Chyba nie wszystko w moim życiu rozumiem....(4)

Droga do szkoły nie była długa, kilka minut i już byłam na miejscu. Przez cały czas, który spędziłam w autobusie, myślałam tylko o tym jak to dzisiaj będzie. Im bliżej byłam szkoły, tym bardziej się stresowałam i bolał mnie brzuch.

Wysiadłam z autobusu i od razu zobaczyłam szkołę. Nie była duża, zrobiona z czerwonej cegły.

Przeszłam na drugą stronę ulicy i weszłam przez bramę. Na boisku szkolnym było już dużo ludzi. Większość siedziała na murku, także zrobionym z czerwonej cegły, który znajdował się po prawej stronie na końcu boiska.

Gdy zmierzałam w stronę wejścia miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, jak na przybysza z innej planety, choć pewnie patrzało na mnie tylko kilka osób. Jednak czułam się tak jakbym przyciągała wzrok całej szkoły, a także tak jakbym świeciła jaskrawym światłem i strasznie rzucała się w oczy.

Dotarłam wreszcie do drzwi i ucieszyłam się, że w końcu mogę się schować przed spojrzeniami uczniów. Jednak po chwili koło mnie przeszedł chłopak, na oko rok młodszy ode mnie i ubrany w dresy. Z wyglądu ogólnie nieciekawy, w każdym bądź razie przeszedł koło mnie i gdy mnie mijał śledził mnie wzrokiem, a wyglądało to co najmniej tak jakby miał sobie zaraz złamać kark.

Weszłam po schodach na piętro i zauważyłam plan szkoły, dyskretnie cyknęłam zdjęcie i poszłam dalej.

Gdy tata zapisywał mnie do szkoły, dostał wszystkie informacje na temat tego w jakiej jestem klasie, a także wydrukowany plan lekcji z dopisanymi ręcznie numerami klas. Tak więc posługując się planem lekcji i rozkładem szkoły doszłam do klasy gdzie miałam mieć pierwszą lekcję.

Pod klasą nikogo jeszcze nie było. Pewnie wszyscy siedzą na dworze, a ja jako jedyna, w taką piękna pogodę siedziałam w środku. No ale w sumie, to gdzie miałam być? Na dwór nie pójdę, z dwóch prostych powodów, a przynajmniej dla mnie prostych, a mianowicie nie chciałam rzucać się zbytnio w oczy i nie znałam nikogo z kim mogłabym tam posiedzieć. Nie chciałam także przejść się po szkole z obawy, że jeszcze się pogubię i nie trawię do klasy na czas.

Po pewnym czasie do szkoły zaczęli się już wszyscy schodzić. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że za cztery minuty jest dzwonek na lekcje. Przez cały czas, który tu spędziłam, zdołałam się uspokoić i opanować zdenerwowanie, ale w tym momencie wróciło ze zdwojoną siłą. Zaczęłam miarowo oddychać, by się opanować.

Zadzwonił dzwonek i w tym samym momencie pod klasę podeszło mnóstwo ludzi. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Myślę, że słyszeli o tym, że dołączy do nich ktoś nowy. Widać było, że na podstawie wyglądu, próbują wyrobić sobie opinię na mój temat. Zachodziłam w głowę, do jakiego wniosku doszli. Niebawem się o tym dowiem.

Na korytarz weszła nauczycielka, a na jej widok opadła mi szczęka, nie dosłownie oczywiście, nieźle bym się zbłaźniła, gdyby tak było. W każdym bądź razie owa nauczycielka była, no cóż, duża. Nie bardzo wiem jakiego określenia użyć. Po prostu była duża, nogi, ręce, buzia, wszystko było duże. Jednak to nie to, co mnie tak bardzo zdziwiło. Kobieta szła na szpilkach, cienkich. Tak szczerze mówiąc, to w ogóle nie umiała w nich chodzić, szła chwiejnym krokiem.

Z tych obserwacji wyrwał mnie cichy śmiech dziewczyn, które stały w kącie korytarza. Ewidentnie było widać, że śmieją się z nauczycielki, patrzały się prosto na nią, a ona na nich, jednak ta nic sobie z tego nie robiła. Podeszła do drzwi, otworzyła je i wpuściła uczniów do klasy. Ja oczywiście weszłam do sali na samym końcu, aby czasem komuś nie zabrać miejsca i nie musieć się tłumaczyć, dlaczego usiadłam tam, a nie gdzie indziej.

Gdy weszłam, wszyscy już siedzieli na swoich miejscach, a ja zrobiłam szybkie rozeznanie w terenie i podeszłam do jednej z wolnych ławek na samym końcu. Znowu miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, ale schyliłam głowę w dół i schowałam ją we włosy.

Lekcja zaczęła się od sprawdzania obecności. Obawiałam się, że będę musiała wyjść na środek i powiedzieć coś o sobie, gdyż jak na złość była to godzina wychowawcza. Nauczycielka doszła do mojego nazwiska i powiedziała, że mam wstać.

- Witam – zwróciła się do mnie przyjaźnie, co trochę mnie podbudowało. – Nazywasz się Mia Sokolska, tak? – zapytała, a ja tylko przytaknęłam. – Może powiedziałabyś nam coś o sobie? – zaproponowała jakby z nadzieją.

W tym momencie nogi się pode mną ugięły, ale dzielnie się na nich dalej trzymałam. Wyprostowałam się i powiedziałam:

- Tak, jestem Mia i mogę powiedzieć coś o sobie. – odparłam zestresowana.

- To w takim razie wyjdź na środek, tak żeby każdy mógł cię zobaczyć.

Wyszłam z ławki i podeszłam do tablicy, szłam w pełnym skupieniu, aby się nie wywrócić o czyjś plecak.

Udało mi się szczęśliwie dotrzeć na środek.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania