Poprzednie częściLepiej późno, niż wcale - Prolog

Lepiej późno niż wcale - Empatia (3)

Wkroczyli do dużego, ceglanego budynku, a Jasperowi uderzyło w twarz ciepło, a jego oczy poraziło przyjemne, łagodne pomarańczowe światło. Odetchnął głośno, a do nozdrzy wdarł mu się delikatny zapach jaśminu. Stanął w hallu i rozejrzał się po obszernym korytarzu o elewacji w kolorze dojrzałej brzoskwini. Nie zwracał uwagi na to, że ze starych i przetartych glanów ściekał topiący się, brudny śnieg i tworzył już niemałą kałużę. Tłuste włosy opadały chłopakowi na oczy, a czerwone z zimna dłonie nieprzyjemnie mrowiły. Trwałby w tym zachwycie dłużej, gdyby nie Dylan, który szarpnął go za ramię i pokazał wiadomość na smartfonie: "Jeszcze się napatrzysz. Łazienka jest obok. Weź kąpiel, a potem udaj się do kuchni. Dokładnie widać ją z tego miejsca.Dasz radę?"

Przez moment Jasper patrzył na niego nierozumiejącym nic wzrokiem, po chwili jednak pokiwał ze zrozumieniem i wyzuwszy obolałe nogi z butów, wkroczył do łazienki, wyłożonej brązowo-białymi płytkami. Spojrzał na dużą wannę i uśmiechnął się pod nosem. Rozebrawszy się zerknął w lustro. Był chudy - może nie anorektycznie, jednak jak na swój wzrost i wiek, aż zanadto. Nalawszy sobie gorącej wody do zbiornika, powoli i z przyjemnością się w nią wsunął, wydając z siebie westchnienie ulgi. Było mu tak dobrze i miło, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Zmarznięte tkanki powoli się rozluźniały, a nieprzyjemne mrowienie ogarnęło całe jego ciało.Westchnął ponownie i zapytał się w myślach:

"Czy to karma?" - nie za bardzo. Nigdy nie wierzył w takie bzdury, teraz jednak wyglądało to bardzo prawdopodobnie. Zło powróciło do niego ze zdwojoną siłą - on pobił przyjaciela, a przyjaciel pozbawił go słuchu. Fakt, to brzmi logicznie. Stracił wszystko. Nie wiedział, jakie zamiary wobec niego ma ów mężczyzna - miał szczerą nadzieję, że nie padł bezmyślnie ofiarą porywacza albo innego chorego zwyrodnialca. Powoli obmywał swoje ciało gorącą wodą, zmywał z siebie brud całych tygodni.

"Czy jestem zły?" - co do tego akurat nie był pewien. Wprawdzie wyrządził komuś krzywdę - i to musiał przyznać, co jednak z niektórymi, mimo iż nielicznymi, to nadal goszczącymi na jego sumieniu uczynkami? Nie mogły być przecież bezcelowe. Ale na chwilę obecną, mógł się uważać za wandala, bijatykę i złodzieja. No pięknie, pięknie. Spłukał ze swych czarnych włosów pianę, po czym wyszedł z wanny. Na półce leżały jakieś ubrania wraz z bielizną, ciut przyciasne, jednak bez problemu się w nie wśliznął. Jednego był pewien - na pewno nie należały do jego tymczasowego "wybawcy".

Opuścił łazienkę i udał się w stronę kuchni, z której dobiegały przyciszone śmiechy i rozmowy. Jasper mógłby przysiąc, że słyszał dzieci. Wkroczył do pomieszczenia gastronomicznego, gdzie dostrzegł pokaźny stół, przy którym siedział ów mężczyzna, dwójka chłopców wieku od sześciu do dziesięciu lat, trzy dziewczynki, zapewne ośmioletnie. Do tego dostrzegł grupkę młodzieży, wyglądającą na jego rówieśników, złożoną z czterech przedstawicielek płci pięknej i pięciu młodych mężczyzn. Zatrzymał się niepewnie w progu, nie wiedząc co zrobić. Dylan kiwnął i wskazał miejsce obok siebie, przed którym leżała kartka. Jasper posłusznie usiadł i zaczął czytać w głowie.

"Drogi Jasperze. Zastanawiasz się pewnie, dlaczego cię stamtąd zabrałem i czemu akurat tutaj. Miałem Cię na oku już wcześniej. Ba, już piętnaście lat temu byłeś bardzo interesującym dzieckiem i grzechem by było, gdyby Twoi dziadkowie nie pozwoliliby na to, bym przejął nad tobą opiekę w razie ich śmierci. Otóż...

Jesteś dzieckiem Indygo, wyjątkowym. Wybacz niedomówienie - już nie jesteś dzieckiem. Aczkolwiek Twoje zdolności i zachowanie w wieku wczesnoszkolnym zdecydowanie przyciągały uwagę Twoich opiekunów i moją.

To dlatego przebywasz tutaj i tutaj prawdopodobnie spędzisz kolejny rok swojego życia. Gdy osiągniesz pełnoletność - nie mam nic do Twoich działań.

Twoja głuchota może nam nieco przeszkodzić, aczkolwiek nie widzę w tym aż tak istotnego problemu."

Siedział tak z wytrzeszczonymi oczami wpatrzonymi w kartkę i lekko otwartymi ustami. Indygo... Dzieci wyjątkowe... Nie słyszał o tym nigdy. Zmarszczył brwi i spojrzał jeszcze raz na mężczyznę. Jego uwadze nie umknęło, iż zarówno Dylan jak i jego podopieczni, wpatrują się się w niego intensywnym, wiercącym wzrokiem. Zamrugał niepewnie, po czym spojrzał zaskoczony na mężczyznę, który wystukał na smartfonie: "Witamy Cię w naszej rodzinie."

Po czym zajęli się swoimi słowami, a Jasper zajadał ze smakiem jajecznicę, którą przed nim postawiono. Smakowała mu, bardzo. Zmarszczył brwi. Dawno ktoś określał się jako jego rodzina. A teraz zapewne nigdy nie usłyszy tego określenia i nie poczuje tego przyjemnego dreszczu, tego uczucia nazywanego zwykłym zaufaniem.

Nigdy nie będzie czuł empatii.

Takiej prawdziwej empatii.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Prue 14.08.2015
    Bardzo intrygujące zakończenie w prostych dwóch zdaniach. Dam 5
  • LinOleUm 14.08.2015
    Dz-dzięki Prue
  • NataliaO 14.08.2015
    Naprawdę wciągające opowiadanie. Kocham te opisy. 5:)
  • Anonim 15.08.2015
    Robi się coraz ciekawiej :O Mnie też podobały się opisy ;) Czytało mi się lekko, szybko i przyjemnie :D Uwielbiam twój styl, Lin XD
  • LinOleUm 15.08.2015
    Szirog, schlebiasz mi 8)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania