Poprzednie częściGin - Ostatni prawdziwy mag cz.1

Gin - Ostatni prawdziwy mag cz.2

Tomek jeszcze do niedawna wiódł normalne życie. Chodził do szkoły miał dziewczynę. Wszystko układało się po jego myśli, aż do momentu, kiedy przez przypadek nie użył magii. Rodzice, którzy od lat ukrywali, że ich syn jest magiem, zmuszeni zostali do wysłania Tomka do specjalnej szkoły dla magów. Wiązało się to z brakiem jakichkolwiek perspektyw na przyszłość. Kariera lekarza, która jeszcze niedawno stała przed nim otworem, teraz wydawała się czymś nieosiągalnym. Większość magów miała problemy, zarówno zdrowotne jak i umysłowe. Współczesna medycyna nie znała jednak sposobu, na przywrócenie magów do normalności, tak więc traktowano ich jak ludzi niepełnosprawnych umysłowo i trzymano w zamkniętych placówkach. Dzięki wpływom ojca, Tomek nie musiał mieszkać w internacie jak inni magowie, lecz przebywał w jednym z mieszkań należących do rodziny. Tego dnia wracając ze szkoły do domu rozmyślał nad tym, jak to by było, gdyby jego przyjaciel nie odkrył, że Tomek potrafi używać magii. Chociaż Rafał przysięgał, że nikomu nie powiedział, był jedyną osobą, która o tym wiedziała. Tak pogrążony w myślach, skręcił w boczną alejkę, by skrócić swoją drogę. Nie zauważył, jednak paru osób opartych o ścianę. Nagle paru rosłych wyrostków wyszło z cienia. Tomek chciał zawrócić, ale zobaczył że przy wyjściu z alejki stoi jeszcze dwóch. Tomek starał się zasłonić plakietkę, który każdy mag był zobowiązany nosić.

- Proszę, proszę trafił nam się młody czarodziej. Mamy dzisiaj szczęście, co Greg.

- Kurwa, Jacek mordo, w końcu można się wyszaleć. - powiedział chłopak nazwany Gregiem bawiąc się składanym nożem.

Tomek poczuł nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Czytał o magach potrafiących przywoływać meteory z nieba i przenosić góry. Wiedział jednak, że to czysta fikcja. Magowie mogli co najwyżej wyczarować płomień, lub mały podmuch wiatru. Nie miał jak się bronić, a nawet jak by krzyczał o pomoc nikt by nie przyszedł. Ogólna niechęć do magów sprawiała, że byli niewidoczni dla innych ludzi.

- Dobra młody. Oddawaj wszystko co masz to może nie zrobimy ci krzywdy. - powiedział Jacek, który był najwyraźniej przywódcą bandy.

Tomek już sięgał do kieszeni, gdy nagle usłyszał dwa uderzenia, jakby ludzie za nimi upadli na ziemię.

- Ładnie to tak napadać na dzieci w biały dzień? - zapytał ktoś za Tomkiem. Chłopak, jednak dalej za bardzo się bał by się odwrócić.

- Nie twój zasrany interes. Spadaj, gościu, albo zarobisz kosę w żebra. - warknął Greg.

Nagle z za pleców Tomka wyleciały dwie świetliste kule uderzając wyrostków stojących przed nim i posyłając ich nieprzytomnych na ziemię. Chłopak odwrócił się i zobaczył młodego mężczyznę odzianego w szatę, którą magowie noszą tylko i wyłącznie w filmach i kreskówkach. Gdy ich spojrzenia się spotkały Tomek poczuł niezwykłe ciepło przechodzące przez całe jego ciało.

- Wszystko w porządku mały? - spytał jego wybawca.

- T...t...to była magia? - zapytał zdezorientowany.

- A co innego? Chodź już, bo jeszcze ktoś się zainteresuje czemu leżą tu cztery ciała.

Nie myśląc za bardzo zaprowadził nieznajomego do swojego domu. Po drodze zauważył, że mężczyzna jest raczej w jego wieku, chociaż bije z niego jakiś rodzaj godności i majestatu, z którym Tomek nigdy wcześniej się nie spotkał. Nagle na drodze staną wielki pies.

- Tori, znalazłeś to o co prosiłem - zapytał nieznajomy.

- Nie, ale chyba znalazłem trop - odpowiedział pies.

- "Odbiło mi" - pomyślał Tomek.

- Nie kolego wszystko z tobą w porządku - odpowiedział mu pies.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania