Gorzki smak nieśmiertelności. - Rozdział 1

Strzała, która spoczywała w jej dłoni natychmiast znalazła się w koszyku na plecach. Zeskoczyła z gałęzi i upuściła na ziemię łuk. Do jej oczu napłynęły gorzkie łzy. W pierwszy dzień lata żadna istota nie może stracić życia. Oparła się o pień drzewa i przełknęła ślinę. Usłyszała swój własny krzyk: No rusz się! Zamrugała nerwowo oczami. Była w stanie go uratować jeśli nie było za późno.. Oby tylko nie było za późno. Jeśli jednak jej się nie uda.. Lato nie przyniesie do Puszczy tego co w niej najpiękniejsze, a mieszkańcy nie będą cieszyć się z jego panowania, ponieważ będzie ulewne i bezbarwne. Odrywając się od pnia, przywarła do konia. Przemawiając do niego spokojnym elfickim językiem poklepała go po szyi. Zerknęła na czarne włosy człowieka, były mokre, plama krwi stawała się coraz większa. Bez zastanowienia uchwyciła bezwładne ciało, które ciążyło jej jak ołów. Słone łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

- Nie umieraj. Nie dzisiaj. - szepnęła układając ciało mężczyzny pod drzewem. Zielone liście chroniły ją od ostrego słońca. Chwytając jego głowę odchyliła ją nieznacznie do tyłu, z paska, który miała na sobie odpięła buteleczkę z wywarem z pokrzyw księżyca. Wlała mu odrobinę do ust. Mężczyzna skrzywił się. Jego twarz była biała, prawie jak pościel w jej domu i proszek Sybelli do rozjaśniania cery. Po chwili zdjęła mu koszulę, którą naderwała w paru miejscach. Mocnymi ruchami odwiązała jego tułów. Wiedziała, że musi działać szybko, aby zatamować krwawienie. W uszach dudniły jej słowa ojca: Żadna istota nie może stracić życia w pierwszy dzień lata;

- I żadna istota go nie straci. - powiedziała na głos. Podniosła się i ocierając łzy ruszyła do strumyczka. W dłonie nabrała trochę wody i opłukała sobie twarz. Następnie zamoczyła szmatkę, którą po chwili zaczęła ocierać twarz mężczyzny. Och Ilinoro.. Co ty robisz.. upomniała się w myślach. Wiedziała, że ściąga na siebie nie małe kłopoty. Mężczyzną w pierwszych dniach będzie trzeba się opiekować. Nie mogła zabrać go do domu. Nie mogła też go porzucić. Miała obowiązek pomóc mu najlepiej jak potrafiła. Gwałtownie uniosła się i rozejrzała. W pobliżu nie było nikogo. Mocnym ruchem szarpnęła bezwładne ciało i wepchnęła je na konia. Dostrzegła też, że jego powieki lekko zadrgały. Był to znak, że wywar z pokrzywy nieco go pobudził. Chwyciła jego konia za uzdę i ruszyła w stronę wodospadu. Tam w grocie postara się przywrócić go do życia, a chronić go będzie ściana wody. Poczuła też, że coś się zmieniło. Nigdy wcześniej nie potrafiła zachować zimnej krwi, jakieś sto lat temu uciekłaby tam gdzie pieprz rośnie krzycząc: "Mamo! w lesie jest ranny człowiek" . Tymczasem wiatr, który delikatnie otarł się o jej twarz niosąc ze sobą uspokajającą woń kwiatów, napełnił ją spokojem. Nie bała się kiedy układała ciało mężczyzny w grocie, uprzednio wyścielając wilgotne kamienie miękkim mchem.

- Tutaj nikt cię nie znajdzie. - wyszeptała, po raz pierwszy w życiu mogła przyjrzeć się człowiekowi z bliska. Od elfów nie różnił się prawie niczym. Oprócz... No tak. Na samą myśl uśmiechnęła się delikatnie. Przecież jego uszy nie były spiczaste, a policzki miał szorstkie w dotyku. Szczupłymi palcami zgarnęła z jego twarzy kosmyki czarnych włosów. Przechyliła na bok głowę i przełknęła ślinę.

- zaraz wrócę. Wytrzymaj. - szepnęła, kiedy bezgłośnie poruszył ustami. Wybiegła z groty, przeciskając się w szczelinie między ścianą wody, a skałą. Wsiadła na konia, który przywiódł rannego do Mrocznej Puszczy i udała się do domu. Potrzebowała paru rzeczy, aby uzdrowić go w pełni. Elfickie sposoby były naprawdę skuteczne, a sztuki uzdrawiania nauczyła ją jej matka. Sybella nie miała do tego cierpliwości. Wolała zrywać kwiaty i pleść wianki. A Ilinora.. no cóż. Musiała zrobić to co rozkazała jej matka. Kiedy dotarła do domu rozejrzała się. Wszyscy byli na celebracji co pozwoliło jej zabrać potrzebne rzeczy oraz wywary z uzdrawiających roślin. Koń mężczyzny ze spokojem skubał trawę przy drewnianym płocie otaczającym jej dom. Wywar z pokrzyw, wywar z liści krwawego mchu i driakiew gołębia, której śliczny kwiat wydzielał usypiającą woń. Trochę jedzenia, słodka woda, świeca, wełniany koc i poduszka z łabędziego puchu. Weszła też do sypialni rodziców, gdzie z kufra wyciągnęła koszulę ojca i kilka płóciennych szmatek. Postanowiła, że w lesie zbierze też liście brzozy, które oczyszczą układ krwionośny mężczyzny. Niezauważona wymknęła się z domu. Wsiadła na konia słysząc cichą melodię dobiegającą z placu przy Wielkim Dębie. Celebracja; dodała w myślach.

 

Plac przy Wielkim Dębie.

 

Thranduil siedział na jeleniu i dumnie przyglądał się celebracji. Robił to co do niego należało, dokładnie tak jak niegdyś jego ojciec. Kiedy słońce znikało za horyzontem uniósł do góry miecz. To w nim miał odbić się ostatni promień słońca w pierwszy dzień lata, tak też się stało. Elfy wiwatowały. Najcieplejsza i najpiękniejsza pora roku będzie królować w Puszczy przez kolejne trzy miesiące. Uśmiechnął się sam do siebie kiedy zobaczył wśród młodych elfic Enzo i Fironela. Tamci mieli życie, w którym nie było miejsca na prawie żadne obowiązki. I nikt nie rozkazał im zakochać się w trzy miesiące. Mogli do woli spędzać czas w towarzystwie elfek, bez żadnych zobowiązań. Biorąc głęboki oddech na moment zmrużył oczy. Poczuł wiatr, który niósł ze sobą zapach. Zapach tak słodki i tajemniczy jak nigdy wcześniej.

Po zachodzie słońca pozwolono mu wrócić do pałacu, oczywiście w eskorcie strażników. Z placu przy Wielkim Dębie wciąż można było słyszeć wesołe śmiechy i muzykę wygrywaną przez elfickich grajków. Cała puszcza świętowała. Thranduil przewiesił przez ramię łuk i strzały. Nie chciał przegapić tej nocy. Wiedział, że jego przyjaciele będą na niego czekać. I tak też było, kiedy opuszczał bramę pałacu. Enzo i Fironel z łukami przewieszonymi na ramionach zawzięcie dyskutowali o dzisiejszej celebracji.

- No jesteś. Wasza wysokość! - Enzno roześmiał się chcąc nieco rozzłościć młodego księcia. Thranduil bardzo nie lubił, gdy zwracano się do niego w tak oficjalny sposób. Skrzywił się nieznacznie i wywrócił oczami.

- Daruj sobie Enzo. Fironel, idziemy polować? Ten nędzny robak zostaje tutaj! - Thranduil śmiejąc się wskazał palcem na jednego z towarzyszy. Po chwili w śmiechu wszyscy w trójkę udali się w głąb puszczy.

 

Grota za ścianą wody.

 

Ilinora zatrzymała krwawienie. Udało jej się ocalić jego życie. Nauki matki nie poszły na marne, no i żadna istota nie oddała dziś życia. Młoda elfka przełknęła głośno ślinę. Ranę, z której wcześniej lał się strumień krwi teraz okrywały zielone liście brzozy. Mężczyzna spał, ponieważ Ilinora ułożyła przy jego nosie kilkanaście kwiatów driakwi. Na wielkim głazie ułożyła dużą białą świecę i zapaliła ją. Poduszkę, którą wyniosła z domu delikatnie ułożyła pod głową rannego. Okryła go też wełnianym kocem. Delikatnie, aby nie strącić z jego rany liści brzozy. Uśmiechnęła się lekko kolejny raz mu się przyglądając. Był bezbronny, ktoś musiał go napaść, a jednak na pewno urodził się w wysoko usytuowanej rodzinie, tego była pewna. Jak na człowieka był bardzo przystojny. Miał szlachetne rysy i dłuższe, czarne włosy. Jak miał na imię? Co wydarzyło się za nim go znalazła? co przywiodło go do Mrocznej Puszczy? W jej głowie, aż huczało od myśli i przypuszczeń. Delikatną dłonią przejechała po szorstkim w dotyku policzku mężczyzny. Nie był już rozpalony. Spał spokojnie.

- Jeśli mnie słyszysz... To wiedz, że wrócę tu rano. - szepnęła podnosząc się z miejsca. Nie mogła spędzić nocy w grocie. Dzieliła pokój z Sybellą, a ona na pewno doniosłaby na nią rodzicom. Taka już była jej starsza siostra. Przeciskając się w szczelinie między ścianą wody, a mokrą skałą zerknęła jeszcze na mężczyznę. Uśmiechnęła się lekko i wybiegła. Nie wiedziała, że w koronie drzew przy wodospadzie ktoś mierzy do niej strzałą. Nie usłyszała ani jednego szelestu. Poczuła tylko ciepły wiatr obmywający jej skórę, zaraz później ten wiatr musnął twarz młodego elfa, przyszłego króla.

 

Korona drzewa.

 

Thranduil zobaczył dużego brązowego konia z siodłem. Ktoś tu był, to zwierzę musiało być czyjąś własnością. Nie miałoby siodła jeśli byłoby niczyje. To oczywiste. Zmrużył nieco oczy, aby wyostrzyć wzrok. Z ramienia zdjął łuk i wyciągnął strzałę. Coś się poruszyło. Zza wodospadu wyszła kobieta. Wyraźnie ją widział. Jasny księżyc oświetlił jej delikatną twarz. Na pewno była elfką. Dziewczyna podeszła do konia. Nie chciała zostać zauważona, tak jakby robiła coś wbrew prawu. A ich poddani robili wszystko zgodnie z normami jakie wyznaczył jego ojciec. Co to miało znaczyć? Uniósł brew. Elfka zerwała kwiat z krzaczka rosnącego pod drzewem i wplotła go sobie we włosy. Nigdy wcześniej nie widział tej dziewczyny. A może i widział... Tyle ich się przewijało przez celebrację. Była chyba najpiękniejszą kobietą-elfem jaką dotychczas spotkał... Była inna. Nie miała na twarzy białego proszku, nie miała na sobie sukni z jedwabiu. A to dziwne. Rozejrzał się i dostrzegł, że Enzo i Fironel wpatrują się w nią równie intensywnie. Jego towarzysze ukryci byli w innych miejscach. Zastanawiał się, który prędzej to zrobi i dostrzegł, że Enzo schodzi na ziemię. Elfka natychmiast się spłoszyła. Zostawiła konia, który groźnie parsknął i zaczęła uciekać. Z ukrycia wyszedł też Fironel, a Thranduil nie czekając ruszył w pościgu za przyjaciółmi.

- Stój! Nie zrobię ci krzywdy! - Enzo wyciągnął już strzałę i naciągał ją na łuk. Elfka jednak była szybsza. Grot swojej strzały skierowała prosto między oczy Enzo.

- Jeśli życie ci miłe odejdź i zapomnij o tym co widziałeś. - powiedziała wyniośle i odważnie w elfickim języku. Thranduil zamrugał oczami. I uśmiechnął się lekko. Enzo został pokonany przez młodą elfkę. A to dopiero historia. Na pewno nie da mu o tym zapomnieć. Jego uwagę natychmiast przykuła twarz eflicy. Była delikatna i młoda. W jej oczach dostrzegł odwagę. Bardzo mu to zaimponowało.

- Dość. - odezwał się wychodząc z cienia dużej sosny. Elfka od razu go rozpoznała. Upuszczając łuk skłoniła się. Enzo skrzywił się i mocnym ruchem odepchnął ją na bok. Musiał być urażony całą sytuacją.

- Enzo powiedziałem dość. Fironel zabierz kolegę, niech przetrawi w domu tę porażkę. - Zza drzewa wyłonił się Fironel, który chichocząc objął przyjaciela ramieniem i skierował się z nim w stronę wioski.

 

Ilinora upadła kiedy młody elf odepchnął ją na bok. Popatrzyła na niego z pogardą. Nie mogła jednak nic zrobić. W przeciwieństwie do tego bawidamka Enzo, którego znała z opowiadań Sybelli, słuchała księcia. Tak, rozpoznała go od razu. Jego błękitne oczy i platynowe włosy znał każdy w królestwie. W dodatku ta sindarska postawa. Westchnęła ciężko zaciskając w dłoni łuk. Uniosła głowę widząc jak Enzo znika z innym elfem.

- Nie musisz chylić czoła. W tej chwili jestem zwykłym Thranduilem. No już. Jak ci na imię? - przełknęła ślinę i zerknęła na niego. Przechyliła głowę na bok.

- Jestem Ilinora. Jeśli dziś nie jesteś księciem to muszę cię przeprosić. Do zobaczenia. - postanowiła nie wdawać się w dłuższą dyskusję i ominęła młodego elfa. Chciała odejść jak najdalej od wodospadu, wiedziała, że książę może inaczej zrozumieć to co właśnie zrobiła, udzielając mężczyźnie pomocy.

- czekaj. To twoje zwierzę pasie się przy drzewie ? zaraz je przyprowadzę. Zostań tu. Nie powinnaś chodzić sama. Właściwie dziwię się, że ktoś zezwolił ci zapuścić się tak głęboko w Puszczę o tej porze. - powiedział i odszedł. Ilinora przełykając ślinę oparła się o pień drzewa. Zrobiła to co rozkazał jej książę. Spojrzała w gwiazdy, które jaśniały na niebie i uśmiechnęła się lekko. Przodkowie; szepnęła i przymknęła oczy.

- Tak. Jest ich tam wielu. - usłyszała delikatny głos i skrzywiła się otwierając szeroko oczy. Skąd ten Thranduil się wziął? Obok niego stał już koń rannego mężczyzny. Może zwyczajnie straciła rachubę czasu..

- Dziękuję. - skinęła uprzejmie głową i złapała konia za uzdę. Poklepała zwierzę po szyi i uśmiechnęła się delikatnie w stronę księcia. Młodzieniec spojrzał jej w oczy i kiwnął głową tak jak przystało na członka królewskiej rodziny.

- Odprowadzę Cię do domu, Ilinoro. Nie wolno Ci chodzić samej kiedy Puszcza pogrążona jest w ciemności. - Wzięła głęboki oddech słysząc słowa księcia. Nie mogła mu odmówić. Udało jej się wynegocjować, że zostawi ją na placu przy Wielkim Dębie. Tak też się stało. Kiedy dotarła do płotu własnego domu przywiązała do niego konia i na palcach weszła do pokoju, który dzieliła z siostrą. Sybella spała. Ilinora zdjęła wysokie buty i bezszelestnie wpełzła do łóżka.

Zasnęła dość szybko. W nocy przyśnił się jej mężczyzna i Thranduil. Stali przy drzewie i dyskutowali. Nie była w stanie usłyszeć o czym rozmawiali.

Rankiem obudziła się oblana potem, a nad nią stała wściekła Sybella.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • kubuś 02.04.2016
    "że ściąga na siebie nie małe kłopoty"- niemałe
    "- zaraz wrócę. Wytrzymaj."- Zaraz
    "Co wydarzyło się za nim go znalazła?"- zanim
    "Wasza wysokość! - Enzno roześmiał się"- Enzo
    "przykuła twarz eflicy"- elficy
    "- czekaj. To twoje zwierzę"- Czekaj
    Masz bogatą wiedzę zielarską. Ciekawe jak uzasadni posiadanie konia? Fajny tekst.Pzdr
  • Anari Razielim 02.04.2016
    Tekst bardzo wciągający. Czekam na ciąg dalszy ;)
  • Natalia 03.04.2016
    http://historieprzezatramentzamazane.blogspot.com/p/hej-jest-to-cykl-opowiesci-rezydencja.html?showComment=1459694419353
  • Natalia 03.04.2016
    http://historieprzezatramentzamazane.blogspot.com/p/hej-jest-to-cykl-opowiesci-rezydencja.html?showComment=1459694419353

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania