Maski, cz. II. Delmy wkraczają na scenę

Po otrzymaniu informacji zwrotnej od doktor Nethos, Vedels natychmiast zatelefonował do generała Delmatisa, głównego doradcy prezesa Najwyższej Rady. Trzeba w tym momencie opowieści wyjaśnić, że ustrój polityczny Aurilium był dość specyficzną odmianą demokracji. W państwie tym nie istniał bowiem klasyczny trójpodział władzy. Właściwie jedynym formalnym organem administracji centralnej była Najwyższa Rada Aurilium, składająca się z dziewięciu członków wybieranych na pięcioletnią kadencję, w równych, powszechnych, tajnych i bezpośrednich wyborach. Kandydat, który otrzymał najwięcej głosów, automatycznie zostawał prezesem Rady i w ciągu trzech tygodni od daty ostatecznego ogłoszenia wyników wyborów, składał uroczystą przysięgę na Kartę Praw (auriliański odpowiednik konstytucji) oraz symbole narodowe – złotą flagę z trzema srebrnymi gwiazdami, oznaczającymi trzy perły w koronie Aurilium (majestatyczną, niemal utopijną stolicę Aureopolis, opływający w skarby kultury poprzedni gród stołeczny o nazwie Elsynium, oraz słynący z najczystszego powietrza na świecie, czarodziejski zimowy kurort wypoczynkowy Glasilion) i godło, którym była właśnie złota korona, trzema perłami przyozdobiona. Każdy obywatel mógł w głosowaniu wybrać trzech kandydatów spośród trzydziestu zgłoszonych. W czasach, w których rozgrywa się ta opowieść, w wyborach brało udział ponad pięćset milionów dusz, zaś całe państwo zamieszkiwało ich wówczas blisko miliard. Czynne prawo wyborcze nie przysługiwało osobom poniżej dwudziestego pierwszego roku życia, zaś wybieranymi mogły być jedynie osoby, które ukończyły lat czterdzieści i posiadały co najmniej tytuł doktora uczelni wyższej. Istniało pięć głównych partii, z których każda nominowała spośród swoich szeregów pięciu kandydatów do Najwyższej Rady. Dodatkowych pięć miejsc na liście do głosowania obsadzano uprawnionymi kandydatami niezależnymi, którzy w trakcie kampanii wyborczej zebrali najwyższą liczbę podpisów. Autentyczność sygnatur weryfikował tzw. Trybunał Praw, który rozpatrywał również ważność przeprowadzonych wyborów. Auriliańska demokracja była zatem w praktyce formą oligarchii, zaś Najwyższa Rada mianowała prezesów sądów powszechnych i trybunałów wojskowych, a także przywódców poszczególnych formacji militarnych, rektorów uczelni wyższych, ordynatorów szpitali, przewodniczących władz lokalnych itp. Dokonywała tego po zasięgnięciu opinii ze strony tzw. rad branżowych (lekarskiej, wojskowej, prawniczej, oświatowej itp.). Rady te składały się z wybitnych naukowców lub specjalistów w poszczególnych dziedzinach, a ich struktura organizacyjna przypominała model korporacyjny. W czasach, w których toczy się ta opowieść, Aurilium było światowym centrum kultury, ekonomii i technologii, na które z zazdrością, ale i z szacunkiem oraz obawą spoglądały inne kraje (bojąc się podporządkowania przez potężne imperium, a równocześnie podziwiając jego rozmach i doskonałą organizację). Jakkolwiek ówczesny prezes Rady Najwyższej Aurilium, profesor Ozalkas miał wielu wspaniałych doradców, tak największym zaufaniem darzył generała Delmatisa, który był zwierzchnikiem sił zbrojnych, w tamtym czasie już w pełni zautomatyzowanych – potęga i majestat Aurilium opierały się na armii robotów i sterujących nimi inżynierów, przed którą drżały wszystkie inne narody świata. Doktor Vedels przeczuwając, iż owa potęga i majestat mogą wkrótce poważnie ucierpieć, postanowił wtajemniczyć generała Delmatisa w realia nadciągającej katastrofy.

Od premiery „Zdążyć przed zachodem” minęły dwa miesiące, gdy prezes Ozalkas, po licznych konsultacjach z generałem Delmatisem oraz z doktorami Vedelsem i Samellą Nethos, a także z szefem Rady Medycznej profesorem Utinarim, zdecydował się wprowadzić na terytorium całego Aurilium obowiązek noszenia masek ochronnych. Do tego czasu liczba zdiagnozowanych zakażonych nowym drobnoustrojem w Złotej Przystani, jak niektórzy nazywali kraj Aurilczyków, wzrosła do około czterdziestu tysięcy, zaś według szacunków Rady Medycznej, do której doktorzy Vedels i Samella zostali dokooptowani jako niezależni, apolityczni eksperci, rzeczywista liczba zainfekowanych pacjentów mogła być nawet dziesięciokrotnie wyższa. Chociaż służba zdrowia w Aurilium uchodziła za najlepiej zorganizowaną na całej kuli ziemskiej, nie była w stanie uratować wszystkich chorych. W ciągu miesiąca od ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego zmarło blisko dwa tysiące osób w wieku od dwóch do stu trzech lat – a wszystkie prognozy zakładały gwałtowny wzrost zachorowań w kolejnych miesiącach. Wszak całkiem łagodna tamtego roku jesień dobiegała kresu, ustępując miejsca zimie. A ta, według synoptyków, miała być relatywnie ciepła, ale obfitująca w opady deszczu ze śniegiem. Zdaniem wirusologów, zimowa plucha i temperatury pomiędzy zerem a dziesięcioma stopniami w skali Celsjusza, stanowiły doskonałe warunki do ekspansji zarazy. Decyzja o wprowadzeniu obowiązkowego noszenia masek, ogłoszona w połowie grudnia, wydawała się zatem słuszna. Zwłaszcza, że generał Delmatis w specjalnym orędziu do narodu, transmitowanym przez większość stacji telewizyjnych i internetowych w Aurilium, oświadczył, że „niezłomna armia Złotej Przystani” już dawno zaopatrzyła się na wypadek pandemii w specjalistyczne maski z filtrem, okrywające szczelnie czoło, oczy, nos i usta, a przy tym nieutrudniające oddychania. Jak twierdził generał, maski te były już testowane przez Radę Wojskową podczas manewrów w Wąwozie Onix, są w stu procentach bezpieczne i każdy obywatel Aurilium otrzyma je za symbolicznego aurosa (waluta Aurilium – poza granicami imperium walutę tę nazywano „goldenem”, czyli „złotym”). Pieniądze uzyskane ze sprzedaży masek (docelowo spodziewano się zgromadzić prawie miliard aurosów) miały trafić do Złotego Banku, spełniającego funkcję skarbu państwa, a zarazem budżetu. Zdarzały się jednostki, które sceptycznie podchodziły do „Programu Kamuflaż”, lecz były to przypadki rzadkie, a i te w końcu uległy pod presją sankcji, grożących za niedostosowanie się do zarządzenia. Kara za przemieszczanie się bez maseczek wynosiła sto tysięcy aurosów – tyle, ile roczny dochód przeciętnego obywatela Aurilium (np. kierowcy taksówki, pana Ladrisa). Sprzedaż masek przebiegała błyskawicznie, jako że można je było kupić niemal wszędzie – i w małych osiedlowych sklepikach, i w wielkich marketach, i w restauracjach, i w oddziałach poczty, i w przychodniach. Najwyższa Rada Aurilium, przed wprowadzeniem masek, zawiesiła rozgrywki sportowe, spektakle teatralne i kinowe oraz inne imprezy, w których brało udział ponad pięćdziesiąt osób. Wraz z wejściem w życie obowiązku zasłaniania twarzy, niemal wszystkie imprezy kulturalne i sportowe zostały przywrócone, z tym zastrzeżeniem, że zarówno sportowcy, artyści, jak i biorący w widowiskach udział (w ograniczonej liczbie), musieli nosić specjalistyczne maski. Prezes Ozalkas uznał, iż wszelkie czynności niekonieczne, w których noszenie masek byłoby niemożliwe, nie będą w trakcie zarazy praktykowane. W praktyce oznaczało to powrót w sztuce filmowej i teatralnej do antycznych korzeni – gdy na scenach można było zaobserwować aktorów w maskach tragicznych lub komediowych. W restauracjach i kinach zamontowano plastikowe osłony, które umożliwiały ściąganie masek na czas posiłków i seansów. Z czasem jednak ludzie odzwyczaili się niemal zupełnie od zdejmowania zasłon, tak że restauracje poczęły świecić pustkami, dowożąc jedynie potrawy do wiernych klientów, zaś w kinach widzowie dobrowolnie pozostawali z zakrytymi twarzami podczas wyświetlania filmów.

Maski generała Delmatisa okazały się nader wygodne – były zrobione z mieszaniny syntetycznych materiałów, składających się w sumie z dwudziestu związków chemicznych, a ich dokładna struktura pozostawała tajemnicą wojskową. Znali ją nieliczni, w tym doktor Vedels, zapewniając mieszkańców Aurilium, że użyte do produkcji zasłon komponenty są całkowicie bezpieczne. Maski były wyjątkowo lekkie (ich masa nie przekraczała dziesięciu gramów), elastyczne i wytrzymałe. Posiadały ultra cienką wkładkę filtracyjną, która skutecznie powstrzymywała drobnoustroje, zarówno przed wydostaniem się z organizmu zakażonego, jak i przed wniknięciem do ciała osoby zdrowej. Maski miały kolor skóry człowieka i w istocie po założeniu na twarz imitowały drugą skórę – pozbawioną ust i otworów w nosie, z przezroczystą membraną osłaniającą oczy. Gdyby ktoś z zewnątrz zobaczył po raz pierwszy Aurilczyka w takim odzieniu, uznałby niechybnie, że to przedstawiciel jakiejś obcej cywilizacji, z błoną zamiast twarzy i z ludzkimi, zamglonymi oczyma, przechadza się po ulicy w stroju człowieka. Epidemia, zgodnie z przewidywaniami doktora Vedelsa, wydostała się poza granice Aurilium. Wprowadzenie masek znacząco zmniejszyło ilość zachorowań i zgonów – jedne i drugie wciąż się zdarzały, lecz były już sporadyczne. Najwyższa Rada postanowiła jednak nie wycofywać masek z użytku, do chwili wynalezienia skutecznego leku lub szczepionki. W innych państwach jednak, a zwłaszcza w Saprycji, Orsontum i Crivii liczba zakażonych gwałtownie wzrastała, przybywało również ofiar śmiertelnych. Izolacja chorych i kwarantanna zdrowych niewiele pomagały, toteż władze tych krajów zgłosiły się z prośbą o pomoc do Najwyższej Rady Aurilium. Prezes Ozalkas zdecydował się sprzedać najbardziej potrzebującym zapasy wojskowych masek po korzystnych cenach. Równocześnie na masową skalę w auriliańskich fabrykach produkowane były nowe maski. Po pół roku od premiery „Zdążyć przed zachodem”, już 80% mieszkańców kuli ziemskiej nosiło wyrób technologów wojskowych generała Delmatisa. Można je było zakładać wielokrotnie, jednak co kilka godzin należał dokładnie czyścić i dezynfekować ich powierzchnię specjalnym płynem, który również był produkowany w kolosalnych ilościach. Każdy obywatel Aurilium, a później także innych państw, miał do dyspozycji po kilka masek. Początkowo były one dostępne tylko w jednym odcieniu – cielisto-kremowym, naśladującym barwę ciała przeciętnego Aurilczyka. Wkrótce jednak zaczęły powstawać maski w dziesiątkach barw i odcieni, które odpowiadały kolorom skóry niemal każdego człowieka na kuli ziemskiej. Były więc i maski blade jak trup, i czerwone niczym kark robotnika budowlanego, i żółtawe jak skóra Saprycjan, czarne jak heban i smoła (cieszyły się popularnością wśród mieszkańców Orsontum), jak również barwy beżowej, karmelowej czy ciemnobrązowej – w tych odcieniach szczególnie lubowali się obywatele egzotycznej Crivii. Teraz już niemal każdy człowiek miał swoją drugą skórę, w której z dnia na dzień czuł się coraz lepiej, ściągając ją jedynie na czas kąpieli, golenia, posiłków czy snu. Niektórym maski generała Delmatisa tak bardzo przypadły do gustu, że nie zdejmowali ich nawet w nocy, gdy nieświadomie oddawali swoje ciała i dusze w objęcia Morfeusza.

Maski, zarekomendowane pierwotnie przez generała Delmatisa, bardzo szybko zaczęto nazywać delmami. Największą zaletą delm była ich niezauważalność – te niezwykłe, skóropodobne zasłony w ogóle nie utrudniały oddychania i stapiały się z prawdziwą skórą tak harmonijnie, że noszący je miał wrażenie, jakby w rzeczywistości nic nie przesłaniało mu twarzy. Początkowo pojawiały się teorie spiskowe, jakoby generał Delmatis i jego ludzie sami wyhodowali w laboratorium zarazę, aby następnie zbić majątek na sprzedaży masek. Teorie te stawały się coraz powszechniejsze od czasu, gdy delmy opuściły granice Aurilium i rozlały się po całym świecie. Wszystkie zarobione na nich pieniądze szły jednak na finansowanie badań nad szczepionką i lekami przeciwwirusowymi. Zastosowany materiał był unikatowy, toteż z pewnością realna wartość delmy musiała być wyższa niż zwykłych masek materiałowych i plastikowych, które można było nabyć za kilkadziesiąt sentimów (jeden sentim stanowił jedną setną aurosa). Nikt zresztą nie kupował tych tanich, utrudniających oddychanie substytutów delm, tak iż w końcu niemal zupełnie zniknęły one z rynku. Delmy zastępowały bowiem każdy inny typ maski czy maseczki ochronnej. Z powodzeniem mogli ich używać chirurdzy, dentyści, lakiernicy, stolarze itp, mający na co dzień do czynienia z pyłem, zanieczyszczeniami, drobnoustrojami i wszelkimi innymi „czynnikami ryzyka”, którymi interesował się doktor Vedels i jego koledzy po fachu. Niektórzy wręcz mieli pretensje do generała Delmatisa, że maski nie pojawiły się w sprzedaży przed epidemią, mogły bowiem znacząco ułatwić pracę wielu ludzi. Ten jednak odpierał ataki malkontentów, argumentując, że maski przez cały czas były w fazie prób, że powstały z myślą o globalnej pandemii, tak żeby uratować ludzkie życie i zdrowie, a przy okazji gospodarkę, i że oczywiście po wynalezieniu skutecznego remedium na nowego wirusa, każdy pracownik, narażony na wniknięcie do organizmu szkodliwych substancji, będzie mógł nadal korzystać z delm.

Pierwsi zakażeni w Aureopolis, wśród nich pan Grigonis i pan Ladris, po kilku tygodniach zmagania się z kaszlem, gorączką, dusznościami oraz zaburzoną recepcją smaków i zapachów, wyzdrowieli. Podobnie tęga pani, szczupły pan i wysportowana nastolatka. Pan Grigonis, który nie udał się ze swoją dolegliwością do doktora Vedelsa, postanowił jednak nieco zmienić nawyki żywieniowe. Wciąż odwiedzał restaurację „Pod azaliami”, jednak rzadziej niż wcześniej. Zrezygnował również z bulionu z nietoperza, zazwyczaj zamawiając sałatkę z serem feta i pomidorkami koktajlowymi. Rozpoczął także ćwiczenia fizyczne, dzięki czemu stracił kilka kilogramów. Delmy nie utrudniały mu w żaden sposób aktywności ruchowej – zresztą nie tylko jemu. Również młoda dziewczyna, o imieniu Lissa, po uporaniu się z infekcją, wróciła do ulubionych zajęć – jazdy na rolkach, pływania i gry w squasha. Jej łydki stawały się coraz twardsze i sprężystsze, a barki szersze i bardziej muskularne. Szczupły, anemiczny pan, imieniem Rackel, wzbogacił swoją dietę w żelazo i stopniowo nabierał tężyzny fizycznej. Pani Costas zaś, owa dama przy kości, nie zrezygnowała z kremówek i babeczek. Jej coraz bardziej otłuszczone serce nie radziło sobie z napędzaniem potężnego ciała, tak że kilka miesięcy po wyzdrowieniu z choroby wirusowej pani Costas opuściła świat żywych. O jej śmierci dowiedział się doktor Vedels i zwrócił się do rodziny zmarłej z prośbą o zbadanie jej DNA. Wynik badania potwierdził, iż kobieta do końca życia nosiła w sobie nieaktywny materiał genetyczny wirusa, lecz doktor Vedels nie był do końca pewny, czy to zakażenie osłabiło serce pani Costas, pośrednio przyczyniając się do zgonu, czy raczej ona sama, poprzez skrajnie niezdrowy tryb życia, znacząco je sobie skróciła. Doktor Samella Nethos odkryła natomiast, iż RNA nowego wirusa posiada identyczną strukturę jak materiał genetyczny patogenu pobranego od martwego nietoperza. Intuicyjna decyzja pana Grigonisa znalazła zatem naukowe uzasadnienie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania