Smokopodobni - W obliczu zagrożenia ( Prolog )

Ash czuł pod skórą, że coś mu grozi. Gdyby wiedział jak wielka będzie to krzywda, nigdy by nie zignorował tego sygnału. Wtedy jednak nie wiedział.

Tak jak zawsze przechadzał się uliczkami miasta. Widział dostojnych szlachciców i wspaniale ubrane damy u ich boków. On sam zawsze wymykał się z dzielnicy nędzy, by móc zobaczyć jak żyje się z pieniędzmi. Dziwił się, jak można marnować pieniądze na ubrania. Zawsze twierdził, że gdyby miał tyle bogactw, co oni, pomógłby swoim sąsiadom. Nie wiedział, jak trudne może być życie z czymś wyjątkowym, co w jego wypadku wydawało się być złotem.

Chłopak cichcem przekradł się na drugą stronę muru, do dzielnicy biedoty. Na bruku leżeli opatuleni kocami ludzie. Szedł między nimi, by nie nadepnąć nikomu na rękę albo nogę. Powierzchnia mieszkalna dla biedniejszych mieszkańców miasta była o sześć razy mniejsza niż dzielnica szlachecka. Ash tego także nie rozumiał, biegnąc w stronę ich lichego, jednopokojowego domku. Ojciec jak zawsze siedział z przekrwionymi oczami nad szklanką byle, jakiego trunku, a matka płakała w kącie. Jego młodszy brat spał na kocyku.

- Wróciłem – wyjął ze swojej torby bochenek chleba i kawałek sera – Tylko tyle udało mi się dzisiaj ukraść. Sprzedawcy co raz bardziej się pilnują. Będę musiał się przenieść na targ bliżej zamku. To będzie dodatkowe piętnaście minut biegu, ale musimy przecież jeść. W ostateczności zatrudnię się u któregoś z tych szlachciców.

- Nie ma mowy! – dopiero w tym momencie ojciec zwrócił uwagę na Asha. Chłopak spojrzał na niego z niemym pytaniem. Ojczym od zawsze był w stosunku do niego szorstki, ale nigdy w kwestii zdobycia jedzenia czy pieniędzy – Nie będziesz pracował u tych darmozjadów. Jest dobrze jak jest. Nie potrzeba nam poniżania się jeszcze bardziej.

- Ash ma rację, Ferro – odezwała się cichutko matka chłopca – Może warto rozważyć taką ewentualność? Pieniądze nam się przydadzą – w chwili, gdy to mówiła szklanka roztrzaskała się o ścianę tuż obok jej głowy. Odłamki raniły ją w policzek.

- Zamknij się kobieto! Nie będziesz mi mówiła, co mogłoby być, a co nie! Ja jestem tu jedynym prawdziwym mężczyzną i ja decyduję, co dobre, a co złe! Ten twój Ash robi się co raz bardziej krnąbrny. Na za dużo mu pozwalasz! Jeśli jeszcze raz odważy się mi sprzeciwić, pożałujecie tego oboje! – piętnastolatek patrzył to na ojca, to na policzek matki, z którego obficie ciekła krew. Coś w nim pękło. Zacisnął powieki, trząsł się jak osika, a po twarzy spływały mu łzy.

- Przestań… - jęknął. Matka i ojczym spojrzeli na niego zdumieni – Zamknij się i zostaw w spokoju moją matkę!!! – otworzył oczy, zaciskając pięści. Wszystkie szklanki popękały, a szyby wygięły się nagle na zewnątrz, a potem roztrzaskały. Odłamki szkła wirowały wokół chłopca – Zostaw ją w spokoju – dyszał, a z jego oczu biła łuna. Opadł na kolana. Ferro zbliżył się do niego dopiero, gdy odłamki opadły. Kucnął przy nim – Czego ty… - nie dokończył, bo mężczyzna wbił mu nóż w brzuch. W oczach chłopaka pojawiła się panika. Matka Asha wrzasnęła i uderzyła ojczyma chłopaka rondlem w głowę. Upadł bez przytomności – Uciekaj z Utem. Nie znajdzie was – jęczał.

- Jak mam ci pomóc? Mów do mnie! – Ash patrzył na matkę z uśmiechem. Puściła go, zawinęła młodszego chłopca w koc i wybiegła z domu. Piętnastolatek zerkał na plamę krwi, która w każdym momencie robiła się, co raz większa. Wstał wyjąc z bólu i szurając nogami wyszedł z domku. Ostatkiem sił dotarł do muru, wdrapał się na niego i skoczył. Upadł zwijając się z bólu. Ta uliczka była opuszczona. Prawie czołgając się na boku, wypełzł na główną uliczkę. Ludzie pokrzykiwali i pokazywali go sobie palcami. Próbował wstać. W jednym momencie zobaczył światło latarni, a do jego uszu dotarł trzask bata i tętent kopyt. Chwilę później leżał znów na bruku, pod końskimi kopytami. Woźnica krzyknął coś i począł wyciągać chłopca. Z powozu wychyliła się czyjaś głowa, a potem cała sylwetka. Mężczyzna miał na sobie skromny kubrak i piękny płaszcz, którym okrył Asha. W jego oczach widać było zaciekawienie, ale też i odrobinę współczucia i żalu.

- Biedne stworzenie. Przenieście go do powozu i ruszajmy! To dziecko potrzebuje pomocy! – rzucił komendę służącym i udał się do środka. Naprzeciwko niego położono chłopca. Ash jęczał cicho w cierpieniu. Z kącików ust ciekła mu krew. Oczy stawały się szkliste. Czuł, że życie go opuszcza. Poczuł, że ktoś klepie go po policzku. Zobaczył tego mężczyznę – masz, napij się – podsunął mu do ust kielich z wodą. Ash ostrożnie upił łyk. Gardło miał całkiem zdarte – jak masz na imię? – „Ash” ~ brzmiała odpowiedź – Nie musisz się obawiać, Ash. Pomożemy ci – powieki chłopca opadły, a ból zmienił się tylko w kłucie w boku.

 

To, co zobaczył chłopak, było dlań wstrząsem. Nad nim wisiał baldachim, a on, spał w miękkim łożu, na pachnącej nowością pierzynie. Zerwał się, ale pożałował tego, bo rana znów się odezwała. Ash spojrzał na opatrunek i świeże ubranie. Nawet włosy miał umyte. Długo leżał na wznak z przymkniętymi oczami. Usłyszał zgrzyt zamka. Do komnaty ktoś wszedł.

- Czy on żyje?

- Tak, panie. Zabieg przeszedł bez zbędnych komplikacji. Miał mocno poharatane mięśnie, ale będzie żył. Stracił dużo krwi, a mimo to zdołał tyle przejść. Pochodzi z dzielnicy biedoty – Ash czuł narastający w nim gniew. On tu o mało nie umarł, a oni sobie tak po prostu o tym rozmawiają, jak o niewielkim skaleczeniu czy rance. Zacisnął dłonie na pościeli i poderwał się.

- Co ja tutaj robię?! Czemu się tu znalazłem?! Jak możecie tak o mnie mówić?! Ja o mało nie umarłem! – jego oczy rozszerzyły się, widząc postać w przepięknych szatach, w płaszczu z lamówką z futra, z koroną na głowie. Stał przerażony, szczęka opadła mu z wrażenia i drżała lekko. Upadł na kolana – Błagam o przebaczenie. Ja… - „ no właśnie. Ja. Co takiego może mnie usprawiedliwić. Nie ma nic takiego. Wrzasnąłem królowi w twarz.” – Ja… - jąkał się dalej. Z oczu popłynęły mu łzy. Król dał medykowi znak ręką, by zostawił go sam na sam z chłopcem.

- Wstań – usłyszał chłopiec. Głos władcy wydawał się smutny. Podniósł na niego zapłakaną twarz. Zgiął się, ignorując ból i dźwignął do pozycji stojącej. Był o wiele niższy od króla. Kolana mu się trzęsły. Skarcił się w duchu za okazywanie strachu. Odetchnął. Nie drżał już – Zaskakujesz mnie – rzekł mężczyzna uśmiechając się lekko – Pochodzisz z dzielnicy nędzy, prawda? – skinął głową bez wahania – Masz rodziców? – ukłucie w sercu. Twarde postanowienie w głowie. Ash pokręcił głową. Nic w jego postawie ani spojrzeniu nie pokazywało, że kłamie – Cóż. Współczuję ci, młodzieńcze. Doniesiono mi o dziwnych zdarzeniach ostatniego wieczora, wiesz coś o nich? – Ash wydawał się szczerze zdumiony – W jednym domu tak nagle wybuchły okna, a w powietrzu latało szkło i nie opadało przez dłuższy czas. Wiesz coś o tym?

- Ja… Sam nie wiem jak, ale…. To z mojej przyczyny – w jego oczach pojawiły się łzy – Byłem wtedy taki wściekły. Chciałem, by mojego oprawcę spotkało coś złego. Byłem gotów zabić. Szklanki popękały, szyby roztrzaskały się, a ja stałem po środku tej wirującej katastrofy. Czułem, że cos się stanie, ale ignorowałem to i wtedy on wbił mi nóż w ciało – spojrzał na króla, który przysłuchiwał mu się uważnie. Ukląkł mimo bólu – Błagam cię panie. Nie każ mi wracać do dzielnicy nędzy. Zrobię co zechcesz, tylko pozwól mi trzymać się z dala od tego miejsca.

Władca milczał. Jego spojrzenie spoczywało na oczach piętnastolatka. Mieniły się. Łuna od nich bijąca była widoczna nawet w dzień. Oczywiste było, że dzieciak w jakiś sposób został obdarzony przez bogów. Królowi było żal i wstyd, że musi wykorzystać tego dzieciaka do własnych celów, ale nie miał innego wyjścia. Zbyt wielu podważało jego rządy na tronie. Ukrył swoją niepewność głęboko w sobie i skinął chłopcu, by udał się za nim. Ciągiem schodów i korytarzy dotarli do małych drzwi. Za nimi znajdował się wspaniały ogród. Szli krętymi alejkami. Ash zachwycał się pięknymi roślinami, a władca patrzył na niego z uśmiechem. Zauroczenie chłopca przyrodą dodawało mu uroku, a przecie król wiedział, jaki chłopak jest naprawdę. Zimny w środku, wrażliwy na zewnątrz, ale psychikę miał nie do zagięcia. Jedyne co nań działało to niewiedza i kłamstwo.

- Mógłbym pozwolić ci u mnie zostać, ale wtedy musiałbyś robić wszystko, co ci każę, bez zbędnych pytań, bez wahania. Chyba to rozumiesz? – skinął głową. Jego niebieskie oczy mieniły się w blasku słońca. Coś z nim było nie tak. Ash czuł się taki szczęśliwy, wolny. Zawirowało mu w głowie. Upadł. Patrzył przed siebie – Hej, Ash! Wszystko z tobą w porządku? – chłopak milczał. Uśmiechnął się lekko. Oczy miał szkliste. W kółko powtarzał jedno słowo: „Wolność”. Władca patrzył na niego zdumiony. Chłopak ocierał łzy śmiechu. Zdawał się nie wiedzieć niczego prócz błękitnego nieba, trawy i roślin.

W pewnym momencie przewrócił się na bok i zwymiotował. Król zawołał służących i kazał przenieść Asha do medyka. Ci w milczeniu podnieśli zwijającego się z bólu chłopca, który jeszcze przed chwilą był tak szczęśliwy. Ash sam nie rozumiał tego wszystkiego. Każda część ciała paliła go niemożliwym do zniesienia bólem, zupełnie jakby płoną żywcem. Kiedy myślał, że mu się polepsza, cierpienie podwoiło się. Medyk mógł tylko bezradnie patrzeć jak chłopiec podryguje w drgawkach. Nie wiedział, co mu dolega. Gdy sytuacja nieco się polepszyła, kazał zostawić chłopca samego, by mógł odpocząć. „ Może to skutek doznanej rany?” – mówił, ale mylił się. To coś tkwiło głębiej.

Po południu władca postanowił zajrzeć wraz z medykiem do młodego osieroconego chłopca. Zobaczyli go kulącego się na ziemi. Z ran na plecach ciekła mu krew. Coś się z nich wysuwało. Nagle ciało chłopca stanęło w płomieniach. Krzyczał. Oczy miał szeroko otwarte. Zobaczył dwóch mężczyzn przy drzwiach. Z oczu płynęły mu łzy. Wstał. Na jego ciele tańczyły błękitne płomienie. Przekrzywił głowę i zamrugał. Odgarnął popielate włosy z twarzy, po czym opadł na kolana. Patrzył nieobecnym wzrokiem w podłogę. Świat dookoła niego wirował. Piętnastolatek zamknął oczy.

- Nie zbliżajcie się. Nie przewidzę, co mogę za chwilę zrobić. Nic mi nie jest. Nie obawiajcie się – dookoła niego na podłodze był dziwny okrąg z popiołu. Medyk wszedł za linię – Nie zbliżaj się! – z ust chłopca poleciały płomienie. Z nosa chłopca unosił się dym. Władca patrzył na niego z zaciekawieniem. Medyk odskoczył wystraszony. Piętnastolatek skrył się w cieniu. Tylko połowa jego twarzy była oświetlona, tak samo ramię i biodro. Blask z jego oczu przygasł nieco, ale wciąż był dobrze widoczny. Warga chłopca drgała. Wyszczerzył zęby i wydał z siebie dziki skowyt przerażonego zwierzęcia – Nie rozumiem tego – szepnął, upadając na kolana – Błagam. Pomóżcie mi – z jego pleców wysunęły się skrzydła. Zakrył się nimi – Nie! Nie patrzcie na moja odrażającą postać! – widać było, że bardzo cierpi. Medyk wybiegł z komnaty, a władca zbliżył się do młodzieńca. Dotknął jego skrzydła. Ash uniósł głowę. Mężczyzna uniósł jego podbródek. Wężowe oczy władcy bardzo uspokajały skołatane nerwy piętnastolatka. Ten wstał, spuściwszy wzrok. Schował swoje skrzydła, po czym ubrał się. Jego skóra była pokryta drobną szarą łuską, a twarz była jaśniejsza niż reszta ciała, wręcz biała jak kość. Zacisnął dłonie i ruszył w stronę okna. Trzasnęły okiennice. Chłopak skoczył. Pęd powietrza wyciskał łzy z jego oczu. Wpadł do fosy. Wynurzył się. Słońce chyliło się wolniutko ku zachodowi. Ludzie spędzali popołudnie na przechadzkach. Kilku szlachciców spojrzało na chłopca w wodzie, ale nic na to nie powiedzieli. On dryfował na powierzchni, patrząc w pomarańczowo-szare niebo i wzdychając. Wyciągnął rękę w stronę chmur. Poczuł, że coś ciągnie go na dno. W jednym momencie jego głowa zniknęła pod wodą. Czuł jak jakieś macki oplatają jego ciało i nie pozwalają się nawet ruszyć. Starał się usilnie wydostać na powierzchnię i nabrać powietrza. Czuł kłucie w płucach, a chwilę później powieki mu opadły, a on wleciał w ciemną otchłań.

 

Zerwał się dysząc ciężko. Siedział na łóżku. Ciało miał zlane potem. Rozejrzał się. W oknach zobaczył kraty. Wstał. Podbiegł do drzwi i szarpnął za klamkę. Zamknięte. Szarpał jeszcze przez chwilę, a potem opadł. Siedział przed drzwiami, myśląc, co tak właściwie się stało. Zobaczył miskę z jedzeniem i taką samą miskę z wodą. Dotknął szyi. Poczuł, że coś ciąży mu na karku. We śnie ktoś mu założył obręcz na szyję. Przyjrzał się swojemu odbiciu w misce wody. Na blaszce wygrawerowano imię: „Ash”. Zupełnie jak u psa. Próbował to zdjąć, ale było świetnie zamocowane, więc chłopak nie miał szans.

- Nie jestem niczyim zwierzaczkiem! Nie dam się poniżać! – krzyczał, szarpiąc obrożę. Po paru godzinach nieudolnych prób zdjęcia obręczy, Ash położył się na łóżku i zamknął oczy. Czuł, że go przechytrzyli. Jedynym jego pomysłem była ucieczka. Chciał zniknąć, gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie, zapomnieć o wszystkich dotychczasowych problemach. Odnaleźć matkę. Na razie jednak musiał się wydostać z tego zamku.

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • detektyw prawdy 21.07.2017
    ,,sera" kropka
    ,,Sprzedawcy, co raz bardziej się pilnują" Sprzedawcy coraz bardziej się pilnują.
    ,,ale nigdy w kwestii zdobycia jedzenia czy pieniędzy –" i znowu ten sam blad dialogowy. Pamietaj zeby stawiac kropke, no chyba ze zdanie jest przerwane.
    ,,Może warto rozważyć taką ewentualność? Jest może chudy" Male powtorzenie. Tego moze w ogole nie powinno tu byc. Chodzi mi oczywiscie o zdanie drugie.
    ,,Ash robi się, co raz bardziej krnąbrny." Ash robi się coraz bardziej krnąbrny.
    ,,Zamknij się i zostaw w spokoju moją matkę!!! " mam wrazenie ze ogladam trudne sprawy
    reszty mi sie nawet nie chce czytac, chwilami nie polapie sie nawet kujon o co kaman, zasluzona pala
  • detektyw prawdy 21.07.2017
    poza tym samo opowiadanie jest zdecydowanie przesadzone . po co po zwyklej niezgodnosci zabijac czlowieka, niszczyc szklanki? trudne sprawy, trudne sprawy, oaaaah...
  • Cichotek 22.07.2017
    Wiem, że ci się nie podoba, ale nie będę się przejmować jednym komentarzem. Aż się dziwię, że poświęcasz czas, żeby pisać to wszystko pod moim tekstem. Skoro szkoda ci czytać, to dlaczego to robisz? Przecie sam pisałeś, że nie podoba ci się nic z tego. Już to wiem. Dlatego właśnie twoje komentarze są niepotrzebne.
    Mimo to dziękuję za konstruktywną krytykę.
  • detektyw prawdy 22.07.2017
    Cichotek to ze mi sie nie podoba opowiadanie oznacza ze mam to zostawic? nie, chce pomoc mlodemu autorowi, a czy mi sie opowiadanie podoba czy nie to juz moja sprawa. mimo wszystko komentowac bede, jednak pozostawie raczej opinie taka jak wyzej. pozdrawiam.
  • Cichotek 22.07.2017
    Rozumiem. Nie będę w to ingerować. Szanuję twoją opinię. Pozdrawiam serdecznie, Cichy.
  • Violet 21.07.2017
    Tekst zapowiada się ciekawie. Powtórzenia, sporo błędów interpunkcyjnych i stylistyka też do poprawienia. Byle jakiego - bez przecinka. Na zachętę daję 3+, ale zaznaczam - fabuła interesująca i zasługująca na wyższą ocenę.
  • Cichotek 22.07.2017
    Wielkie dzięki. To mój pierwszy większy utwór i sprawdzam na ile się podoba. Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy. Postaram, żeby więcej ich nie popełniać. ( Trochę ciężko nad tym zapanować, pisząc na komórce.) Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki.
  • Margerita 21.07.2017
    pięć daję na zachętę dzieci z bidnych rodzin mają najgorzej mogą tylko zazdrościć bogatym jak ten chłopiec
  • Pan Buczybór 21.07.2017
    (poprawka (żebyś zrozumiała o co chodzi i w ogóle))
    Daję na zachętę 5. Dzieci z biednych rodzin mają najgorzej. Mogą tylko pozazdrościć bogatym, zupełnie jak ten chłopiec.
    (Nie ma za co, Mar)
  • Cichotek 22.07.2017
    Dziękuję. To prawda. Biedne dzieci były pierwszym tematem, który mi wpadł do głowy. Pozdrawiam, Cichy
  • Jak na pierwszy większy tekst nie jest zle. Czytaj komentarze, słuchaj rad a bedzie tylko lepiej. Pozdrawiam
  • Cichotek 22.07.2017
    Dziękuję bardzo. Będę zwracała uwagę na rady. pozdrawiam, Cichy
  • fanthomas 22.07.2017
    Jak na pierwszy raz to nawet lepiej niż dobrze. 5
  • Cichotek 22.07.2017
    Oo? Wielkie dzięki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania