Poprzednie częściPrzejście - część 1

Przejście - część 4

Następnego dnia rano stałam w ogrodzie ubrana w najgrubsze futro Nataszy i patrzyłam wyczekująco na Leszego. Niespodziewanie ten wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu, zaryczał dziko i przemienił się w ogromnego niedźwiedzia. „Miś” miał ciemne futro, duży wilgotny nos i jeszcze większe zęby.

- Nie bój się, kochanie – szepnęła Natasza. – Leszy dopilnuje, by nic ci się nie stało.

- Mam na nim jechać? – upewniłam się.

Leszy ryknął złowieszczo.

- Dobra, dobra – uniosłam ręce w obronnym geście.

Nieporadnie wdrapałam się na grzbiet zwierzęcia i zacisnęłam ręce na futrze. W duchu modliłam się, bym przeżyła tę podróż. Serce podeszło mi do gardła, gdy niedźwiedź ruszył biegiem. Wrażenie towarzyszące tej wyprawie były niedopisania. Czułam się, jak we śnie. Z zachwytem przyglądałam się otaczającej mnie przyrodzie. W tym świecie wszystko było żywsze o wyraźniejszym zapachu, barwie. Nawet powietrze miało w sobie więcej powietrza. A góry? Jakże one były piękne. Gdybym sama miała wspiąć się na szczyt zajęłoby mi to dwa dni, a z Leszym pokonaliśmy drogę w dwie godziny. Niedźwiedź biegł tak szybko aż miałąm wrażenie, że zsunę się z jego grzbietu i spadnę w przepaść. Gdy skręcił gwałtownie i zaryczał zacisnęłam ze wszystkich sił powieki. Po dwóch bardzo szybkich uderzeniach serca odważyłam się znowu spojrzeń na otaczający mnie świat. Okazało się, że byliśmy na miejscu. Otuliłam się szczelniej futrem od Nataszy. Było tutaj potwornie zimno i wietrznie. Cały szczyt pokryty był śniegiem. Gdy zeskoczyłam, a raczej stoczyłam się z grzbietu Leszego, zapadłam się w nim aż po kolana. Biały puch potwornie raził moje oczy.

- To tutaj – Leszy przywołał mnie do porządku.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył zmienić postać.

- Co tutaj? – zapytałam niczego nie rozumiejąc. – Przecież oprócz tony śniegu, niczego tu nie ma.

Leszy wydał coś co miało być warknięciem i zaczął rozgarniać śnieg. Mamrotał przy tym, coś o kobietach i idiotkach.

- Czego stoisz? – warknął na mnie. – Pomóż mi.

Cały czas pamiętałam ból pleców i za nic w świecie nie chciałam powtórki, dlatego razem z nim zaczęłam odgarniać śnieg. Po jakiś dwudziestu minutach naszym oczom ukazała się skuta lodem ziemia. Gdy przyjrzałam się lepiej, zauważyłam, że to nie ziemia a ukryte wejście do wnętrza góry. Właz był wykonany z kamienia, na którym ktoś dodatkowo wykuł pnącza kwiatów. Gdy padło na nie słońce, rozbłysły wszystkimi kolorami tęczy. Z moich ust wyrwał się jęk zachwytu.

- Niesamowite – szepnęłam.

Leszy rzucił mi spojrzenie pełne dezaprobaty. Gdybym nie była mu potrzebna to chętnie by mnie pożarł.

- Nie ma czasu na zachwyty – warknął.

- Jak tam wejdziemy? – postanowiłam zmienić temat.

- Ty wejdziesz – poprawił mnie Leszy. – Człowiek zawinił, człowiek musi odpokutować.

Wolałam się z nim nie sprzeczać i zajęłam się poszukiwaniem czegoś w rodzaju klamki. Bezskutecznie. Musiałam zdenerwować tym Leszego, bo chwycił moją dłoń i przyłożył do jednego z kwiatków. Poczułam bolesne ukłucie i rozległ się zgrzyt przekręcanego zamka. Podejrzewałam, że nie powie mi skąd to wszystko wie i w sumie, nie miałam ochoty tracić na to czasu. Chciałam, jak najszybciej załatwić sprawę i wracać z tatą do domu. Tata. Blady strach ścisnął moje serce. A co jeśli tata jest już razem z Ulą? Jak wytłumaczę to mamie? Wolałam o tym nie myśleć. Zerknęłam wgłęb góry, jedyne co widziałam to ciemność. Usiadłam na krawędzi włazu i byłam gotowa skoczyć, gdy Leszy znów się odezwał.

- Chwyć mnie za ręce – polecił. – Opuszczę cię na dół.

- Skąd wiesz, jak głęboko tam jest? – głos mi zadrżał.

- Niegłęboko – powiedział pewnie.

Nie zamierzałam się sprzeczać i zrobiłam to, o co mnie prosił. Leszy mocno chwycił mnie za przeguby i pomału opuszczał. We wnętrzu góry było tak ciemno, że nie widziałam nawet swoich wyciągniętych rąk. Miałam dziwne wrażenie, że jestem pilnie obserwowana. Chciałam wrzeszczeć ze strachu i przezornie zagryzłam wargi do krwi. Leszy miał rację mówiąc, że tutaj nie jest głęboko. Ledwo mężczyzna zaczął mnie opuszczać, a ja już czułam grunt pod nogami. Ostrożnie zrobiłam krok i natychmiast potknęłam się o schodek. Niechcący kopnęłam jakiś kamień i narobiłam jeszcze więcej hałasu. Z każdej strony zaczęły dochodzić do mnie głosy należące do kobiet i mężczyzn.

- Kto to?

- Ktoś wszedł?

- To nie opiekun!

- To dziewczyna?

- Chcę ją zobaczyć !

- Przestańcie się pchać!

Wrzasnęłam dziko, gdy poczułam na sobie dotyk czyichś rąk. Drapały mnie po twarzy i ciągnęły za włosy. Kilka z nich próbowało ściągnąć ze mnie płaszcz. Odganiałam się od nich, jak opętana aż uderzyłam w jakiś kamienny stół. Tutaj już nie dosięgały mnie te lepkie dłonie. Przez chwilę chwytałam krótkie, spazmatyczne oddechy. Czułam, że jeszcze chwila a serce wyskoczy mi z piersi. Dłońmi badałam powierzchnie stołu, kiedy jak na zawołanie wokół niego zapłonęły pochodnie. Całe pomieszczenie spowiła jasność. Przez chwilę mrugałam oczami próbując przyzwyczaić się do tej zmiany. Rozejrzałam się w poszukiwaniu właścicieli głosów i dłoni, ale nikogo tutaj nie było. Ciemne, kamienne ściany, po których gdzieniegdzie spływała woda. Uderzenie kropel o podłogę rozbrzmiewało echem po wnętrzu góry. Przerażał mnie ten brak głosów, bałam się, że gdy tylko światło zgaśnie, one powrócą. Wiedziałam, że gdzieś się tutaj czają, a ja nie jestem w stanie ich dostrzec. Chwyciłam za jedną z pochodni, co dało mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Z duszą na ramieniu postanowiłam przyjrzeć się stołowi. Miał wyższe ranty i otwór na środku. Na jednym z jego boków wyryto napis: „Serce raz wyrwane po stokroć wyrywane będzie”. Dopiero teraz zrozumiałam, że jest to ołtarz a nie stół. Nie brzmiało to zbyt optymistycznie, dlatego obeszłam ołtarz i ruszyłam dalej korytarzem.

- Poczekaj – rozległo się ochrypłe wołanie.

Stanęłam, jak wryta i odwróciłam się gwałtownie. Tuż za mną stał młody mężczyzna. Na oko mógł być starszy ode mnie o jakieś siedem lat. Kiedyś na pewno był przystojny, ale teraz miał zapadnięte oczy, niezdrowo wystające kości policzkowe i popękane usta. Był tak chudy, że mogłabym policzyć jego żebra. Chwiał się na nogach, jakby z trudem mógł ustać.

- Poczekaj, pomogę ci – uśmiechnął się lekko.

W wyniku uśmiechu jego twarz nabrała jeszcze bardziej przerażającego wyglądu. Instynktownie postąpiłam krok do tyłu.

- Wiem, dlaczego tutaj jesteś – mówił dalej. – Chcesz uratować Kasję. Przybyłaś tutaj z Leszym, prawda?

Znów nie wiedziałam, co mam robić. Za grosz nie ufałam temu mężczyźnie, ale nie odważyłam się odwrócić do niego plecami.

- Skąd wiesz to wszystko? – chciałam, by mój głos brzmiał pewnie.

Mężczyzna przybrał dobrotliwą minę.

- Mówiłem ci, jestem tutaj żeby ci pomóc. Leszy powiedział mi o wszystkim.

Zbliżył się, aż coś zabrzęczało. Nieznajomy zamknął z niedowierzaniem oczy a ja zerknęłam na jego kostki. Były zakute w kajdany.

- To dlaczego jesteś uwięziony? – spytałam podejrzliwie.- Leszy ci kazał? A może to on cię zakuł?

Powinnam szybciej się od niego odsunąć. Nim się zorientowałam mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i zaczął dusić. Jego kościste ciało było zadziwiająco mocne. Na darmo próbowałam odciągnąć jego ręce od swojej szyi.

- Ty mała żmijo – syknął mi do ucha - myślisz, że jesteś ode mnie sprytniejsza?! Nawet nie wiesz, z kim rozmawiasz?

Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza a przed oczami miałam mroczki. Na szczęście kiedy mężczyzna mówił, odrobinę poluzował uchwyt. Może zrobił to nieświadomie, a może chciał bym dożyła końca opowieści .

- Ja jestem Nero – syknął mi do ucha – uwięziony tutaj przez ojca Kasji.

Zamarłam przerażona. Nero, ten Nero, który poświęcił swoją żonę, by zostać królem.

- I czekam od tylu stuleci, by znów zostać wolnym – chwycił mnie mocniej. – Już prawie całkowicie straciłem nadzieję, a tu proszę… Leszy przyprowadził mi pod nos wybawicielkę.

Kolana się pode mną ugięły, nie miałam siły. Mężczyzna szarpnięciem postawił mnie na nogi.

- Wystarczy mi do tego kropelka twojej krwi – odwrócił mnie przodem do siebie.

Miałam wrażenie, że patrzę w oczy diabłu. W tym człowieku nie było niczego dobrego.

Następne częściPrzejście - część 5

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania