Nocne Bestie ~ Rozdział 6
– Szlag by to! – zaklął Żdan i chwycił ciężki głaz. – Bóg Weles jest nam coś winien za tę harówkę!
Gogo przestał kopać, wyprostował się i wyjrzał z dołu.
– Pomóc ci? – zaproponował.
– Nie – fuknął strażnik. – Skończ kopać dół. Zmrok szybko zapada i nie mam zamiaru sterczeć tu dłużej, niż jest to konieczne.
– Myślisz, że mnie to bawi? – Gogo chwycił za łopatę. – Przerażająca robota. Te gęby... Brrr! Oczy im wyłupiliśmy gwoździami, a mnie i tak się wydaje, że ciągle się na nas gapią.
Żdan dorzucił głaz do stosu pozostałych kamieni. Charknął głośno i splunął.
– Myślę, że już wystarczy. Jak uważasz?
Gogo wyrzucił z dołu resztę wykopanej ziemi i przytaknął.
– Też tak myślę.
Żdan podał rękę Gogowi i pomógł mu wydostać się z jamy.
– W gospodzie wypijemy kilka pucharów piwa, bez względu na to, czy się to gnomowi spodoba, czy nie. Należy nam się za tę brudną robotę.
– Słodkich snów, ścierwa – warknął parobek i kopniakami zepchnął do jamy trzy głowy związane skórzanymi rzemieniami.
– Jeszcze te śmieci...
W ciemności gdzieś między drzewami zadudniły kopyta. Mężczyźni wymienili przestraszone spojrzenia. Żdan sięgnął do tyłu i chwycił w dłoń drzewce siekiery. Gogo schylił się po motykę. Mimowolnie stanęli bliżej siebie.
Drogą zbliżała się trójka jeźdźców. Jeden po drugim wynurzali się z leśnej gęstwiny. Na przedzie jechał dobrze zbudowany mężczyzna o okrągłej twarzy. Włosy na skroniach miał splecione w warkocze, a na długiej, czarnej brodzie świeciły korale. Odziany był w ciemny płaszcz z wilczej skóry, a w ręce trzymał zakrzywioną szablę. Oprócz tego nosił przewieszoną przez plecy tarczę i naszyjnik wykonany z ludzkich, powyginanych palców. Pozostali wyglądali podobnie, lecz ich twarze miały łagodniejsze rysy i pozbawione były zimnego spojrzenia bijącego spod burzy czarnych włosów.
Wojownik zatrzymał konia przy jamie i z ciekawością do niej zajrzał. W dole panowała nieprzenikniona ciemność, ale mężczyzna wrzucił do środka kawałek szkła i wymamrotał coś w swoim języku. Na ściany dołu zaczęły padać smugi zielonego światła. W tym świetle ukazały się trzy trupie głowy. Mężczyzna spojrzał w bok, na przestraszonych parobków, próbujących wymknąć się bokiem. Następnie pochylił się w siodle i końcem szabli wyjął jedną z głów.
– Skąd je macie? – zapytał spokojnie, pokazując makabryczne trofeum pozostałym.
– Przywiozło je dwóch mężczyzn – odparł Żdan, odkładając siekierę na bok.
– Znasz ich imiona?
– Pierwszy z nich to Niodo Siwy – wymamrotał Gogo. – Drugiego nie znamy.
– Szefie – odezwał się jeden z jeźdźców. – To ten, który zabił naszych podczas rabunku na Pograniczu. Tajemniczy łucznik.
– Jest z nim mąż awarskiej dziwki – dodał drugi, spluwając w błoto.
– To dla nas gówno warta informacja – huknął wojownik. Spojrzał na roztrzęsionych mężczyzn stojących za jego plecami. – W którą stronę pojechali?
Gogo oniemiał ze strachu, zatem to Żdan musiał odpowiadać na wszystkie pytania.
– Mówili coś o Bastionie Chwały i o tym, że dopadną was, zanim tam dotrzecie.
Na twarzy jeźdźca malował się szyderczy uśmiech.
– Głupcy – zaśmiał się – Nie wiedzą, na co się porywają. Zatarliśmy wszelkie ślady i teraz to oni staną się zwierzyną. Dogonimy ich jeszcze przed następnym zmrokiem. W świątyni Keglara na północy.
– A co z nimi? – zapytał jeden z wojowników.
– Jak nazywa się ta gospoda?
– Pod Smoczym Sercem – wydusił z siebie Gogo.
– Świetnie się składa. Zabić wszystkich. Wioskę spalić.
~~~♤~~~
– Co to jest? – zapytał Łowca, wstrzymując konia przed tajemniczym głazem, pokrytym runami.
– Rytas – odparła wiedźma.
– Potrafisz odczytać te znaki?
– Oczywiście. To wymarły już język run, ale waragowie wciąż go używają z powodu mrocznej aury.
Podczas gdy wiedźma starała się rozszyfrować pismo, Niodo rozejrzał się po okolicy.
– Tam droga ulega załamaniu – krzyknął.
– O czym mówisz?
– Ścieżka. Między tymi paprociami, zaraz za kamieniem.
– Prowadzi na wschód – wtrącił Kharim, odgarniając przeszkadzające krzaki. – I jak z tymi znakami...
– Mirena – przerwała mu kobieta.
– Co?
– Na imię mam Mirena. I nie jestem wiedźmą.
– Przepraszam. I jak z tymi znakami Mireno?
– Oznaczają święte miejsce. Połowa tarczy słonecznej to znak Welesa, a czaszka Keglara, boga śmierci. Runy głoszą, że jeśli ktoś naruszy porządek świątyni, zginie w ogniu piekielnym.
– W takim razie zwiedzimy sobie ten kompleks.
– Zwariowałeś?
– Może. Co nam szkodzi spróbować.
Zboczyli z głównej ścieżki.
Nie minęła godzina, a trójce wędrowców ukazała się wysoka na dziesięć metrów budowla, wykonana z ciosanych kamieni. Jej fasadę stanowiły marmurowe, zniszczone przez czas kolumny, na których szczytach sterczały rzeźby demonów o kilku twarzach. Powyżej znajdował się niewielki balkon z rzeźbioną balustradą i szerokie, pozbawione szyb okna. Z wnętrza wydobywał się odór zgniłego mięsa i ludzkich odchodów. Zakrywając twarze kawałkami materiału, trzech wędrowców weszło do środka.
Komentarze (4)
Musiałam wrócić do wcześniejszych części, bo trochę jednak pozmieniałeś, ale ogólnie raczej na plus, także zarzucić Ci nic nie mogę. Twój styl mi pasuje, nawet przy minimalnej ilości opisów - jak tutaj, a i sama historia jest wciągająca. Zostawiam kolejną 5 i pozdrawiam :)
Gogo przestał kopać, wyprostował się i wyjrzał z dołu." - oj, zmieniasz nagle miejsce akcji, pogubiłem się, gdy zacząłeś od imienia, nie sygnalizując wcześniej tej zmiany :)
Podoba mi się przerzucenie akcji i pokazanie zbliżającego się zagrożenia. Całkiem zgrabnie to wplotłeś.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania