Dziewczyna od duchów, 1. Klara

„Granica dwóch światów pozostawi na jej duszy ślad.”

 

Szarpnęłam mocno klamkę, ale drzwi za nic w świecie nie chciały ustąpić. Kopnęłam w nie, czując narastającą rozpacz i irytację. Łzy napłynęły mi do oczu i z pulsującym bólem w stopie osunęłam się na zimną posadzkę.

W ciemnym kącie pokoju ktoś się poruszył. Otarłam szybko oczy i popatrzyłam w tamtą stronę. To był on. Skrywał się tam i czekał, aż opadnę z sił. Wtedy wreszcie będzie mógł mnie dopaść i zrobić ze mną, co tylko będzie chciał.

Podniosłam się powoli, nieco chwiejnie. Wtedy usłyszałam jakiś stłumiony dźwięk, jakby szczekanie psa. To brzmienie stopniowo narastało, jakby jego źródło znajdowało się tuż obok mnie.

Otworzyłam oczy. Z cudownym uczuciem ulgi stwierdziłam, że znajduję się w swoim łóżku. Mój psiak, Fistaszek, wskoczył na posłanie i na dzień dobry usiłował mnie polizać po twarzy.

Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go jasnobrązowym łebku.

- Dzięki, piesku – powiedziałam.

Wątpiłam, by rozumiał moje słowa, aczkolwiek byłam mu bardzo wdzięczna za to, że obudził mnie z tego okropnego koszmaru. Odgarnęłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Rzuciłam okiem na zegarek na szafce nocnej: dochodziło wpół do ósmej. Przeciągając się jak kot, podniosłam się i rozruszałam co nieco.

Wtem Fistaszek zaczął ujadać. Uciszyłam go komendą „Spokój!”, co dało efekt na jakąś minutę. Potem psiak dalej robił swoje.

Bałam się, że jego szczekanie może obudzić Rafała, mojego ojczyma, który spał za ścianą. Fistaszek był stosunkowo małym kundelkiem, dorównywającym wielkością dorosłemu kocurowi, jednak głos miał naprawdę donośny.

Nagle poczułam na ramionach lodowaty dotyk. Wzdrygnęłam się i obejrzałam przez ramię, jakbym oczekiwała, że ktoś stoi za moimi plecami. Mój pupil zaskowyczał, jakby ktoś nadepnął mu na ogon i zaczął drapać drzwi.

Weronika? Co się tam dzieje? - usłyszałam dochodzący z korytarza głos mojego ojczyma Rafała.

Skrzywiłam się. Nie tak miał wyglądać sobotni poranek. Otworzyłam drzwi swojego pokoju i stanął przede mną Rafał w piżamie, z rozczochranymi włosami. Mój psiak, korzystając z okazji, uciekł, zapewne na dół.

- Przepraszam, nie chciałam, by Fistaszek cię obudził – powiedziałam.

Ojczym machnął ręką i ziewnął przeciągle.

- Gdyby nie zrobił tego on, na pewno babcia Mania by mnie obudziła – odparł i uśmiechnął się do mnie.

Odwzajemniłam uśmiech. Mój ojczym miał czterdzieści trzy lata; wychowywał mnie, odkąd odkąd skończyłam trzy latka. Rafał był niewiele wyższy ode mnie, miał szare oczy i serdeczny uśmiech. Bywał uparty, podobnie jak ja, więc często zdarzały się sytuacje, w których dochodziło między nami do kłótni. Mimo tego, kochałam mojego ojczyma.

- Wywołałeś wilka z lasu – szepnęłam do niego, widząc babcię wchodzącą powoli na szczyt schodów.

Kiedy nas dostrzegła, jej pomarszczona twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. Babcia Mania, mama Rafała, tydzień temu temu obchodziła swoje sześćdziesiąte ósme urodziny. Jej znakiem rozpoznawczym były bystre, niebieskie oczy i pozytywne podejście do życia. Nigdy nie słyszałam, by babcia na cokolwiek narzekała.

- Już miałam was budzić – zaszczebiotała wesoło. - Co to za zwyczaje, by w weekend spać do ósmej!

Wymieniłam z Rafałem porozumiewawcze spojrzenia. Babcia Mania wychowywała się na wsi i doskonale wiedziała, co oznacza ciężka praca. Nawet w soboty musiała się zrywać z samego rana, by pomóc rodzicom w gospodarstwie.

- Chodźcie na śniadanie – poprosiła, mrugając do nas.

Była sobota, dzień wolny od szkoły, więc mogłam sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Wsunęłam kapcie, narzuciłam na siebie niebieski szlafrok i zeszłam powoli na dół, wprost do kuchni. Zaburczało mi w brzuchu, kiedy poczułam apetyczny zapach jajecznicy na maśle. Usiadłam przy stole tuż obok Rafała, który już pałaszował swoją porcję.

- Co zrobiłaś Fistaszkowi? - zapytała mnie babcia, na co ja wzruszyłam ramionami.

Nie miałam pojęcia, co mogło go tak wystraszyć i szczerze mówiąc, chwilowo mnie to nie obchodziło.

- Psinka trzęsie się tak, jakby ducha zobaczyła – powiedziała Mania.

W tym momencie poczułam dziwne mrowienie na skórze pod bransoletką z pereł ze złotym piórkiem. Zmarszczyłam brwi.

Ta bransoletka była prezentem od anonimowego darczyńcy na moje szesnaste urodziny. Kiedy trzydziestego pierwszego października dostałam paczkę zaadresowaną do mnie, nie mogłam się powstrzymać, by jej nie otworzyć. Nadawcy nie było, ale jakoś nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń.

Gdybym wiedziała, co się stanie, nigdy bym nie włożyła tej przeklętej bransoletki. Babci i Rafałowi wmówiłam, że tak mi się ona spodobała, że nie chcę się z nią rozstawać, aczkolwiek prawda była zgoła inna: ja po prostu nie mogłam jej ściągnąć.

Za każdym razem, kiedy próbowałam ją zdjąć, moje ciało przeszywał prąd. Jakby bransoletka broniła się przed tym, co chciałam zrobić. To było co najmniej dziwne, ale nie mogłam nic na to poradzić.

 

***

Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju. Rzuciła mi się w oczy jedna rzecz: wszystkie kwiaty stojące na parapecie były poprzewracane. Ruszyłam w stronę okna, kiedy usłyszałam za sobą dziewczęcy głos:

- Ładnie się tu urządziłaś.

Cudem udało mi się nie wrzasnąć, a serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Odwróciłam się powoli.

W kącie pokoju stała dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Mogła być nieco wyższa ode mnie i była posiadaczką zielonych oczu oraz wysokich kości policzkowych. Jej ciemne włosy zostały upięte w koka. Nieznajoma miała na sobie jasną, lnianą koszulę i długą spódnicę sięgającą ziemi.

- Kim jesteś? - zapytałam automatycznie. - Co robisz w moim pokoju?

- Mam na imię Klara – przedstawiła się i lekko dygnęła.

Uniosłam brew, widząc to, ale powstrzymałam się od jakiegokolwiek komentarza na ten temat.

- Jestem duchem – mówiła. - Wędruję po ziemi i szukam kogoś, kto pomoże mi odejść.

Nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Klara, widząc moją reakcję, zmarszczyła brwi i zrobiła niezadowoloną minę.

- Nie wierzysz mi? - spytała. - W takim razie udowodnię ci, że mówię prawdę. Rzuć czymś we mnie.

Zdziwiłam się.

- Niby po co?

- Zrób to – odparła władczym tonem Klara.

Zirytowałam się. Nie lubiłam, gdy ktoś mi rozkazywał. Chwyciłam poduszkę leżącą na łóżku i cisnęłam nią w Klarę. Stało się coś dziwnego: przedmiot który powinien odbić się od dziewczyny, przeleciał przez nią, jakby ona w ogóle nie istniała.

Wytrzeszczyłam oczy. Powoli docierała do mnie prawda. W moim pokoju był duch! Chciałam rzucić się do ucieczki i zacząć krzyczeć, ale Klara, jakby przeczuwając co chcę zrobić, powiedziała:

- Nie zrobię ci nic złego. Potrzebuję tylko twojej pomocy, by trafić wreszcie do zaświatów.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Katerina 26.03.2015
    Bardzo dobre opowoadanie. Lekkie i przyjemne. W sam raz po ciężkim dniu w szkole ( klasa maturalna jest straszna). :) 5
  • NataliaO 26.03.2015
    W ogóle Wolfie ma fajne i lekkie opowiadania. Do tego przyjemna treść. 5:)
    Oj, pamiętam klasę maturalną współczuję Katerina. Jest pewnie co powtarzać i czego się uczyć.
  • Prue 27.03.2015
    Bardzo przyjemnie mnie zaskoczyło opowiadanie. Czytało się świetnie, lekko i przyjemnie. Dam 4
  • Redfiled 28.04.2015
    daję 4 ponieważ nie zaznajomiłem się jeszcze z 2 częścią. Zobaczymy co dalej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania