Poprzednie częściPrzejście - część 1

Przejście - część 2

Zszokowana otworzyłam oczy. Drżałam na całym ciele, ale żyłam. Trupowi, przecież nie waliłoby tak serce. Nie wiedziałam, jakie uczucie we mnie przeważa, ulga czy lęk przed tym, co zaraz nastąpi. Staliśmy na środku mostu, co nie działało na mnie zbyt dobrze. Właściwie ja stałam tylko dlatego, że rudy wciąż mnie trzymał. Jakaś siła ciągnęła mnie w stronę rzeki. Bałam się, że jej ulegnę i rzeczywiście skoczę, by jakoś się powstrzymać, zacisnęłam ręce na balustradzie. Rzeka płynąca przed mostem miała rwący nurt. Po obu jej brzegach rosły drzewa iglaste a dokładnie naprzeciwko mnie znajdowały się potężne góry. Mężczyźni widząc moje zachowanie, zarechotali głośno, jednak nic nie powiedzieli. Nie dostrzegałam tego, jak pięknie tutaj jest. Byłam skoncentrowana tylko na tym żeby przeżyć. Nie byłam w stanie powstrzymać jęku, który wyrwał się z moich ust.

- Piękny widok, prawda? – zagadnął mnie rudy. – A popatrz, kto tam jest.

Na prawym brzegu rzeki stał mój tata. Wszędzie bym go rozpoznała, babcia żartowała, że wygląda, jak strach na wróble. Był wysoki i strasznie chudy. Długie, brązowe włosy rozwiewał mu wiatr. Widząc go poczułam ogromną ulgę, ale jednocześnie nie rozumiałam, jak się tutaj znalazł, przecież miał do późna siedzieć w biurze. Nie pojmowałam też jakim cudem jak ja tutaj trafiłam. Może umarłam zanim uderzyliśmy o ziemię i wylądowałam w piekle?

- Stęskniłaś się za tatusiem?! – zarechotał mi do ucha mężczyzna.

Tata wyglądał źle. Miał podkrążone oczy i ciemne sińce pod nimi. Sprawiał wrażenie, jakby przez te kilka minut przybyło mu dziesięć lat.

- On się nie cieszy na twój widok, prawda? – udał zdziwienie. – Masz ładną córkę, Januszu! –zawołał do ojca. – Wolałem tamtą, ale ta też jest dobra.

- Czego chcesz? – głos ojca drżał od tłumionej złości.

Zdziwiło mnie jego zachowanie. Oprócz gniewu nie dostrzegałam u niego żadnej emocji, jakby zupełnie nie bał się o to, co się ze mną stanie.

- Oj, Janusz – porywacz westchnął teatralnie. – Wiesz, przecież, tego co zawsze. Powiedz, gdzie jest serce a zaraz przytulisz córeczkę.

Ojciec wyglądał jakby toczył wewnętrzną walkę. Przez moment miał tak udręczony wyraz twarzy, że serce o mało nie pękło mi z żalu. Sekundę później cały ból zniknął a na jego twarzy pojawiła się maska. Poczułam, jak cała nadzieja ze mnie ulatuje. Zastanawiałam się, czy to samo czuła Ula, gdy zrozumiała, że tata jej nie uratuje. Chciałam krzyknąć, by zrobił wszystko czego chcą ci wariaci, ale z moich ust wydobył się tylko jęk. Nie rozumiałam, dlaczego ojciec nie próbuje mnie uratować, przecież jeżeli mnie kocha to powinien…

- Czas ucieka – mruknął rudy – a woda jest bardzo zimna.

Z trudem przełknęłam ślinę. Nie czułam się gotowa na śmierć. Choć byłam oswojona z myślą o niej to bałam się spotkania z nią. Zacisnęłam mocniej ręce na barierce wiedząc, że nie na wiele to się zda. Myślałam nad tym, czy Ula też się bała. Ona zawsze była taka pogodna i twierdziła, że niczego nie należy brać zbyt poważnie.

- Powiem ci! – wykrzyknął tata. – Tylko najpierw Zosia ma do mnie przyjść.

Rudy przytulił mnie do siebie.

- Ciebie chyba kocha bardziej od tamtej, prawda? – odgarnął mi włosy z twarzy. – Zastanowię się, czy daruję jej życie! – krzyknął do ojca. – Żal będzie się z nią rozstawać. Teraz mów! – wrzasnął tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Na twarzy ojca znów malowała się udręka.

- Serce Kasji jest w Złotej Górze!

Naraz zapanowała cisza, jak makiem zasiał, nawet ptaki przestały śpiewać. Ojciec przez chwilę chwiał się na nogach, po czym upadł na ziemię bez życia. Z moich ust wyrwał się krzyk. Wołałam tatę, ale on nie reagował, nie byłam nawet pewna, czy oddycha.

- Za długo zwlekał – poczułam, jak moje nogi odrywają się od ziemi.

Nie zdążyłam nawet porządnie krzyknąć. Tuż przed zanurzeniem w wodzie zaczerpnęłam haust powietrza. Woda była lodowata a nurt tak rwący, że od razu mnie porwał. Z trudem udało mi się wypłynąć na powierzchnię tylko po to, by za raz znów zostać wciągnięta w głębiny. Nie zamierzałam się poddawać. Raz za razem próbowałam się wynurzyć. Nie miałam siły przeciwstawić się nurtowi, pozwoliłam by rzeka ciągnęła mnie za sobą. Byłam coraz słabsza, ale jakiś głos w mojej głowie nie pozwalał się poddać. Wiedziałam, że chcę żyć. Dla rodziców. Dla Uli. Dla siebie. Wstąpiła we mnie jakaś dziwna siła. Zaczęłam młócić wodę rękami. Machałam nimi zbyt chaotycznie, ale udało mi się wynurzyć głowę na powierzchnię. Łapczywie wciągnęłam haust powietrza. Moje płuca wypełnił palący ból, a po chwili zalała mnie fala ulgi. Poziom wody musiał być tutaj niższy, bo udało mi się wyczołgać na brzeg. Dysząc ciężko, rzuciłam się w piach. Jedyne czego chciałam to móc tak leżeć i o niczym nie myśleć. Serce łomotało mi jak szalone a ciało pokryła gęsia skórka. Wiedziałam, że jeszcze chwila a zamarznę, jednak nie miałam siły wstać. Zmotywowały mnie do tego czyjeś ciche kroki. Zerwałam się na równe nogi, ale zawroty głowy spowodowały, że klapnęłam z powrotem na tyłek. Przede mną stał najdziwniejszy mężczyzna jakiegokolwiek widziałam. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany, wręcz potężny. Nieznajomy musiał mieć ponad dwa metry. Miał niesamowicie bladą skórę, co kontrastowało z jego ciemnymi oczami. Czarne włosy spływało po ramionach na nagi tors, a broda przyprószona była siwizną. Mężczyzna uklęknął kilka metrów ode mnie. Powinnam się bać, ale mój mózg wybrał omdlenie. Jak prawdziwa dama poleciałam twarzą w piach.

Miałam bardzo dziwny sen. Właściwie była to seria zmieniających się obrazów. Na początku zobaczyłam bardzo piękną dziewczynę, która plotła wianki nad rzeką. Robiąc to nuciła coś cicho pod nosem. Kolejny obraz przedstawiał ją przytuloną do wysokiego, bogato ubranego młodzieńca. Kiedy ten szeptał jej do ucha, rumieniła się i ukrywała twarz w jego torsie. Następne, co zobaczyłam to ta sama dziewczyna płacząca i błagająca o coś starszego mężczyznę. Byli do siebie podobni, skąd wnioskowałam, że to jej ojciec. Jednak mężczyzna był nieczuły na prośby i zamknął dziewczynę w pokoju. Potem wydawało mi się, że nieznajoma była atakowana przez jakieś cienie wychodzące z ciemności. Szarpały ją za włosy i biły po twarzy. W śnie zapanowały tak przejmujące cisza i mrok, że aż zamarło mi serce w piersi.

Następna scena przedstawiała powrót bogatego młodzieńca, który został odesłany przez opiekuna dziewczyny. Wiedziałam, że bogacz poprzysiągł mu zemstę i odszedł. Kolejne, co zobaczyłam to pierwsze oznaki wiosny i ślub zakochanych. Na uroczystości było mnóstwo ludzi a jeszcze więcej jedzenia. Czułam radość panny młodej jakby była moją. Ostatni widok zmroził mi krew w żyłach. Znajdowałam się w sypialni pięknie udekorowanej kwiatami. Dookoła łóżka ktoś pozapalał świece i porozsypywał płatki róż. Jednak to, co działo się w pokoju przypominało scenę z horroru. Widziałam jak pan młody wbił pannie młodej nóż w klatkę piersiową i wyjął z niej serce. Wszędzie było pełno krwi, a ciało dziewczyny leżało porzucone na łóżku. Mężczyzna trzymał nieruchome serce w wyciągniętej dłoni. Patrzył na nie z mieszaniną lęku i fascynacji. Nagle, jakby ze ściany wyburzyła się szponiasta ręka i zabrała serce.

- Tak jak ci obiecałem, otrzymasz swoje królestwo – rozległ się głos. – A jej serce ukryję tak, by nikt go nigdy nie znalazł.

Zaczerpnęłam głęboko powietrza i otworzyłam oczy. Siedziałam na łóżku w jakimś ciemnym pokoju. Na stoliku nocnym stała zapalona świeca a na krześle siedziała obca kobieta o dobrotliwym wyrazie twarzy.

- W końcu się obudziłaś – uśmiechnęła się lekko. – Zaczynałam się martwić.

Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w niewielkim pokoju. Oprócz łóżka był tutaj jedynie stolik i niewielka szafa a przez okno wpadały promienie słońca.

W głowie miałam totalny mętlik. Najwyraźniej przebijała się ta, że musiałam się czegoś naćpać, albo zwariowałam, jeszcze nie mogłam się zdecydować.

-Gdzie ja jestem? – zapytałam cicho.

- W domu Leszego – łagodnie pchnęła mnie na poduszki. – Przyniósł cię tutaj po tym, jak znalazł cię nad rzeką.

Leszy? Jaki Leszy? Chodzi o tę postać z mitologii słowiańskiej? Chyba jednak zwariowałam i miałam omamy.

- Dlaczego mnie tutaj przyniósł? – zapytałam. – I gdzie jest mój tata?

Niewiele brakowało a bym się rozryczała. Niestety nie miałam na to czasu, bo drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie Leszy. Wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż go zapamiętałam. Bez słowa przysunął sobie krzesło i usiadł obok kobiety.

- Nie obawiaj się – nieznajoma uśmiechnęła się. – Nie jest taki straszny na jakiego wygląda.

Leszy wydał coś w rodzaju chrząknięcia i odezwał się.

- Nie byłbym tego taki pewien. Jeszcze nie zdecydowałem, co z nią zrobimy.

W jego głosie nie było nic ludzkiego. Kiedy przemawiał miało się wrażenie, jakby uderzał piorun.

- Nie strasz jej – skarciła go kobieta. – Ja jestem Natasza, jego gospodyni. Jest jak każdy chłop, nie umie nawet wody przegotować – dodała poufałym tonem.

- Zawsze mogę zmienić pracownicę – odgrażał się.

Natasza tylko przewróciła oczami i mówiła dalej.

- Wszyscy mamy pewne kłopoty – pogładziła mnie po policzku. – Tylko ty możesz nam pomóc.

- Ja? – spojrzałam na nią, jak na wariatkę. – Nawet nie wiem, gdzie jestem i co to wszystko znaczy.

- Pomalutku – uśmiechnęła się. – Powiedz mi, czy miałaś jakieś dziwne sny?

Spojrzałam na nią podejrzliwie i po chwili wahania opowiedziałam jej mój sen. Obydwoje słuchali go uważnie i potakiwali głowami. Czułam się, jak na wizycie u psychologa. Pełne zrozumienie i zero krytyki. Nigdy nie wierzyłam w ukryte znaczenie snów, ale wygadanie się przynosi ulgę.

- Mówiłam ci – Natasza uśmiechnęła się. – Kasja ją wybrała, tak jak jej ojca. Kiedy przyjdzie czas, zajmie jego miejsce.

- Słucham? – czułam się skołowana. – Mój ojciec jest archeologiem. Nikim ważnym.

- Och, kochanie – westchnęła. – Żałuję, że nie mamy wystarczająco czasu, by ci o wszystkim opowiedzieć. Twój tata jest opiekunem, Kasja wybrała go na obrońcę swojego ludu – im więcej mówiła, tym bardziej oczy wychodziły mi z orbit. – Kasja była dziewczyną, która ci się śniła. Została oszukana przez bogatego księcia, Nero. Miał on wielkie ambicje, chciał rządzić i opływać w bogactwa. Niestety nie miał szans na zdobycie tronu w swoim królestwie. Musisz wiedzieć, że był siódmym synem, co skutecznie utrudniało mu realizację marzeń. Nero postanowił sprzymierzyć się z czarnoksiężnikiem. W zamian za własne królestwo oddał mu duszę. Każde państwo ma swoje serce, sercem krainy Nero miało być to należące do Kasji. Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego czarnoksiężnik wybrał akurat ją. Książę rozkochał dziewczynę w sobie a w noc poślubną zamordował – kobieta przerwała na chwilę, by otrzeć łzę. – Serce dziewczyny oddał czarnoksiężnikowi a ciało ukrył w zamkowych lochach. Kiedy ociec Kasji dowiedział się o tym wszystkim wpadł w szał. Przeklął Nero, mówiąc że po śmierci będzie psem Kasji a następnie wyzwał na pojedynek. I wygrał. Nikt nie wie, co zrobił z ciałem nieszczęsnego Nero. Podobno ojciec Kasji kompletnie oszalał. Mówiono, że zaczął studiować czary. Na wiele lat zamknął się w swoim domu i rzadko kiedy go opuszczał. Nie wiadomo, jak ale dopadł czarnoksiężnika i jego także pokonał - Natasza uśmiechnęła się lekko. – Odebrał serce Kasji czarnoksiężnikowi i złożył obok jej ciała.

Czułam, że od tych wszystkich rewelacji pęka mi głowa. Uszczypnęłam się w rękę, mając nadzieję, że to może jednak sen. Nie podziałało. Leszy uśmiechnął się widząc moje żałosne próby powrotu do normalności. Natasz nie była tak spostrzegawcza i mówiła dalej.

- To jeszcze nie koniec – kobieta chwyciła mnie za rękę. – Ojciec Kasji korzystając z czarów powołał Opiekunów. Byli to ludzie z odległego świata, których zadaniem było strzeżenie serce Kasji i całej krainy. Za tę tajemnicę mieli oddawać swoje życie.

Drgnęłam niespokojnie, przyznając w myślach, że historia była przednia. Nawet, jeżeli zwariowałam to przynajmniej moje omamy były interesujące.

- A co jeśli zdradzą?

Wymienili niepewne spojrzenia.

- Nie ma co się nad tym zastanawiać – ciszę przerwała Natasza. – Jest jeszcze szansa dla nas wszystkich.

- Jaka? – nie zdołałam powstrzymać ciekawości.

- Musisz wyruszyć do Złotej Góry – powiedziała - i włożyć serce do piersi Kasji. Tylko ona może nas obronić przed Neronem i Czarnoksiężnikiem.

Patrzyłam na nią w osłupieniu. Jednak każde omamy mają jakiś słaby punkt, ja znalazłam słaby punkt swoich. W duchu pogratulowałam sobie, że przynajmniej w jakimś stopniu mój umysł nadal krytycznie myśli.

- Ale ona nie żyje – przypomniałam. – Serce nie zaczyna bić sobie tak po prostu.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie z wyrozumiałością.

-Dziecko, ten świat nie jest taki jak twój.

Mogłam się tego spodziewać.

- Ale przecież ojciec Kasji odzyskał jej serce – przypomniałam. – Nie włożył go na miejsce?

Popatrzyli na mnie, jak na kompletną idiotkę. Pewnie uważali, że skoro mi odbiło to powinnam lepiej znać treść swoich urojeń.

- Jeżeli włożyłby go do piersi kobiety ta ożyłaby – przyznała Natasza – nie do końca wiadomo, jako kto.

Zaintrygowana uniosłam pytająco brew.

- A jako kto mogłaby powrócić? – prychnęłam. – Chyba nie jako pies?

Moja próba żartu nikogo nie rozbawiła.

- Może powrócić jako upiór albo zmora – odezwała się w końcu.

Teraz to już zupełnie nie rozumiałam.

- Możecie wyjaśnić, dlaczego mam ją ożywić?

Nawet nie zauważyłam, kiedy pochyliłam się w stronę tej dwójki. Ta historia coraz bardziej mnie wciągała. Czułam się, jak zbawca świata i okolic.

- Tylko ona może raz na zawsze zaprowadzić porządek – powiedziała Natasza. – W naszej krainie, co rusz pojawia się ktoś, kto chce zdobyć serce Kasji, by móc nami władać. Mamy tego dosyć, sami chcemy o sobie decydować. Twój ojciec miał nas chronić, ale zawiódł. Jedyna nadzieja w tobie, musisz obudzić Kasję.

Zamrugałam kilka razy.

- A jeżeli Kasja nie będzie dobra? – zawahałam się. – Wytnie wam wszystkie lasy? Zagoni do niewolniczej pracy?

Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Zaryzykujemy - postanowił Leszy.

Ja nie byłam taka zdecydowana, jak on. Miałam nadzieję, że moje omamy szybko miną i będę mogła spokojnie udać się do psychiatry.

- Dlaczego nie możecie sami wyruszyć do tej góry? – nie odpuszczałam. – Lepiej ode mnie znacie się na rzeczy.

- Tylko Opiekun może tam wejść – wyjaśnił Leszy. – Być może ty również, ponieważ płynie w tobie jego krew.

- Na pewno! – zapewniła Natasza. – Przecież miałaś sny!

Zaśmiałam się nerwowo a oczy zaszły mi łzami. Jedyne czego chciałam to się obudzić.

- A jeżeli jednak nie mogę tam wejść? – dopytywałam. – To, co wtedy?

Cisza, jaka zapanowała wyjaśniła wszystko. Nie miałam zamiaru ryzykować życia dla swoich omamów.

- No dobra – odchrząknęłam. – Wystarczy. Jesteście bardzo przyjaznymi omamami – uśmiechnęłam się do nich wstając. – Każdemu bym takich życzyła, ale ja pasuję. Posiedzę sobie pod drzewem aż wrócę do rzeczywistości.

- Ale… - Natasza wyglądała jakby się miała rozpłakać.

- Spokojnie – chwyciłam ją za rękę. – Może nie będzie tak źle? Trzeba myśleć pozytywnie.

Czułam się idiotycznie pocieszając moje własne omamy. Do tego miałam potworne wyrzuty sumienia, jakbym zostawiała na śmierć rodzone dzieci. Pewnie udałoby mi się wyjść z domku, gdyby na mojej drodze nie stanął Leszy. Wyglądał okropnie. Jego zęby zaczęły się wydłużać a z pomiędzy nich wydobywał się groźny warkot. Jego twarz i tors zaczęła porastać ciemnobrązowa sierść. Dłonie przypominały teraz bardziej łapy zakończone ostrymi pazurami.

- Głupia gówniaro – warknął – zaraz przekonasz się, że to wszystko jest prawdą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania