Poprzednie częściLepiej późno, niż wcale - Prolog

Lepiej późno, niż wcalej - Kalectwo (1)

Obudził się na dźwięk klaksonu. Miał zdrętwiałe ręce i nogi, toteż zanim się rozruszał, minęło sporo czasu. Gdy mu się udało wstać, zapalił. O tak... Zawsze sobie to powtarzał. Jeżeli umrzeć, to z petem w mordzie. Za trzy dni stuknie mu siedemnastka. Zdecydowanie, nie należał jeszcze do najstarszych.

Wyszedł na światło dzienne i przyłożył dłoń do brzucha, z którego dobiegało wściekłe warczenie. Jedzenie samo się nie znajdzie - przemknęło mu przez głowę. W supermarkecie zakupił najpotrzebniejsze produkty, zostało mu 289 dolarów. Wróciwszy do miejsca koczowania otworzył chipsy i zaczął jeść. W tym momencie było mu wszystko jedno. Ważne było to, by zaspokoić szaleńcze pragnienie i głód, ssące jego żołądek od środka, niczym rura odkurzacza. Oblizał się. Już dawno nie jadł obfitego i kalorycznego posiłku. Jego ubrania, w porównaniu do kiedyś, wisiały na niam luźno, zupełnie jak łachmany na żebraku. Bo kim był tak naprawdę? Brutalnym, wykorzystującym swoich przyjaciół śmieciem. Wiedział to w głębi duszy, starał się jednak tego nie okazywać. Bał się o to, jacy ludzie będą kiedyś dla niego.

Lecz dla Jaspera najważniejsza była teraźniejszość - przyszłością będzie mógł się martwić kiedy idzniej, wtedy, kiedy ona nastąpi. Póki co, najistotniejsze było to, by przeżyć. Westchnął i zamknął oczy, gwiżdżąc ponurą melodię.

- Tutaj jest nasz baseballista! - usłyszał śmiech, który w dzieciństwie przyprawiał go o wymioty, i to nie z obrzydzenia, lecz ze strachu. Rozwarłszy w powieki, ujrzał twarz, do której nienawiść pielęgnował zaciekle i wytrwale, tak, jak ogrodnik dba o róże. Twarz Gregory'ego Philipsa.

Philips nie był wysoki, tak jak Jasper. Był środniego wzrostu. Nie był szczególnie umięśniony, a mimo to potrafił się bić jak mało kto. Jego naturalna siła fizyczna sprawiała, że siał zamęt i zniszczenie nie tylko wśród uczniów, ale i dorosłych - rodziców i nauczycieli. Jasper skrzywił się. - No hej kochasiu. Słyszałem, że znudziło ci się kumplowanie z Harrym i ojebałeś go z kasy. To jak to jest?

- H-harry... - czarnowłosy spojrzał na byłego przyjaciela, który krył się za jednym z goryli Philipsa. Kulił się, miał odwrócony wzrok. Bał się go i Jasper doskonale to wiedział. Harry Wiflord był wątłym astmatykiem. Trzymanie się silniejszych okazów było jego domeną, sposobem na życie. Im silniejszy jest jego żywiciel, tym zacieklejszym pasożytem się staje. - Nieważne. Czego chcesz, Greg?

- Oj... Ty się już dowiesz...- uśmiechnął się złowrogo Philips, po czym chwycił Jaspera za poły bluzy. Zakapturzony chłopak szarpnął się, chcąc chwycić kij, jednak goryl Grega był szybszy. Czarnowłosy padł na ziemię, wijąc się z bólu, obezwładniony potężnym ciosem w ramię. Czuł, jak coś mu pękło. Ból rozlał się po całym ciele, blokując ruchy. Zerknął rozżalony na Harry'ego, który... Śmiał się. Otwarcie. W żywe oczy.

Po prostu z niego szydził.

- Wiesz, co to jest, Hoover? - zapytał, trzymając coś w dłoniach. Jasper nie był pewien, co to. Było zbyt małe, a on zbyt roztrzęsiony, by cokolwiek widzieć.

Łupnięcie w tył głowy, a potem jeden wielki pisk. Głuche trzaśnięcie i cisza.

Jak przed burzą.

Obudził się na ziemi, zlany krwią i potem. Nieruchomy. Oddychł nerwowo. Głowa pulsowała tępym bólem w okolicach potylicy i skroni, w ramieniu i kostce go rwało. I ta cholerna cisza - nieprzenikniona, jak czarny całun, okrywający ciało zmarłego. Z trudem usiadł, rozcierając szczękę natrawił na rozbitą do granicy możliwości wargę. Sunąc palcem po dziąśle wyczuł kilka ubytków.

- Harry.. - wyszeptał. Nie usłyszał nawet swojego głosu. - Jasper. Jestem Jasper...? - zapytał sam siebie, lecz to także nie obiło się w jego głowie.

- CHOLERA! - wrzasnął w próżnię. Nie słyszał kompletnie nic. - HALO! PROSZĘ!

Klęknął, a po policzkach pociekły mu łzy.

- Proszę...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Anonim 11.08.2015
    "W supermarkecie zakupił najpotrzebniejsze produkty, zostało mu 289 dolarów." ~ Liczby słownie.

    "Jego ubrania, w porównaniu do kiedyś, wisiały na niam luźno, zupełnie jak łachmany na żebraku." ~ Niam - nim

    "Lecz dla Jaspera najważniejsza była teraźniejszość - przyszłością będzie mógł się martwić kiedy idzniej, wtedy, kiedy ona nastąpi." ~ Idzniej - indziej

    Więcej błędów nie wyłapałam, czytało się lekko i przyjemnie, historia zaciekawia coraz bardziej! Popełniłaś jedynie gafę w tytule" wcalej - wcale XD Czekam na kolejne częśći :3 Masz we mnie czytelniczkę, Lin :D
  • LinOleUm 11.08.2015
    UROKI PIANIA NA TELEFONIE XDD
    Jehe, Jasper niczym Nicolas
  • Anonim 11.08.2015
    Tak też myślałam :D Haha piania XD
    A tak btw, kiedy kolejny rozdział? *.*
  • Haruu 13.08.2015
    Spodobało mi się, boardzo wciągające^^ trzymaj 5
  • LinOleUm 13.08.2015
    ;w;

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania