Wędrujące dusze

Gnijący świat, wędrujące dusze, martwe serca.

Co zrobisz, jeśli okaże się, że cała miłość którą przelewałeś na drugą osobę, spływa po niej? Ona wychodzi bez szwanku, a Ty posiadasz pełno blizn i kołków wbitych w serce.

Naiwność kosztuje najwięcej, pamiętaj.

 

Nie ujawniam się przed ludźmi. Nie ufam im. Gdy jest konieczność rozmowy z jakimś osobnikiem, używam wymyślonych imion. Generalnie, potrzebujesz minimalnego zarysu mojej egzystencji, więc jestem V ('fał', jeśli wymagasz podanej na tacy fonetycznej formy tej litery). Po powyższym zdaniu możesz stwierdzić, że afiszuje się ironią. To moja mała tarcza, ano i nie lubuję w przebywaniu z człowiekiem.

Skoro jestem zapaloną introwertyczką, mało mówię o sobie, spytasz, po co to wszystko? Chętnie to zdiagnozowałam i już wyjaśniam.

Przez lata spędzone we własnej przestrzeni, z dala od wszelkiego istnienia i ingerowania człowieka w moje życie, zaczęłam czuć coś innego prócz spokoju. Jakby ukłucie cichej potrzeby zmiany. Zwykle uważałam, że zmiany są złe. Po co cokolwiek zmieniać, przystosowanie się do monotonności nie jest trudne, po osiągnięciu tego, łatwo to utrzymać. A jednak niedosyt narasta, chęć przełomu jest coraz bardziej natężona.

Zasadniczo, nic nie wyjaśniłam. Moja osoba w twoich oczach jest bardziej zagmatwana niż na początku. W sumie, zacznijmy od zarodka mojego pożądania transformacji.

 

Piąty kwietnia, 2020r.

Moja rodzicielka od zawsze powtarzała mi, że jestem wyjątkowa. Jak każda matka swojemu dzieciakowi. Nigdy nie chodziłam do szkoły, przez 19 lat żyłam z nią, ona wszystkiego mnie uczyła, wpajała mi, że jestem samowystarczalna oraz, iż obejdę się bez innych ludzi. Żyłam w przekonaniu, że człowiek to tylko nic nie warta materia. Chyba nadal tak myślę.

Potem okazało się, że sprzedała mnie dziwnym ludziom. "Dziwnym", ponieważ nie wiem kim są. Nie jestem nawet pewna czy to ludzie.

 

Usadzili mnie w małym pokoju, miałam telewizor i pełno książek. Zawsze gdy ich widywałam, byli w maskach, białych kaftanach i niebieskich rękawiczkach. Nie mówili do mnie. A ja o nic nie pytałam. Jeden z "tych", posiadał inną zasłonę na twarz. Dzięki niej mogłam stwierdzić, że jest człowiekiem. Spoglądał często w moje przestraszone oczy, jego wzrok starał się mnie ujarzmić. Kiwał głową na nieruszone jedzenie na stoliku. Jego stoicki spokój onieśmielał mnie.

 

Zdezorientowana przebywałam tam równo dwa lata, wytrwałam serię badań, operacji, hipnoz, wstrzykiwania w moje ciało dziwnych substancji, przyjmowania ogromnych dawek leków.

Właśnie 5 kwietnia 2020 roku w moje dwudzieste pierwsze urodziny, chyba jedyny człowiek w tym idiotycznym miejscu odwiedził mnie sam. Usiadł po raz pierwszy na moim łóżku, nie miał rękawiczek. Złapał mnie za dłoń i wsunął karteczkę.

"Wierzysz w anioły?"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • athame 19.03.2017
    Zobaczymy co tam będzie dalej. Zobaczymy jak będziemy widzieli. To cytat z pewnej fajnej ksiązki. Pozdrwawiam :)
  • Paradise 19.03.2017
    Wow, zaciekawiło mnie i to mega :D zabieram sie za dalszą część :)
  • katharina182 20.03.2017
    Całkiem ciekawy początek. Zachęcilas do zerkniecia na kolejną część. Ale to już może jutro:)
    Zostawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania