Duch o pięknych, zielonych oczach... cz.4
Jak ja mogłam popełnić taki błąd? Jak ja mogłam pozwolić na to, by znów trafić, do tego samego, nudnego świata? Jak w ogóle byłam w stanie, zadawać sobie tak absurdalne pytania?! Byłam w końcu wolna, bezpieczna... W hotelu z Olgą. Tak jak dawniej, a jednak inaczej. Wcześniej czułam się tu dobrze, na swoim miejscu. Teraz, odczuwam brak. Tylko czego? Niewoli? Towarzystwa mordercy? Nie dość, że nie rozumiałam siebie, musiałam jeszcze wytłumaczyć Oldze, moją kilkudniową nieobecność:
- Boże, Marika! Modliłam się każdej nocy, by cię znaleźli! Jak ja się cieszę, że nic ci nie jest!- Gdy usłyszałam słowo ,,nocy'', z pozoru nieodległe wspomnienia, odżyły na nowo, zasiewając w sercu ból, a w oczach, kolejne, można nawet stwierdzić- monotonne łzy...
- Dlaczego płaczesz? Gdzie byłaś? Opowiadaj! Tu już nic ci nie grozi!- Na początku miałam inną wymówkę, ale chcąc wykorzystać mój obecny, depresyjny stan, wymyśliłam nową, mając nadzieję, że Olga będzie skłonna w nią uwierzyć:
- Ja... Gdy szłam wtedy tą ulicą... Ktoś mnie za sobą pociągnął. Chciałam się wyrwać, ale był silniejszy. To był jakiś psychopata, kazał mi ubrać tę suknię, ale nic mi nie zrobił. Siedziałam tylko w jego domu, a po kilku dniach, mnie wypuścił, jakby nigdy nic się nie zdarzyło...
- Boże! Wiesz gdzie jest ten jego dom?
- Nie. Miałam zasłonięte oczy.
- Trzeba dzwonić po policję! Co, jeśli skrzywdi też kogoś innego?
Starałam się jak mogłam, by wybić jej ten pomysł z głowy. Niestety, nie miałam na to ani dość sił, ani chęci, więc zgodziłam się na to, by policja szukała kogoś, kto nawet nie istnieje...
Kolejne dni moich wakacji, ciągnęły się bardziej, niż wykłady na studiach. Nie chodziłam smutna, raczej zadumana, nieobecna, przepełniona melanholią. Oldze nieukrycie to przeszkadzało, a ja powoli nie mogłam jej znieść. Od czasu tamtego zdarzenia, zachowywała się, jak moja matka- chodziła za mną, kontrolowała, cały czas pytała o nastrój... To było nie do zniesienia! Jedyną wolną chwilą, jaką udawało mi się łapać, była chwila spędzana pod prysznicem. Poświęcałam ją najczęściej na przemyślenia, tak też było i dzisiaj: ,, Dlaczego cały czas odczuwam tą wkurzającą pustkę? Czy tak będzie przez całe życie? Jeśli tak, wolałabym tam zostać... To znaczy, nie! Nie wiem...''- z każdym przemyśleniem słowo,, nie wiem'' przeistaczało się w ,, może'', ,, dlaczego nie? '', aż w końcu, przyznałam się, że bez Leona nie mogę żyć! Gdybym temu zaprzeczyła, po prostu bym skłamała. Uwielbiałam jego śmiech, sposób mówienia, tajemniczość... ,,Tego ranka do niego wrucę! ''- jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Biegłam cała w skowronkach, wyobrażając sobie nasze przywitanie. Czy mnie przytuli? Może pocałuje? Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy zobaczyłam, co się tam wyprawia...:
- Proszę, książę! To tylko dziecko! Nikomu nie powie! A nawe jeśli, nikt mu i tak nie uwierzy!- Lora próbowała rozpaczliwie przekonać Leona, by nie... No właśnie? Co on chciał zrobić? Co chciał zrobić z małym, dziesięcioletnim chłopczykiem? Mimo iż mój wzrok, widział sztylet, skierowany w stronę dziecka, nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Zostawiłam tu ukochanego... Myślałam, że się zmienił, że zmienił się dla mnie, przeze mnie... Pożałuje tego, że mnie zranił! Nie wiem co mu zrobię, ale co najmniej rozszarpię na kawałki! I on mnie kocha?! Zdrajca!
- Zostaw go Leon! - Trzy pary oczu, skierowały się w moją stronę. W jednych widziałam wdzięczność, w drugich zaskoczenie, a w trzecich, nieposkromiony wstyd...
Komentarze (13)
Część ciężko mi ocenić. Podobała mi się, ale za mało się działo, ale to tylko moje zdanie. Co nie zmienia faktu, że całość jest dobra i gdy już skończyć to na pewno będzie wspaniale. :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania