- Jedyne, po czym mnie poznajesz, to mój głos. Nim daję ci znać, gdzie jestem, to on jest jedynym naszym środkiem komunikacji. A kiedy go stracę, nie będziesz mnie dosięgać. I nastanie tak zwany koniec – oznajmia Hyun-Woo. Odkłada moją dłoń na barierkę, przy której stoimy, ale jej nie puszcza. Kładzie na niej swoją rękę, jakby chciał mnie zatrzymać przy sobie, ciągle jakoś łączyć ze światem. Bo wiadomo, ślepy nie trzymający się niczego błądzi w ciemnościach. Lub przynajmniej takie jest zdanie stereotypów.

- Wcale tak nie musi być! I wcale tak nie będzie! Nie można od razu spisywać czegoś na straty, jeśli to nawet nie nastąpiło! Jeśli każde z nas będzie próbować, to pokonamy wszystko i odnajdziemy się w każdej sytuacji. Sama wiara dodaje skrzydeł. Jedyne, co trzeba zrobić, to nie myśleć, że coś jest niemożliwe. Bo wszystko można przemienić w rzeczywistość. Uwierzysz w coś takiego? A jeśli nie… To tak po prostu mnie zostawisz?

Tę, która tak bardzo chce cię bardziej poznać. Tę, która umiała cię rozpoznać wśród dwudziestu ludzi, chociaż ich nie zobaczy. Tę, która zawsze na ciebie patrzy, mimo iż cię nie widzi. Zostawisz ją? Zapomnisz o niej?

Moje dłonie puszczają barierkę i wędrują na twarz Hyun-Woo. Moje palce ją muskają, wodzę nimi po każdym szczególe. Małe, wąskie i wypukłe usta, prosty nos. Oczy jakoś dziwnie duże się wydają, ale zachodzą na nie powieki, jak to u Azjaty. Średnie czoło, policzki nieco szorstkie. Na ustach ma wyczuwalną bliznę. Jego włosy są gęste i miękkie. Śmieszy mnie to. Tak go sobie wyobrażam i wierzę, że w rzeczywistości wygląda identycznie.

- Zobaczyłam cię – mówię, po czym opuszczam ręce. Hyun-Woo wzdycha, ale nie jest to spowodowane irytacją. To westchnięcie jest raczej delikatne, jakby przepełnione nadzieją.

- Jakie ładne dzisiaj niebo – powiada po chwili milczenia i jak na zawołanie zrywa się wiatr.

Jakiego jest koloru? Bardziej wisi nad ziemią czy pnie się do góry? Są chmury? Jeśli tak, to jakie? Jakiego koloru? Rzadkie czy takie kłębiaste? A widać słońce? A może księżyc? Są już gwiazdy? Dużo ich? Pytania są odruchem, ale nie muszę znać na nie odpowiedzi. Ponieważ kiedyś na pewno zobaczę to niebo na własne oczy. Przecież nie zostałam ślepa na zawsze, no nie?

 

Czas frunie. Czasami mam wrażenie, że jest go za mało, że godziny upływają za szybko. Może być go mało, ale zawsze jest go dość. Nigdy nie ma tak, że się z czymś nie wyrabiam. Ale bezwzględnie, czas płynie, czego ignorować się nie da. Nie jest to problemem, ale czasem wolałabym, żeby zmiany nie nastąpywały tak szybko. Ot, przykład:

- Jesteś? – pytam, a moje palce zaciskają się na uchwycie laski. Musi być. Czuję ciężar palca na swoim nosie. Czyli na „tak”.

Hyun-Woo w końcu stracił głos. To było nieuniknione. Od tego czasu mamy trzy znaki: palec na ustach oznacza „nie”, na nosie oznacza „tak”, a kiedy zakrywa mi oczy dłońmi, ma na myśli „nie wiem”. Prosty system, bardzo sprawdzony.

- Szkoda, że zajmujesz się malarstwem. Będę musiała trochę poczekać, żeby zobaczyć twoje obrazy. A gdybyś, na przykład, zajmował się muzyką, mogłabym usłyszeć twoja grę już teraz. Chociaż to nic złego! Czas, kiedy wynajdą coś, co przywróci mi wzrok, zbliża się wielkimi krokami, a twoje obrazy nigdzie nie wyparują. Na wszystko przyjdzie pora.

Hyun-Woo przykłada moją dłoń do swojego policzka tak, że czuję jego uśmiech. W odpowiedzi chichoczę. Jego uśmiech jest piękny. Wiem o tym.

Hyun-Woo daje mi szczęście. Znam go nieco ponad dwa miesiące i tyle mi wystarczyło. Poznałam jego duszę i choć wiem, że nadal wszystkiego nie wiem, to będę wiedziała. On też mnie poznał. Odnaleźliśmy siebie w ciemnościach. Mimo to…

Kiedy zadzwonił do mnie, a po tym milczał, rozpłakałam się. Uczucie spadających łez było dla mnie czymś nowym. Tak dawno nie płakałam, że aż zapomniałam, jak to jest. Płakałam, bo mimo starań nie mogłam wierzyć, że kiedyś jeszcze usłyszę jego głos. Płakałam, bo ma tylko piętnaście lat, choć powinien mieć więcej. Płakałam, bo chciałam kiedyś usłyszeć od niego, że mnie kocha. Mógłby to nawet powiedzieć po koreańsku. Nie obeszłoby mnie to. Ale ja go kochałam i uparcie wierzyłam, że on też.

Ciągle wierzę. Dziewiętnastolatka – piętnastolatek. Pełnoletnia – dziecko. Wszystko się uda.

To głupie, że tak uparcie wierzę we wszystko? Jeszcze przed wypadkiem dosłownie patrzyłam na świat przez różowe okulary. Podczas potrącenia się połamały, a potem przestały być potrzebne. Jednak ciągle patrzę przez różowe okulary. Nie widzę, ale wciąż patrzę.

W mieszkaniu Hyun-Woo mocno pachnie farbą. Chyba panuje w nim artystyczny nieład, ponieważ moja laska stale na coś natrafia – potencjalne przeszkody. Kiedy już siedzę sobie wygodnie na krawędzi niepościelonego łóżka, Hyun-Woo podsuwa mi pod palce małą karteczkę, która jest upstrzona wypukłymi kropeczkami.

„ Mam ci coś do pukazania*”, udaje mi się wyczytać. Hyun-Woo dopiero zaczął naukę Braille’a. Ja już jestem całkiem odważna w posługiwaniu się nim i ostatnio nawet kupiłam sobie książkę.

- Prowadź mnie, w takim razie – proszę, wyciągając dłoń. Hyun-Woo pomaga mi wstać i prowadzi mnie w kąt pokoju. Kieruje moją dłoń na coś, zdaje się, dużego. Moje palce po chwili stykają się z zimną, jeszcze schnącą farbą.

- Chcesz mi powiedzieć, co przedstawia ten obraz? – strzelam. W odpowiedzi dostaję palec na nosie.

Hyun-Woo daje mi coś do ręki. Przedmiot plastikowy, nico podłużny. Rozkłada się. Ma dwa długie, chude i wystające końce, przytwierdzone do dwóch okrągłych, które zrobione są z innego materiał…

- Okulary – mówię, a Hyun-Woo daje mi potwierdzający znak. – Co to będzie? Jakaś gra w zgadywanki? – pytam, a chłopak w odpowiedzi kładzie mi dłonie na oczach. Dobra, niech mu będzie.

Teraz prowadzi mnie na zewnątrz przez otwarty balkon. Przykłada mi rękę do czegoś bardzo zimnego. Tak zimnego, że wydaje okrzyk i natychmiast odrywam dłoń.

- Śnieg! – wydzieram się, ale dostaję palec na usta. – Jak to?! Nie śnieg? W takim razie… - zastanawiam się. Co jeszcze może być zimne… - Lody, lód, szadź… Szron!

Palec na nos.

I ostatnia zgadywanka, jak sądzę. Wychodzimy z mieszkania na ulicę. Nie założyłam butów, na stopach mam same skarpetki. Znowu oddaję się w ręce Hyun-Woo, a już po chwili czuję pod ręką asfalt.

- Ulica, autostrada, jezdnia… - wyliczam możliwości. Hyun-Woo przytakuje. Czyli mam okulary, szron i ulicę. Co składa się na…

- Okulary na oszronionej jezdni – mówię, a w ustach mam niezwykle sucho. Ostatnia rzecz, jaką widziałam przed wypadkiem. Czemu akurat to?

Hyung-Woo wyjmuje kolejny skrawek papieru zapisany Braille'm i daje mi go do ręki. Czytam napis:

„Różowe okulary na oszronionej jezdni”

Różowe. Symbol optymizmu, wiary we wszystko dobre. Na oszronionej jezdni… Nawet, jeśli straciłam wzrok, to okulary nadal są i nadal przez nie patrzę. Nie straciłam wiary.

Wyciągam dłoń i przykładam ją do serca Hyun-Woo. Bije szybkim, ale zdecydowanym rytmem. Ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej… Teraz jego serce bije dla mnie w ten sposób. Nie chcę się pytać, co to oznacza.

 

* Hyun-Woo dopiero uczy się Braille'a i niektóre litery mu się mylą. "Pukazać" było planowane :)

Tekst ma słów 3079, na osiem stron.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Slugalegionu 01.10.2015
    Moją opinię znasz. Wszystko na dychę, więc masz trzydziechę. #Jebać aktualny system ocen.
  • Majeczuunia 01.10.2015
    Ehem, no teraz poznałam twoją opinię XD #jebieszaktualnysystemocen XD
    Dzięki Sakaluś :*
  • Slugalegionu 03.10.2015
    Dobra, teraz pora na ostatni kom. Sakaluś się skupia.

    1) - Ale ja już nigdy nie znajdę kogoś takiego jak on. ~ Nie dywiz, myślnik; nie zaczynamy zdania od "ale"
    2) Ja już na zawsze będę sama, ~ Bez ja, poznam osobę po czasowniku.
    3) (napoczęłam już trzecie!) ~ Nawiasy to zło.
    4) Jej chłopak zdradził ~ Bez "jej", bo to oczywistość.
    5) Widziałam tą laskę. ~ Tę
    6) Wyglądała jakby wyszła prosto od chirurga plastycznego, w lepszym razie jakby się poprawiła w Photoshopie. ~ Powtórzenie "jakby".
    7) Ale on… ~ Patrz punkt pierwszy.
    8) cukierkowo-błyszcząco-włochato-różową ramkę. ~ Bez dywizów.
    9) Ale nie płacz! ~ Patrz punkt pierwszy.
    10) pytam się siebie, ~ Masło maślane.
    11)
    - Oliwia
    – mówi ~ Zmieniłem wygląd, aby coś zobaczyć. Co to za maniera, zby mieszać dywizy z półpałzami? Word tak robi? Pytam, bo ja go nie mam.
    12) „Cieszę się”. ~ Nie kończymy zdania za pomocą "się", lecz masz u mnie tymbarka za to, że pamiętałaś o tym, że kropka jest po cudzysłowie.
    13) mnie, tak jak pisanie haiku Wydaje mi się, że powinno być: mnie tak, jak pisanie haiku; zapytam tak z ciekawości, co to haiku? Opowiesz mi coś o tym?
    14) Ona jest niczym spinka. ~Bez "ona", ponownie domyślę się po czasowniku.
    15) (bardzo szczera). ~ Nawiasy to zło.
    16) Człowiek ze Stali ~ Nie przypominaj mi o tym filmie. Nigdy nie lubiłem Supermena, ale mimo to uważam ten film za obraźliwy.
    17) (ten, kto wymyślił korki-niekapki był geniuszem) ~ Nawiasy to zło.
    18) Słyszę, jak podnosi się z podłogi. ~ Dziewczyna wolno chodząca go wywaliła? No, ale że może być niepełnosprawnym (kaleka to brzydkie słowo. To trochę tak, jakbym mówił do ciebie bachor.) to przymknę na to oko.
    19) - Środkowej. ~ I w końcu wiem o co chodzi Niemampojęcia! Tyle że to przecież oczywisty joke...
    20) Wydaję radosny okrzyk i podbiegam (czytaj: podchodzę uważnie macając laską każdy centymetr kwadratowy chodnika) do samochodu. ~ Śmiechłem lekko: ) Mimo to nawiasy to zło.
    21) Ile masz lat? W jakim mieście się urodziłeś? Jakimi ludźmi są twoi rodzice? Co robisz w czasie wolnym? Jakich ludzi kochałeś? Czego absolutnie najbardziej w świecie nie cierpisz? ~ Bez absolutnie; prawdopodobnie zjedzony dywiz.
    22) Lecz tak nie jest. ~ Nie zaczynamy zdania od "lecz"
    23) Lub przynajmniej takie jest zdanie stereotypów. ~ Wydaje mi się, że bez "lub".
    24) Nudzi mi się, więc odpowiem na te pytania.
    Jakiego jest koloru? ~ Jasny błekit, przywodzący mi na myśl ostateczny spokój.
    Bardziej wisi nad ziemią czy pnie się do góry? ~ Scala sie z nią w jedność, ale następuje to daleko, daleko stąd, na lini horyzontu.
    Są chmury? ~ Owszem, cały ogrom. Przesłaniają mniej więcej połowę nieba.
    Jeśli tak, to jakie? ~ Szerokie, długia, ale niewysokie. Prześwituje przez nie błękit nieboskłonu.
    Jakiego koloru? ~ Białe, ale momentami szarawe. Jednak nie tak, jak chmury burzowe. Po prostu mają cień.
    Rzadkie czy takie kłębiaste? ~ Rzadkie. Stanowczo rzadkie.
    A widać słońce? ~ Owszem, widać je bez najmniejszego problemu.
    A może księżyc? ~ Nie, a szkoda.
    Są już gwiazdy? ~ Tych też jeszcze nie ma.
    Dużo ich? ~ To, co wyżej.
    25) Ale bezwzględnie ~ Nie zaczynamy zdania od "ale".
    26) Nie jest to problemem, ale czasem wolałabym ~ Powtórzenie "ale".
    27) Czuję ciężar palca na swoim nosie. ~ Części ciała z natury są swoje.
    28) rozpłakałam się. ~ Nie kończymy zdania za pomocą "się", bo to brzydko wygląda.
    29) Ale ja go kochałam i uparcie wierzyłam, że on też. ~ Nie zaczynamy tak zdania.

    No, bardzo mi się podobało: )

    Błędy: Nie umiem tego ocenić obiektywnie, bo w mej głowie ciągle coś krzyczy: Irlandia!!! UK!!! Angielski i kupa innych języków!!! Mimo to: Błędów było, jak na długość opowiadania, mało oraz były to szczegóły.
    8/10
    Całokształt: 10/10 Może i truizm, ale ani razu nie myślałem, jak to poprawić czy też o tym, że coś mi w jakikolwiek sposób nie gra.
    Pomysł: Nie wiem, ile dać: / 9/10 czy 10/10. Jedyny minus to truizm, ale jak mówiłem nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Jeżeli tak można, to 9.5/10 Jeżeli nie, to 9/10.

    Razem: 27.7/30 albo 27/30
    Strata: 2.5 albo 3
  • Majeczuunia 03.10.2015
    Łał, Sakaluś, ale kom! Właśnie mi przypomniałeś, że muszę ocenić bitwę pana Sebastiana XD
    No właśnie! Irlandia, Luksemburg i jeszcze coś innego, co mnie, brzydko mówiąc, wku*wia, bo z tego powodu mam błędy! Dammit!
    Dzięki za korektę i wszystko inne, a ja teraz spadam oceniać ostatnią Bitwę. Papatki :*
  • KarolaKorman 01.10.2015
    Błędy 10-10 /nic nie widziałam, bo płynęłam, a fala tekstu mnie zaślepiła/
    Pomysł 10-10
    Całokształt 10-10
    Ocena końcowa 30-30
    Mój tata zawsze mi mówi, że mam wszystko w jednym worku. Śmiech i płacz. Jeszcze się nie zdąży dowiedzieć czemu płaczę, a ja znów się śmieję.
    Tak właśnie widziałam Twój tekst. Jesteś mistrzem w wywoływaniu emocji. Czytając Twoje teksty można się śmiać, płakać, wzruszać, irytować i coś się jeszcze może przyplątać przy okazji, Jak tu, ta niepoprawna optymistka, która dodaje skrzydeł :)
    Piękna opowieść, napisana prostym językiem, ale niosąca tyle wrażeń, gratulacje :)
  • Niemampojecia96 01.10.2015
    Łoooł. Ciężko mi uwierzyć, że masz 13 lat jedynie o:

    ''a intonacja jej głosu przypomina tę, którą mówiły przedszkolanki do dzieci, które wolniej kolorowały albo rzucały plasteliną zamiast faktycznie coś z niej lepić.'' - bardzo fajne o:

    ''posłuchali by o ironii losu'' - posłuchaliby

    ''A jak pan Henio się uprze, to już nie ma przebacz.'' - sformułowanie ''nie ma przebacz'' nie pasuje, spieprza sens zdania.

    ''To przeznaczenie, jestem tego pewna.'' - nie bardzo widzę tu przeznaczenie xd

    ''Średnie czoło'' czo? co proszę xd? Średnie czoło? xd ŚREDNIE czoło? Średnie CZOŁO? czo, co? Ale jak to? Skala absurdalności rozwalona. Tylko jedna rzecz na tym portalu mogła równać się ze średnim czołem. Były to ''chłodne uszy'' w jakimś tekście.

    '' Jego włosy są gęste i miękkie. Śmieszy mnie to.'' - masz szczęście, mnie też śmieszą takie rzeczy, które innych nie śmieszą ; )

    ''Czasami mam wrażenie, że jest go za mało, że godziny upływają za szybko. Może być go mało, ale zawsze jest go dość.'' - To jak w końcu? Za mało? Mało? Dość?

    ''Ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej… Teraz jego serce bije dla mnie w ten sposób. '' - rozbawiło mnie to zdanie i rozłożyło na łopatki. Prawdopodobnie jestem nieczułą wiedźmą.
    ''Ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej… Teraz jego serce bije dla mnie w ten sposób. '' UMARŁAM. UMARŁAM XD

    Dobra, twoja poprawność ortograficzna: 10/10, interpunkcyjna: jest przerażająco nienaganna. 13 lat? Naprawdę? Winszuję. Szyk zdania prawie zawsze dość szykowny, winszuję. Czasem skala absurdalności idzie ci niebezpiecznie w górę, średnie czoło, ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej xd....

    13 lat, panie jezu, kiedy miałam 13 lat nie śniły mi się twe zdolności. W każdym razie pomysł jest tak dramatyczny, z cyklu oper mydlanych, telenoweli, jak Karol z Czasu Honoru w dupie masz wszelką prawdopodobność. Ojciec pod autobus, córka pod autobus, utrata wzroku, głosu, optymizm żelazny...

    Skłonności do bycia Ofelią (moim zdaniem) należy brać na smycz, ja też mam ciągoty do nieustannej dramy pisarskiej, ale tutaj porobiło się naprawdę zbyt nieprawdopodobnie.

    Błędy: 9/10 - zdarzają się nieścisłości logiczne. Ale naprawdę: winszuję ci. 13 lat...winszuję.
    Pomysł: 6.5/10 - jeśli miało być absurdalnie i zabawnie - było.
    Całokształt: 7/10
  • Slugalegionu 05.10.2015
    ''Średnie czoło'' czo? co proszę xd? Średnie czoło? xd ŚREDNIE czoło? Średnie CZOŁO? czo, co? Ale jak to? Skala absurdalności rozwalona. Tylko jedna rzecz na tym portalu mogła równać się ze średnim czołem. Były to ''chłodne uszy'' w jakimś tekście. ~ Nie. Tu faktycznie nie ma ani śladu śmiania się z Mai.

    '' Jego włosy są gęste i miękkie. Śmieszy mnie to.'' - masz szczęście, mnie też śmieszą takie rzeczy, które innych nie śmieszą ; ) ~ Opinia bohatera jest subiektywna, nie można jej negować w ten sposób.

    ''Czasami mam wrażenie, że jest go za mało, że godziny upływają za szybko. Może być go mało, ale zawsze jest go dość.'' - To jak w końcu? Za mało? Mało? Dość? ~ Krytyka od kogoś, kto absolutnie zawsze pisze jasno i klarownie oraz kogoś, kogo prac nie trzeba analizować na miliardy sposobów, aby natrafić na teorię oddaloną o mniej niż sto lat świetlnych od oryginału.

    ''Ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej… Teraz jego serce bije dla mnie w ten sposób. '' - rozbawiło mnie to zdanie i rozłożyło na łopatki. Prawdopodobnie jestem nieczułą wiedźmą. ~ Patrz do jedynki.

    W każdym razie pomysł jest tak dramatyczny, z cyklu oper mydlanych, telenoweli, jak Karol z Czasu Honoru w dupie masz wszelką prawdopodobność.''Ten piętnastoletni koleś z Korei Środkowej… Teraz jego serce bije dla mnie w ten sposób. '' UMARŁAM. UMARŁAM XD ~ I tu też nie ma nic do zarzucenia.
  • Majeczuunia 05.10.2015
    Nie wiem, czy to miała być ironia czy nie :)
    Ale cóż, ponieważ jestem "młoda i genialna" to z powodu tejże krytyki idę się wypłakać w poduszkę, pousuwać opowiadania i "odejść" xD
  • Slugalegionu 05.10.2015
    Sporo tu ironi, ale skierowanej do Niemampojęcia: ) Do Ciebie nic nie mam, masz tutaj definytywną rację, to może się nie podobać autorowi.
  • Majeczuunia 05.10.2015
    Ołgej :)
  • Numizmat 02.10.2015
    Fajnie wyszło z tymi różowymi okularami. Generalnie nie mam tu zbyt wiele do powiedzenia, bo z tekstem ciężko mi się utożsamić. Pozytywne nastawienie bohaterki bardzo przypadło mi jednak do gustu. Było też parę dziwnych momentów. Na przykład do tej pory nie wiem, czy to co pisałaś o "Korei Środkowej" to na serio? Mam nadzieję, że nie i był to jedynie sposób na dodanie lekkiego komizmu do opowiadania. Całość czytało się lekko i historia często poruszała za serce, ale moim zdaniem czegoś w niej jednak brakowało. Również cały motyw ze związkiem (bardzo słodkim tak btw) między 19 a 15 latkiem da się jakoś przeżyć. Zakończenie mogłoby być też nieco dłuższe

    BŁEDY: 9/10
    Pomysł: 6/10
    Całokształt: 8/10
    Całość: 23/30
  • Majeczuunia 02.10.2015
    Tak, Korea Środkowa to żart XD
    Zakończenie spieprzyłam, bo mama mi kazała komputer wyłączyć XD
    Dziękuję za oceny :)
  • Anonim 02.10.2015
    "mogłabym usłyszeć twoja grę już teraz. " - twoją
    błędy - 10/10, nie sądzę, by ten jeden mógł zaniżać skalę ;)
    Pomysł - 9/10 - takie cukierkowe to było, takie zbyt cukierkowe to było. Choć plusik za Koreańczyka. Nie wiem co mam więcej napisać o tym tekście, był taki no pozytywny, miły, smutny, dramatyczny. Czułam się tak jakbym oglądała cudowną cukierkową dramę, na której beczę i beczę, bo to takie "kawaii". Takie bardzo nieprawdopodobne - wielkie przeznaczenie budujące pomiędzy dwoma osobami o różnych niepełnosprawnościach, o różnym wieku, tak trochę zbyt nieprawdopodobne. Jak dla mnie za dużo słodkości, choć pomysł chwycił mnie za serce - skłamałabym jeśli powiedziałabym nie, nadal brakowało mi w nim poważnego akcentu, rzeczywistego akcentu
    Całokształt - 8/10
  • Majeczuunia 02.10.2015
    Koreańczyk, bo ostatnio zrobiłam sobie maraton dram (Maja, co ty robisz ze swoim życiem ;_;). Dziękuję za wytknięcie błędu :) I sama się zgadzam, że kilo cukru wsypałam, ale nic, trudno, wyszło jak miało wyjść XD
  • Ronja 03.10.2015
    Błędy 9,5/10 - Znalazłam kilka niedociągnięć, jedną literówkę : "tą laskę", "posłuchali by", " weschnięcie", " nastąpywały" (następowały), zaledwie dwa brakujące przecinki: "podchodzę uważnie macając laską każdy centymetr kwadratowy chodnika", "Błądząc w nieskończonych ciemnościach natrafiam na otwarte drzwi". Gratki!
    Pomysł 6,5/10 - Wieczna optymistka jako główna bohaterka - fajnie. Próba normalnego funkcjonowania z niepełnosprawnością - bardzo fajnie. Tylko, że w pewnym momencie historia zaczęła być mocno absurdalna. Ona, taka mocno trzymająca się tego szczęścia, chociaż ojciec umarł, sama oślepła całkiem niedawno, a jej luby traci zdolność mowy. Mało jest to realne, trochę dziwne dla mnie i niezrozumiałe. No ale może ona miała być dziwna właśnie i absurdalna. Może miała być przekoloryzowana, tylko po prostu ja tego nie poczułam. Brakowało mi także emocji między Oliwią a Koreańczykiem. Ona mówiła o tym uczuciu, myślała o nim, czytelnik wiedział, że ono tam jest, ale właściwie dlaczego? Chciałabym więcej emocji między nimi, tak jak zrobiłaś to w końcówce :).
    Całokształt 7/10 - zgrabnie i leciutko napisane opowiadanie, czytało się szybko i przyjemnie. Nie miałam przestojów, płynęłam przez tekst. Mimo wszystko, tak jak już wcześniej napisałam, zabrakło mi tu realności, emocji w relacji miłosnej i bardziej rozbudowanej fabuły.

    W sumie: 23/30
  • Błędy 7/10 - choć nie znalazłem zbyt wielu błędów jako takich (jakieś tam przecinki itd.) to jednak nie podoba mi się a) nawiasowanie niektórych części tekstu, ktoś tu już o tym pisał, b) pisanie wielkimi literami całych wyrazów, od wyróżnienia jest cudzysłów albo wykrzyknik etc.
    Pomysł 8/10 niewidomy bohater stwarza wiele okazji do motywującego, optymistycznego opowiadania, choć nie lubię klimatów azjatyckich :D Zauważyłem, że większość Twojej twórczości jest z nimi związana tak btw.
    Całokształt 6/10 ponieważ, w przeciwieństwie do KaroliKorman, nie miałem wrażenia "płynięcia" przez tekst, a wręcz przeciwnie. Jest jakaś akcja, później retrospekcja o lata wstecz, a potem "miesiąc później" i dwa czy trzy razy musiałem się cofać, zaczynać od początku. Używanie czasu teraźniejszego może być niezłe i jest to jedna z możliwości opowiadania ale wydaje mi się, że lepiej by było, gdybyś tego nie robiła bo momentami się gubiłem (i zapewne Ty także)
    21/30 mi wyszło, mam nadzieję, że Cię nie uraziłem. Jeśli faktycznie masz 13 lat to... to jesteś genialna ;)
    Pozdrawiam!
  • Majeczuunia 03.10.2015
    Coś ty, żadnej urazy XD
    Niestety, Opowi zatrzymało się w Epoce Kamienia Łupanego i nie zna takich wygód jak kursywa, którą wyróżniałabym części tekstu.
    Wręcz przeciwnie, ja się gubię w czasie przeszłym, teraźniejszy jest dla mnie lepszy XD
    I tak, mam trzynaście lat XD
  • Majeczuunia zatem masz całe życie na doprowadzenie swojego niewątpliwie wielkiego talentu do perfekcji. Sądzę, że skoro już teraz cieszysz się taką popularnością na opowi, to za parę lat możemy o Tobie usłyszeć w wielu innych miejscach. Nie żebym ja był jakoś bardzo stary, też jestem dość młodym debiutantem ;) Powodzenia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania