Poprzednie częściNicość - Prolog

Nicość - Rozdział 4

Sierp księżyca zdawał się ranić atramentowe obłoki. Drzewa obdarte z liści przypominały jedynie marne cienie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wiedziałam czy to sen czy jawa. Wiedziałam jedynie, że zaraz go ujrzę. Jednak była to jedyna pewna rzecz. Wyznał, że pragnie mego życia, a ja nie miałam pojęcia, kiedy postanowi je odebrać.

Ostre kamienie raniły moje bose stopy. Siarczysty mróz igrał z mym prawie nagim ciałem. Lecz i tak było to lepsze od nicości, w której znajdowałam się zanim postanowił mnie „wybudzić”. To on był tutaj panem a ja musiałam to zaakceptować.

Wreszcie go dostrzegłam. Stał pod jednym z drzew wpatrzony we mnie. Czekał, czekał na mnie. Wzięłam głęboki oddech. Musiałam się z tym zmierzyć. Choć wiedziałam, że nie wygram.

Powoli zmniejszałam dystans między nami. Nie śpieszyło mi się z nim zmierzyć. Im bliżej byłam tym bardziej ogłuszało mnie moje serce, w próbie wyrwania się z mojej piersi. Zawróć, zawróć póki możesz, krzyczał rozsądek. Ze wstrzymanym oddechem pokonałam ostatni dzielący nas krok, aby stanąć twarzą w twarz z moim koszmarem.

Stałam w oczekiwaniu na… na cokolwiek. Jednak on nie zrobił nic. Wypuściłam powietrze z płuc. Odważyłam się wreszcie spojrzeć na jego twarz. I ona pozbawiona była wyrazu. Puste oczy skierowane były w moją stroną, ale nie patrzyły na mnie, patrzyły przeze mnie. I właśnie ta nicość w jego oczach przerażała mnie najbardziej. Teraz, kiedy jej zaznałam wiedziałam, że nie ma nic gorszego od nicości. A on, on był jej uosobieniem.

Musiałam coś powiedzieć. Ale niby co? Dobry wieczór? Ha dobre sobie. A może od razu zacząć od wyzwisk? Oh dobry pomysł, wkurzyć kogoś silniejszego od ciebie na jego terenie.

Już otwierałam usta by coś powiedzieć, lecz zamknęłam je gwałtownie. Jeśli powiem coś nie tak mogę się już nie obudzić. W sumie w ogóle nie miałam pewności, że jeszcze otworze oczy. Co bym nie zrobiła. On nie był normalny, z resztą ja też, ale on był do tego nieobliczalny. Rozdwojenie jaźni to w jego przypadku niedopowiedzenie i to spore. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i zawróciłam. Nie miałam pojęcia gdzie podążać, a mimo to zwiększałam swoje tępo. Słyszałam za sobą kroki. Bolesna prawda, do kogo należą, ani pewność, że nie zdołam się ocalić nie zatrzymały mnie jednak. Uciekałam do póki sceneria gwałtownie się nie zmieniła. Już nie stąpałam po żwirowej ścieżce a po chłodnej posadce. Wokół mnie zaczęły wyrastać mury. Zatrzymałam się w obawie, że na któryś wpadnę. Z niedowierzaniem patrzyłam jak z niczego powstaje stare zamczysko. Było tu cieplej niż w parku, ale i tak chłodno. W powietrzu czułam smród wilgoci i tak dobrze znany mi odór okrucieństwa. Stróżki wody spływały powoli w dół, po murach. Słyszałam jak pojawiła się za mną, a mimo to nie poruszyłam się. Z uporem wpatrywałam się w wodę, która obecnie płynęła przez szczeliny w posadce.

- Mi nie uciekniesz. Radze zapamiętać. - powiedział tuż przy moim karku.

Drwina w jego głosie zdawała się szczypać moją szyje. Nie odezwałam się ani nie poruszyłam, ale mój przyspieszony oddech mówił sam za siebie. Bałam się, choćbym nie wiem, co próbowała sobie wmówić, bałam się go. Co nie zmieniało faktu, że wolałam conocne spotkania z nim niż z moją matką.

Jego gorący oddech zaczął już parzyć moja skórę, więc postanowiłam się odwrócić.

- Dlaczego tu jestem? - powiedziałam pierwszą rzecz wpadała mi do głowy.

- Ponieważ tego chcę. - odparł uparcie.

- Myślałam ze już to przerabialiśmy... - burknęłam.

- Ja też.

Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.

- Kim jesteś? - ponowiłam próbę.

Posłał mi rozbawiony uśmiech.

- Myślałem że już to przerabialiśmy... - zacytował mnie.

- Ja też. - nie pozostawałam mu dłużna.

Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

- Mnie akurat nie śmieszy to jak mnie zbywasz. Czy odpowiedzenie na pytanie „kim jesteś” naprawdę cię przerasta?

- Dobrze odpowiem na twoje pytanie pod warunkiem że ty pierwsza powiesz mi kim jesteś. Kim jesteś Ofelio?

Stałam sparaliżowana z otwartymi ustami. Skąd znał moje imię? To był moja pierwsza myśl. Ta druga bardziej znacząca. Kim jestem? Nigdy nikt nie pytał mnie kim jestem. Nigdy nie zastanawiałam się kim jestem. A powód tego był prosty, byłam nikim. Ale nie byłam w stanie tego przyznać. Nie przed nim. Nie tak.

- Po porostu mnie obudź... - szepnęłam.

Skinął nieznacznie głową na znak zgody.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania