Poprzednie częściPrzejście - część 1

Przejście - część 5

Myślałam, że już po mnie, kiedy cała góra zaczęła się trząść. Wstrząsy były na tyle silne, że upadliśmy na podłogę. Odczołgałam się jak najdalej od Nero, który próbował chwycić mnie za nogę, ale kopnęłam go w twarz. Mężczyzna zawył rozdzierająco. Zakryłam głowę rękami, by uchronić ją od spadających kamieni. Nie bałam się, byłam w zbyt wielkim szoku, by czuć cokolwiek. Najgorsze w tym wszystkim było to, że niewidzialne głosy znów krzyczały. Robiły to tak wysoko, że byłam pewna, iż popękają mi bębenki. Siedziałam skulona w kącie i czekałam aż to wszystko w końcu się skończy. Nie wiem, ile czasu to trwało, ale cisza, jaka później zapanowała aż kuła w uszy. Policzyłam do dziesięciu i chwiejnie wstałam na nogi. Wnętrze góry było ruiną. Podłoga zawalona była kamieniami i odłamkami skały. Po omacku doszłam do ołtarza, na który wcześniej wpadłam. Był złamany. Pośrodku połamanej płyty dostrzegłam słaby blask. Wyciągnęłam rękę i natychmiast ją schowałam. Podejrzliwie zerknęłam w stronę, gdzie powinien być Nero. Podczas trzęsienia mężczyzna w pewnym momencie umilkł i do tej pory nie zdradził się żadnym dźwiękiem. Byłam pewna, że to tylko przykrywka i coś knuje. Nie zrezygnowałby z wolności tak szybko. Na darmo próbowałam dostrzec niebezpieczeństwo w otaczającej mnie ciemności. Przygryzłam wargę i sięgnęłam ręką pomiędzy połamane płyty ołtarza. Chwyciłam świecący przedmiot i przysunęłam go do oczu. Był to niewielki, staroświecki kluczyk. Nie miał żadnych zdobień ani wygrawerowanych napisów. Byłam zawiedziona, liczyłam, że znajdę jakąś podpowiedź, co mam robić. Coś przecież musiałam zrobić. Obeszłam ołtarz tak, by być jak najdalej od Nero. Za plecami czułam chłód skalnej ściany. Dawało mi to złudne poczucie bezpieczeństwa, że przynajmniej od tyłu nikt mnie nie zaskoczy. Nie wiedziałam dokąd idę, ani po co ściskam kurczowo w dłoni niewielki kluczyk. Posuwałam się wzdłuż ściany aż moje nogi natrafiły na pustkę. Nie zdążyłam złapać równowagi i runęłam w dół. Chyba krzyczałam, nie byłam pewna. Jedyne, co słyszałam to świst powietrza. Spadałam bardzo szybko, lecąc parę razy uderzyłam w coś brzuchem. Wokół nie było nic oprócz ciemności, do której zaczęłam się już przyzwyczajać. W duchu nastawiałam się na uderzenie, ale nie sądziłam, że będzie ono tak gwałtowne. Plus był taki, że uderzyłam w coś miękkiego. Upadek wycisnął z moich płuc całe powietrze, dlatego przez chwilę leżałam zupełnie bezwładnie. O dziwo, tutaj było bardzo jasno. Znajdowałam się w niewielkiej podziemnej komnacie, którą urządzono, jak kobiecy pokój. Naprzeciwko mnie stała niewielka szafka, biurko a na ścianie nawet ktoś zawiesił obraz. Zdezorientowana przyjrzałam się mojemu miejscu lądowania. Leżałam na starannie zaścielonym łóżku a obok mnie był trup. Wrzasnęłam przerażona, jak nigdy w życiu. Wszystko to, co przeszłam było niczym w porównaniu ze znalezieniem się w jednym łóżku z nieboszczykiem. A raczej nieboszczką. Dziewczyna była wiekiem zbliżona do mnie. Miała hebanowe włosy i delikatne rysy twarzy. Można by uznać ją za piękność gdyby nie potworna bladość skóry i ciemne sińce pod oczami. Grozy dopełniała ogromna dziura w jej klatce piersiowej. Z trudem stłumiłam mdłości zalewające moje ciało. Dalej było tylko gorzej. Biała sukienka dziewczyny cała była we krwi. Od razu zrozumiałam, że znalazłam ciało Kasji. Miałam też kluczyk, którym powinnam coś otworzyć. Brakowało mi tylko serca. Chyba powinno być gdzieś w pobliżu, prawda? Przez jakiś czas penetrowałam wnętrze komnaty. Zajrzałam nawet pod łóżko, gdzie nie znalazłam nic oprócz tony kurzu. Miałam dosyć, byłam poobijana, przerażona i strasznie głodna. Chciałam do mamy. Chciałam do domu. Już się miałam rozpłakać, gdy mój wzrok padł na niewielką szafkę. Wyglądała zupełnie zwyczajnie, brązowa bez żadnych zdobień. Uklękłam naprzeciwko niej i kiedy spróbowałam ją otworzyć wydarzyło się coś niezwykłego. Szafka stała się całkowicie przeźroczysta, tak że widziałam jej wnętrze. Odskoczyłam od niej i na powrót stała się normalna. Policzyłam do pięciu, wzięłam głębszy wdech i znów jej dotknęłam. Na półce leżało najprawdziwsze ludzkie serce. Mój żołądek fiknął koziołka i postanowił przesunąć się do gardła. Zignorowałam to i drżącą ręką włożyłam klucz do zamka. Trzask mechanizmu rozniósł się echem po wnętrzu komnaty. Pokonałam mdłości i jak najdelikatniej ujęłam serce w dłonie. Stanęłam nad łóżkiem i nie za bardzo wiedziałam, co dalej robić. Nigdy nie interesowała mnie medycyna i umieszczanie narządów na swoim miejscu. Obrzydzała mnie sama myśl włożenia ręki do czyjejś klatki piersiowej. Z tego wszystkiego zrobiło mi się strasznie duszno. Dasz radę, powtarzałam sobie w myślach, dasz radę. Zagryzłam wargi do krwi i zrobiłam to. Starałam się nie myśleć o tym, co robią moje ręce i nie zważać na doznania czuciowe. Jak najszybciej cofnęłam je i przycisnęłam do własnej piersi. Myślałam, że cos się wydarzy a tu nic. Czy powinnam coś powiedzieć? Jakieś zaklęcie? Leszy i Natasza o niczym takim nie wspominali.

- Żyj – poprosiłam. – Ratuj nas wszystkich.

Liczyłam na cokolwiek, ale na pewno nie na oklaski. W drzwiach jaskini stał najpiękniejszy mężczyzna jakiegokolwiek widziałam i dwaj mężczyźni, którzy mnie porwali.

- Pięknie! – mężczyzna miał niski, przyjemny dla ucha głos.

Kiedy się do mnie zbliżał mogłam podziwiać go w całej okazałości. Miał ciemne włosy spływające miękką falą na ramiona. Oczy, które przewiercały moją duszę na wylot były czarne, jak otchłań. Zgrabny nos, różowe usta i wydatne kości policzkowe dopełniały całości. Chciałoby się godzinami podziwiać jego urodę. Na dodatek poruszał się z gracją pantery. Takich ruchów mógłby pozazdrościć mu każdy tancerz. Jedyną skazą był grymas złości goszczący na jego twarzy

- Jestem ci dogłębnie wdzięczny – mężczyzna skłonił mi się głęboko. – Ta dwójka jest tępa, jak moja klacz.

Mężczyźni stojący za nim nie ośmielili się zareagować.

- Kim pan jest? – miałam zachrypnięty, nieprzyjemny głos.

Jednym susem znalazł się przy mnie. Pachniał tak mocno siarką, że aż mnie odrzuciło.

- Jestem tym, do którego należy cały świat – jego palce boleśnie wbijały się w moje policzki. – I któremu powinnaś się kłaniać.

Próbowałam wyrwać twarz z uścisku, ale mężczyzna tylko go wzmocnił. Chciałam powiedzieć, że komu jak komu, ale mu na pewno nie będę służyć, ale głos uwiązł mi w gardle.

- Ojej – rzucił okiem na Kasję. – Nic się nie stało? – udał zawiedzenie. – A tak bardzo się starałaś, prawda?

Próbowałam przypomnieć sobie modlitwy jakich uczyli mnie rodzice, ale w głowie miałam totalną pustkę. Gdyby ktoś mnie zapytał , to nie wiedziałabym jak się nazywam.

- Dam ci szansę – mężczyzna spojrzał na mnie drapieżnie. – Możesz przyrzec mi posłuszeństwo, a w moim królestwie będzie ci się nienajgorzej żyło.

Serce łomotało mi, jak szalone. Moja tchórzliwa część już chciała paść na kolana, ale resztki odwagi nakazywały stać prosto.

- Nie? – nieznajomy patrzył na mnie, jak na robaka. – No trudno.

Poczułam, jak moje płuca wypełniają się dymem. Im bardziej chciałam zaczerpnąć powietrza, tym mocniej się dusiłam. Opadłam na kolana i chwyciłam się za gardło. Przed oczami zaczęły latać mi mroczki. Jedyne czego pragnęłam to niczego już nie czuć. Byłam coraz słabsza, kręciło mi się głowie tak, że nie wiedziałam, gdzie góra, gdzie dół. I nagle wszystko ustało. Znów mogłam normalnie oddychać. Rzężąc chwytałam łapczywie powietrze.

- Może jednak zmieniłaś zdanie? – zapytał, oglądając swoje paznokcie.

Nie odpowiedziałam szykując się na najgorsze.

- Wiesz, jednak trochę ci zawdzięczam- ciągnął leniwie. – Bez ciebie trudno byłoby mi zdobyć serce.

Dotknął mojej twarzy tym razem pieszczotliwie. Jego dotyk był przyjemny i chłodny. Jakaś część mnie pragnęła, by nigdy nie przestawał mnie dotykać.

- Te durnie nie ogarnęły, że bez krwi strażnika albo jego potomka wszelkie próby spełzną na niczym. To przerosło ich małe móżdżki – teraz prawie syczał. - Dlatego proponuję ci umowę, ty będziesz moją służącą a ja dam ci wszystko czego tylko zapragniesz.

Niczego od niego nie chciałam. Każdy skrawek jego ciała mówił, że jest czystym złem.

- Nie, dziękuję – wykrztusiłam z trudem.

W następnej chwili leżałam na podłodze wijąc się z bólu. Miałam wrażenie, jakby ktoś łamał wszystkie kości w moim ciele. Chyba krzyczałam. Myślałam, że dłużej już nie wytrzymam, kiedy zauważyłam, że buty mężczyzny odsuwają się od mojej twarzy. Z trudem uniosłam głowę, by zobaczyć, że nie jest już taki pewny siebie. Na jego twarzy malował się strach i niedowierzanie. Nie widziałam co tak go przeraziło. Jedyne, co dostrzegłam to rażącą światłość od strony łóżka i powiew orzeźwiającego powietrza na policzku. Z ulgą osunęłam w ciemność.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • smigun miesiąc temu
    Gdy pojawia się serce, brakuje słowa"serce".
  • Rut Krzeminkowa miesiąc temu
    Poprawiłam, dzięki:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania