Poprzednie częściOgień nienawiści. Prolog

Ogień nienawiści. Rozdział 7

Słońce już na dobre paliło karki czarnego rycerstwa, którzy ponownie rozbijali obóz po drugiej stronie rzeki. Każdy chciał zapomnieć aferę w lesie. Nikt jeszcze nie widział jak korzenie drzew chwytają ludzi i podnoszą w górę. Na szczęście odbyło się bez ofiar. Loki został zaproszony z samego rana do namiotu dowodzenia. Czekał tam na niego nieznajomy w czarnej zbroji, dwóch generałów wojska i niedawno przybyła Narisa Rithe. Po uprzejmościach i wymianie ukłonów, zasiedli do stołu.

- Żeby nie przeciągać - jeden z generałów wstał - Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tam wydarzyło?

Nikt się nie odezwał. Jak wytłumaczyć to, że las ożył.

- To była silna aura magiczna, te dęby i sosny są tak stare i przesiąknięte czarami, że bardziej dziwi mnie czemu ten las jeszcze nie spłonął od nadmiaru energii.

- Panie czarodzieju, radź pan jak przejść przez las.

- Póki co, proponuję naokoło, przez Marchię lub tym traktem, prosto do twierdzy Eleron.

- Odpada. Azeram zbiera siły i niedługo będzie chciał napaść południe i odbić ziemię praojców.

- A co z wojskiem południa? - wtrąciła Narisa - Przybędzie?

- Za siedem dni stawi się pod stolicą - odpowiedział czarny żołnierz - Ponad osiem i pół tysiąca zbrojnych.

Loki spojrzał na mapę. Jeśli południe przybędzie a wojsko Haradarga przetrzebi północ to czeka ich starcie z nieludzką siłą. Trzeba nakłonić ich do przejścia na naszą stronę. Przeniósł wzrok na człowieka, który go ogłuszył.

- Jak ci na imię?

- Zaryndar, setnik piechoty i mistrz we władaniu siekierą - mówiąc to wskazał głową na opartą o płótno broń.

- Co sądzisz o istocie, którą widzieliśmy w lesie?

- To mógłbyć inkkub lub satyr. Nie wykluczam również przerośniętego tura.

- Tura?! - zaciekawiona Narisa podeszła bliżej.

- Skoro las jest pełny magii, niewykluczam mutacji zwierząt.

- Trzeba by przeszukać drzewa i leśne polany. Mamy dwadzieścia tysięcy ludzi.

- Przypominam - przerwał elf - Że las nas tylko przepędził. Pomyślcie co może się stać jeśli wtargniemy tam z ogniem i toporami.

Zapadła głucha cisza. Wszyscy patrzyli na mapę i po sobie. Wtargnięcie do Boronn było ryzykowne, nawet jeśli posiada się wielo tysięczną armię. Nagle głos zabrał Loki.

- Las Boronn rozciąga się przez ponad sto mil kwadratowych, według tej mapy. Proponuję trzy grupy. Wyruszą kolejno z Cintry, Azeramu i z tąd. Będą kierować się ku środkowi aż znajdą stwora i przekonają go do otwarcia szlaku.

- Kto miałby tam wejść? - jeden z generałów cofnął się o krok.

- Ja pójdę - zgłosił się Zaryndar.

- Narisa i ja pójdziemy z tobą - Loki wskazał na zabójczynię. Miejmy pewność, że plan się uda.

- Kiedy wyruszamy?

- Wieczorem.

 

Shaisk przechadzał się właśnie po małym lesie, który otaczał Tristam. Nie miał ochoty wracać do miasta i przekomarzać się ze strażnikami. Pierwszy raz od pobytu tutaj poczuł wolność. Nie trwała ona zbyt długo. Do jego uszu dobiegły odgłosy ciężkich butów, łamiących gałęzie. Na pagórku stanęło dwóch zbrojnych rycerzy.

- Zatrzymaj się!

- O co chodzi? - powoli podszedł bliżej żołdaków.

- Wakacji się zachciało łajzo? Do roboty!

- Nie tak szybko, nie jestem pod waszą juryzdykcją.

- Ale mądrala z tego mieszańca - odezwał się drugi strażnik, sięgając po buzdygana - Po dobroci?

- Chyba nie - uśmiechnął się mężczyzna i pstryknął palcami.

Buzdygan wygiął się we wszystkie strony świata. Przypominał raczej precla niż broń. Wystraszony wojak rzucił przedmiot i uciekł z lasu. Drugi nie wierząc wasnym oczom w tchórzostwo przyjaciela, sięgnął po łuk i naciągnął cięciwę. Zanim wycelował Shaisk przyciągnął metalowego precla do siebie i przekształcił w napierśnik. Wystrzelona strzała odbiła się od niego. Poszybowała w bok. Druga i trzecia poszły jej śladem. W końcu przeciwnik wyjął miecz i ruszył ku niemu. Napierśnik zmienił się w podręczną kuszę. Niestety surowca starczyło tylko na jeden bełt. Wykonał unik, miecz przecinając powietrze wbił się w drzewo. Strażnik póścił broń i doskoczył do wroga. Kopnął go w kolano i walnął w potylicę, gdy elf się osuwał. Nie tracąc przytomności Shaisk przeturlał się do rowu, upuszczając po drodze kuszę. Podnoszący broń strażnik wycelował. Z początku oszołomiony mężczyzna szybko odzyskał świadomość. Stali teraz oko w oko, ale karty rozdawał rycerz.

- I co teraz?

- Strzelaj!

Strażnik nie zauważył, że elf specjalnie upuścił kuszę i używając magii zmienił jej kształt. Nacisnął spust. Bełt poszybował w przeciwną stronę niż powinien i wbił się głeboko w pierś żołnierza. Plujący krwią rycerz padł na mech. Elf dochodząc do siebie, zciągnął z nich metalowe części i ułożył sobie pasujący pancerz. Spojrzał na podręczny kalendarz, który wystrugał na kawałku drewna. Przesilenie zbliżało się z każdym dniem. Już niedługo przybędzie krasnolud i elfy by spalić Tristam.

Następne częściOgień nienawiści. Rozdział 8

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania