Nie ma takich grzechów, za które nie można odpokutować - rozdział. 3

54. Piętro zawsze było gwarne. Tysiące dusz, przechodziło przez gotyckie korytarze, kręcone schody i zakurzone biura. Zakon Cieni, zawsze był wypełniony duszami gotowymi wznieść skargę. Inne przychodziły do pracy, gdyż nawet po śmierci, tylko to utrzymywało ich w marnej egzystencji.

 

Zakon był rozległą placówką, do której obligowani byli dołączyć Samobójcy, wybrani przez Piekło. Na ich ciałach gotowe były urodzić się Stygmaty, które pozwalały na obronę przed Piekielnym chaosem. Abigail Williams, była jednym z nich, gdyż jej umiejętność miała się ukazać w najbliższych godzinach.

 

Piekło lubiło to piętro. Zawsze zajęte, pełne interesujących zdarzeń i postaci, które przechodzą obok siebie, niezauważenie. 54. była też pełna Samobójców, potocznie nazywanych Zakapturzonymi. Były to Dusze, które posiadały błogosławieństwo Piekła i trzymały klucze do najniższych pięter. Ich cena na rynku sług wielka, a zapotrzebowanie ogromne.

 

Azazel nienawidził tego Piętra. Z postawieniem stopy w owym budynku, nie mógł pozbyć się, nieprzyjemnego uczucia w dłoniach. Świerzbiły go z każdym spojrzeniem i wstrzymanym oddechem, na swój widok. Oczy tego nic nieznaczącego plebsu, wciskały go coraz bardziej w furię. Niech się zamkną, krzyczał, niech wydłubią te wulgarne ślepia.

 

Skrzywił się i nie bacząc na szkodniki pod nogami, zaczął wyprawę na trzecią kondygnację Zakonu. Nikt nie dorównywał mu wzrostowi, wyciągał głowę wysoko nad chmarę robaków, a jego włosy napędzały stracha każdemu, kto nie miał wyboru jak pod nimi przejść.

 

Dla nieznaczących ludków, był kimś w rodzaju celebryty. Zakazanego owocu, którego w normalnych okolicznościach nigdy by nie zobaczyli. Demony z reguły wysyłają swoją służbę w odwiedziny do takich Pięter, więc widok tak potężnej persony był dla nich, nienormalny, niespotykany. Niepoważny nawet. Niepoprawny.

 

“Kozioł Ofiarny!?’’ ‘’Co on tutaj robi, haha aż nie wierzę, że wyszedł z pieczary!’’ ‘’Nie odzywaj się, Król idzie.’’ ‘’Jaki Król? Był przecież detronizowany.’’ ‘’Detronizowany?’’ ‘’...głupiś nie pamiętasz o masakrze Piętra 666...6666666- ‘’

 

Azazel nienawidził tego szumu, który wypełniał mu czaszkę, niczym tysiące igieł.

 

Zakon był wulgarny, pełny nic nieznaczących śmieci. Nienawidził go, ale i tak wybrał postawienie swoich stóp, na tych niestabilnych schodach i wdychanie oparów schodzącej ze ścian farby.

 

Nie lubił Zakonu, jednak, gdy zdał sobie sprawę, że jego nowa Panienka miała stać się jego częścią, nie miał innego wyboru jak dać ponieść się swojej złości. Umieralność Samobójców w pracy wynosiła 85%, a nie mógł pozwolić na zbyteczną śmierć Abigail. Była za cenna. A jednak Piekło postanowiło wyrządzić mu kolejny nieśmieszny żart. Tak jakby wszystko czego dotknął zamieniało się w proch.

 

Dlatego walił w niezadowoleniu w zaniedbane drzwi gabinetu, byle by odegnać jej dołączenie. Nawet pod kłębami irytacji, wiedział, że Prawo Piekielne już ją wybrało i nic tego nie zmieni, jednak nie byłby sobą, gdyby nie zaczął następnej kłótni.

 

Taki właśnie był. Impulsywny, zdetronizowany, żałosny, Azazel - Kozioł Ofiarny.

 

Tupał długimi nogami, a jego włosy napędzały stracha, każdemu kto był gotowy przejść obok. Czyli praktycznie nikomu, gdyż korytarze trzeciej kondygnacji były puste. To irytowało Azazela jeszcze bardziej, wiedział, że misje potrafią trwać wieki, a w jego wiecznym życiu, czekanie na Abigail będzie trwało jeszcze dłużej. Nie mógł na to pozwolić, bez wywołania jakiejkolwiek wrzawy.

 

Loki tylko puszyły mu się z każdą sekundą, jaką musiał spędzić w tym paskudnym miejscu. Powoli zaczął przypominać jedną z Gorgon, gdy jego wężopodobne włosy, lewitowały w gniewie, a pazury, powoli zaczynały drapać w drzwi, a nie pukać. Dopiero głośne skrzypnięcie wyrwało go z furii głębszej niż najniższe części samego Piekła.

 

- Czegoż potrzebujesz Koźle Ofiarny?

 

- Dla ciebie Panie Azazelu - syknął - okaż trochę szacunku dla Króla.

 

- Zdetronizowanego króla - machnął ręką - jaką nieprzyjemnością mam ci służyć.

 

Jak ten nic nieznaczący pionek mógł się tak do mnie odzywać!? - pomyślał pełen gniewu – Demon nie wychodzi z Domeny przez kilkadziesiąt lat i już jakikolwiek szacunek do niego znika.

 

Azazel już nie utrzymywał samą swoją obecnością aury szacunku bądź królewskości. Plotki na jego temat, wydawały się z czasem bardziej go wyśmiewać niż powodować strach. Stał się miejską legendą niż tym czym naprawdę był.

 

- Abigail Williams-

 

- Odrzucone.

 

Grymas na twarzy Demona, spowodował, że jego jasne piegi, poruszyły się nerwowo. Spodziewał się odmowy, ale żeby wystąpiła w tak wulgarny sposób, było to dla niego nie do pomyślenia.

 

- Słucham?

 

Zmęczony wieczną pracą mężczyzną surowo spoglądał na młodo wyglądającego Demona. Oczywiście, wiedział kim był Azazel i jaką wcześniej władzę posiadał. Nie wywoływało w nim to jednak strachu, ba – nawet spodziewał się tego, że przyjdzie.

 

- Panie Azazelu, Abigail Williams została zarejestrowana dziś jako członkini Zakonu Cienia. Piekło wydało swój werdykt i dobrze pan wie, że nie ma pan nic w tym do powiedzenia.

 

Cóż słudzy są dla Demonów ważni, a dostanie jednego graniczy z cudem. Żaden Demon nie pragnie by jego pupil stał się Zakapturzonym. A tym bardziej ktoś taki jak Azazel, który w przeszłości stracił swojego sługę.

 

Przynajmniej takie są plotki, niektórzy mówili o samobójstwie, a inni, że sam zabił swego służącego. Ostatecznie nie jest to ważne, gdyż Azazel mimo swej detronizacji, jakimś cudem dostał przywilej następnego sługi. Mógł być oczywiście ulubieńcem Prawa Piekielnego, ale to nie zmieniało jego zasad.

 

Prawo Piekielne działa pod różnymi nienazwanymi zasadami, jedną z nich jest zasada równej wymiany. Jak coś ofiarujesz to coś dostaniesz, jak coś dostaniesz to coś stracisz.

 

Więc bycie ulubieńcem Piekła dla Azazela, mogło być jego klątwą, która z manifestowała się z samobójstwem Abigail Williams.

 

- Ma pan coś jeszcze do powiedzenia? - mężczyzna przymrużył oczy, bez grama strachu. W cieniu swoich myśli już widział siebie na upragnionej przerwie.

 

- Nie, to wszystko.

 

Spokojny głos Azazela był nienaturalny. A kiedy zmęczony pracownik skrzyżował wzrok z Demonem, zamarł, a ciepła jucha powoli wypłynęła mu z nosa. Każdy pieg ozdabiający twarz byłego Króla, otworzył się, ukazując setki ślepi.

 

Każde wpatrywało się w urzędnika, z niewyobrażalną rządzą krwi. Mężczyzna zbielał, gdy krwotok, zwiększył swój strumień, zabarwiając biurko i otoczenie na szkarłatny odcień. Koszula przykleiła się do jego ciała w połączeniu krwi i potu, a sam mężczyzna był pewien, że popuścił w spodnie.

 

Na ten widok, Azazel uśmiechnął się, a każde jego ślepie powoli się zamykało, aż spoglądała na urzędnika tylko jedna para oczu. A dokładniej jedno oko, gdyż drugie pozostawało ślepe.

 

Demon z niemym zadowoleniem, odwrócił się i wyszedł przez drzwi, trzaskając nimi, co spowodowało, że mężczyzna podskoczył w strachu.

 

Hmm! Dobrze mu tak - pomyślał Demon - żałosny korposzczur, który nie zna swojego miejsca, nie był w żadnym stopniu uroczy! Muszę teraz pozbyć się jego widoku z głowy, tfu - splunął, schodząc po schodach, a jego ślina prawdopodobnie trafiła jakąś biedną duszę na niższym piętrze Zakonu - Przeklęte Prawo Piekielne i jego gierki, jeszcze zobaczy, że nie pozbawi mnie mojej panienki tak prędko. Zresztą...

 

W głowie Azazela, zagrał z powrotem jej występ. Intensywne ruchy jej kruchych stóp. Sukkubny chichot powodujący dreszcze w Demonach z Piętra Czerwonej Dzielnicy, krótkie młodzieńcze blond loki i te lalko podobne oczy, które mimo swego błysku i pożądania, wydawały się niepokojąco puste...

 

Azazel poczuł niewyobrażalne ciepło, gdy wrócił do chwili trzymania jej w ramionach i ciepła jej ciała, gdy włożył swój palec w oczodół dziewczyny, naznaczając ją swoim imieniem.

 

Od razu poprawił mu się humor, gdy szedł ku wyjściu z 54. Piętra. Już nie zwracał uwagi na szum jaki powodował, gdy powoli był pewny, że Abigail Williams nie umrze tak szybko. W końcu w tej chwili był z nią połączony i wiedział, że Stygmaty, które się w niej obudzą, będą bardzo przydatne w jej wyprawie na niższe piętra.

 

Może i był zdetronizowanym Królem, ale tak błyszczącej na progach Piekła sługi, nie miał jeszcze nikt!

 

--------------------------------------------------------------------------

 

Większość dusz, które nie dostały błogosławieństwa Piekła, zamieniają się w proch i zostają wyrzucone w rozległy krajobraz Pięter. 82. Piętro - jest najbardziej znane z milowej pustyni, pełnej rozszczepionych dusz. Właśnie stamtąd proch wędruję, po każdym zakątku zaświatów, gdzie zostaję wdychany i wydychany przez miliony bytów.

 

Ci którzy umarli, mogą zauważyć, że po śmierci już nie śnią. A sama natura snu, występuję bardziej jako chęć odpoczynku psychicznego niż fizycznego. Zamiast snów, występuję jednak w Piekle inny fenomen, który nazywa się potocznie ‘’zakrztuszeniem duszy’’.

 

Wtedy cząstki prochu, które podczas spania są wdychane przez Samobójców, mogą wyzwolić nagły napływ wspomnień i pokazać śniącemu coś, do czego woleliby nie wracać.

 

Abigail Williams przechodziła właśnie, przez zakrztuszenie duszy, gdy ciekawski proch, zwiedzał jej podświadomość.

 

TAP. TAP. TAP.

 

Jej buciki skakały, po zbutwiałych deskach, gdy niepozorna blondynka grała w klasy. Te czerwone jak jabłka, zmazywały się z każdym skokiem dziewczynki.

 

- Raz! Dwa! - poruszała się do przodu – Trzy! Cztery! - kontynuowała niewinnie – Pięć! - ostatniemu skokowi zawtórował chrzęst kości.

 

Spoglądając na swoje odbicie, poruszyła głową, czym zawtórowała jej replika. Dziewczynka mrugnęła i po chwili znalazła się przed lustrem, gdzie tym razem dojrzalsza Abigail z uśmiechem przebiła sobie ucho agrafką. Ból przetoczył się po ciele teraz już starszej dziewczyny, gdy ta wprowadziła w ukłucie kolczyk z pojedynczym krzyżykiem.

 

Wyglądała jak swoja matka, nie mogła temu zaprzeczyć. Od grama pieprzyków na bladej cerze, do dużych zielonych oczu. Dziewczyna uważała jednak, że najbardziej przypominała ją, gdy leżała wygięta na chodniku po skoku z czwartego piętra.

 

Oh była pewna, że w chwili śmierci wyglądała najlepiej, gdy jej zniekształcone ciało, wygięte jak swastyka zostało oblane światłem wschodzącego słońca.

 

Cóż miała w pewnym sensie racje, gdyż dla pracownika, który znalazł ją jako pierwszy, była widokiem nie do zapomnienia. Jej uśmiechający się trup, już do końca nawiedzał go w snach. A kto wie? Może kiedyś napotka krwawą dziewicę na piętrach zaświatów.

 

--------------------------------------------------------------------------

 

Dla Azazela, Domena była czymś duszącym. Pojawiając się w niej, jego byt zostawał przytłumiony przez gamę zapachów i dźwięków. Oczywiście, sam wystroił ją dokładnie w taki sposób, byle by zablokować jakikolwiek przypływ myśli.

 

Ostatecznie były to abstrakcyjne cele, których wnętrze było zależne od woli ‘’więźnia’’. To powodowało, że były uzależniające w swojej jednopokojowej oprawie. W końcu kto chciałby wyjść z pomieszczenia, które mogło być miejscem wyciągniętym z głębin podświadomości?

 

Azazel chciał i wykorzystywał każdą okazję by wyrwać się z tej celi. Po detronizacji miał coraz mniej sposobności i miejsc, do których mógłby uciec. Ledwo wytrzymywał interakcję z innymi bytami, a co dopiero z samym sobą.

 

Demony były zależne od Prawa Piekielnego i jego kaprysów. Zależnie od ich rangi, mogły poruszać się po określonej liczbie pięter. Niestety Azazel stracił wiele swoich przywilejów, a przez swój chwiejny temperament i tak nie był mile widziany na większości z nich.

 

Nie powstrzymywało go to oczywiście, denerwowanie, stresowanie i grożenie innym duszą było jego hobby, do którego by się nigdy nie przyznał. Chociaż głównie dlatego, że sam nie zdawał sobie sprawy z tego jaką chorobliwą radość mu to sprawia.

 

Wtedy mógł chociaż na chwilę zapomnieć o tym jaką niedolę trzyma w swoim sercu.

 

W ciągu wieków zmieniał wystrój swojej celi (Domeny) setki razy. Była średniowieczną salą tortur, dachem kasyna, wielką białą połacią niczego, raz nawet zmienił ją na pokój w japońskim stylu. Niestety koniec końców każda zmiana nudziła go niemiłosiernie, pokazując mu swój własny brak osobowości.

 

Dlatego tym razem stworzył coś, co bodźcowało go do utraty tchu. Intensywne zapachy glicynii i rozmarynu, atakowały jego czułe nozdrza. Ambient pływających meduz, który był przerywany przez skwierczenie kominka, doprowadzał go do pasji. Użył całej swojej wyobraźni, byleby stworzyć coś pełnego kiczu, ekstrawagancji i przepychu.

 

A to wszystko po to, by nie pozwolić żadnej myśli przemknąć na wierzch.

 

Niestety, pod tym całym przepychem, jego cela zawsze wyglądała tak samo. Rozżalony Demon nie mógł wytępić z głowy widoku jej poprzedniego stanu, kiedy igły pełne błogich chwil nie przestawały wbijać się w każdy skrawek jego chwiejnej podświadomości.

 

Dla każdego, kto znał Azazela, jego zachowanie można było skwitować jednym zdaniem.

 

Był idiotą.

 

(Opinia Belzebuba)

 

Jednak teraz odstawił swój idiotyzm na bok – Abigail! - krzyknął pojawiając się znikąd.

 

Oczekiwał okrzyku pełnego zachwytu bądź oklasków na swoje przybycie, napotkał się jednak z panienką, która drzemała na obitej wykładziną podłodze.

 

Drzemała - było niekoniecznie poprawnym określeniem, pod zamkniętymi powiekami jej oczy poruszały się intensywnie, gdy dziewczyna przechodziła przez swoje pierwsze zakrztuszenie duszy.

 

Azazel uśmiechnął się na ten obraz i napawał się widokiem leżącej Abigail. Bladej cery, delikatnego uśmiechu i zmarszczonego nosa. Wyciągnął dłoń i dotknął jej prawego oka. Oka, które wcześniej wydłubał, naznaczając ją, jego imieniem.

 

Dalej czuł na swoim palcu uczucie jej ciepłych wnętrzności, które formowały się pod dotykiem demona niczym wata cukrowa. Jak gęsta jucha wylewała się w charakterze fontanny z fondue, a poliki dziewczyny rumieniły się niczym rozdziewiczonej nastolatce.

 

Azazel zapisał ten moment w swojej pamięci, oglądając go za każdym razem, gdy zmrużył oczy. Był prawie pewny, że widział go dokładnie nawet swoim ślepym okiem.

 

Od tamtej błogiej chwili każdy, kto skrzyżował spojrzenie z Abigail, został złapany przez sensualną barwę fiołkowego ślepia. Nie mając pojęcia, że wcześniej dzierżyło ono kolor koniczyny.

 

Owa barwa dawała wrażenie, jakby sam Azazel przeszywał ich zazdrosnym wzrokiem.

 

‘’Jakże był on żałosny’’ - śmiało się Piekło, gdy podsłuchiwało jego monolog.

 

Czemu prawo Piekielne jest tak okrutne? - pomyślał zaciskając zęby - Czemu Abigail została wybrana do Zakonu Cienia!?

 

Nie chciał, żeby odeszła przedwcześnie.

 

- Nie zostawiaj mnie - wyszeptał bezgłośnie, nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna już odzyskała świadomość.

 

- To śmiałe z twojej strony mój panie. Powiedzieć kobiecie takie słowa na drugim spotkaniu.

 

Otwierając oczy na ustach Abigail pojawił się delikatny uśmiech. Poczuła, jak dreszcze zarzuciły jej calutkim ciałem, poprzez intensywne spojrzenie Azazela. Jego błękitne ślepie przeszywało ją i spoglądało na każdą żyłę, każdą kość i każdy nawet najmniejszy ruch mięśni.

 

Uwielbiała uwagę jaką jej poświęcał, była dla niej oczywista i nieuchronna.

 

- Jednak czemu miałabym cię zostawić, skoro dopiero się poznaliśmy? - dodała.

 

Ta para jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że Piekło złączyło ich czarną nicią przeznaczenia i z każdą sekundą, oplatało ich bardziej.

 

Azazel przymknął oczy na jej niespodziewaną pobudkę, po czym prychnął.

 

- Śmiałe? Śmiałym mogę nazwać spanie na podłodze! - odpowiedział - powinnaś czekać na pana na kolanach!

 

- Cóż nie dałeś mi za wiele rozrywek, gdy na ciebie czekałam, powinieneś być wdzięczny, że się nie utopiłam w akwarium - powiedziała wstając na nogi.

 

- Niepoprawna jesteś Abigail Williams - rzekł potrząsając głową - a do tego bezczelna - dodał, szczerząc białe kły, przy czym dumnie wypiął pierś.

 

Spoglądając na niego, nie mogła się oprzeć a porównać go do zwierzęcia. Wyglądał jak pies. Jego loki poruszały się wesoło niczym dziesiątki ogonów, malując w powietrzu niewidzialne wzory. Dziewczyna była pewna, że gdyby lazurowe różki, ukryte między pasmami były uszami. To z pewnością strzygły by z jej każdym oddechem.

 

Abigail lubiła psy, były lojalne, przewidywalne i łatwe do tresury. Jednak najbardziej podobała jej się druga strona tych stworzeń. Pod warstwą ciepłego futra i słodkich oczu, zawsze mógł kryć się drapieżnik, który wbiłby się w jej gardło za niemym impulsem.

 

Mogła dokładnie wyobrazić sobie uczucie, kiedy czterdzieści-dwa kły zanurzyłyby się w jej delikatnym i sprężystym mięsie, a ciepła krew przelałaby się i skleiła na zawsze z futrem bestii.

 

Podniecało ją to, że w Azazelu pod osłoną podekscytowania i rumieńcach malujących się na ciemnej karnacji, kryła się bestia.

 

Ba – on nawet nie próbował ukrywać swej niepoprawnej pasji i nie tyle, co nie zdawał sobie z niej sprawy, co wydawała mu się być kompletnie naturalna.

 

Doprowadzało to Abigail do gorączki, gdy poczuła mimowolnie jak jej ciało się nagrzewa, od stóp do głów, skupiając się nienaturalnie na dłoniach.

 

Zatem ukłoniła się teatralnie - może i jestem niepoprawna i bezczelna, ale jeśli tym właśnie jestem to przyjmuję twe określenia jak na gwiazdę Salem przystało!

 

Azazel przytaknął i skupił się na jej sylwetce. Od zmiany w tęczówce jej oka, był z nią połączony neuronowo. Widział dokładnie jak jej ciało nienaturalnie skupia swoje ciepło w dłoniach dziewczyny.

 

Stygmaty się budzą - pomyślał i wyciągnął rękę w stronę zbiornika wody.

 

- Więc moja panienko, spragniona? Może wina? - Pstryknął, a woda zmieniła swoją gęstość i konsystencję - Kakao? Pepsi? Może wodę z lodowca? Albo wiem, wiem, wiem! - dodał podekscytowany - może specjał z 27. Piętra! - płyny ustrojowe!

 

Każde tarcie między jego długimi palcami zostawało zwieńczone głośnym pstryknięciem. Nie dawał swojej Domenie odetchnąć, gdy ciecz zmieniała się, co sekundę.

 

Pstryk. Pstryk. Trzask-

 

Niezadowolone meduzy uderzyły w niewidzialną barierę, próbując uciec przed wrzącym, gazowanym napojem. Abigail nie mogła powstrzymać chichotu na te, delikatnie je nazywając - tortury. Podczas gdy bioluminescencyjne stworzenia miotały się w niezdatnym do życia klimacie.

 

Pomiędzy chichotem i zachwytem dziewczyna odmówiła jego słodkiej ofercie – potrafisz coś jeszcze? - zapytała pełna czystej chciwości.

 

W swoim doczesnym życiu, pewnie od razu zanurzyłaby by usta w odmęty słodkiej cielesnej pociechy. Jednak teraz nie czuła pragnienia, ba – nie czuła także głodu i większości zmysłowych potrzeb.

 

Oczywiście, nie powstrzymywało jej to przed delikatną chęcią skosztowania napoju z dodatkiem martwych meduz, jednak czuła w kościach, że gdyby tak zrobiła, to jej czas dobiegłby końca.

 

TIK. TAK. TIK. TAK. TIK. TAK - słyszała w głowie zegar z 1. Piętra, który kazał jej kontynuować wędrówkę.

 

Dlatego chciała wykorzystać ten czas w inny sposób, bardziej cielesny.

 

Wtem Azazel, wyprostował się i wyciągnął dłonie ku suficie.

 

- Dla ciebie Abigail, ten pokój może stać się wszystkim.

 

Zdążyła mrugnąć a przed ich oczami rozpostarł się rozległy nieboskłon. Było to fałszywe niebo z 200. Piętra, które przyćmiewało ziemską galaktykę, swoją doskonałością.

 

Demon był dumny ze swojego pokazu (który nie wymagał od niego żadnego wysiłku) i z zadowoleniem spojrzał, jak w oczach dziewczyny rozbłysły miliony gwiazd.

 

Azazel musiał jednak przyznać, że najjaśniejszą z nich była sama Abigail.

 

Dla niego była światłem w ciemnym pałacu własnych myśli, w którym zamknął się niczym Hikikomori.

 

Nienawidził tego, że był ulubieńcem Prawa, jednak mimo gorzkiego posmaku w ustach, nie zostało mu nic innego jak złapanie się ciasno tej ulotnej błogości.

 

Może i samo Piekło drwiło z niego w każdej sekundzie.

 

Może i Zasada Równej wymiany ważyła jego szczęśliwe chwile, by potem obrócić je przeciwko niemu.

 

Może i nie mógł znieść myśli, że te momenty zamienią się w proch i przelecą mu przez palce, jak wydarzenia z przed wieków.

 

Może... był zwyczajnym kretynem.

 

- Abigail - rzekł bezgłośnie, jakby nie chciał, żeby Piekło go usłyszało - Nie boisz się śmierci?

 

Mówiąc to przegryzł swój polik, a metaliczny posmak rozlał się mu się ustach.

 

Dziewczyna roześmiała się. Śmiała się głośno, a jej chichot rezonował z biciem własnego serca.

 

- Mój panie, może i jestem kobietą pełną kaprysów, pełną pragnień i pełną nieokiełznanego pożądania do rzeczy dla mnie stymulujących - zaczęła monolog – jednak przeżyłam już jedną śmierć z własnych rąk, gdy skoczyłam, a moja czaszka rozbiła się niczym ceramiczny wazon na chodniku. Oh jakże to było przyjemne, jednak cholernie krótkie... wręcz momentalne, spodziewałam się tego oczywiście, ale zarazem byłam bardziej rozczarowana niż zadowolona, dlatego - spojrzała w jego piegowate lico – nie planuję już nigdy więcej umrzeć. Przecież dopiero rozpoczęłam swoje nowe życie mój panie, czeka na mnie tyle rozkoszy, tyle piękna, tyle urodziwych mężczyzn, tyle chwil do tańca i tyle tego toksycznego bólu, którego pragnę najbardziej w całym Piekle.

 

Była szalona. Azazel czuł jak z każdym słowem jej drobne ciało nagrzewa się do kolosalnych temperatur. Mógł przejrzeć się w jej oczach, które były wielkie niczym spodki i pożerały każdą drobinkę światła.

 

- Oh nie mogę się doczekać - kontynuowała - przecież nie wiem kompletnie nic o Piekle i nawet nie próbuj mi o nim opowiadać, chcę wszystko zobaczyć, chcę wszystko sama odkryć, chcę wszystko poczuć na własnej skórze - zbliżyła się do niego, a jej twarz pokryła się ognistym rumieńcem - Azazelu, wiesz jakim boskim uczuciem obdarowało mnie 1 piętro, gdy moje złamane kości, rozbite zęby i martwa tkanka, złączyły się z powrotem w całość? Albo uczucie dzikiego tańca na scenie, pod okiem bytów, które pożądają mnie jak nic innego? Czy nawet sam moment, w którym wydłubałeś mi oko? – czuł jak jej bicie serca zaczęło przypominać stan przed zawałowy - jakie to było, niesamowite, piękne, niebywałe, ekscytujące, podniecające...

 

Określenia wylewały się z jej ust, niczym mantra.

 

Była taka pełna grzechu. Niepoprawna, Abigail Williams, Gwiazda Salem.

 

Azazel usiadł na wykładzinie słuchając jej słów z niebywałym skupieniem i wtedy ich spojrzenia skrzyżowały się po raz kolejny.

 

- Oczywiście mój panie, nie mogę umrzeć z jeszcze jednego powodu - uśmiechnęła się - Byłoby niewybaczalnym z mojej strony by zasmucić tak urodziwego mężczyznę.

 

Gra Piekielna już się rozpoczęła, karty zostały wystawione, a skoro miał grać błazna, to będzie grał na własnych zasadach.

 

- Podejdź - odrzekł, do niepoprawnej dziewicy.

 

Dziewczyna podeszła zatem i zanurzyła dłoń w nęcących lokach Demona, podczas gdy jej druga ręka, zaczęła liczyć piegi na ciemnym licu.

 

Abigail nigdy nie kłamała, dla niej słowa jakie wypowiadała były świętą prawdą. Jako Gwiazda Salem, musiała pozostać prawdziwa swojej duszy i pragnieniom. Polubiła Azazela, nie z faktu, że byli razem ze sobą złączeni, ani z faktu, że był dla niej horrendalnie atrakcyjny, tylko z faktu, że spoglądał na nią jakby była jego ostatnią nadzieją.

 

Nie wiedziała o nim nic, ale ten jego wzrok, który posiadał w sobie tyle barw, był dla niej nie do wytrzymania. Pełen żałości, żalu, smutku, pożądania i tej niewyobrażalnej złości, wściekłości i chorej pasji.

 

Była niemoralna i trzymała w sobie niewinne okrucieństwo, nie zdawała sobie jednak z tego sprawy, gdyż według niej każda jej decyzja i każde jej słowo, było poprawne.

 

Dlatego gdy do niego podeszła i złączyła swe rozpalone dłonie z jego licem, wiedziała, że cierpliwość jej się kończy.

 

- Abigail, co byś zrobiła, gdybym zamknął cię tutaj, by nikt nigdy na ciebie nie spojrzał.

 

Jego dłonie zaczęły masować jej szyję w chwili pełnej intymności i zarazem cichej groźby.

 

- Byłabym zaszczycona mój panie, ale dobrze wiesz, że nie mogłabym się na to zgodzić - położyła mu się na kolanach, gdy welon jego loków zasłonił ich lica.

 

W tamtej chwili, śnieżnobiałe piegi Azazela zatrzepotały bezwiednie i otworzyły się. Abigail mogła tylko zacisnąć uda, gdy krew poleciała jej z nosa. Miliony ślepi, pożerały ją nieuchronną ilością emocji.

 

Dziewczyna mogła tylko westchnąć, gdy Demon zbliżył się do jej spaczonych juchą ust.

 

- Jakże wulgarnie - musnęli się ustami – ale właśnie dlatego się w tobie zakochałam.

 

Obok miłości to oczywiście nie stało. Była to bezpodstawna obsesja, pożądanie, coś kompletnie niepoprawnego i skandalicznego. Jednak Abigail zawsze mówiła prawdę.

 

Tak więc złączyli się w metalicznych objęciach na ciężkie minuty, przed wyruszeniem w drogę na pierwsze zlecenie dziewczyny.

 

Zakapturzonej Abigail Williams.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania