Król północy rozdział 1 cz. 3
Intruz uśmiechnął się drwiąco, ukazując nieco krzywe, ale idealnie białe zęby.
- Nie miałem takiego zamiaru – odezwał się spokojnie.
Opuścił różdżkę, a Michał chciał natychmiast podbiec do wciąż leżącej nieruchomo Zuzi. Niestety, zapomniał, gdzie się znajduje i uderzył głową o kamienne sklepienie. Syknął z bólu. Nieznajomy znowu się uśmiechnął.
- Ona tylko śpi. Nie słyszysz jej oddechu? Nie widzisz wznoszącej się i opadającej klatki piersiowej? Nie bódź jej. Zasłużyła na sen.
- Kim ty właściwie jesteś? – odważył się zapytać Michał.
- Mam na imię Robert. Jeszcze rok temu mieszkałem w Krakowie, ale musiałem uciekać, bo rozpoczęto tam łapanie mieszańców. Mój ojciec był wilkołakiem.
[ Nie boisz się tak wiele o sobie mówić? – spytał Michał z zaskoczeniem w głosie. – Myślałem, że jesteś ostrożny.
- Jesteś księciem – stwierdził Robert. – Nie mam się czego bać. Ty też uciekasz, więc możemy połączyć swoje siły.
- Skąd…?
Chłopak uśmiechnął się wesoło i wskazał śpiącą Zuzię.
- Wszystko mi wygadała.
Potem niespodziewanie spoważniał i dodał:
- Nigdy nie zostawiaj jej samej. Jest bardzo mądra i dzielna, ale… pamiętaj, że ma dopiero siedem lat i może wygadać coś komuś nieświadoma tego, jak wielki błąd popełnia. Chyba nie masz mi za złe, że poczęstowałem się waszymi sucharami?
Znowu się uśmiechnął i zmienił pozycję. Leżał teraz na jednym z koców, które królowa spakowała do plecaka Zuzi.
- Oczywiście, że nie. Prześpij się, jeśli jesteś zmęczony. Ja mogę czuwać na warcie, ale powiedz mi jeszcze tylko jedno…
- Tylko jedno cię interesuje? – przerwał mu ze śmiechem Robert.
Michał także wyszczerzył zęby.
- W tej chwili tak – przyznał wesoło. – Jak tu wszedłeś?
- Cały czas tu byłem – wyjaśnił Robert i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok rozdziawionych ust Michała. – Wiem, że to bardzo nieskromne z mojej strony, ale… jestem dość dobrym transmuterem i potrafię zamienić się w dowolną rzecz, jeśli tylko jest taka potrzeba. Tym razem padło na głaz. Dzięki temu mogłem spać spokojnie i nie musiałem się obawiać, że już się nie obudzę.
- śpisz w nocy? Myślałem, że to jest najbezpieczniejsza pora na wędrówki.
- Wielu myśli i robi podobnie. Ja wolę udawać samotnego turystę, który w dobrych, sportowych butach i z plecakiem na ramionach przemierza polskie góry. Idź już spać. Widzę, jaki jesteś zmęczony.
Zamienili się miejscami.
- Daj małej coś do jedzenia, jak się obudzi – poprosił Michał Roberta, gdy układał się do snu.
- Ile macie jeszcze tych sucharów? – spytał Robert, patrząc na rozrzucone na kamieniach, dość duże, ciemne prostokąty. Jeden mógł wyżywić człowieka przez cały dzień.
- Sporo – przyznał Michał. – Nie musimy jeszcze oszczędzać.
- I kto to mówi – zaśmiał się Robert, nie odrywając wzroku od sucharów. – Oszczędzać zawsze trzeba, bo przecież kiedyś tego jedzenia zabraknie. Musimy zrobić wszystko, by opóźnić ten moment.
Słyszał, jak Michał wierci się na swoim prowizorycznym posłaniu. Bał się powierzać swój los w ręce nieznajomego wilkołaka? A może po prostu było mu niewygodnie? Pewnie po raz pierwszy spał na kamieniach. Jak ta dwójka rozpieszczonych i nie nauczonych życia dzieciaków poradzi sobie w tak podłych warunkach? Dla niego głód i pragnienie stały się nieodłącznymi elementami jego egzystencji. Nauczył się oszukiwać swój żołądek. Poza tym w każdą pełnię księżyca mógł najeść się do woli surowego mięsa. Nie na wiele czasu ono starczało i niezbyt mu smakowało, zwłaszcza wtedy, gdy miał przebłyski ludzkiej świadomości, ale dzięki niemu nabierał masy. A oni?
Jeszcze raz spojrzał na pogrążone we śnie królewskie dzieci. Dziewczynka była szczupła i niewysoka, ale gdy patrzyło się w jej oczy, widziało się w nich wiele inteligencji i mądrości. W przyszłości będzie miała ładną figurę, bo tu nie ma jak przytyć, a do domu na pewno nie wróci, ale, jeśli chodzi o wygląd, będzie to chyba jedyna rzecz warta pochwalenia. W jej twarzy dominował bardzo szeroki nos i przysłaniał jej nad wiek mądre, jasnozielone oczy. Włosy miała ciemnobrązowe, a Robert wiedział, że dla wygody i bezpieczeństwa, już wkrótce będzie musiała je przyciąć przynajmniej o połowę. Nie były to loki, ale z pewnością nie można też nazwać je prostymi. W deszczu pewnie się kręcą. No cóż, będzie przeciętnej urody.
A Michał? Wysoki, szczupły blondyn, o intensywnie niebieskich oczach. Oczach władcy. Robert tak często go sobie wyobrażał. Jak wygląda chłopiec, któremu tak dobrze się powodzi? Jakie jest wymarzone dziecko króla polskich czarodziejów? Teraz mógł z pełną szczerością powiedzieć, że nieporadne.
Zuzia przeciągnęła się i usiadła. Przez chwilę rozglądała się szeroko otwartymi oczami po ciemnym wnętrzu, ale w końcu przypomniała sobie, gdzie jest i co tu robi. Nie prosiła o nic, tylko podeszła do Roberta i delikatnie dotknęła jego ramienia. Był zaskoczony, ale nie odtrącił jej ręki.
- On śpi – szepnęła, wskazując drugą rączką brata. – Tak śmiesznie wygląda
Jej usta wykrzywiły się w szczerbatym uśmiechu. Nie miała górnej jedynki.
Siedzieli obok siebie, a Zuzia opowiadała mu o domu. Mówiła o wszystkim i wszystkich, ale nie o ojcu. Robert obiecał sobie, że wypyta ją o niego przy najbliższej okazji.
Gdy obudził się i Michał, słońce z pewnością stało już wysoko na niebie.
- Chce mi się pić – oznajmiła Zuzia, gdy tylko jej brat usiadł.
- Tam masz wodę – powiedział i niedbale wskazał jej dwie leżące pod ścianą manierki.
Dziewczynka upiła łyk, gdy Robert wyrwał jej manierkę z ręki.
- Skąd masz tę wodę?! – zwrócił się do Michała, a młody książę po raz pierwszy ujrzał strach w jego oczach.
- Z rzeki – odpowiedział trochę zaniepokojony dziwnym zachowaniem Roberta.
- Musimy wyruszyć na poszukiwanie lekarstw dla Zuzi – oznajmił chłopak nieludzko spokojnym tonem. – Wszystkie większe górskie zbiorniki wodne są zatruwane.
Byłeś? Skomentuj i oceń!
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania