Chyba nie wszystko w moim życiu rozumiem.... (2)

Rozdział 2

 

Gdy skończyłam malować obraz było już późno. Byłam z niego zadowolona. Obraz głównie składał się z zielonych i brązowych kolorów. Las, który stworzyłam zajmował całą płachtę. Pomiędzy drzewami znajdowała się mała sarenka.

Zeszłam na dół do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Tata już spał. W całym domu panowała ciemność i kompletna cisza. Podeszłam do lodówki i spostrzegłam, że leżą tam jeszcze dwa kawałki pizzy, które zostały z obiadu i nic poza tym. Wyciągnęłam talerzyk, na którym leżały i włożyłam do mikrofalówki.

Zjadłam szybko kolację, poszłam do łazienki wziąć prysznic. Był to szybki, ale i odprężający prysznic. Z żalem wyszłam z łazienki i poszłam spać.

 

 

Obudziłam się rano potrząsana za ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tatę zwisającego nade mną.

- Witaj – powiedział z uśmiechem. – Wstawaj już. Poszedłem rano po coś na śniadanie. Zaplanowałem na dzisiaj małą wycieczkę zapoznawczą, więc wstań już i zejdź na dół. Czekam na ciebie – skończył mówić i puścił mi oczko.

- Która godzina? – zapytałam.

- Dochodzi jedenasta – odpowiedział i wyszedł z pokoju z uśmiechem na ustach.

Wyszłam z łóżka i wyciągnęłam z szafy pierwsze ubrania jakie mi się nawinęły.

Gdy weszłam do kuchni, tata siedział już przy stole i czekał na mnie. Podeszłam do stołu i usiadłam naprzeciwko taty.

- Wyspana? – zapytał.

- Tak, a ty?

- Też. – odpowiedział. – Smacznego.

- To co na dzisiaj zaplanowałeś? – zapytałam zaciekawiona.

- Pojedziemy zwiedzić miasto, zobaczyć co jak wygląda i przy okazji kupić coś do jedzenia, bo jest pusta lodówka. – powiedział. – W końcu jak już tu zaczęliśmy mieszkać, to trzeba to kiedyś zrobić.

- Oczywiście – odpowiedziałam.

- Pomyślałem także, że dobrze by było, gdybym ci pokazał gdzie znajduje się twoja szkoła.

- Bardzo dobry pomysł – uśmiechnęłam się do niego.

Posprzątałam po śniadaniu i poszłam do łazienki, by wyszykować się do wyjścia. Zapowiadał się ciekawy dzień, cały w towarzystwie taty, zresztą jak każdy inny. Jednak mimo to, nie miałam go dosyć, wręcz przeciwnie, uwielbiałam jego towarzystwo.

Zeszłam na dół. Tata już tam na mnie czekał gotowy do wyjścia. Założyłam buty i wyszliśmy na dwór. Samochód stał przed garażem.

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę centrum. Do miasta było około dziesięć minut drogi. Tata zaparkował przed jakimś małym, nawet ładnym parkiem.

- No, to gdzie chcesz iść najpierw? – zapytał uradowany. – Może do jakiegoś sklepu z ubraniami, czy coś w tym stylu.

Popatrzałam na niego z kwaśną miną.

- No co? – zaśmiał się.

- Przecież wiesz, że chodzę tam tylko w ostateczności – odparłam.

- No tak, zapomniałem. To gdzie idziemy?

- Hmm… Może na początek pójdziemy do tego parku? Chciałabym go zobaczyć. Wygląda ciekawie. Potem możemy się przejść po mieście i zobaczyć co gdzie jest.

- Może być – powiedział. – To chodźmy.

W parku było bardzo dużo ludzi. W końcu co się dziwić jest ładna, słoneczna pogoda, idealna na takie wyjście.

Przeszliśmy cały park dookoła. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo był niewielki, kilka ławeczek, skwerek na środku i kilka kamiennych dróżek.

Wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się do miasta. Wydaje mi się, że nie można tego nazwać miastem, bardziej odpowiednim określeniem byłoby miasteczko. Mianowicie było tam tylko kilka sklepów, takich najpotrzebniejszych, na przykład sklep spożywczy, kilka butików i mały targ. Ogólnie rzecz biorąc niezbyt dobrze wyposażone te miasteczko. W końcu co się dziwić, jesteśmy na obrzeżach miasta. Jest to jakieś mało znane miasteczko, nawet nie pamiętam jak się nazywa. Chyba jest to Skarbniec, ale nie jestem pewna, dość dziwnie to brzmi… Wiem tylko, że jest to jakaś wieś kilometr od Krakowa. No cóż, w każdym bądź razie, aby jechać na większe zakupy, to trzeba się wybrać do Krakowa.

Weszliśmy do najbliższego sklepu spożywczego i rozdzieliliśmy się z tatą. Zawsze tak robimy, tak jest po prostu szybciej. Ja poszłam po pieczywo i produkty do obiadu, a tata po inne potrzebne rzeczy.

Podchodziłam właśnie do półki z pieczywem, gdy się zderzyłam z jakimś wielkim chłopakiem. Gdyby mnie nie chwycił za rękę poleciałabym do tyłu.

- O matko! Ale ze mnie łamaga… - powiedziałam. - Przepraszam cię bardzo.

- Nic nie szkodzi, każdemu się zdarza – powiedział i puścił do mnie oczko. Chłopak był wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia pięć centymetrów, dlatego musiałam się trochę od niego odsunąć, żeby nie odchylać głowy do tyłu jak kretynka i w miarę możliwości normalnie na niego patrzeć. Gdy wreszcie mogłam na niego spojrzeć z innej perspektywy niż z dołu, to muszę przyznać, że był on nawet całkiem przystojny. Ciemna karnacja, chyba brązowe oczy, mocno zarysowane kości policzkowe. Miał na sobie zwykłe szare dżinsy i koszulę w kratę.

- No może i tak – powiedziałam zawstydzona swoją niezdarnością. – W każdym bądź razie przepraszam.

- Jestem Klaudiusz – wyciągnął do mnie rękę, wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha. – Jeszcze cię tu nie widziałem. Dopiero się wprowadziłaś, czy jesteś tu tylko przejazdem?

- Wow, to te miasteczko jest aż tak małe, że się tu wszyscy znają? – zapytałam zaskoczona. -- I tak, dopiero się tu wprowadziłam.

- Nie aż tak, że wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, ale na tyle, by znać każdego z widzenia – powiedział śmiejąc się z mojego zaskoczenia. – Pewnie się wprowadziłaś do tego domu pod lasem, prawda?

- Taaak… a skąd wiesz? – zapytałam zdziwiona faktem, że o tym wie.

- Ponieważ o ile mi dobrze wiadomo, to tylko ten dom był teraz na sprzedaż – odparł.

- Ahaaa… To miasto jest naprawdę małe.

Klaudiusz zaczął się ze mnie śmiać.

- Widzę, że masz dzięki mnie dobry humor – zauważyłam.

- Nie da się nie śmiać przy tobie – powiedział wciąż roześmiany.

- A to dlaczego? – zapytałam.

- No wiesz, fakt, że nawet nie wiesz gdzie się przeprowadziłaś już jest dość zabawny, a kolejną rzeczą, która mnie tak w tobie śmieszy, to twoja sposobność do przeciągania samogłosek – powiedział uradowany.

- To fajnie, że cię śmieszę – powiedziałam z udawaną urazą, co go jeszcze bardziej rozśmieszyło. Facet ma bardzo duże poczucie humoru, pomyślałam. – Wiesz, muszę już iść. Przyszłam tu na szybkie zakupy, a tymczasem stoję tu i rozmawiam z tobą – oznajmiłam.

- Ok., a mogę ci towarzyszyć? – zapytał, wydaję mi się, że z nadzieją w głosie.

- Jeżeli chcesz, to proszę bardzo. Nie krępuj się. Chętnie zrobię zakupy w twoim towarzystwie – powiedziałam uradowana. Polubiłam tego chłopaka, kto wie, może nasza znajomość wyjdzie poza ten sklep...

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • BreezyLove 08.04.2015
    Podoba mi się ;) czytało się przyjemnie ;) ode mnie 4
  • Prue 08.04.2015
    Niby wszystko gra w opowiadaniu, ale na razie jakoś mnie nie wciągnęło. Dam 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania