Poprzednie częściNierzeczywisty Eden

Nierzeczywisty Eden IV

Nierzeczywisty Eden.

 

CZĘŚĆ IV

 

Kiedy Magda wyjechała do Australijskiej kliniki psychiatrycznej koordynowanej przez jej matkę, moje życie stało się puste i bezbarwne. Już nikt się mną nie interesował. Przestałem pojawiać się w naszej budzie, nie chodziłem też na skłot. Nikt nie zadał sobie trudu wypowiedzenia do mnie jakichkolwiek słów. Jej nieobecność początkowo była dręcząca, ale z czasem przywykłem. Mijały miesiące bez niej. Zacząłem wracać do normalnego stanu. Znowu wpadłem w rytm. Melina, ćpanie, zdobywanie towaru i tak w kółko. Wszystko było po staremu.

 

W końcu, po kolejnym detoksie zdecydowałem się sięgnąć po pamiętnik Magdy. Musiałem go w końcu przeczytać. Właściwie nie wiem dlaczego tak długo odwlekałem tą chwilę. Może nie chciałem znać prawdy o niej, o jej rodzinie. Uważałem, że moja przypadłość jest kwestią przypadku. To również odnosiło się do zaburzeń Magdy. Zarówno dziewczynę z idealnego domu, jak i chłopaka z patologicznej zbiorowości spotkało "coś złego". Obawaiałem się, że jeśli jednak rodzina Magdy wcale nie jest taka nieskalana w moim sercu może zrodzić się wyniszczająca nienawiść do losu, który obarczałbym winą za mój stan. W końcu to los dobrał mi "najbliższych".

Pierwszy raz od czterech miesięcy byłem tak blisko "domu". Okolicy, która kiedyś była moją. W oddali zobaczyłem zarys powojennego bloku, ozdobionego bogatym grafiti. Zawsze intrygowały mnie te nielegalne dzieła osiedlowych artystów. Było ich mnóstwo. Często się zmieniały. Nowe przykrywały stare. Czerwone warstwy spreju zastępowano czarnymi, fioletowymi i tak bez końca. Szczególnie trwale wyrył się w mojej pamięci obraz z dzieciństwa. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz przypatrywałem się z ukrycia pracy malarzy, byłem jak sparaliżowany. Robili to szybko, z ogromną precyzją. Wcielali w życie gotowy pomysł. Tamtej nocy spod ich rąk wyszedł ogromny, sięgający pierwszego piętra anioł. Czrny anioł. Anioł śmierci. Obraz opatrzono w napis "Cisza nie istnieje". Dzisiaj miejsce, w którym widniał niegdyś Upadły Sługa Niebios zapisane było poskreślanymi nazwami klubów piłkarskich. Nędzna wojna kiboli i fanatycznych kibiców... Nigdy tego nie rozumiałem, dlatego bez zastanowienia przeszedłem dalej. Minąłem ławkę,dwie kurewki, które pamiętałem z liceum i wszedłem do bloku. Klatka nie miała domofonu. To był podniszczony ośrodek zamieszkały przez ludzi, nieinteresujących się losem sąsiadów. Nie było tu też windy. Powoli obszedłem zaćpanych młodziaków i ruszyłem na schody. Widok ludzkich odchodów, masy strzykawek i butelek po alkoholach nie zrobił na mnie wrażenia. Znałem ten obraz od zawsze. W końcu dotarłem na ostatnie, dziesiąte piętro. Drzwi do mieszkania ojca były jak zawsze otwarte. Nie zważając na późną porę wszedłem do środka. Hol był zablokowany przez worki ze śmieciami i to co już się do nich nie zmieściło. Tatusia zastałem na swoim stałym miejsu. To znaczy obok kanapy, taplającego się w rzygach. Naturalnie nie wszedłem do salonu, tylko przeszedłem dalej. W sypialni,Roma układał nasze młodsze rodzeństwo do snu. Przyglądałem się tej scenie przez szparę w kotarze. Po chwili wszedłem do kuchni i zatrzymałem się przed pokojem, który niegdyś dzieliłem z Romanem, Kamilem i Kasim. Kasjan był najstarszy. Już dawno wyniósł się stąd. Roman był o 5 lat młodszy ode mnie, a od bliźniaków starszy o tyle samo. Alan i Karol (bliźniacy) byli moim przyrodnim rodzeństwem, z którym przez wzgląd na różnicę wieku nigdy nie miałem dobrego kontaktu. Kamil zaś, jakby to ująć... był martwy. Zaćpał się. Nigdy nie odwiedziłem go na cmentarzu. Na pogrzebie też nie byłem.

 

Setki wspomnień przemknęło przez moją głowę. Postanowiłem udać się do pokoju, który był jedynym miejscem, gdzie kiedyś czułem się kochany. Za życia mamy to wszystko wyglądało inaczej... Upadłem na niezasłane, piętrowe łóżko i nagle przypomniałem sobie po co tu przyszedłem. Schyliłem się i wyciągnąłem spod materaca ten zeszyt. Niczego sobie wyglądające zapiski oprawione w twardą okładkę. Nie zamierzałem pozostawać tu dłużej niż to konieczne, dlatego podniosłem się z siedzenia, gdy wtem do pokoju wszedł Roma. Zamarłem. W alkowie widziałem tylko plecy mojego młodszego brata, który zawsze był drobny i niepozorny. Teraz wyglądał zupełnie inaczej. Widać, że przypakował. Urósł i dałbym głowę, że jest wyższy ode mnie. Jego koasztanowe włosy wyjaśniały, a jedyną rzeczą, która pozostała taka jak niegdyś były duże zielone oczy. Nie rozmawialiśmy od śmierci Kamila. Myślałem, że moja obecność tutaj go zaskoczyła, ale on powiedział:

- Witaj. - jego głos był zmęczony i suchy. Nie odpowiedziałem. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.

- Rzadko tu bywasz... Słyszę jak wchodzisz i grzebiesz w swoich starych śmieciach. - dodał po chwili. Natychmiast odsunąłem się, by pokazać moją nieufność wobec niego.

- Nie myśl, że wtrącam się w twoje sprawy bracie. Wiem, że każdy żyje na własny rachunek, ale tutaj przydałaby się pomoc. Sam wiesz jak jest... - kontunuował. Gorzko westchnąłem, na co on zmarszczył czoło i wyszedł z pokoju. Nie pozostało mi nic innego, poszedłem jego śladem. Kiedy wychodziłem rzuciłem mu współczujące spojżenie, a jego oczy zdawały się wyrażać zarówno ból jak i zrozumienie.

 

Niemalże wybiegłem z bloku. Nie obwiniałem się za to co tam się działo. Nie miałem wyrzutów sumienia, że im nie pomagam. Mi też nikt nie pomógł...

 

Postanowiłem udać się do Meli. Mela rozprowadzał dragi, a z racji tego, że byłem stałym klijentem mogłem liczyć na nocleg w jego dziurze na przedmieściu. Dotarłem tam nocnym. Kiedy rozwaliłem się na podłodze w "salonie" wyciągnąłem jej pamiętnik i zabrałem się do czytania.

 

"Był chłodny letni wieczór. Siedziałam na plaży razem z mamą, tatą i kuzynem. Wszystko było wspaniale. Od dwóch dni rodzice nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, co było równoznaczne z tym, że się nie kłócili i nie wyzywali. Mi ta cisza nie przeszkadała. Cieszyłam się niezmąconym spokojem. Wyjechaliśmy do Kołna z okazji moich piętnastych urodzin. Rodzinny urlop. Z moim doczepionym kuzynem. Jakaś piąta woda po kisielu. Nie wnikałam skąd mama go wytrzasnęła, nie wadził mi. Jedyne co mnie zastanawiało, to prawo butu tego kolesia na moich wakacjach. Nasza rodzina była ogromna i rozsiana po całym świecie, ale liczyłam na to, że chociaż te dwa letnie tygodnie spędzę sama (w gronie rodziców). Nagle moje rozmyślania przerwał on. Feliks. Ciemnowłosy, siedemnastoletni chłopak. Był strasznie wysoki. Strasznie. Przerażała mnie jego postawa. Szerokie ramiona i ten niespotykany wzrost.

- Twoja mama poleciła mi dziś wieczorem zabrać się gdzieś do klubu. Z okazji twoich urodzin. - powiedział. Niespiesznie trawiłam wypowiedziane przez niego słowa. Kiedy mówił w kącikach jego ust dostrzegałam zarys uśmiechu. Kiedy dotarł do mnie ten komunikat zrobiłam zdziwioną minę, która domagała się wyjaśnień.

- Co ty na to? - zapytał, widząc moje zdezorientowanie. Będzie czadowo. - zapewnił. Dalej byłam niepewna, ale zgodziłam się. Ton jego głosu wydał się być przepełniony spokojem.

- Przyjdę po ciebie o dziewiątej. - dodał konspiracyjnie. Nie zapomnisz tej nocy - szepnął mi do ucha.

Już wtedy czułam się podjarana. Nigy nie byłam zbyt rozmowna. Szczególnie jeśli chodzi o kontakty z chłopakami. Jeszcze raz zlustrowałam sylwetkę oddalającego się chłopaka. Nagle jego wzrost wydał mi się atutem. Pomyślałam, że jest niezwykle seksowny. Chyba czułam do niego coś więcej. Moja fizyczność zaczęła się objawiać. Zapragnęłam..."

 

W tym momencie cisnąłem pamiętnikiem w ścianę i rozpłakałem się. Zacząłem krzyczeć i lamentować. Nagle ktoś wszedł do pokoju i zapalił ostrzejsze, oślepiające światło. Miałem w dupie to co się dzieje. Chciało mi się wyć. Ktoś chwycił mnie za rękę, zawiązał coś na niej i po chwili poczułem dziwne ciepło. Wiedziałem, że to majka. Potem odpłynąłem...

 

Obudził mnie Mela. Siedział i patrzył na mnie badawczym wzrokiem.

- Niezła ta twoja książeczka. - powiedział. Nie do końca zatrybiłem o co chodzi, ale kiedy pomachał mi przed twarzą notesem Magdy wszystko wróciło. Gwałtownie podniosłem się z ziemi i oparłem o ścianę.

- To ta twoja dziewczyna? Nieźle popierdolona w takim razie. Musisz mnie z nią poznać. - mówił i mówił. Chyba zakładał, że przeczytałem choćby jeden wpis od początku do końca. Nie chciałem wiedzieć jak skończyła się wiksa Magdy. Nie mniej jednak, przysiągłem sobie, że przeczytam te zapiski. Nie mogłem złamać obietnicy.

- Jeśli częściej będziesz wbijał z takimi pikantnymi rewelacjami, majka w prezencie. - powiedział i zaśmiał się gardłowo. Musiałem cię jakoś uspokoić. Już i tak mam sąsiadów na głowie. Nie potrzeba mi nocnych awantur z tym bydłem.

 

To kwestia mojego dziecięcego snu została wyjaśniona. Co do pikantnych szczegółów to również było jasne. Napaliła się, bynajmniej nie na mnie. Tak to wtedy rozumiałem. Ale kiedy następnego wieczoru wrtóciłem do lektury sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nie spałem całą noc usiłując ogarnąć przeczytan słowa. Chciałem, by to wszystko okazało się okrutnym żartem lub wytworem mojej wyobraźni.

Średnia ocena: 4.1  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 13.02.2015
    Świetnie się czyta i wciąga, że się chce więcej i więcej. Zostawiam 5 :D.
  • magda 13.02.2015
    Czemu nie komentujecie? ;c mało uwag, nie wiem nad czym popracować i co poprawić
  • Nauya 14.02.2015
    Mnie też wciągnęło i czekam na ciąg dalszy : D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania