Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 30

Szczegółowa analiza amplitudy albo niespodziewanego gwałtownego skoku temperaturowego w okresie całorocznym, na obszarze, do którego dotarł Nair, przeprowadzona przez komputery kwantowe w podziemnym zrujnowanym kompleksie była niemożliwa. Brakowało podstawowych danych odnoszących się do liczebności gejzerów i ich rozmieszczenia oraz częstotliwości erupcji. Dlatego automatycznie rodziło się pytanie, czy zjawisko ich występowania przypadkiem nie jest okresowe. Istniało zbyt wiele niewiadomych, by sztuczna inteligencja mogła uznać cokolwiek za pewnik. Wznowienie przerwanej łączności uznano za sukces, z której najbardziej korzystał strażnik, a zwłaszcza z przesyłu obrazu, analizy składu gleby i jej zasolenia oraz występującego napromieniowania. Bank nasion i embrionów, jakie przechowywał staroegipski sztuczny satelita Neczeru na swoim pokładzie w misji trwającej tysiące lat, pod wpływem promieniowania kosmicznego powoli ulegał całkowitemu unicestwieniu. Zdolność kiełkowania i rozmnażania w części próbek już spadała poniżej pięćdziesięciu procent. Wszelkie dalsze opóźnienia, w ich wysłaniu na Ziemię, mogły spowodować uniemożliwienie odtworzenia fauny i flory, jaka istniała przed potopem opisanym nie tylko w Biblii.

Nowy człowiek powoli odzyskiwali siły i pierwsze co odczuł po tak wielkim wysiłku to pragnienie. Kiedy tylko był w stanie usiąść, wyjął z bagażu tobołek z podarowanymi w dolinie niewielkimi pojemnikami, zawierającymi mikstury ziołowe. Zanim je pochował, zaznaczył na nich oznaczenia o ich przeznaczeniu. Mieszkańcy doliny posiadali kilka rodzajów pisma i w przypadku przeznaczenia produktów medycznych na pozostałe populacje, posługiwali się kolorami. Dlatego pojemniki zostały ozdobione w paski, kreski i kropki. Nairowi taki miszmasz mocno utrudniał, odszukanie właściwych i prawie dotarł do dna, zanim odnalazł pierwszy, jaki był dla niego i rogacza w tej chwili przydatny. Nawet przez chwilę się nie zastanawiał, kto bardziej potrzebował wsparcia, tylko uniósł łeb Jeleniowca i wlał mu zawartość. Głowę trzymał, aż upewnił się, że cała zawartość została przełknięta. Dopiero wtedy poszukał porcji dla siebie i nią się wzmocnił. Lekarstwo dość szybko pozytywnie podziałało na niego i rogacza. Książę poczuł z oddali zapach soczystej trawy i próbował wstać. Jednak nie był w stanie tego samodzielnie wykonać. Potrzebował pomocy i zanim o nią poprosił. Ten, który go uratował, a później uwięził, bez słowa uniósł go i postawił na nogi. Kopyta zagłębiły się w brei powstałej z topniejącego śniegu i musiał włożyć wiele wysiłku, chcąc je uwolnić. Dwunożny ponownie przyszedł z pomocą i powstrzymując, doprowadził do miejsca, gdzie powstała granica zimy i lata. Tam wystarczyło zrobić tylko krok, by w jednej chwili, zamiast zimna poczuć, napływ gorąca. Ciepło niosło z sobą dużą wilgotność i z tego powodu odczuwalna temperatura była znacznie wyższa od będącej w rzeczywistości.

Przegłodzony Jeleniowiec nie powstrzymał się i wbrew etykiecie, prawie rzucił się na jedzenie. Już pierwszy kęs uświadomił mu, że trawa jest soczysta, młoda, delikatna i należy do najlepszego gatunku. Kolejne upewniły go w przekonaniu o jej wyborności, lecz zanim najadł się do syta, usłyszał dudnienie kopyt. Odgłos galopującego stada był wyraźny i z każdą chwilą się nasilał. Ziemia mocno drżała od prawie rytmicznego uderzania. Osobniki najbardziej dorodne biegnące na przedzie, jako pierwsze wynurzyły się z mgły. Niedługo po nich pokazywały się następne. Prawie wszystkie charakteryzowały potężne rogi, które kształtem przypominały Jeleniowców, lecz te już z oddali wydawały się znacznie od nich większe. Masywne rogacze pochyliły łby i gnały wprost na nowego człowieka i Księcia.

Rozpędzone stado składało się przynajmniej z kilkudziesięciu dorosłych osobników i kilkunastu nie w pełni dorosłych. Wydawało się, że jeszcze chwila i stratują obranych za cel. Zanim do tego doszło, z prawej strony wyjąc, pojawiły się wilczały. Zaatakowały najbardziej dorodne okazy wysunięte do przodu. Skacząc, rozwarły potężne szczeki i zatopiły kły w grubych karkach. Odgłos, jaki wydawały ucichł, lecz ranione zwierzęta, czując niesamowity ból skręciły. Niespodziewanie dla pozostających w tyle, znalazły się przed nimi. Tylko niewielkiej części udało się uniknąć zderzenia z niespodziewaną przeszkodą. Unik spowodował przyblokowanie innych. Wtedy nastąpił efekt domina. Jedni stawali na drodze szarży, a pozostali zatapiali w nich swoje rogi i większości wylatywali z rozpędu do góry. Słychać było ryk, rżenie i trzask łamanych kości. Dość szybko przed Nairem i księciem Yai powstała góra z rannych i martwych osobników. Wilczały, wpadły w szał zabijania i atakowały stających na nogi. Wielkie kły i potężne szczeki wyrywały gardła i rozrywały aorty. Krew zabarwiała obficie soczystą trawę i nic nie wskazywało, by ta rzeź szybko dobiegła końca.

Kiedy przy życiu pozostało tylko kilku osobników i to w większości bardzo młodych. Zaczął rozchodzić się dźwięk, który błyskawicznie ochłodził zapał wilczałów i zmusił ich do odejścia od góry mięsa. Piszczenie było wyraźne i powoli dawało się we znaki Nairowi. Jeleniowcowi taka częstotliwość nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, poprawiła mu znacznie samopoczucie. Podobnie było u wszystkich rannych potężnych rogaczy. Odgłos, jaki przepędził wilczały ponownie do strefy zimy, im łagodził ból i powodował błyskawiczne gojenie się ran. Uzdrawiająca moc musiała być potężna, ponieważ nawet ciężko ranni po pewnym czasie wracali do zdrowia.

Nair, siedział przy Jeleniowcu i nieświadomie przekazywał za pośrednictwem Neczeru pozyskane dane do komputerów kwantowych w zrujnowanym podziemnym kompleksie. Sztuczna inteligencja wprost chłonęła informacje i je przetwarzała. Wszystkie porównania i dopasowywania do posiadanej bazy danych nie wyjaśniły nawet w niewielkiej części, czego byli świadkiem i jak do tego doszło. Widocznie jakiś inny ośrodek naukowy z czasów przed zagłady prowadził tajne badania naukowe.

Strażnik, jak zwykle miał odrębne zdanie i upierał się, że kluczowym elementem łamigłówki jest dźwięk. Naukowcy, którzy go skonstruowali, uważali, że dźwięki, odgłosy i tony oraz częstotliwości mają ogromny wpływ nie tylko na organizmy żywe. Przykładem ich geniuszu i potwierdzeniem teorii, było zbudowanie trąb jerychońskich. Dźwięk wydobywający się z nich doprowadził do zawalenia się potężnych fortyfikacji starożytnego miasta. Fala dźwiękowa okazała się bardziej skuteczna od ładunków jądrowych upadłej wysoko rozwiniętej technicznie cywilizacji.

Nair z Jeleniowcem, gdy ochłonęli z szoku, jaki przeżyli, wstali i zaczęli oglądać skale zniszczeń, jakiej byli świadkami. Wszystkie ocalałe osobniki i ozdrowieńcy, ich atakujący oddalili się, a im zostawili masę padliny i zniszczone pastwiska. Każdy z nich ubolewał nad inną stratą. Księciu było żal wyśmienitych pastwisk, jakich nie posiadała nawet rodzina królewska w dolinie. Nowemu człowiekowi serce się krajało, gdy patrzył na wyśmienite jadło, które niedługo zacznie się psuć pod wpływem ciepła i wilgotności. Gdyby coś takiego wydarzyło się na pustyni, pociąłby je na drobne paski i zasuszyłby. Zapasy, jakie podziwiał, najprawdopodobniej starczyłyby na kilka lat dla jego klanu. Jakiekolwiek zmarnowanie żywności nie było brane pod uwagę i musiał coś z tym zrobić. Gdyby były wilczały, a zwłaszcza ich stado z pewnością uporaliby się w trymiga z tym pokarmem, nawet wtedy, gdyby groziłoby im rozchorowanie z przejedzenia. Nowemu człowiekowi wystarczyło tylko pomyślenie o wilczałach, by wpaść na genialny pomysł.

Drapieżniki, po ataku dźwiękiem uciekły do strefy, gdzie panuje temperatura ujemna, a od Aniołów wie, jak mróz wpływa na organizmy żywe i przechowywanie żywności. Dlatego postanowił przetransportować wszystkie ubite sztuki do krainy gdzie zapanowała zima. Jeleniowiec był wyczerpany i dopóki nie odzyska sił, nie chciał go wykorzystywać, a sam nie dysponował taką siłą. Musiał posłużyć się kimś innym i do tego celu nadawało się namierzone przez Neczeru, wychudzone stado długo więzione, przez tych, co ich zaatakowali.

Zmierzając we wskazanym przez strażnika kierunku, zastanawiał się, co w tym miejscu przeznaczonym mu na zimowy wypoczynek zastanie. Przywitanie nie było miłe, lecz z pewnością niezapomniane. Dlatego wyciągnął nóż i z ostrzem skierowanym przed siebie szedł dalej. Spory kawałek przeszedł, zanim nie wydostał się ze strefy mgieł spowodowanych granicą z ujemnymi temperaturami. Widok, jaki ujrzał, zapierał dech w piersiach. Kraina rozciągnięta się przed jego oczami oczarowywała. Wysokie góry z ośnieżonymi szczytami, przecinały liczne wodospady i rzeki. Wszędzie poniżej zmarzliny opanowała zieleń. Niczego podobnego wcześniej nie widział i był zaskoczony jak Ziemia się zmienia. Gdziekolwiek trafiał podczas wędrówki, napotykał inną przyrodę. Niezmiennie różniła się od siebie, nawet podczas jednego dnia wkraczał do innego krajobrazu. Pod wpływem nowych doznań dawno powinna zatrzeć się pustynna szarość, lecz ona była w nim i co pewien czas dawało o sobie znać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania