Kenshi - 2 - Nowa Rzeczywistość

(Wygrała decyzja A - podróż na północ)

 

Zdecydowałem się ruszyć na północ. Suche kaniony na południu i cywilizacje Sheków, czy ludzi, nie zachęcały do podróży w ich kierunkach.

Nieznana północ, wydawała się najlepszym wyborem.

Jednakże dość szybko uderzyła mnie nowa rzeczywistość w której się znalazłem. Byłem sam, nieuzbrojony, bez dachu nad głową. Deszcz spływał strumieniami po mej skórze, a zimne powiewy wiatru od strony Wielkiej Wody, nie przymilały wędrówki.

Ma wioska zniknęła za mymi plecami, kiedy napotkałem pierwsze niebezpieczeństwo.

Rój Mgły.

Dziwaczna odmiana mojego gatunku. Wielu mówiło, że demony przejęły ich ciała, zamieniając wszystkich w najbardziej agresywnych przedstawicieli mego gatunku. Było ich zaledwie czterech i byli uzbrojeni w pałki, ale samemu nie miałem zamiaru rzucić im wyzwania. Przykucnąłem i zacząłem się skradać, starając się jak najbardziej oddalić od niebezpieczeństwa.

Los był jednak po mojej stronie.

Tuż obok przechodziła karawana nomadów, jednych z ludzi którzy zawsze wędrują przez pustkowia wraz ze swoimi zwierzętami. Rój Mgły, jak tylko zobaczył tą sporą, grupę, pchany głosem demonów, rzucił się na nich. Nomadzi jednak i ich zwierzęta nie mieli zamiaru tak po prostu dać się pokonać. Chwycili za pałki i kostury i w kilka chwil pobili przeklętych przedstawicieli mojego gatunku.

Wyprostowałem się, nomadzi momentalnie wymierzyli we mnie bronią.

Uniosłem ręce i zawołałem.

- Ja dobry Rój! Nie chcę walczyć!

Karawaniarze spojrzeli po sobie, a następnie widząc że moja brązowa skóra różni się od niebieskiej Roju Mgły, opuścili broń i zajęli się opatrywaniem ran.

Podbiegłem i zbliżyłem się do powalonych demonów noszących skórę mego ludu. Ich skóra była niebieska, a oczy czarne i puste. Z niemałym obrzydzeniem przeszukałem co mieli przy sobie – niestety mieli tylko pałki. Potrzebowałem jednak broni i czegoś co mógłbym wymienić na jedzenie. Kiedy zebrałem wszystko co było coś warte obróciłem się do Nomadów.

Ci nie zwracali na mnie uwagi. Skończyli opatrywać siebie nawzajem i swoje zwierzęta i ruszyli dalej swoją drogą.

Obserwowałem ich przez chwilę, zastanawiając się czy wszyscy ludzie się tak zachowują.

Świat dość szybko odpowiedział na moje pytanie.

Za plecami usłyszałem dziwny kwik i warczenie. Kiedy się obróciłem zobaczyłem bandę wrzeszczących nienawistnie ludzi, machających na lewo i prawo pałkami.

Przerażony do szpiku, rzuciłem się do ucieczki, biegnąc ile sił w nogach do oddalającej się grupy nomadów, licząc że z ich pomocą uda mi się przetrwać. Nomadzi zauważyli niebezpieczeństwo i ruszyli mi z pomocą. Ich juczny byk przebiegł tuż obok i z rozpędu obalił wrzeszczących ludzi.

Czując że nie powinienem uciekać, odwróciłem się i dołączyłem do walki.

Ta trwała dość krótko i sam nie wpłynąłem bardzo na jej wynik, ale przeciwnicy po chwili leżeli nieprzytomni lub martwi na ziemi. Niestety w walce zostałem trochę poobijany.

Jeden z nomadów, widząc moje zranienia zbliżył się do jednego z powalonych przeciwników i wyciągnął z jego kieszeni kawałek bandażu. Podszedł i włożył mi go w rękę.

- Użyj go. Pustkowia są bezlitosne, a drapieżniki zwęszą krew.

- Dziękuję – odpowiedziałem i zacząłem opatrywać swoje rany.

Byłem zupełnym nowicjuszem w opatrywaniu, ale stojący obok nomad podał mi kilka wskazówek jak nałożyć opatrunek, a kiedy skończyłem zadowolony kiwnął głową.

- Kiepski dzień? – Zapytał.

Pamiętając, że zaledwie przed godziną zostałem wygnany z wioski, smutno przytaknąłem. Nomad musiał być dość doświadczony, bo momentalnie odgadł o co chodzi.

- Jesteś wygnańcem Roju?

- Tak… nie wiem co robić. Na razie kieruję się na północ – odpowiedziałem. – Szukam nowego domu.

Nomad zastanowił się przez moment.

- Cóż, dzień drogi stąd na północ znajduje się wioska roju. Nie wiem jak to u was działa, ale może cię tam przyjmą – powiedział.

Nadzieja zabłysnęła w moim wnętrzu.

- Dalej na północ? Gdzie dokładnie? – zapytałem.

- Kawałek drogi, nie mogę ci powiedzieć dokładnie, ani zaprowadzić, za niedługo odbijamy karawaną na wschód i idziemy na granicę świętej nacji, handlować, a tam, jak Rój, nie powinieneś się tam zbliżać.

- Czemu?

- Święta Nacja uznaje wszystkich nie-ludzi, za potwory i grzech przeciwko ich Bogu, Okranowi. Złapią cię, zamienią w niewolnika i wyślą do kopalni, byś tam pracował na rzecz ich imperium – Nomad spojrzał po nieprzytomnych rywalach. – Dalej na północ też niebezpiecznie. Ci cholernicy to kanibale, a północ jest ich pełna. Są tam ziemie martwe, gdzie nie ma prawie wody, ani roślin.

- Ale jest tam ta wioska roju?

- Jest… - nomad westchnął. – Jeśli naprawdę masz zamiar tam iść, proponuję przechodzić przez pobliskie osady, tak będzie najbezpieczniej. Na tamtym wzgórzu masz pierwszą niewielką wioskę. Zbierz co możesz z kanibali, sprzedaj to co chcesz i kup sobie coś do jedzenia, potem przejdź na wybrzeże, tam bezpieczniejsza osada, otoczona murem, powinna dać ci schronienie, potem znajdziesz osiadłych nomadów, a za nimi już droga prosto do wioski roju.

- Dziękuję człowieku. Twoja pomoc nie zostanie zapomniana.

Nomad prychnął rozbawiony i poklepał mnie po ramieniu.

- Na pustkowiach trzeba sobie pomagać, szczególnie w tak niebezpiecznych regionach. Życzę szczęścia w podróży.

- Tobie również człowieku – odpowiedziałem.

Nomadzi ruszyli w dalszą drogę, a ja zabrałem się zebranie wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość z kanibali i ruszyłem do najbliższej wskazanej wioski. Mężczyzna pracujący przy studni, spojrzał na mnie groźnie.

- Czego tu?!

- Tylko przechodzę obok.

- Więc przechodź do jasnej cholery!

Zamrugałem zdezorientowany. Ten człowiek nie był tak miły jak nomad, ale stanowczo mniej agresywny niż kanibale. Nie wiedziałem do końca, jak zareagować.

- Zawsze taki zły, człowieku? – zapytałem.

- Nie, nie zawsze. Przepraszam że podnoszę głos – farmer uchylił kapelusza. – Ziemia nie rodzi, a bandyci coraz częściej się pojawiają i to ze wszystkich stron. Głównie ze świętej nacji uciekinierzy i te przeklęte Mglaki!

- Mglaki?

- Rój Mgły – odpowiedział. – Ale nie ważne, na razie żyję. Czego chcesz wędrowcze?

Pokazałem mu pałki które zebrałem.

- Chciałbym je wymienić na jedzenie.

- Mogę dać ci… trzy… trzy ryby za te wszystkie pałki – odpowiedział farmer.

Potrzebowałem jedzenia, a dziesięć sztuk broni której przecież nie będę używał, była warta zapasów, które wystarczą mi przynajmniej na kilka dni. Po wymianie, zapytałem o kolejną wioskę, o tą która miała stać na wybrzeżu. Farmer wskazał mi ją i ruszyłem w drogę. Dość szybko zresztą do niej dotarłem. Ta niewielka osada była otoczona murem ze złomu. Niewielkie zabezpieczenie, ale najlepsze jakie można było wykonać w takich warunkach. Kiedy się zburzałem do wioski, dotarły mnie głosy walki. Ludzie walczyli z ludźmi. Nie do końca wiedziałem kto jest z kim, więc stałem z boku i czekałem na odpowiedni moment by dołączyć do walki, bo stronie zwycięzców. Zwycięzcami okazali się uciekinierzy ze świętej nacji. Po krótkiej rozmowie pozwolili mi przeszukać nieprzytomnych bandytów, a to co zdobyłem, wypełniło mnie dumą.

Zdobyłem ludzkie ubranie i siekacz (miecz o szerokim ostrzu) idealną broń główną, obok pałki którą trzymałem jako broń zapasową. Narzuciłem na siebie ubranie, zebrałem wszystko co cenne i zwróciłem się do lidera uciekinierów, pytając ich o to co widzieli po drodze.

- Pustkowia. Martwe pustkowia. Nawet zwierząt niewiele – odpowiedział ich lider. – Życie zaczyna się pojawiać na wschód, a tam Święta Nacja, a co najgorzej, Odrodzenie.

- Odrodzenie?

- Wielka kopalnia, gdzie budują wielki pomnik na rzecz Okrana i swego imperatora – odpowiedział inny z bliznami na twarzy. – Byłem tam. Widziałem co się tam dzieje. Udało mi się uciec, kiedy bramy zaatakowały dzikie zwierzęta, ale gdyby nie to, nadal bym tam tkwił i przymierał głodem. Nie daj się złapać Roju. Za żadne skarby tego świata, nie daj się złapać tym sukinsynom – jego głos rwał się, jakby same wspomnienia były uderzeniami w jego ducha.

Pokiwałem głową.

- Dziękuję. Szczęścia na drodze.

- I tobie roju.

Tak, rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Chciałem iść dalej, ale zobaczyłem że słońce zaczyna zachodzić za horyzontem. Zawróciłem więc i wszedłem do otoczonej murami wioski. Mieszkańcy nie byli na tyle przyjaźni by ze mną handlować, ale pozwolili mi spędzić noc przy ognisku w środku wioski.

Obudziłem się przed tuż przed świtem, nagryzłem suszonej ryby i ruszyłem do miejsca gdzie miała być wioska nomadów, ostatni przystanek na drodze do wioski Roju.

Spędziłem tam chwilę, dyskutując i próbując zakupić materac, który bardzo by mi się przydał w mojej wędrówce. Miałem jednak za mało monet, by go kupić. Odchodząc od tematu handlu, zapytałem o wioskę roju i faktycznie, nomadzi wskazali mi do niej kierunek, prosto na północ pośrodku niewielkiej doliny.

Ruszyłem tam biegiem, mając nadzieję, że właśnie tam odnajdę swój nowy dom.

Deszcz zaczął spadać z nieba, a w oddali dało się słyszeć grzmoty, ale ja biegłem dalej. To nadzieja pchała mnie dalej. Nadzieja że znajdę nowy dom i powrócę do Roju, raz jeszcze jako książę, raz jeszcze, pod opiekuńcze spojrzenie Królowej.

Po kilku godzinach wędrówki – zobaczyłem ją. Wioskę.

Ta była znacznie większa od mojej. Aż siedem budynków było przestrzennie rozstawionych pośrodku doliny. Przyśpieszyłem. Widziałem już przedstawicieli mego gatunku. Kroczących tłumnie między budynkami, zajmując się rozbudową i wzmocnieniem Roju.

Wpadłem do pierwszego budynku i rozejrzałem się. Wojownicy spojrzeli na mnie bez zainteresowania, a stojący po środku handlarz wyglądał na całkowicie zszokowanego.

- Rój? – zapytał.

- Tak! Tak bracie! – zawołałem uradowany że mnie rozpoznał.

Jednakże jakże szybko mój sen został rozbity o mur rzeczywistości. Handlarz uderzył dwoma dłońmi w stój i wrzasną w niebogłosy.

- WYGNANIEC! ODSZCZEPIENIEC! ZDRAJCA! WYNOŚ SIĘ! WYNOŚ! PRECZ!

Cofnąłem się zdezorientowany. Kiedy inni przedstawiciele mego roju obrócili się w moją stronę i coraz głośniej zaczęli powtarzać.

- Rój? Rój? Nie rój! Wygnaniec! ZDRAJCA! ODSZCZEPIENIEC! PRECZ!

Echo dziesiątek gardeł niemalże powaliło mnie na kolana.

Zmiażdżony przez gorycz i ból, zacząłem biec, biec nie oglądając się za siebie. Ścigany przez powtarzające znienawidzone słowa echo „PRECZ!” biegłem dalej na północ.

Biegłem przez ziemię martwą i suchą. Przez prawdziwe pustkowia, takie same jakie miałem teraz w sercu, ponieważ zrozumiałem.

Prawdziwie – nie ma już powrotu.

Będę wygnańcem już do końca moich dni.

Biegłem tak i biegłem, potykając się i podnosząc, uciekając przed ścigającym mnie echem, straciwszy nadzieję na powrót szukałem czegoś, co mi ją da.

 

Nagle zobaczyłem wielki cień. Cień wysoki na dziesiątki metrów, sięgający ku niebu.

Było to drzewo.

Gigantyczne, sięgające nieba drzewo.

Tutaj, na tym pustkowiu, ten oto tytan stał dumnie, symbolizując że niemożliwe jest możliwe.

Zatrzymałem się przy nim i dysząc oparłem całym ciałem. Nie mogłem zawrócić. Musiałem biec naprzód. Nie ma powrotu, jest tylko droga ku Nowemu Początkowi.

Zastanowiłem się przez chwilę.

Nie mogłem biec dalej na północ – wszyscy powiedzieli że nic tam już nie ma, a i Ja nie miałem zamiar stać się Niczym.

Pozostała droga na wschód… ale tam Święta Nacja… musiałem więc zadecydować:

Obejść ją w mojej wędrówce na wschód, czy przemknąć przez wrogie mi terytoria złych ludzi?

 

* Oto wasza decyzja:

A) Obchodzimy Świętą Nację od północy, przechodząc przez potencjalne niebezpieczne terytoria kanibali.

B) Przekradamy się przez Świętą Nację, ryzykując pochwycenie i zostanie niewolnikiem.

Podajcie swe decyzje w komentarzach!

Następne częściKenshi - 3 - Uśmiech Losu

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • krajew34 06.07.2019
    Trochę dziwni ci nomadzi, ja na ich miejscu podszedłbym swoją stroną, w końcu krewni są ważniejsi od jakiegoś dziwnego obcego. Terytoria kanibali. Brzmi smakowicie. :) Wybieram A, Świętą Nację omijałbym okrężnym łukiem. Z kanibalami można się w końcu jakoś dogadać.
  • Kapelusznik 06.07.2019
    Nomadzi pomogli bo Exodus podbiegł do nich, ścigany przez kanibali, a kanibale zaatakowali by i ich - agro w grze tak działa.
    Dzięki za komentarz
    Zobaczymy jak inni zagłosują.
  • Canulas 06.07.2019
    Wygrała dobra droga, więc mnie niejako przymusiło, żeby choć okiem rzucić. Proponowałbym Ci challenge. Napisać jedną część bez użycia słów: mój, moja, moim, moimi, moich, mej, mego
    Co do wyboru: AHOJ KU KANIBALOM!!! (A)
  • Kapelusznik 06.07.2019
    Spróbuję
    Okej
    A 2 punkty
    B 0
  • pkropka 06.07.2019
    Zgadzam się z Canu. Dla zobrazowania przytoczę fragment.
    " Deszcz spływał strumieniami po mej skórze, a zimne powiewy wiatru od strony Wielkiej Wody, nie przymilały wędrówki.
    Ma wioska zniknęła za mymi plecami, kiedy napotkałem pierwsze niebezpieczeństwo.
    Rój Mgły.
    Dziwaczna odmiana mojego gatunku. Wielu mówiło, że demony przejęły ich ciała, zamieniając wszystkich w najbardziej agresywnych przedstawicieli mego gatunku."

    A kiedy wytniemy pochodne "mnie":
    "Deszcz spływał strumieniami po skórze, a zimne powiewy wiatru od strony Wielkiej Wody, nie przymilały wędrówki.
    Wioska zniknęła za horyzontem, kiedy napotkałem pierwsze niebezpieczeństwo.
    Rój Mgły.
    Dziwaczna odmiana mojego gatunku. Wielu mówiło, że demony przejęły ich ciała, zamieniając wszystkich w najbardziej agresywnych przedstawicieli gatunku."

    Ale szczerze - rób jak uważasz. Pomysł i tempo pisania trochę Cię usprawiedliwiają. ;)

    Szkoda, że nie opisujesz bitew. Wiem, że potrafisz.

    Głosuje na B.
  • Kapelusznik 07.07.2019
    A 2
    B 1
  • Pontàrú 08.07.2019
    Jeśli jeszcze można oddać głos to A
  • Kapelusznik 08.07.2019
    Można
    A 3
    B 1
  • Nefer 08.07.2019
    Prolog wypadł, moim zdaniem, lepiej niż obecna kontynuacja. Tam mieliśmy emocje bohatera, wygnanego i okaleczonego, tutaj większą część rozdziału zajmują "wypełniacze", kilka przypadkowych potyczek i spotkań, które dla fabuły znaczenia nie posiadają i można by je w zasadzie pominąć. W rezultatcie powstaje opis kolejnych przygód, przypominający relacjonowanie gry właśnie. Opowieść nie powinna wg mnie naśladować gry, bo na polu typowej, wizualnej przygodówki i tak przegra. Ma własne zalety, niedostępne grze, które należy eksploatować. Lepiej dopiero w końcówce, w scenie wyrzucenia bohatera z wioski Roju - co było w sumie do przewiedzenia, ale potrafiłeś ponownie wzbudzić emocje. Stylistycznie tu i tam do poprawienia.
    Pozdrawiam
  • TrzeciaRano 08.07.2019
    Zdecydowanie B.
  • Kapelusznik 08.07.2019
    TrzeciaRano
    A przy okazji


    Sadysta jesteś
  • Kapelusznik 08.07.2019
    A 3
    B 2
  • Kapelusznik 08.07.2019
    Jest ciekawie - jutro przeprowadzę kolejną rozgrywkę - zobaczymy jaki będzie wynik - powiedzmy do 12

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania