Poprzednie częściMarchew wigilijna cz.1

Marchew wigilijna cz.3

14 grudnia (ona)

Nie, nie będę się nad tym zastanawiać, dlaczego upieram się spowiadać z mojego życia emocjonalnego pierwszej lepszej jarzynie! Mam taką potrzebę i już. Wolno mi. Nawet jeśli to bardzo smutne mieć taką potrzebę.

Wczoraj zaczęłam od teraźniejszości i powoli będę się cofała aż do młodości.

Nie, nie będę się zastanawiać nad tym, dlaczego ten marchwiarz ma potrzebę wysłuchiwania moich wynurzeń.

 

15 grudnia (on)

Przyszła, więc nie przeziębiła sobie pęcherza. Dziś była cieplej ubrana, bardzo rozsądnie. No i wino trochę ją rozgrzewa. Nie upija się już tak, jak pierwszego wieczoru. Za to ja przyniosłem sobie piersiówkę i poddając się czarowi jej głosu, piłem tak, jak pije się likier, powoli, po kropelce, z rozkoszą.

Jak w pachnącej kąpieli zanurzałem się w jej głosie i czułem jak warstwa po warstwie spłukiwał coś (co?) z mojej duszy. Miłe uczucie; ciekawe, co odkryje się w samym jądrze? Ona opowiada mi codziennie coś ze swojego życia, ale fakty mnie nie interesują, to, co mnie fascynuje to jej postawa wobec własnych przeżyć, jej doświadczenie w dziedzinie emocjonalnej. Jestem w stanie wszystko rozumieć, chwytam w lot niuanse, to takie jasne i proste, a jednak wygląda na to, że dotąd nie spotkała nikogo, kto by odczuwał podobnie jak ona. Jesteśmy pokrewnymi duszami?

 

16 grudnia (ona)

Dziś muszę zostać w domu. Mam nadzieję, że pogoda wkrótce się poprawi. Zniosłam ze strychu pudło ze starymi zdjęciami. Z pewnego określonego powodu. Chcę go zobaczyć, Lecha, moją miłość. To jest skutek „marchwiowej kuracji” – wyznaję, że Lech był moją miłością, tą jedyną, prawdziwą. Albo raczej szansą na jedyną, prawdziwą miłość. Szansą, której nie wykorzystałam.

 

16 grudnia (on)

Mam pewne podejrzenie, ale jest ono tak niedorzeczne, że sam w nie nie wierzę. Odrzucam je jako myślący logicznie człowiek, natomiast jako pisarz akceptuję je z zachwytem.

Wiele lat temu poznałem dziewczynę. Nie kobietę. Dziewczynę. Ja sam byłem wówczas chłopakiem. Spodobała mi się, zakochałem się, zostaliśmy parą. Najpierw nie zauważałem tego, co wniosła w moje życie. A było tak, że ona jakby otworzyła dla mnie drzwi prowadzące do świata, jakiego jeszcze nie znałem. To było jak objawienie, świat, w którym ludzie kochali się, rozumieli i szanowali. Krok po kroku wprowadzała mnie w ten świat, uczyła poruszać się w nim, pokazała mi, czym może być miłość, co może sobie dać dwoje kochających. Mam tu na myśli wartości idealne, na polu erotycznym była jeszcze bardzo zielona. Ale i w miłości fizycznej odkrywaliśmy wspólnie obszary, które i dla mnie były nowe. Moja słodka Calineczka... tak ją wtedy nazywałem, była taka delikatna, taka leciutka.

No, powiem krótko, zanim zatonę w marzeniach – podejrzewam, że to ona. Ta kobieta z jarmarku jest moją Calineczką. Od kiedy widziałem ją ostatni raz, minęło ponad trzydzieści lat, dlatego nie od razu ją rozpoznałem. I także dlatego, że w oczach marchwi wszystko jest zdeformowane, niewyraźne. Ale od samego początku czułem do niej inklinację, wprawdzie nie rozpoznałem w niej Calineczki, ale ją jedną wybrałem z tłumu. To chyba przekonujący dowód?

A jej głos czarodziejski?

A fakt, że i ona szuka mojego towarzystwa?

Niestety właśnie dzisiaj nie możemy się spotkać. Pogoda jest fatalna: najpierw zrobiła się odwilż, potem padało, następnie wszystko zamarzło, a teraz szaleje śnieżyca. Ani kawałek ziemi nie jest równy, na chodnikach wertepy i zaspy, a w każdym wzgórku czai się śliska górka lodowa. Na jezdniach panuje kompletny chaos. Mam dużo czasu, żeby się zastanowić, czy pójść na następne spotkanie z Calineczką jako marchew, czy jako ja.

 

17 grudnia (ona)

Marchwiarz nie odzywa się nigdy ani słowem. Pewnie nawet nie rozumie sensu tego, co mówię. A ja grzebię się w moim życiu wewnętrznym, nawet nie opowiadam żadnych konkretnych historyjek. Mój maż nazywał to babską sraczką i nie robił tego ze złośliwości. Życie wewnętrzne mężczyzny to jego trawienie i jego pożądliwość; w tym kontekście użycie słowa „sraczka” nie oznacza lekceważenia. Mój mąż był człowiekiem wykształconym, a mężczyzna tkwiący w kostiumie marchwi bez wątpienia nim nie jest. Nie może być też młody, gdyż wtedy nie interesowałby się mną. Ma idiotyczną pracę, pewnie bardzo źle płatną. Widocznie brak mu innych możliwości. (Ciekawe, kto jest jego pracodawcą i co właściwie reklamuje marchew na bożonarodzeniowym bazarze?) Siedząc blisko niego czuję lekki zapach alkoholu, a więc jest on także pijakiem. Ile godzin dziennie musi spędzać na bazarze? Nie wiem. Gdy przychodzę, już tam jest, potem siedzimy ze dwie godziny na ławce, a gdy odchodzę, on wstaje i znów miesza się z tłumem. Prawdopodobnie wypoczywa przy mnie, może nawet ucina sobie drzemkę, a ja łudzę się, że mnie słucha. Rozgniewała mnie myśl, którą właśnie sformułowałam i zapisałam. Czuję się rozczarowana i oszukana. A więc w rzeczywistości nie myślę tak chłodno? Jasne, że nie. Ta marchew pozwala mi marzyć i kurczę blade, potrzebuję tych marzeń. Precz z logiką i rozsądkiem! Nie ważne z jakich powodów marchwiarz przesiaduje ze mną na ławce, dla mnie liczy się tylko to, że on to robi. Osnuję wokół niego swoją własną bajkę i w ten sposób przetrwam święta. Od wczoraj myślę o Lechu. Był jedynym mężczyzną, który kochał we mnie to, co i ja w sobie ceniłam. Mogłam mu wiele dawać i nie stawałam się przez to uboższa, przeciwnie, wzbogacałam się wewnętrznie. On też dawał, obdarowywaliśmy się nawzajem. Siałam, widziałam jak wschodził mój siew, zbierałam plon, który mu mogłam znów ofiarować... Ze wszystkimi mężczyznami po Lechu było inaczej. Waluta, którą starałam się kupić ich przychylność była albo nietrwała, jak moja uroda, albo dla mnie osobiście niewiele warta, jak na przykład moje umiejętności kulinarne.

 

17 grudnia (on)

Dziś przysłuchiwałem się Calineczce wzruszony i rozbawiony jednocześnie. Zastanawiała się głośno nad marchwiarzem, nad człowiekiem tkwiącym w kostiumie, czyli... nade mną. Calineczka ma mnie za upadłego alkoholika, prosto z rynsztoka, ma jednak zamiar nie zwracać na to uwagi, jeśli nadal będę się wobec niej zachowywał, jak dotychczas, czyli (to już moje uzupełnienie) jeśli nadal będę milczał i nie molestował jej seksualnie. Ponieważ dla bezgłowej i bezrękiej marchwi zarówno mówienie jak i obmacywanie jest praktycznie niemożliwe, więc naszemu związkowi nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.

A teraz najważniejsze: Calineczka mówiła dziś o mnie, o mnie dawnym, o tym chłopaku z jej przeszłości. Nie wymieniła imienia, ona w ogóle nie wymienia imion ani nazwisk, bardzo rozsądnie, na jej miejscu też bym tak robił. No więc nie wymieniła mojego imienia i nie opisywała konkretnych sytuacji, a jednak było jasne, że mówiła o mnie i teraz wiem, że byłem w jej życiu kimś tak samo wyjątkowym, jak ona była wyjątkowa w moim. Jak ładnie to sformułowała: „Siałam, widziałam, jak wschodzi mój siew, zbierałam plon, który mu mogłam znów ofiarować...”

 

19 grudnia (ona)

Gdy wracałam dziś do domu z bazaru, wyobrażałam sobie, jak by to było spotkać Lecha. Co się z nim działo po tym, jak go tak lekkomyślnie porzuciłam? Krotko: porzuciłam go, bo moje otoczenie go dla mnie nie zaakceptowało. Sposób życia Lecha nie był konwencjonalny, a jego wygląd i sposób bycia szokowały przeciętnego mieszczucha lat sześćdziesiątych. Wróżono mi marną przyszłość u jego boku, a ostrzeżenia te nadchodziły z każdej strony tak zgodnie, że wreszcie sama zaczęłam w nie wierzyć. Skąd miałam ja, młoda, niedoświadczona i naiwna dziewczyna wiedzieć, że to, co nas łączyło było miłością, jaka rzadko komu przypada w udziale? Tak więc porzuciłam go, spaliłam za sobą mosty, wyprowadziłam się daleko, za granicę, wyszłam za mąż. Kim jest teraz Lech? Czy sprawdziły się fatalne prognozy? Czy stoczył się, zmarnował swoje życie? Obecnie, po ponad trzydziestu latach, jestem mądrzejsza. Powinnam była przy nim trwać, wspierać go, bronić przed światem, bo nawet, gdybyśmy w sensie materialnym zostali biedni, to bylibyśmy przynajmniej szczęśliwi.

Kim jest Lech? Czy jeszcze żyje? Gdzie? Jak? Chyba podświadomie odnajduję Lecha w marchwiarzu. Jak on to robi, że czuję się rozumiana i przytulana, choć ani jego oczu nie widzę, ani głosu nie słyszę, ani nie czuję dotyku jego rąk?

Następne częściMarchew wigilijna cz.4 ostatnia

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania