Poprzednie częściMrocznego Mucho-mory

Mrocznego Mucho-mory cz.4

Las był spokojny, okrywająca go cisza tuliła Kapelucha. Myszy obwąchiwały go z każdej strony, łaskocząc wąsami.

— Narodziny bez płaczu! — wzruszony Wicher zagwizdał w kwiecistą chusteczkę.

— Matka Ziemia jest dyskretna, a jak wiesz krzyk zwabia głodnych. — Mroczny odwrócił się spoglądając na rodowy pierścień, który ciążył mu na palcu.

Z dziada pradziada, a może była to tylko legenda pod przykrywką drzewa, na którym wieszano medaliony.

— Wspaniale! — Pierwszy okaz i jaki rumiany. — Senior Muchomor podwinął kapelusz z radości, aż blaszki zagrały melodię.

 

Las robił się blady i coraz bardziej martwy, nocna trupio powłoka grasowała przykrywając wszystko nieistniejącym wrażeniem czerni. Udusiła ostatni promień słońca własnoręcznie w oku Kapelucha.

— Jaki on trująco wspaniały — szeptała.

Mroczny czuwał przy kominku bujając się w zamyśleniu na drewnianej ławie małej gospody. Nie był sam, Lokaj prowadził monolog długi i męczący.

— Panie, jesteś znowu nieobecny! — Lokaja słowa sprawiły, że Mroczny wzdrygnął się jakby przestraszył własnej myśli.

Blady bardziej niż zawsze poruszał niemo ustami.

Perspektywa obserwatora zza drewnianego zdobionego różnymi pnączami filaru była jasna. Czarnowłosy niebieskooki był w uścisku Śennicy.

— Już po tobie! — wrzasnął przerażony Lokaj – ocknij się! Jeśli cię omami, uleci razem z tobą. — Mrocznego powłoka robiła się coraz jaśniejsza.

— Medytuje, tak jak nauczył mnie Mistrz kocur — głos studzienny był nikły. Lokaj nasłuchiwał bicia jego spowolnionego rytmu oddechu.

— To nie medytacja! — Plask w policzek był silny, jak na niematerialną postać Lokaja przystało.

Mroczny zakołysał się w prawo i lewo i nagle pociemniał jak smoła. Gniew podstępnej mary wstąpił w oczy Pana.

— Durniu! — Nie wypuszczę go tak łatwo — zasyczała kąśliwie. Zarazy nikt nie powstrzyma, grzyby są moje!

— Panie! — Lokaj desperacko przepychał się w ciele opanowanego przez intruza. Była silna, zwinna i podstępna. Oczarowywała bogactwem wdzięków, marzeń i kreacji błogiego nic.

Raz ona raz Lokaj wystawiali swoje dłonie próbując zwrócić otępiałą twarz w swoją stronę.

Nagle drzwi gospody zaskrzypiały i świece zaczęły podskakiwać energiczniej głodne napływającego z zewnątrz tlenu. Ten sam życiodajny gaz doleciał do nozdrzy Pana.

Jednym głębokim oddechem duszącego ciała i kotła toczącego się w nim boju odzyskał władzę w zmysłach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 2 tygodnie temu
    Zerko↔Jestem urzeczony tekstem. Mogłabyś pisać scenariusze i dialogi do takich "Twoich filmów"
    będąc jednocześnie autorką scenografii i wyglądu postaci:)↔Pozdrawiam🤠:)
  • 00.00 2 tygodnie temu
    Dekaos Dzięki, ale to by było za dużo jak dla mnie. 😄
  • droga_we_mgle 2 tygodnie temu
    "Matka Ziemia jest dyskretna, a jak wiesz krzyk zwabia głodnych."
    "Udusiła ostatni promień słońca własnoręcznie w oku Kapelucha." - te zdania są cudowne.
    Po przeczytaniu komentarza DD pomyślałam, że do tej historii pasowałaby animacja poklatkowa :)

    nie istniejącym - nieistniejącym

    Pozdrawiam
  • 00.00 ponad tydzień temu
    Droga, dzięki. Czasami się zastanawiam, czy już czasami ktoś coś podobnego nie napisał.
    Ciekawe jakby to wyglądało w takiej animacji. 🙂

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania