Piękne Rzeczy - 1 - Jestem z Miasta

Lepsza, fajniejsza wersja Google Docs:

https://docs.google.com/document/d/1yOHw7bAPM-Zr01c-gfIjbRZXVgLee3x1pbXyvvEQu7Y/edit?usp=sharing

 

Ohayo! Mówi wasz ukochany Seweryn Badaj i mam zaszczyt powitać was w tę piękną sobotę. Jak zwykle miasto jest pełne ruchu i wrzawy, ale warto też znaleźć czas, żeby się trochę wyciszyć. Jest godzina ósma, a przed wami piosenka Ostatni Edyty Bartosiewicz. Zapraszam do słuchania...

Zatańcz ze mną jeszcze raz

Otul twarzą moją twarz...

Słowa piosenki uderzały w świadomość Oli w ten senny, sobotni poranek. Leżała w swoim wygodnym, amerykańskim łóżku i wsłuchiwała się w odgłosy radia. Tak właśnie zaczynała każdy weekend. Radio, łóżko i wspomnienia. Lubiła się wsłuchiwać w ciepłe głosy wypływające z lekko staroświeckiego urządzenia. Przypominało to jej dawne lata. Lata spędzone z jej ukochanym mężem — Endymionem. Piękne, romantyczne zachody słońca i walkman od amerykańskiego wujka. Tak, to były piękne wspomnienia i Ola lubiła je przeżywać po raz kolejny...

– Mamo, śpisz jeszcze? – Dębowe drzwi otworzyły się poskrzypując. W futrynie stała lekko zaspana, blondwłosa dziewczynka. Piżama w czerwone serca, a w lewej ręce stary miś trzymany za nogę. Ola odpowiedziała jej serdecznym uśmiechem. Jej czerwone jak krew oczy również się uśmiechały do dziewczynki.

– Chciałabyś coś, kochana? – zapytała miłym, lekkim tonem. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a dobry humor wypełniał duszę. Ola wiedziała, że ten dzień będzie dobry.

– Właściwie to chciałam o coś spytać... – powiedziała cicho dziewczynka wpatrując się w podłogę. Podniosła lekko głowę, lecz jej wzrok nadal nie był zwrócony w stronę Oli.

– Jasne, możesz pytać o co chcesz, Julio – odpowiedziała nadal z uśmiechem Ola. Jej dobry humor był lekko niepokojący, lecz nie tak dziwny by zmusić do niepokoju. Jej córka — Julia — dla niej zrobiłaby wszystko. To ona wypełniała jej serce nadzieją od kiedy została sama w tym brutalnym świecie. Najpierw ojciec, potem mąż, a niedługo później jej jedyny syn. Lata dziewięćdziesiąte były dla Oli latami bólu, lecz nie były stracone. Właśnie wtedy adoptowała Julię — małą, wystraszoną dziewczynkę, która skrywała w sobie złote serce pozbawione należnej miłości. Chciała jej dać życie na jakie zasługuje, a sobie — wypełnienie pustki.

– Możemy dzisiaj iść do kina? Jest ładna pogoda, słońce świeci; mogłybyśmy iść też na lody... – zaproponowała Julia. Jej cichy, delikatny głos przeplatał się z melodią z radia: Zostań, bo jak nikt przynosisz mi powietrze... Ola spojrzała na córkę, a potem na radio. Wyłączyła je przerywając słowa Piaska.

– Dobry pomysł Julio – Dziewczynka usłyszała odpowiedź matki. Ola dźwignęła się z łóżka. Długa piżama, niebieskie delfiny i rozpuszczone, czarne włosy; lekko siwiejące końcówki.

– Jednak najpierw śniadanie, dobra? – Ola podeszła do swojej córki i poczochrała ją po głowie. Wyszła z pokoju i udała się w stronę kuchni. Zniknęła w pomarańczowym świetle poranka, a blondwłosa dziewczynka została w sypialni. Wpatrywała się w lekko stare radio, które było stałym punktem domu Pociągałów. Poczuła dziwne uczucie nostalgii. Być może to tylko kawałek plastiku i elektroniki, ale miał w sobie coś przyciągającego. Coś jak stary, rodzinny stół, przy którym od wielu lat zasiadają osoby o tym samym nazwisku.

– Julia, jesz śniadanie czy nie? – głos Oli odbijał się od żółtych ścian starego domu. Dziewczynka poczuła jak uderza w jej plecy i natychmiast wybudziła się z dziwnego transu.

– Już idę mamo! – krzyknęła blondwłosa do żółtych ścian i wybiegła na korytarz...

 

***

Ósma rano, Radom

 

– Jakubie...

– Słucham, skarbie.

– Twój blask mnie onieśmiela.

– Czyżby?

– Tak. Twa aura rozpuszcza me serce.

– Schlebiasz mi.

– Boś ty mój Apollo, Jakubie.

– A tyś mą Afrodytą, Anno...

– Co robicie? – głos pięcioletniej dziewczynki przerwał romantyczny dialog dwóch zakochanych. Jakub i Anna — oboje w greckich tunikach i pozach dramatycznych. On onieśmielony, wykręcony, z rękoma na przedzie. Ona zakochana i z oczami w czerwieni. Całość odbywała się na płaszczyźnie materaca i w połączeniu z białym światłem wpadającym do sypialny wyglądała zaprawdę pięknie.

– Wyznajemy sobie miłość, mój skarbie – wyjaśnił dziewczynce Jakub. Był on mężczyzną o ciele Apolla i urodzie antycznych bóstw. Lekki zarost i piękne, brązowe oczy — zaprawdę, ideał mężczyzny.

– Nie rozumiem – odparła lekko skonfundowana Eurydyka — owoc Anny i Jakuba.

– Zrozumiesz jak dorośniesz, skarbie – powiedziała troskliwie czarnowłosa Anna. Jej uroda również była godna greckich bóstw, lecz widocznie odstawała na tle swojego męża. Na szczęścia jej wybranek kochał w niej głównie charakter, bo urody dostarczało mu jego własne ciało.

– To ja chyba pójdę dalej spać... – stwierdziła pięciolatka.

– Rób co uważasz za słuszne, Eurydyko – stwierdził dość poważnie Jakub wpatrując się w białą powierzchnię ściany.

– Uhm, ok – potwierdziła swą decyzję dziewczynka i nieśpiesznym krokiem wyszła z całkowicie białej sypialni rodziców. Oni odprowadzili ją wzrokiem i po chwili zostali całkowicie sami skąpani w białym świetle radomskiego poranka.

– Na czym skończyliśmy? – zapytał swą żonę Jakub.

– To już nieważne... – romantyzm wylewał się ze słów Anny – Wiesz jaki dziś dzień?

– Piąty sierpnia anno domini dwa tysiące siedem – odpowiedział rzeczowo Jakub.

– Czy wiesz co ten dzień oznacza? – Anna zbliżyła się do pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej swojego męża i położyła na niej swą dłoń. Poczuła bicie lwiego serca, które biło tylko dla niej.

– Mam zgadywać? – Jakub starał się uciec od odpowiedzi.

– Twoje urodziny, Jakubie – powiedziała czule Anna. Zbliżyła się jeszcze bardziej i wtuliła się w twarde jak stal mięśnie swojego męża. Czuła jak jego życiowa energia przepływa przez jej ciało, a jej źródłem jest tytanowe serce.

– Moje urodziny... – powtórzył jakby lekko nieobecny – Masz jakieś plany na dziś? – jego wzrok skierował się w stronę Anny, która pochłaniała jego boską aurę. Wyczuł plany swej żony, więc wiedział, że to pytanie będzie idealne.

– Uznałam, że możemy spędzić ten wyjątkowy dzień w wyjątkowy sposób – zaczęła Anna.

– To znaczy? – zapytał Jakub z chęcią poznania zamiarów swej Afrodyty.

– Co powiesz na wizytę w teatrze? Dzisiaj wystawiają nową sztukę lokalnego autora — Damian, czyli Cierpienia Oblicz Wiele. Uznałam, że mogłoby ci się... – nie dokończyła. Na jej ustach spoczął namiętny i romantyczny pocałunek Jakuba. Po krótkiej wymianie płynów Apollo odsunął się od niej i powiedział:

– Zaprawdę mnie kochasz, Anno.

– Zaprawdę to prawda, mój Apollo – wtórowała mu żona.

– Kiedy więc ten spektakl? – zapytał Jakub schodząc z łóżka. Sto dziewięćdziesiąt dwa centymetry czystego piękna — to była jego sylwetka.

– Jedenasta, Teatr Powszechny – odpowiedziała z maślanymi oczami. Widok Jakuba był dla niej spełnieniem.

– A więc dwie godziny... – wyszeptał Jakub sam do siebie. Jego oczy były skupione w jednym punkcie czasoprzestrzeni, a lewą dłonią otulał swój boski podbródek w geście rozmyślania – Pozwól, że opuszczę cię na dwie godziny – powiedział odwracając się do żony – Mam coś do załatwienia... – dokończył. Było to dokończenie tajemnicze i zwodnicze. Anna wyczuwała w jego słowach złowrogą energię i dziwne fale niezrozumienia. Poczuła lekki niepokój, lecz szybko go zdusiła płomienną miłością.

– Uważaj na siebie Jakubie i wróć zdrów w chwale Nike – powiedziała Anna.

Jakub spojrzał na nią jakby ostrzej; jakby białka jego oczu ścięły się, jakby ktoś wysunął obiektyw aparatu. Było coś niepokojącego w tym sokolim spojrzeniu. Jakub patrzył na swą Afrodytę tak samo jak wojak niemiecki patrzył się na małe dziecię co jakiś dziwny, duży przedmiot trzyma za plecami do ściany przyparte; taki był ten wzrok. Czy oznaczało to jakąś intrygę? Któż wiedział. Anna wiedziała, że mąż jej coś majstruje o poranku, a Jakub wiedział, że słowa jej żony dosięgają tajemnic jego serca. Stali tak przez chwilę, lecz zdawało się, że to wieczność. Wieczność napięta, niespokojna.

– Niech twe słowa staną się prawdą – Jakub przerwał tą niespokojną wieczność tak samo jak przerywa się kruche nici życia. Jego słowa były lekko szorstkie i pozbawione należytej dawki miłości. Anna wyczuła to i zajrzała do jego serca. Cóż miało się stać tego poranka, w dzień urodzin jej męża? Cóż miało się stać za jej plecami anielskimi czego ona dostrzec by nie mogła? Cóż to za spotkanie poranne co ważniejsze jest od spędzania każdej sekundy ze swą wybranką? Wiele pytań rodziło się w umyśle Anny, a odpowiedzi brakło.

– Wychodzę – powiedział jakby pośpiesznie znikając w głębi korytarza. Jedyny gest pożegnania — ręka uniesiona w górze. Nie żaden całus, pieszczota — nie, jedynie zwykła dłoń i zwykły gest pokazywany każdej osobie, na równi, bez grama miłości. Serce Anny zapłonęło i zgasło, niczym wadliwie działająca latarka. Siedziała na łóżku i myślała — co z jej mężem?

 

***

Przedpołudnie, Sosnowiec Górny

 

One dwie, Ola i Julia, w strojach letnich — sukienkach — szły chodnikiem. Nie tak zwyczajnie jak to czynią pracownicy biurowi, restauratorzy czy zbłąkani tancerze. Nie, one szły z gracją i z rozmową. A rozmowa to była piękna — matki i córki. Rozmowa szczera i naturalna; wypełniająca smętną podróż.

– Świetny był ten film, co nie Julciu – uśmiech bił z twarzy Oli, a jej ciemne okulary przysłaniały rozweselone oczy.

– Noo, bardzo dobry – odrzekła Julia przeciągając początek zdania.

– Nadal wolę kino francuskie, ale kinem polskim też jestem w stanie się zadowolić – powiedziała Ola z manierą zwyczajną dla jej pracy.

– A co takiego fajnego jest w kinie francuskim? – zapytała córka z leciutką nutką ironii, jakby chciała podświadomie rozbudzić serce swej opiekunki.

– Mogłabym godzinami opowiadać... – zakręciła oczami Ola, choć wcale nie było tego widać – Na pewno chcesz żebym ci o tym opowiadała?

– Myślę, że mogę posłuchać – odpowiedziała blond–włosa dziewczynka zbliżając się do Oli, jakby chciała dokładnie usłyszeć każdy wypowiadany przez nią dźwięk.

– Dobrze – Ola wzięła oddech – A więc zacznę od... – i nie zaczęła. Stanęła jak wryta. Julia stanęła również. Spojrzała na matkę i znowuż na przestrzeń przed nimi. I wiedziała już czemu Ola stoi jak wryta.

– Dobraje ranica – gładki, białoruski głos dotarł do uszu dwójki kobiet. Stał przed nimi, ubrany w koszulę z cekinami, cienkie okulary i czarne spodnie. Roman Harabec, pseudonim Romahara. Urodzony w Mińsku, syn Chorwatów. Wojskowy, robotnik, a potem tancerz. Potem piękna Polka i za nią do Polski. Warszawa, Łódź, Katowice, a teraz Sosnowiec Górny, gdzie jest instruktorem tańca. Zajęcia prowadzi w piątki i w każdy piątek zjawia się Ola Pociągała, a nazwisko jej bardzo tu pasuje, bo Roman czuje do niej pociąg. I pociąg ten to nie jest jakieś tam Pendolino tylko prawdziwy Shinkansen. Ola też pociąg czuje, lecz jej pociąg to co najwyżej Italo. Co nie oznacza, że uczucia nie ma, bo jest, lecz pewnie nie rozkwitnie, bo serce Oli to nadal Endymion i tak pewnie zostanie.

– Dzień dobry, Roman – odpowiedziała Ola z zwyczajnym dla niej miłym uśmiechem.

– Ohayo, Romahara–san – Julia zaś przywitała się po japońsku i to też było miłe.

– Hej dziewczyny, co robicie na tym chodniku? – sens zdania zagubił się w wschodnim akcencie Romana.

– Wracamy z kina. Wiesz, rodzinne spędzanie soboty – odrzekła Ola, a jej słowa brzmiały jakby nie miała zbyt dużej ochoty na rozmowę.

– A jaki to film oglądałyście, dziewczęta? – pytanie dociekliwe, nie na miejscu, lecz dość normalne w rozmowie z Romanem. Był on człowiekiem dociekliwym, a dociekliwość jego wymuszała dużą ilość pytań, choćby o najmniejsze szczegóły.

– Oglądałyśmy film pod tytułem... – Julia już chciała skończyć, lecz przerwała jej Justyna Steczkowska, a dokładniej Dziewczyna Szamana. Roman wyciągnął burczącą nokię ze swej kieszeni. Przyłożył do prawego ucha i rozpoczęła się niezrozumiała dla Oli i Julii rozmowa w języku białoruskim. Romahara terkotał przez parę minut, pochrząkując przy okazji, po czym rozmowa skończyła się polskim "do widzenia". Roman schował telefon tam, gdzie jego miejsce. Złożył ręce jak do modlitwy i z szczerym uśmiechem powiedział:

– Wybaczcie towarzyszki, ale muszę już wychodzić. Do zobaczenia – skończył szybko, obrócił się na pięcie i pobiegł niczym Usain Bolt potrącając kilku przechodniów. Ola i Julia stały ze zdziwionymi minami i patrzyły jak błyszczące się cekiny znikają w oddali.

 

***

9:12, Radom

 

– Pana Tadeusza 18, tak? – dopytywał się Jakub. Siedział w dość ciasnej budce telefonicznej, a jego rozmówcą była zielona słuchawka.

– Tak, to właśnie ten dom. Pana Tadeusza 18 – potwierdził chrypliwy głos z słuchawki.

– Dziękuję, Danielu. Wiedziałem, że mogą na tobie polegać – odrzekł patetycznie Jakub. Z kącika jego oka wyciekła malutka łezka.

– Nie musisz mi dziękować. To tylko przyjacielska przysługa – chrypliwy głos ponownie wylał się z telefonu.

– Mimo to podziękuję raz jeszcze. Trzymaj się zdrów, Danielu – kropelki patosu leciały przez linie telefoniczne wprost do rozmówcy Jakuba.

– Nawzajem, Jakubie – głos ozwał się po raz ostatni. Ciągły sygnał. Koniec rozmowy. Zielona słuchawka na miejsce i wyjście z budki. Po drugiej stronie — radość i śmiechy. Śmiechy pełne oszczerstwa i radość pełna nieprawości.

– Złapał się jak śliwka w kompot! – powiedział Daniel chowając swoją nokię do brudnych spodni. Śmiał się parszywie i jego towarzysze się śmiali, a było ich czterech.

– Nie sądziłem, że to będzie taka łatwa robota! Co za frajer! – powiedział jeden z nich krztusząc się w śmiechu.

– Wiedziałem, że da się w to złapać – odezwał się najcichszy z nich — Sergiusz. Głos miał ostry jak nóż.

– Wygląda na to, że będziemy mieli mniej roboty niż przypuszczałem – rzekł głębokim głosem olbrzym podpierający ścianę.

– Powiadommy szefa! Powiadommy szefa! – wykrzykiwał najmniejszy z nich.

– Nie – odezwał się Sergiusz, a jego głos przeszył powietrze – Szef ma teraz trening. Przedzwonimy później.

– Ale szef będzie zadowolony! – powiedział z ekscytacją Daniel – Robota już dawno nie szła tak łatwo – wskoczył na obrotowe krzesło i wsiąkł w ekran starego komputera. Na ekranie Google Earth, mapa Sosnowca Górnego i jeden czerwony punkt — dom z adresem Pana Tadeusza 18.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Szudracz 11.02.2018
    Widzę nowości u Ciebie, tyle ciepłego romantyzmu, aż normalnie, tak jakoś chwyta za serce. :) Dobra zapowiedź drugiej części, oby w miarę szybko, bo jestem ciekawa co będzie dalej. :) 5
  • Pan Buczybór 11.02.2018
    Dzięks. Zdradzę, że część druga już w lodówce i czeka na odgrzanie w mikrofali.
  • Aisak 11.02.2018
    Po pierwsze: NIE, NO LUDZIE, DLACZEGO WAS TUTAJ NIE MA?! JAKAŚ ZARAZA PANUJE, CZY CO?! WŁAZIĆ, CZYTAĆ, KOMENTOWAĆ, BO DO WAS TEŻ NIKT NIE PRZYJDZIE!!!!!!!!!!
    Po drugie: nie wiem, mam jakieś omamy, może mam raka mózgu? muszę koniecznie sprawdzić w gógyl, ale ta Ola, i ten styl, normalnie pokrewieństwo Margaryny!
    Po trzecie: to jest takie dziwne, takie porąbane, i takie wciągające, że kurde, siedzę oboko mikrofali właśnie.
  • Pan Buczybór 12.02.2018
    Ha, dzięki bardzo. A Mar mą muzą i dużo się od niej inspirowałem. Raz jeszcze dzięki.
  • Pasja 18.02.2018
    Widzę wenę w postaci Oleńki. A tekst ma coś w sobie. To czuć!
    Pozdrawiam
  • Pan Buczybór 18.02.2018
    dzięks i zapraszam do części drugiej (!)
  • Enchanteuse 04.03.2018
    Bardzo podoba mi się, jak patos z rozmów Jakuba i Anny wycieka do narracji. Świetny zabieg. Poza tym, fajny początek, jest ciepło i dość ... profesjonalnie?
    Tylko jeden błąd albo nieporozumienie:

    " Anna wyczuła to i zajrzała do jego serca." - to brzmi trochę absurdalnie, jakby Anna potrafiła odczytać myśli swojego męża. No, chyba, że rzeczywiście potrafiła, ale to raczej nie miało miejsca, jak wynika z dalszego ciągu historii.
    Może popraw na " spróbowała zajrzeć do jego serca" czy coś w tym rodzaju.
  • Enchanteuse 04.03.2018
    PS: Potwierdzam, w google docs czyta się sto razy lepiej ;)
  • Pan Buczybór 04.03.2018
    heh, fajnie, że przybywa czytelników. Dzięki za zajrzenie
  • maciekzolnowski 19.03.2018
    Ha! Pisać to Ty bezsprzecznie potrafisz! ;) Wciągnęło mnie... Pozdrawiam! MZ
  • Margerita 06.08.2018
    bardzo mi się ten tekst podoba nic dodać nic ująć jest po prostu fenomenalny
  • Canulas 06.08.2018
    No to jestem.

    "Jest godzina ósma, a przed wami piosenka Ostatni Edyty Bartosiewicz. Zapraszam do słuchania... " - wydzieliłbym jakoś "Ostatni Edyty Bartosiewicz" bo brzmi... sam przeczytaj jednym tchem.

    Zara... Ola, Edymion? Sparodiowałeś Marg?

    "W futrynie stała lekko zaspana, blondwłosa dziewczynka. Piżama w czerwone serca, a w lewej ręce stary miś trzymany za nogę. " - klasyka :)

    "– Dobry pomysł Julio – Dziewczynka usłyszała odpowiedź matki. " - jakieś dziwne to podialowe wtrącenie. Coś bym tu zmienił, a jeśli się upierasz, to chociaż przeniósł niżej.

    "Coś jak stary, rodzinny stół, przy którym od wielu lat zasiadają osoby o tym samym nazwisku." - ładne i nienachalne.

    "– Nie rozumiem – odparła lekko skonfundowana Eurydyka — owoc Anny i Jakuba. " - od słowa "owoc" wygląda jakbyś powrócił do dialogu. Może zapisać po kropce lub dukropku?

    Tu: "– Zrozumiesz jak dorośniesz, skarbie – powiedziała troskliwie czarnowłosa Anna. Jej uroda również była godna greckich bóstw, lecz widocznie odstawała na tle swojego męża. "

    I tu: "– Na czym skończyliśmy? – zapytał swą żonę Jakub. " - swego męża/swą żonę. - wystarczy męża/żonę.

    "– To już nieważne... – romantyzm wylewał się ze słów Anny – Wiesz jaki dziś dzień? " - po "Anny" ukciekła kropka. "Wiesz" masz już zwielkiej, więc kropka musi być.

    "Anna zbliżyła się do pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej swojego męża i położyła na niej swą dłoń. " - a tu jeszcze jaskrawszy przykład nieporadnego użycia zbędnych personalnych dookreśleń.
    "Anna zbliżyła się do pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej męża i położyła na niej dłoń." Lub: "Anna zbliżyła się do pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej męża, kładąc na niej dłoń." - w tym drugim przypadku nei jest tak rozbite w czasie. W sensie, nie następuje tak klik-klik (coć po czymś). Wydaje mi się płynniejsze, ale se oceń sam.

    "– Twoje urodziny, Jakubie – powiedziała czule Anna. Zbliżyła się jeszcze bardziej i wtuliła się w twarde jak stal mięśnie swojego męża. " - pomijam, ze "swojego" do kasacji, bo to oczywiste. Niefortunność zapisu 2x się razi me słodkie oczęta. Przemianuj chociażby na:
    "– Twoje urodziny, Jakubie – powiedziała czule Anna. Zbliżyła się jeszcze bardziej, wtulając w twarde jak stal mięśnie męża. (w ogóle tego męża czy żonę można by czasem postrzelić z synonimu.
    (druga połówka, oblubieniec, facet, jedyny, najdroższy, mężuś, partner, wybranek czy cokolwiek innego).

    "Czuła jak jego życiowa energia przepływa przez jej ciało, a jej źródłem jest tytanowe serce. "
    jego
    jej
    jej
    Za dużo! Do korekty.

    "– Moje urodziny... – powtórzył jakby lekko nieobecny – Masz jakieś plany na dziś? – jego wzrok skierował się w stronę Anny, która pochłaniała jego boską aurę. Wyczuł plany swej żony, więc wiedział, że to pytanie będzie idealne. " - taa, c.d. Poprzedniego.
    (jego wzrok/jego boska aura/ swej żony) – Nie! Trzeba tu grubo dłubać. No i brak kropki po "nieobecny".
    "– Moje urodziny... – powtórzył jakby lekko nieobecny. – Masz jakieś plany na dziś? – mówiąc to skierował wzrok w stronę Anny, która pochłaniała jego boską aurę. Wyczuł plany kobiety, więc wiedział, że to pytanie będzie idealne. " - tak na szybko.

    "– To znaczy? – zapytał Jakub z chęcią poznania zamiarów swej Afrodyty. " - tuataj akurat "swej" wydaje się zasadne, bo gdyby było samo: Afrodyty, można by sie nie połapać w sensie. No ale, jeśli wytniesz wcześniejsze dookreślenia, tutaj już nie będzie zgrzytać, ponieważ zgrzyta przez pryzmat tamtego nadmiaru, a nie "samo z się". No i synonim dla żony w końcu. - git.

    "– Co powiesz na wizytę w teatrze? Dzisiaj wystawiają nową sztukę lokalnego autora — Damian, czyli Cierpienia Oblicz Wiele. Uznałam, że mogłoby ci się... " - podialogowa kreska zwiastuje didaskalia, więc moze lepiej przed tym Damianem dwukropek? Nie wiem. Pod rozwagę.

    "Na jej ustach spoczął namiętny i romantyczny pocałunek Jakuba. " - może być (ale to Twój wybór) bez Jakuba.

    "– Zaprawdę to prawda, mój Apollo – wtórowała mu żona. " - dobra, spójrzmy z innej strony. Dookreśleń personalnych najczęściej się używa w sytuacjach, kiedy w danej scenie występuje więcej niż dwójka ludzi. Wtedy tak, żeby było wiadomo "kto i co". To dlatego się szybko przemyca jakieś znaki szczególne postaci, jej "wizualnia", ksywy czy imiona. Ponieważ każde takie coś, to swoisty synonim. Tutaj są tylko we dwoje, więc słowo "żona" naprawdę nie musi paść.

    "– Kiedy więc ten spektakl? – zapytał Jakub schodząc z łóżka. Sto dziewięćdziesiąt dwa centymetry czystego piękna — to była jego sylwetka. " - haha, a to ładne. Takie... ładne, no.

    "– Jedenasta, Teatr Powszechny – odpowiedziała z maślanymi oczami. Widok Jakuba był dla niej spełnieniem. " - tutaj znów masz "Jakuba". Gdybyś tam wyżej użył słowa "mężczyzna", ten Jakub by nie uwierał.

    "– A więc dwie godziny... – wyszeptał Jakub sam do siebie. " - stanowczo za dużo Jakubów w Jakubach.

    "Anna-Jakub-żona-mąż" – nie że się pastwię. Raczej uwypuchlam. Tak samo wtrącenia. Jest od groma alternatyw dla powiedziała/odpowiedziała.

    "Jakub spojrzał na nią jakby ostrzej; jakby białka jego oczu ścięły się, jakby ktoś wysunął obiektyw aparatu. " - czasami dobrze użyty środek "niepewnosci" w opisie (jakiś, tak jakby, prawdopodobnie, nie do końca, itp...) robi robotę. Zależy od stylu narracji i tego czy pada to jako narracja własnia czy jest użyte w dialogu. Tutaj mi sie nie widzi, ael też przesadnie nie potępnia. Natomiast nawet jeśli jest to rozmyślne, to już trzecie "jakby" zamianiłbym na jakiś łącznik. Coś w stylu: "Jakub spojrzał na nią ostrzej; jakby białka jego oczu ścięły się, a ktoś wysunął obiektyw aparatu. " - coś w ten deseń.

    "Było coś niepokojącego w tym sokolim spojrzeniu. Jakub patrzył na swą Afrodytę tak samo jak wojak niemiecki patrzył się na małe dziecię" -
    "Było coś niepokojącego w tym sokolim spojrzeniu. Jakub spoglądał na swą Afrodytę tak samo jak wojak niemiecki patrzył na małe dziecię" – wywaliłem tylko dookreślenie "się" i użyłem synonimu dla słowa: "patrzy".

    Dalej masz znów Jakubów i Anny, więc już nie wyjmuję, bo chyba wisz o co mnie biega.

    "– Świetny był ten film, co nie Julciu – uśmiech bił z twarzy Oli, a jej ciemne okulary przysłaniały rozweselone oczy. " - uśmiech nie jest didaskalią odnoszącą się bezpośrerdnio do wypowiedzi i jako takie słowo powinno byc zapisane z wielkiej, nawet ogromnej litery.

    "– Mogłabym godzinami opowiadać... – zakręciła oczami Ola, choć wcale nie było tego widać – Na pewno chcesz żebym ci o tym opowiadała?" - brak kropki po "widać".

    "– Myślę, że mogę posłuchać – odpowiedziała blond–włosa dziewczynka zbliżając się do Oli, jakby chciała dokładnie usłyszeć każdy wypowiadany przez nią dźwięk. " - blondwłosa.

    "– Dobrze – Ola wzięła oddech – A więc zacznę od... " - kropka po "oddech".

    Fajnie opisałeś tego Romana. Ten lekki opis znów mnie nakierował ku lekiej parodii naszej poczciwej Marg, choć wcześniejsza rozmowa Jakuba z żoną była nieco teatralna w brzmieniu.

    "– Hej dziewczyny, co robicie na tym chodniku? – sens zdania zagubił się w wschodnim akcencie Romana. " - sens zdania powinien się (nie mam pewności, ale chyba tak) pogubić z wielkiej.

    "– A jaki to film oglądałyście, dziewczęta? – pytanie dociekliwe, nie na miejscu, lecz dość normalne w rozmowie z Romanem. Był on człowiekiem dociekliwym, a dociekliwość jego wymuszała dużą ilość pytań, choćby o najmniejsze szczegóły. " - bardzo ładny i fajny zapis. Ten wyimek z nim w ogóle najlepszy i najlżejszy.

    "– Wybaczcie towarzyszki, ale muszę już wychodzić. Do zobaczenia – skończył szybko, obrócił się na pięcie i pobiegł niczym Usain Bolt potrącając kilku przechodniów. " - skończył z wielkiej, ale ogólnie naprawdę z nim najlepszy kawałek. Justyna Steczkowska również wpleciona nienachalnie i z komediowym zmysłem.

    "– Pana Tadeusza 18, tak? – dopytywał się Jakub. Siedział w dość ciasnej budce telefonicznej, a jego rozmówcą była zielona słuchawka. " - 18 raczej słownie. Jeśli już oddajemy się żarcikom, róbmy to poprawnie. Jeśli zielona słuchawka, to raczej rozmówczynią.
    Słuchawka to kobitka.

    "– Mimo to podziękuję raz jeszcze. Trzymaj się zdrów, Danielu – kropelki patosu leciały przez linie telefoniczne wprost do rozmówcy Jakuba. " - kropelki mi również wyglądają jak coś, co zapisujemy wielką.

    Dla zasady: tylko słowa podkreślające, dookreślające wypowiedź zapisujemy z małej: odparł, rzekł, spytał, pisnął, wyznał, krzyknął, itp.

    "– Nawzajem, Jakubie – głos ozwał się po raz ostatni. " - Głos.

    "– Złapał się jak śliwka w kompot! – powiedział Daniel chowając swoją nokię do brudnych spodni. Śmiał się parszywie i jego towarzysze się śmiali, a było ich czterech.
    – Nie sądziłem, że to będzie taka łatwa robota! Co za frajer! – powiedział jeden z nich krztusząc się w śmiechu" – powiedział Danie/powiedział jeden z nich. Synonimy.

    "– Wiedziałem, że da się w to złapać – odezwał się najcichszy z nich — Sergiusz. Głos miał ostry jak nóż. " - kropka po "nich".

    "– Nie – odezwał się Sergiusz, a jego głos przeszył powietrze – Szef ma teraz trening. Przedzwonimy później. " - kropka po powietzre.

    "– Ale szef będzie zadowolony! – powiedział z ekscytacją Daniel – Robota już dawno nie szła tak łatwo " - kropka po "Daniel".

    Ok. Trochę się umordowałem, ale to też dlatego, że w pewnym momencie zbyt serio (od strony fabularii) potraktowałem ten tekst.
    Z jasnych punktów: miejscami humor i czasem opisy-rodzynki. Całosć tonęła jednak w drobnych pierdoletach, które skutecznie utrudniały odbiór.
    Z drugiej strony, tekst ma minimum pół roku, więc na podstawie upływającego czasu progres zauważalny.
    Tyle tytułem krótkiego podsumowania.
    Darz Bór, serior B.B.
  • Pan Buczybór 06.08.2018
    <3 dzięki bardzo Can
  • nimfetka 06.08.2018
    "...po chwili zostali całkowicie sami skąpani w białym świetle radomskiego poranka." - Nie wiem dlaczego, ale przeraża mnie ten radomski poranek. xD Nie, żebym miała cokolwiek do Radomia i radomian, to przez tę falę memów.
    Tekst... specyficzny. Widzę, że ładnie klecisz zdania, ale kreowanie postaci jest strasznie po łebkach. Albo blondwłosa dziewczynka, albo idealny facet. Może takie mam zboczenie, ale uważam szczegóły wyglądu bohaterów za bardzo istotne, bo naprawdę dodają treści uroku i sprawiają, że czytelnik ma szansę ich sobie wyobrazić. Gdybyś na przykład dziewczynkę opieguskował, no to byłoby już lepiej. Chyba, że opisujesz ich lepiej w następnych częściach, jeżeli tak - zwracam honor.
    Cóż, nie oceniam.
    Pozdrawiam.
  • nimfetka 06.08.2018
    A i też jeszcze jedna sprawa - nie chodzi mi, żeby napieprzać charakterystykę zewnętrzną w tekstach, ale na przykład zamiast koloru włosów przedstawić cechę wyglądu zewnętrznego, który jest bardzo charakterystyczny dla danej postaci. Przykładowo: zadarty nosek. Sama nie opisuje w chuj szczegółowo bohaterowo, bo można by się przy tym usrać, chodzi o krótkie, ale niepospolite określenia.
    Wierzę, że ruszyłeś, bo ten tekst ma pół roku, więc na pewno zaliczyłeś duży progres. To tylko moja opinia na podstawie akurat tego tekstu.
  • nimfetka 06.08.2018
    cecha*, bohaterów*, już nie spamuję
  • nimfetka 06.08.2018
    o jezu, nie "cecha", tylko charakterystyczna*, teraz to już poważnie przepraszam za bajzel XD
  • Pan Buczybór 06.08.2018
    Tu też dzięki
  • Ritha 08.08.2018
    Witaj, Bucz :)
    „z jej ukochanym mężem — Endymionem” (serio? To powoli jedno z popularniejszych imion postaci na tym portalu)

    Podkreślasz „amerykańskość” łóżka, wujka, wyczuwam celowość. Zaznaczam, bo pisze komcia na bieżąco, i jeśli się okaże, że tej celowości nie ma (a mi to gdzieś umknie), znaczy, że podkreślenia „amerykańskości” są być może bezzasadne.

    Obraz dziewczynki w drzwiach budzącej mamę z misiem w ręce i słodkiej piżamce jest jak z reklam. Być może nawet aż za wyraźny (typowy) obraz się maluje. Ale to takie moje „widzimisię” ;)

    Teraz patrz:
    „Ola odpowiedziała jej serdecznym uśmiechem. (…) Ola wiedziała, że ten dzień będzie dobry.(…) Podniosła lekko głowę, lecz jej wzrok nadal nie był zwrócony w stronę Oli.
    – Jasne, możesz pytać o co chcesz, Julio – odpowiedziała nadal z uśmiechem Ola.” – często powtarzasz imię, wydaje mi się, ze na granicy pt. „zbyt często”, obczaj sobie, może wartałoby choć co trzecie zamienić na dziewczynka/dziecko/młoda dama/cokolwiek

    Teraz tu:
    „Jej dobry humor był lekko niepokojący, lecz nie tak dziwny by zmusić do niepokoju. Jej córka — Julia — dla niej zrobiłaby wszystko. To ona wypełniała jej serce” – jej/jej/niej/jej, masz problem z powtórzeniami zaimków/imion, tego typu spraw, aaa i jeszcze mamy tu niepokojący/niepokoju

    I powyższe zastanowiło mnie jeszcze bardziej… No bo, jeszcze raz: „Jej dobry humor był lekko niepokojący, lecz nie tak dziwny by zmusić do niepokoju” – to jest takie masło mało maślane, trochę maślane, ale w sumie nie tak bardzo maślane, rozumiesz? Bo ja nie :D I zdanie Twojego też pojąć nie mogę, nie ma sensu chyba rozdrabniać się na pół-odczucia (typu lekko niepokojący, ale nie zmuszający do niepokoju). To oczywiście moje subiektywne zdanie, ale albo był niepokojący albo nie, ewentualnie lekko niepokojący.

    „Zostań, bo jak nikt przynosisz mi powietrze...” – uwielbiam tę piosenkę ;)
    „Zniknęła w pomarańczowym świetle poranka” – poetycko, ładnie

    ‘Wpatrywała się w lekko stare radio” – kurde, scuzi Bucz, że się czepiam, ale masz tu tak pół na pół wszystko, stare radio czy nie? lekko stare? Nie kupuje półśrodków :P

    „Coś jak stary, rodzinny stół, przy którym od wielu lat zasiadają osoby o tym samym nazwisku” – to git, dowód na wspomnianą w tekście nostalgię

    „oboje w greckich tunikach i pozach dramatycznych. On onieśmielony, wykręcony, z rękoma na przedzie. Ona zakochana i z oczami w czerwieni. Całość odbywała się na płaszczyźnie materaca i w połączeniu z białym światłem wpadającym do sypialny wyglądała zaprawdę pięknie” – dobry fragment, widzi mi się

    „Był on mężczyzną o ciele Apolla” - ja osobiście wywaliłabym „on”

    Cała scena z Jakubem i Anną jakaś taka komiczna, gites, podoba mi się.

    „– Uznałam, że możemy spędzić ten wyjątkowy dzień w wyjątkowy sposób – zaczęła Anna” – tu jest akurat bardzo zgrabnie użyte powtórzenie, pasuje do kontekstu

    „:– Zaprawdę mnie kochasz, Anno.
    – Zaprawdę to prawda, mój Apollo – wtórowała mu żona” – komizm wzrasta, git

    „Sto dziewięćdziesiąt dwa centymetry czystego piękna (…) Jego oczy były skupione w jednym punkcie czasoprzestrzeni, a lewą dłonią otulał swój boski podbródek w geście rozmyślania” – rozkręcasz się, aż strach gdzie Cię to doprowadzi :D

    „Jakub spojrzał na nią jakby ostrzej; jakby białka jego oczu ścięły się, jakby ktoś wysunął obiektyw aparatu” – a tu już powtórzenie w moim guście bardzo, stopniujące, podkreślające sytuację

    „Stali tak przez chwilę, lecz zdawało się, że to wieczność. Wieczność napięta, niespokojna.
    – Niech twe słowa staną się prawdą – Jakub przerwał tą niespokojną wieczność tak samo jak przerywa się kruche nici życia” – tu też ok, widać pewność w operowaniu słowem

    „Jedyny gest pożegnania — ręka uniesiona w górze. Nie żaden całus, pieszczota — nie, jedynie zwykła dłoń i zwykły gest pokazywany każdej osobie, na równi, bez grama miłości” – bardzo dobrze, boleśnie wręcz, zakończyłeś tę scenę, jako czytelnik ciekawam gdzie on polazł

    „gładki, białoruski głos dotarł do uszu dwójki kobiet. Stał przed nimi, ubrany w koszulę z cekinami, cienkie okulary i czarne spodnie. Roman Harabec, pseudonim Romahara. Urodzony w Mińsku, syn Chorwatów. Wojskowy, robotnik, a potem tancerz. Potem piękna Polka i za nią do Polski. Warszawa, Łódź, Katowice, a teraz Sosnowiec Górny, gdzie jest instruktorem tańca. Zajęcia prowadzi w piątki i w każdy piątek zjawia się Ola Pociągała” – opis postaci, świetny, ciach, ciach, ciach, całe życiowe w pigule, warszawa, łódź, Katowice, no gitarra signore Buczyborro. Bucz bez gitary, to jak Wąski bez Siary.

    Ok, uspokajam się. Gorąco dziś.

    „bo serce Oli to nadal Endymion i tak pewnie zostanie” – Ola i Endymion, nie no, to jest plagiat :D
    Dziewczyna Szaman nie zazna nigdy snu, tę piosenkę tez lubię.
    „Ciągły sygnał. Koniec rozmowy. Zielona słuchawka na miejsce i wyjście z budki. Po drugiej stronie — radość i śmiechy” – tu też spoko

    Obczaj teraz tu:
    „– Wiedziałem, że da się w to złapać – odezwał się najcichszy z nich — Sergiusz. Głos miał ostry jak nóż.
    – Wygląda na to, że będziemy mieli mniej roboty niż przypuszczałem – rzekł głębokim głosem olbrzym podpierający ścianę.
    – Powiadommy szefa! Powiadommy szefa! – wykrzykiwał najmniejszy z nich.
    – Nie – odezwał się Sergiusz, a jego głos przeszył powietrze” – myśle, ze nie musisz w każdym wtrąceniu podialogowym opisywać jaki głos ma dana osoba, ale to kwestia indywidualna, zaznaczam, bo osobiście lubię lajkoniczność i takie opisy na przemian ze zwykłym „odparł”.

    Ok, są rzeczy, w których bym pogrzebała, ale są tez bardzo ładne fragmenty. Ogólne wrażenie jest takie, że opko mi się podoba, nie czuje się znudzona, nie męczyłam się, a wręcz czytało się przyjemnie. Fabuły nie do końca czaję, ale to pierwsza część czegoś, więc oceniałam głównie pod względem językowym (czy tam - stylu).
    Pozdrawiam :)
  • Pan Buczybór 08.08.2018
    Dzięki wielkie za komentarz
  • Ritha 08.08.2018
    Pan Buczybór plose :))
  • Agnieszka Gu 10.08.2018
    Witam,

    "Leżała w swoim wygodnym, amerykańskim łóżku i wsłuchiwała się w odgłosy radia. ", i zaraz potem "...Lubiła się wsłuchiwać ..." — za blisko

    Ola? Endymion? — Gdzieś już łapałam takie imiona... Chyba u Marg w serii z Domem mody czy coś?? ;)) Jaki świat mały. A może to celowo sparodiowałeś czy jak? ;)))

    "W futrynie stała lekko zaspana, blondwłosa dziewczynka. Piżama w czerwone serca, a w lewej ręce stary miś trzymany za nogę. " — może lepiej "...dziewczynka [ubrana w piżamę] w czerwone serca [i trzymała] w lewej ręce starego misia za nogę. (?) chociaż sama nie wiem, może się nie wyspałam i wsjo mnie dziś drażni ;p ;))

    "Jej czerwone jak krew oczy również się uśmiechały do dziewczynki." — rany boskie! horror ;))

    "Ola dźwignęła się z łóżka. Długa piżama, niebieskie delfiny i rozpuszczone, czarne włosy; lekko siwiejące końcówki." — tu jak wyżej mam wątpliwości, czy jednak opis wyglądu nie powinien być połączony ze zdaniem poprzedzającym.

    "Wpatrywała się w lekko stare radio, ..." — lekko stare? albo stare albo nie... jakoś dziwnie brzmi takie sformułowanie ;)

    Ok, dalej nie mam co się czepiać ;) Kapitalnie przerysowane postacie i wydarzenia. No i plus za "radomski poranek" ;)) lubię swojskość podaną w ten sposób, rzucającą się w oczy ;))
    Pozdrowionka
  • Adam T 13.08.2018
    Witaj, Bucz.
    Czas na POGROOM ;)
    Tech-aid:
    „Ostatni Edyty Bartosiewicz.” – tytuł powinien być w cudzysłowie (ew. kursywą, ale tu wiadomo, się nie da).

    „Zatańcz ze mną jeszcze raz
    Otul twarzą moją twarz...” – zacytowałeś tekst piosenki, a cudzysłowu ni ma! A być powienien, bo to cytat.

    „...wsłuchiwała się w odgłosy radia.” – wcześniej pisałeś, że w tekst piosenki. Odgłosy radia to (dla mnie) trzaski, szumy, piski, gwizdy, wycia; natomiast nazwanie audycji odgłosem – hm, dyskusyjne.

    BTW, rozumiem, ż Ola i Endymion to nawiązanie do prozy Marg ;))

    „– Mamo, śpisz jeszcze? – Dębowe drzwi otworzyły się poskrzypując.” – wygląda, że to drzwi tak powiedziały. Właściwa mówiąca pojawia się dopiero w następnym zdaniu, ale zanim się pojawia, mamy drzwi, które skrzypią: „Mamo, śpisz jeszcze?”.
    Dałbym zdanie o drzwiach przed wypowiedzią. A dopiero potem:
    „– Mamo, śpisz jeszcze? – W futrynie stała lekko zaspana, blondwłosa dziewczynka.”
    Ale nie, nie! Jak można stać w futrynie? Futryna to kawałek deski/metalu/tworzywa sztucznego. Jeśli dziewczynka ma na drugie Harry, to czemu nie, mogłaby się pojawić w futrynie, ale na to się nie zanosi. Więc jeszcze inaczej:
    „Dębowe drzwi otworzyły się, poskrzypując. Stanęła w nich lekko zaspana, blondwłosa dziewczynka w pidżamie w czerwone serca; lewą ręką trzymała za nogę wysłużonego misia.
    – Mamo, śpisz jeszcze?”.

    „Jej czerwone jak krew oczy również się uśmiechały do dziewczynki.” – czerwone jak krew? Demon’s eyes? ;))

    „Jej dobry humor był lekko niepokojący, lecz nie tak dziwny by zmusić do niepokoju.” – czyli, tak ostatecznie, był niepokojący czy nie? No bo, skoro „był lekko”, to automatycznie zmusił (do lekkiego niepokoju).
    Przy okazji nadużywasz troszkę „jej” – jej czerwone jak krew oczy, nie schodził jej z twarzy, jej wzrok, jej dobry humor, jej córka – Julia, jej jedyny syn, itp.

    „...która skrywała w sobie złote serce pozbawione należnej miłości” – to zdanie mówi o tym, że w sercu Julii nie było miłości, ponieważ było jej pozbawione. Coś tu trzeba podłubać.

    „Zostań, bo jak nikt przynosisz mi powietrze...” – skoro to cytat z Piaska, to też powinien być w cudzysłowie.

    „Wyłączyła je[,] przerywając słowa Piaska.” – przecinek powinien oddzielić zdania składowe, do tego masz imiesłów, który kończy się na -ąc.

    „Dobry pomysł[,] Julio” – wołacz (i jednocześnie wtrącenie) „Julio” musi być oddzielony przecinkiem (gdyby był w środku zdania – przecinki z obu stron).

    „Dziewczynka usłyszała odpowiedź matki. Ola dźwignęła się z łóżka.” – po co to, że usłyszała? Skoro przytoczyłeś wypowiedź i nie napisałeś, że to myśli czy monolog wewnętrzny, wiadomo, że usłyszała. To zdanie jest do wywalenia. Zostaw tylko jako komentarz do dialogu: „Ola dźwignęła się z łóżka”.

    „Ola dźwignęła się z łóżka. Długa piżama, niebieskie delfiny i rozpuszczone, czarne włosy; lekko siwiejące końcówki.” – o co chodzi z tą piżamą, delfinami i włosami? Zrobiłeś opis jak w jakimś scenariuszu, on do Twojej narracji w ogóle nie pasuje, równie dobrze mogłeś go dać w nawiasie, ale w narracji nie o to chodzi, żeby „odwalić” czyjś wygląd. Dodaj chociaż, że „była” w piżamie w delfiny i „miała” rozpuszczone włosy z siwiejącymi końcowkami, albo wprowadź te szczegóły w jakieś zdarzenie, niech coś się s nimi dzieje, niech coś wynika z tego, że Ola wygląda właśnie tak.

    „Wpatrywała się w lekko stare radio, które było stałym punktem domu „ – lekko stare brzmi dziwnie, ale „stały punkt domu” to już kuriozum. Punkt programu, występu, ale domu? Element domu, to tak.

    „Dziewczynka poczuła jak uderza w jej plecy...” – ale co uderza? Głos czy Ola? Ola raczej nie, bo jest w innym pomieszczeniu. Dziwnie to brzmi.

    „– Już idę[,] mamo!” – sytuacja jak wcześniej z Julią. „Mamo” to wołacz (i jednocześnie wtrącenie w zdaniu), więc po przecinku.

    „wyjaśnił dziewczynce Jakub. Był on mężczyzną o ciele Apolla i urodzie antycznych bóstw. Lekki zarost i piękne, brązowe oczy — zaprawdę, ideał mężczyzny.” – chodzi mi konkretnie o konstrukcję „był on mężczyzną”, która jest bardzo szkolna. ALE. Ta część zaczęła się bardzo humorystycznie, więc i styl tego fragmentu (łącznie z „był on...” i dwa razy powtórzonym archaicznym, wręcz biblijnym, „zaprawdę”) traktuję z przymróżeniem oka ;))

    „...czarnowłosa Anna. Jej uroda również była godna greckich bóstw, lecz widocznie odstawała na tle swojego męża. Na szczęścia jej wybranek kochał w niej głównie charakter, bo urody dostarczało mu jego własne ciało.” – no właśnie ;)) Cała ironia i humor.

    „stwierdził dość poważnie Jakub[,] wpatrując się w białą powierzchnię ściany.” – zdanie jest złożone podrzędnie, zdaniem podrzędnym jest tu „wpatrując się w białą powierzchnię ściany” – ono musi być po przecinku. No i jest imiesłów zakończony na -ąc, przed którym zazwyczaj stawia się przecinek.

    „...zostali całkowicie sami[,] skąpani w białym świetle radomskiego poranka.” – dopowiedzenie „skąpani... itd” musi być po przecinku.

    „zapytał swą żonę Jakub.” – wiadomo, kogo zapytał, córka już wyszła, zostali we dwoje. „swą żonę” spokojnie wywal.

    „...do pięknie wyrzeźbionej klatki piersiowej swojego męża”
    „...twarde jak stal mięśnie swojego męża.” – o ile pierwsze „swojego męża” wyjaśnia, z czyją klatką żona (i czytelnik) ma do czynienia, o tyle drugie jest już niepotrzebnym powtórzeniem.

    „Czuła[,] jak jego życiowa energia przepływa przez jej ciało, a jej źródłem jest tytanowe serce.” – brak przecinka przed „jak”, które wprowadza tu zdanie podrzędne. Jest też dwa razy „jej” (w sumie już nie wiem, o który raz za dużo w tym tekście). Ja bym to tak:
    „Czuła, jak jego życiodajna energia, której źródłem było tytanowe serce, przepływa przez jej ciało”.
    Ale, ale, „tytanowe”? W sensie „z tytanu” czy takie jak u Tytana?

    „jego wzrok skierował się w stronę Anny, która pochłaniała jego boską aurę” – dwa razy „jego” prawie pod rząd. Propozycja:
    „...skierował wzrok w stronę Anny, która...”.

    „...otulał swój boski podbródek w geście rozmyślania[.] – Pozwól, że opuszczę cię na dwie godziny – powiedział odwracając się do żony[.] – Mam coś do załatwienia... – dokończył...” – jeśli zaczynasz wypowiedź wielką literą, komentarz przed wypowiedzią musisz zamknąć kropką (chyba że wypowiedź zaczyna np. Imię, a komentarz ma charakter wtrącenia).

    „– Uważaj na siebie[,] Jakubie[,] i wróć...” – wołacz (i jednocześnie wtrącenie) „Jakubie” musi być wydzielone przecinkami.

    „...a Jakub wiedział, że słowa [jego] żony dosięgają tajemnic jego serca.” – w oryginale masz „jej”. Zresztą to „jego” nie jest potrzebne, wiadomo z kim Jakub rozmawia, więc jedno „jego” by się wyeliminowało.

    „powiedział jakby pośpiesznie[,] znikając w głębi korytarz” – imiesłów zakończony na -ąc, zdanie podrzędne od „znikając”, więc konieczny przecinek.

    „– Świetny był ten film, co nie Julciu [?]” – jest to ewidentne pytanie, więc konieczny jest znak zapytania.

    „odrzekła Julia[,] przeciągając początek zdania.” – wyjaśniałem już wcześniej, dlaczego w takich sytuacjach musi być przecinek.

    „Na pewno chcesz[,] żebym ci o tym opowiadała?” – przecinek przed „żeby/aby” konieczny.

    „...wiedziała już[,] czemu Ola stoi jak wryta.” – przecinek przed „dlaczego/czemu” konieczny.

    „...lecz przerwała jej Justyna Steczkowska, a dokładniej Dziewczyna Szamana.” – tytuł w cudzysłowie, tu go brak.

    „...pobiegł niczym Usain Bolt[,] potrącając kilku przechodniów” – brak przecinka.

    „...powiedział Daniel[,] chowając swoją nokię do brudnych spodni. „ – brak przecinka.

    „– Nie – odezwał się Sergiusz, a jego głos przeszył powietrze – Szef ma teraz trening...” – jeśli nie kończysz komentarza dialogowego kropką, wtedy robi on za przecinek w wypowiedzi, dialog wiec wznawiasz małą literą (u Ciebie jest duża). Chyba że dasz tam kropkę po komentarzu, wtedy duża litera będzie na właściwym miejscu.

    Co się najbardziej rzuca – nadużywasz „jej”, „jego”, czasem za często powtarzasz imiona, czasem za często powtarzasz podmiot.
    Tu się jakaś grubsza intryga zaczyna. Co zauważyłem, inaczej piszesz części o Jakubie, z ironią i humorem, części o Oli są bardziej „normalne”, z wyjątkiem krwisto czerwonych oczu.
    O akcji ciężko mówić, bo dopiero coś tam kiełkuje. Jeśli znajdę czas przeczytam resztę, ale już nie będę się tak rozdrabniał w komentarzu.
    To tyle. Chciałbym wierzyć, że nasza robota Ci się przyda i skorzystasz z niektórych rad i wskazówek. Wtedy nasze „mrówczenie” (choćby kom Cana czy Rithy) nie pójdzie na marne.
    Pozdrawiaki ;
  • Pan Buczybór 14.08.2018
    Robota na pewno się przyda :) Samemu bym tych błędów nie wyłapał, więc jak będę puszczał to opowiadanie gdzieś dalej to na pewno wszystko poprawię. Dzięki i również pozdro
  • Adam T 14.08.2018
    Pan Bucz, tak w kwestii formalnej, drugi tydzień POGROMU leci, a Ciebie nie ma jeszcze pod pogromowymi tekstami. Czekam na Twój kom ;) I nie tylko ja ;)
  • Pan Buczybór 14.08.2018
    Adam T spoko, będę komentował. Leń trochę ze mnie, ale nie odpuszczę :)
  • Enchanteuse 14.08.2018
    Witam, Panie Buczyborze. (nie wiem, czy reszta wyjęła, więc jak coś, to po prostu zignoruj powtarzające się uwagi)

    "Jest godzina ósma, a przed wami piosenka Ostatni Edyty Bartosiewicz. Zapraszam do słuchania..."

    Piosenka, czyli nazwa własna, powinna być opatrzona cudzysłowem.

    I tu:

    "Zatańcz ze mną jeszcze raz

    Otul twarzą moją twarz..."

    W zasadzie też powinien być cudzysłów, a przed nim dwukropek. Chyba że... Chyba że przyjąłeś taką konwencję. To wtedy się nie wtrącam.


    "To ona wypełniała jej serce nadzieją od kiedy została sama w tym brutalnym świecie."

    przecinek przed "od", bo oddziela w zdaniu podrzędnym jedną część od drugiej. Ja to mniej więcej widzę tak:

    To ona wypełniała jej serce nadzieją(,) / (od kiedy?)/ od kiedy została sama w tym brutalnym świecie.


    "Jest ładna pogoda, słońce świeci; mogłybyśmy iść też na lody."

    Nie wiem, czy użycie średnika jest tu zasadne. Średnik to taki słabszy myślnik. Tutaj pasowałaby mi raczej kropka. Ale to tylko sugestia.


    "Dobry pomysł Julio"

    przecinek przed imieniem. Pewnie niedopatrzenie, bo wcześniej już w dialogu w podobnej sytuacji go postawiłeś.


    "Być może to tylko kawałek plastiku i elektroniki, ale miał w sobie coś przyciągającego. Coś jak stary, rodzinny stół, przy którym od wielu lat zasiadają osoby o tym samym nazwisku."

    fajne porównanie. Wyobraziłam to sobie :)


    "Już idę mamo! "

    I tu przecinek przed "mamo". Bo to bezpośredni zwrot "do", i po nim, przed nim w dialogu zawsze przecinek.


    "Całość odbywała się na płaszczyźnie materaca i w połączeniu z białym światłem wpadającym do sypialny wyglądała zaprawdę pięknie.
    – Wyznajemy sobie miłość, mój skarbie – wyjaśnił dziewczynce Jakub. Był on mężczyzną o ciele Apolla i urodzie antycznych bóstw. Lekki zarost i piękne, brązowe oczy — zaprawdę, ideał mężczyzny."

    Bliskie sąsiedztwo "zaprawdę". To pierwsze imo można sobie spokojnie odpuścić (zaprawdę służy podkreśleniu głównie, więc ma pełne uzasadnienie w następnym zdaniu. Bo w tym wcześniejszym ledwie wspominasz, że ogólnie jest pięknie. W następnym, już odwołując się do tego ogólnego wrażenia, podkreślasz szczegół - mężczyznę, który istotnie pięknie się prezentuje.


    "Na szczęścia jej wybranek kochał w niej głównie charakter, bo urody dostarczało mu jego własne ciało."

    podsumowane w punkt. Krótkie, ale trafne, pozwalające już odnotować pierwszą cechę bohatera.


    "– Piąty sierpnia anno domini dwa tysiące siedem –"

    Czy "Anno Domini" nie powinno być czasem z dużych liter?


    "Zaprawdę mnie kochasz, Anno.

    – Zaprawdę to prawda, mój Apollo – wtórowała mu żona."

    <3
    Hmm, tak się kończy, jeśli się skończyło edukację na epoce starożytności. A raczej antyku, bo to węższe pojęcie ;)
    I tam też, forma "zawtórowała" jako czynność zakończona moim zdaniem pasuje lepiej.

    "Uważaj na siebie Jakubie i wróć zdrów w chwale Nike"

    Znów przecinek przed imieniem.


    "Jakub spojrzał na nią jakby ostrzej; jakby białka jego oczu ścięły się, jakby ktoś wysunął obiektyw aparatu. "

    Powtórzenie "jakby". Może wywalić wszystkie, tylko zostawić ostatnie?


    " Cóż to za spotkanie poranne co ważniejsze jest od spędzania każdej sekundy ze swą wybranką? "

    przecinek przed "co".


    "Świetny był ten film, co nie Julciu"

    Kurczę, aż się prosi o znak zapytania na końcu.


    " – Mogłabym godzinami opowiadać... – zakręciła oczami Ola, choć wcale nie było tego widać – Na pewno chcesz żebym ci o tym opowiadała?"

    Niepotrzebne powtózenie. Starczyłoby: "na pewno tego chcesz? "
    Bo reszta wynika z kontekstu.


    " Zajęcia prowadzi w piątki i w każdy piątek zjawia się Ola Pociągała, a nazwisko jej bardzo tu pasuje, bo Roman czuje do niej pociąg. I pociąg ten to nie jest jakieś tam Pendolino tylko prawdziwy Shinkansen. Ola też pociąg czuje, lecz jej pociąg to co najwyżej Italo. "

    Przecinek przed pierwszym "i". Przecinek przed "tylko".
    Fajne, fajne to porównanie. Oryginalne i obrazowe.

    "– Hej dziewczyny, co robicie na tym chodniku? – sens zdania zagubił się w wschodnim akcencie Romana."

    To też fajne.

    Oks, to chyba na tyle, co wyłapałam. Jak już wspomniałam, nie zdołałam przebrnąć przez komentarze poprzedników, więc jakby błędy mogą się powtórzyć. Nie bij :)
    Już przy pierwszym przeczytaniu, kiedyś tam, rzuciło mi się w oczy, jak wielką wagę przykładasz do muzyki. Piosenki z wykonawców i tytułów, kilka na taką ilość tekstu to dużo. Wskazuje na szczegółowe i cierpliwe prowadzenie narracji. Doceniam.
    I tak też narracja płynie - ciepło, spokojnie, jak na obyczajówkę przystało.
    Dla mnie fantastycznie opisałeś parę, która sama siebie stylizuje na greckie posągi. Ta egzaltacja w mowie, co przenika do narracji - majstersztyk :)

    Pozdrawiajki, Bucz.
  • Justyska 16.08.2018
    Widzę, że uwag technicznych co niemiara więc ja tak tylko ogólnie. Zaczątek historii bardzo dobry, dwa wątki pewnie się połączą. Średnio podobały mi się dialogi. Szczególnie Oli i Julii, jakoś mało naturalne i sam ten zwrot matki do córki "Julio" bardzo oficjalny. Natomiast wypowiedzi Oli zbyt poważne i ułożone jak na małe dziecko. To oczywiście tylko moje odczucia.
    Dialog z drugiego wątku bardzo mi się podobał. Był humorystyczny i lekki.
    I co jeszcze? Mnóstwo niepotrzebnych dookreśleń "jej" "niej" itp.
    Ogólnie czytało się płynnie i jakoś tak ciepło. I te piosenki poprzeplatane. Bardzo na tak.
    Pozdrawiam serdecznie!
  • Elorence 17.08.2018
    Pytanie nr 1: czy ja dobrze widzę, inspirowałeś się Mar?
    Pytanie nr 2; czy to parodia jej tekstów?
    Pytanie nr 3: wyszła Ci lepsza telenowela niż jej :)

    Nie wiem, ogólnie to tekst wydaje się być przerysowany, sztuczny do bólu, nierealny, na dodatek osłodzony tymi dziwnymi słówkami (niby romantycznymi) i sztywny (z powodu nieużywalnych odmian imion, bo kto w dzisiejszych czasach mówi "Julio"?).

    Bucz, muszę dać czwórkę.
    Chcę być szczera. Tekst jest słaby. Źle mi się go czytało. Technicznie też jakoś tak kulawo, ale widzę, że wyżej już znaleźli się ludzie, którzy wytknęli błędy - a to eksperci, nie to co ja :)
    Nie za wiele mogę jeszcze dodać, bo mi nie podpasowało. Uwielbiam romanse, a ten romans, który to wplotłeś... nie, kompletnie nie moje klimaty. Nie chcę kłamać.
    Wybacz, Bucz :(
    Pozdrawiam serdecznie! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania