Skok po marzenia (Prolog)

Mama od zawsze powtarzała mi, że od dziecka przejawiałam zainteresowanie do koni. W wieku siedmiu lat pamiętam jak za każdym razem gdy dziadek przyprowadzał konia z pastwiska, ja prosiłam go, o to abym mogła się na nim przejechać.

To była klaczka, miała na imię Kasztanka. Była koniem zimnokrwistym, pięknej karogniadej maści o spokojnym charakterze. Na czole widniała biała gwiazdka. Jedno oko miała błękitne, a drugie piwne, ogon i grzywa była długa oraz bujna, zarazem sierść mięciutka w dotyku. To był mój ulubiony konik ze wszystkich jakie znałam.

Jednego dnia zapowiadała się ulewa, tak szczerze to już zaczęło kropić, więc mój dziadzio poszedł po Kasztankę, zanim wprowadził ją do stajni podbiegłam do niego i spytałam czy mogę się przejechać. Mój dziadziu nie umiejąc mi odmówić zgodził się na to, ale widziałam po jego głosie, minie i oczach, że był na mnie zły. Gdy zobaczyłam go takiego zrobiło mi się żal tego co zrobiłam. Na szczęście dziadek mi wybaczył.

Niestety w maju dziadzio zmarł a babcia musiała sprzedać Kasztankę bo nie miała innego wyboru. Zrobiło mi się bardzo przykro jak się o tym dowiedziałam. Niestety we wrześniu po moich urodzinach musiałam wyjechać z rodzicami i z bratem do cioci, która mieszkała w mieście. W czasie gdy mama i tata byli w pracy, ja chodziłam tam do szkoły a braciszek o imieniu Artur był pod opieką mojej dwudziestopięcio letniej kuzynki.

Od tego wyjazdu wszystko się zmieniło w moim życiu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • nagisa-chan 06.05.2016
    Ładnie kibicuje ci pisz tak dalej to może zyskasz jakąś sławę na opowi czy coś (to tylko moja opinia)
  • Konikowa 06.05.2016
    Dziękuje bardzo :)
  • Zenon 18.09.2016
    Nieźle - podoba mi się

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania