Poprzednie częściLepiej późno, niż wcale - Prolog

Lepiej późno niż wcale - Nadzieja (2)

Nie liczył już godzin i dni - liczył tylko racje żywności. Kiedy Harry odebrał swoją kasę, Jasper nie miał pieniędzy na jedzenie. Udało mu się ukraść trochę jedzenia, a publiczny wodotrysk znajdował się niedaleko. Każdego dnia chłopak budził się z myślą, że już nigdy nie będzie tak samo. Ludzie go zaczepiali. często się z niego śmiali - on jednak nie zwracał na to uwagi, nawet gorzej, zwyczajnie tego nie słyszał. Od tej pory nawet nie mówił - bał się tego uczucia, kiedy cokolwiek, co wypłynęło z jego ust, nie docierało do jego uszu. Przez ten cały miesiąc wydawał się mizernieć coraz bardziej. Pobladły z podkrążonymi oczyma wyglądał jak narkoman, a przecież nigdy nie zdołał jeszcze tego świństwa wziąć do ust. Z każdym dniem słabł coraz bardziej, chudł w oczach.

Osunął się pod murem, jedząc resztki hot-doga, który upadł jakiemuś dzieciakowi na ulicy. Między zębami chrzęścił mu piach - miał to gdzieś. Ważne, że jadł cokolwiek. To wystarczyło, by chłopak poczuł się w najmniejszym chociaż stopniu szczęśliwy. Odrobina jedzenia i picia... A do pełni szczęścia brakowało mu jedynie osoby, z którą mógłby szczerze porozmawiać. Pamiętał jeszcze te czasy, kiedy jako dwunastolatek znalazł sobie 'dziewczynę'. Spędzali wtedy tak wiele czasu razem. Uśmiechnął się sam do siebie. Wytrwali przez dwa lata, póki Harwey nie musiała wyjechać z rodzicami do Los Angeles. Tydzień później, brat Jaspera podciął sobie żyły, a po upływie miesiąca w katastrofie zginęli jego dziadkowie. Z początku było trudno - narzekał na wszystko.Stał się ordynarnym, wulgarnym i zamkniętym w sobie nastolatkiem bez perspektyw na przyszłość. W wieku piętnastu lat zaczął olewać szkołę - tak znalazł się na ulicy. Czasem jakiś łaskawy człowiek podrzucił mu hamburgera, hot-doga, albo butelkę czystej wody.

Chłopak obawiał się jeszcze jednej rzeczy. Pamiętał jak Charlie, jego brat, mówił, że samotność potrafi doprowadzić człowieka do szału. Co prawda, Charles chorował na schizofrenię, ale co to miało do rzeczy? Leczył się, brał leki. To nie choroba go zabiła. To inni ludzie, prześmiewczymi komentarzami i ordynarnym zachowaniem powoli wyciskali z niego resztki życia. Ogień, który się w nim tlił, powoli dogasał, próbując ukazać światu swoje zanikanie, stłamszenie. Nikt jednak nie chciał tego ognia pielęgnować, pomagać mu płonąć dalej, nawet Jasper, nawet babcia Granda i dziadek William. Nikt nie chciał pomóc Charliemu.

Jasper dotknął podbródka, który nieprzyjemnie zakuł go w opuszki palców. Powinien się ogolić, dobrze to wiedział. Wstydził się jednak poprosić kogokolwiek o pomoc. Zimne światło jesiennego słońca raziło go w oczy, szeptało: "Zaśnij". Ziewnął, opierając się o czerwony kontener. Pociągnął nosem i zmarszczył się - czuł swój smród, smród nieumytego ciała. Postanowił oddychać ustami. Ziewnął ponownie i kuląc się na materacu pokrytym brudem i kawałkami cementu zapadł w lekki sen, który momentalnie przyniósł mu ukojenie, jakiego szukał. Uśmiechnął się, przebywając już w krainie snu. Było mu przyjemnie ciepło... A z nieba właśnie poleciały pierwsze, śnieżnobiałe płatki.

~

- Hej. Wstawaj. - ktoś nim potrząsnął. Nie usłyszał głosu, a po ruchu uznał, że to zapewne jeden z bezdomnych psów. Kiedy jednak poczuł ponowne drgania, postanowił otworzyć oczy. Nad sobą dostrzegł mężczyznę, którego twarz na powierzchni od podbródka do policzków zasłonięta była czarnym szalem. Nieznajomy był wysoki, a czarny płaszcz, poszarpany na dole odsłaniał wojskowe, czarne glany i spodnie moro. Oczy mężczyzny były przenikliwie zimne - miały odcień chłodnego błękitu. Zaś jego dłoń, zaopatrzona w czarną rękawicę, wyciągnięta była w stronę Jaspera, który patrzył na przybysza z niekrytym zakłopotaniem i niepewnością w oczach. - Halo, słyszysz mnie?

Chłopak mrugał pusto, wpatrując się w oblicze tego człowieka.

- Ej, młody! - dłoń poklepała czarnowłosego po policzku. Ten jednak tylko lekko się odsunął.Zrezygnowany niebieskooki warknął jeszcze - głuchy jesteś, czy jak?

Jasper, niewiele myśląc wskazał na swoje uszy, podkulając nogi. W tym momencie cała jego hardość zniknęła a na jej miejsce wstąpił strach przed tym mężczyzną, kimkolwiek był.

- Haha! - zarechotał tamten, łapiąc chłopaka za przegub i podrywając go do pionu. - Sierotka Marysia straciła słuch, co? Dobrze, że tego nie słyszysz bachorze.Zabieram cię stąd, ale znaj moją łaskę, nie robię tego za darmo.

Niebieskooki dźwignął Jaspera pod ramię i podążył z nim w stronę czarnego, zaśnieżonego Land Rovera. Chłopak próbował się wyszarpnąć, mężczyzna jednak był wyższy i silniejszy. Po dobrnięciu do auta, czarnowłosy wylądował na ciepłym, tylnym siedzeniu, mężczyzna zaś przejął stery. Pojazd zawarczał i ruszył przed siebie z ogromną prędkością, wzbijając kłęby śnieżnego pyłu i rozbryzgując brązowe błoto.

Jasper przyglądał się kierowcy. Miał mocny chwyt, wywnioskował to po niewielkim siniaku na nadgarstku, za który pociągnął tamten.

Mężczyzna wyjął telefon, po czym napisał coś i podał go chłopakowi. "Nazywam się Dylan. A ty?". Jasper wystukał szybko swoje imię i oddał telefon.

Wiadomość zwrotna była równie krótka: "Jasper to bardzo ładne imię."

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 13.08.2015
    Twoje opisy można czytać i czytać, są bardzo rzeczywiste. Bardzo dobrze czyta się tekst; 5:)
  • Anonim 13.08.2015
    "często się z niego śmiali - on jednak nie zwracał na to uwagi, nawet gorzej, zwyczajnie tego nie słyszał." ~ Zdanie wielką literą, ale wiem, że u ciebie to małe niedopatrzenie, Lin ;)

    "Z początku było trudno - narzekał na wszystko.Stał się ordynarnym, wulgarnym i zamkniętym w sobie nastolatkiem bez perspektyw na przyszłość." ~ Brak spacji, ale to też jednorazowa wpadka XD

    "- Hej. Wstawaj. - ktoś nim potrząsnął." ~ Po "wstawaj" jest kropka, więc "ktoś powinno być napisane wielką literą.

    "Ten jednak tylko lekko się odsunął.Zrezygnowany niebieskooki warknął jeszcze - głuchy jesteś, czy jak?" ~ Zabrakło spacji, kropka po "jeszcze", a "głuchy" wielką literą, bo poprzednie słowa bohatera zamknęłaś wykrzyknikiem.

    "Dobrze, że tego nie słyszysz bachorze.Zabieram cię stąd, ale znaj moją łaskę, nie robię tego za darmo." ~ Zabrakło spacji.

    A teraz mój ulubiony fragment:
    "Leczył się, brał leki. To nie choroba go zabiła. To inni ludzie, prześmiewczymi komentarzami i ordynarnym zachowaniem powoli wyciskali z niego resztki życia. Ogień, który się w nim tlił, powoli dogasał, próbując ukazać światu swoje zanikanie, stłamszenie. Nikt jednak nie chciał tego ognia pielęgnować, pomagać mu płonąć dalej, nawet Jasper, nawet babcia Granda i dziadek William. Nikt nie chciał pomóc Charliemu."

    A ten fragment mnie zaczarował:
    "Ziewnął ponownie i kuląc się na materacu pokrytym brudem i kawałkami cementu zapadł w lekki sen, który momentalnie przyniósł mu ukojenie, jakiego szukał. Uśmiechnął się, przebywając już w krainie snu. Było mu przyjemnie ciepło... A z nieba właśnie poleciały pierwsze, śnieżnobiałe płatki."

    Te fragmenty są po prostu boskie ;) A opowiadanie bardzo mi się podobało. Tak jak powiedziała Nat - masz bardzo rzeczywiste opisy. Czekam na więcej, Lin!
  • Prue 14.08.2015
    Zgadzam się z kobietkami masz genialne opisy, żywe, niebanalne, a zarazem banalne. Świetnie się Ciebie czyta.
    Dam 5 ( poprzednie też pięć )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania