Poprzednie częściElizabeth - Rozdział 1

Elizabeth - Rozdział 3

Zamrugałam. Otworzyłam oczy i ściągnęłam brwi. Musiałam zasnąć, co jest całkiem dziwne, bo było tak zimno. A jak jest zimno, to nigdy nie potrafię zasnąć. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Gdzie ja jestem? Ciemne barwy ściany i pościeli trochę mnie zaniepokoiły. A czerwone dodatki tylko spotęgowały to uczucie, bo chociaż wystrój wnętrza wyglądał całkiem ciekawie i wszystko do siebie pasowało, to przez krótką chwilę miałam nienajlepsze spojrzenia z tymi kolorami. Taki mroczny klimat. Tylko gdzie ja jestem? Czy ktokolwiek w miasteczku ma taki pokój? Całkiem banalne pytanie. Musi. Inaczej przeniosłam się do piekła, do nieba by mnie nie przyjęli.

 

Nie wiem jak długo przyglądałam się temu wszystkiemu, ale postanowiłam wstać. Musiałam się zorientować gdzie jestem i jak stąd dojść do mojego domu. A no i która jest godzina. Mama już pewnie wykopała dół albo założyła kraty w oknach piwnicy. Albo to i to.

 

Dotknęłam nogami chłodej posadzki i wzdrygnęłam się. Schowałam je z powrotem pod pierzynę, uznając, że wcale nie muszę się nigdzie ruszać. Osoba, dzięki której tutaj byłam, z pewnością o mnie nie zapomni i wkrótce się pojawi. A tymczasem ja mogę się ogrzać i znaleźć odpowiednią wymówkę dla mamy. Może pozwoli mi powiedzieć ostanie zdanie, nim wrzuci mnie do dołku w ziemi i weźmie pod uwagę, że jestem jej córką, jakby nie patrzeć. Bo co jak co, ale umierać to ja nie chciałam.

 

Westchnęłam, rozważając czy dłuższe czekanie ma jakikolwiek sens. Bardzo mi się nudziło. Ale za to przyzwyczaiłam się do tych kolorów i próbowałam w wyobraźni odpowiednio przemalować swój pokój tak, by wyglądał choć w połowie jak ten i sprawiał wrażenie tajemniczego, mrocznego, nieco niepokojącego klimatu. Bez skutku. Między tym pokojem a moim był zbyt duży kontrast, wynikający z pastelowego, jasnoróżowego koloru, jaki miałam. Tak, od piętnastu lat go nie zmieniłam, bo nigdy nie miałam na to czasu. Ani właściwie pomysłu.

 

W momencie, kiedy wpatrywałam się w sufit, usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Podniosłam wzrok i na moment wszystko się zatrzymało. Włącznie z czasem i moim oddechem. W drzwiach stał młody chłopak o czarnych włosach i jasno błękitnych oczach, które właśnie skanowały moją osobę. Kolor oczu, podobnie jak blada cera, kontrastował z ciemną czupryną.

 

- Jak się czujesz? - zapytał, podchodząc bliżej.

 

- Dobrze - odparłam niepewnie. - Kim jesteś?

 

Brunet uśmiechnął się. Usiadłam, opierając się plecami o ścianę i popatrzyłam na niego.

 

 - Aleksander - przedstawił się. - Powiesz mi jak masz na imię? - Spojrzał na mnie przenikliwie, a ja poczułam, jak serce zaczyna szybciej mi bić.

 

- Lizzie - odparłam.

 

- Więc Lizzie - zaczął - co cię do mnie sprowadza?

 

Uniosłam brew, patrząc na niego z zaskoczeniem. Przecież ja tutaj nie przyszłam, nie miałam pojęcia gdzie jestem i kim jest ten chłopak.

 

- Ja ... ja tutaj nie przychodziłam. - Aleksander spojrzał na mnie z powątpieniem, ale kiedy nie odezwałam się więcej, westchnął i wstał.

 

- Weszłaś do lasu. I byłaś w nim nadal, kiedy tamtędy przechodziłem. A na pewno wiesz, że ten teren nie należy ani do ciebie, ani do żadnego innego mieszkańca miasta.

 

Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie potrafiłam wydusić żadnego słowa, kiedy tak na mnie patrzył. Uważnie, z takim błyskiem w oku, który mnie niepokoił. Przełknęłam gulę w gardle i wzięłam głębszy oddech.

 

- Do kogo więc należy? I dlaczego ... dlaczego nie można tam chodzić? - zapytałam.

 

- Do mojego ojca. Masz szczęście, że to nie on ciebie znalazł.

 

- Dlaczego?

 

- Zadajesz strasznie dużo pytań - westchnęł Aleksander - ale ci odpowiem. Gdyby to on cię znalazł, byłoby bardzo nieprzyjemnie.

 

- A co to znaczy? - Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, czego to się może tyczyć. W gruncie rzeczy nie zrobiłam nic złego, więc nie rozumiem o co to całe zamieszanie.

 

- Mój ojciec jest ... dosyć specyficzny, ale ma zasady, do których trzeba się stosować. W innym wypadku można tego gorzko żałować. Szczególnie tyczy się to ciebie.

 

Zerknęłam na niego tylko na krótką chwilę, ale to wystarczyło, żebym dostrzegła niebezpieczny błysk w oku, który mnie przeraził ...

Następne częściElizabeth - Rozdział 4

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania