Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 41

Nair, nie analizował ostatnich słów Neczeru. Potraktował je bardzo ogólnie i nie powiązał ich do pochodzenia rasy Łuskowców, z jakiej się wywodził. Wynikało to z jego postrzeganie świata, które zostało ugruntowane w pustynnej akademii w błękitnych górach. Wszelkie wątpliwości, nawet aktywnych radykałów nikły w światłe masywnej kamiennej budowli. Nadziemna jej część była niewielka w porównaniu do licznych podziemnych korytarzy, a całość niesamowicie stara. Zgodnie z zapiskami przechowywanymi w uniwersyteckiej bibliotece, korytarze i największe sale lekcyjne, zostały wykute przed tysiącami lat przez wszystkie pustynne plemiona. Okazały budynek początkowo miał być siedzibą parlamentu piaszczystych ludów. Jednak z czasem rządzący dokonali cichego przewrotu. Wykorzystali brak sprawnej kontroli, pełnię władzy i zniszczyli system demokratyczny. Symbolem zmian i postępu w lepszym zarządzaniu pustynną krainą, stał się urząd najwyższego władcy i jego powstająca siedziba. Każdy klan na jego polecenie dostarczał wyposażenia, zaopatrzenia i młodych samców do ciężkich prac. Inwestycja zgodnie z planem i zapewnieniem nadzorujących postępy robót miała zostać ukończona w przeciągu trzech okresów obrotowych wokół słońca. Zamiast spodziewanego zakończenia i uroczystego otwarcia wyznaczono nowy termin, niedługo po nim następny i kolejny. Jednocześnie rozszerzono zakres prac i zażądano większych dostaw pożywienia oraz podwojono ilość robotników. Obciążenie żądaniami i rosnący apetyt na spichlerze klanowe spowodowało głód u najuboższych i mniej zaradnych. Poddani buntowali się, lecz liczne służby porządkowe tłumiły krwawo nawet najmniejsze protesty. Niezadowolonych i przeciwników nowej władzy i porządku, jaki z sobą niosła, skazywano na długoletnie wiezienia i obozy pracy. Jednym z wielu haseł na polepszenie jakości życia społeczeństwa, była budowa sieci studni głębinowych. Lokalizacje i personel nadzorujący wskazywała warstwa uprzywilejowana, do jakiej zaliczono popleczników władzy absolutnej. Złe założenia i nieprzemyślana koncepcja nieuwzględniająca ukształtowania terenu, lokalizacji warstw wodonośnych spowodowała degradację środowiska i wygenerowała wielkie straty. Kiedy z ostatniego jeziora na pustyni wybrano resztkę wody, w trybie pilnym zaczęto w dnie drążyć studnie. Zanim ukończono choć jeden szyb, teren nawiedziło tornado. Wichura wznieciła wielką burzę piaskową i w miejscu niecki usypała sporą górę piasku. Okoliczne uprawy pozbawione podlewania zaczęły wysychać. Wtedy klany zaprzestały aprowizacji siedziby władcy i domagały się powrotu swoich współplemieńców, którzy mogliby przyczynić się do przetrwania. Niestety zamiast zrozumienia i współpracy w chwilach niedostatku, rządzący wybrali trwanie przy przywilejach zamiast refleksji i kompromisu. Rozpoczęła się krótka wojna o zachowanie nieudolnego, złego systemu, co doprowadziło do rozproszenia jednolitego społeczeństwa na luźne grupy. Wzajemna wrogość, poczucie krzywdy przetrwało lata, lecz stale pogarszające się warunki bytowe na piaskach, zmusiły klany do współpracy. Jedynym rozwiązaniem na powstrzymanie marazmu i degeneracji, było powołanie pustynnej akademii, która ocalałe strzępy wiedzy przekazałaby uzdolnionym. Gdy zawarto porozumienie i wybrano siedzibę w błękitnych górach, zaczęto nawiązywać ściślejsze relacje. Jednak nigdy nie powrócono do wcześniejszej pełnej współpracy.

Rozmowa myślowa Naira ze strażnikiem trwała w najlepsze, a w tym czasie klan staruchy spakował najpotrzebniejszy dobytek i kierował się w skazanym przez nią kierunku. Miejsce, do jakiego zmierzali, gęsto porastały zielone splatane krzewy z trującymi liśćmi i wydawało się ślepym zaułkiem bez możliwości przejścia. Gdy grupa podeszła bliżej, ukryta dźwignia bramy, po szarpnięciu zielonego kłącza, dokonała obrotu o dziewięćdziesiąt stopni, powodując, wyciągniecie korzeni, z wąskiego rowu wypełnionego wodą. Całość uniosła się na tyle wysoko, że nawet najbardziej rosły współplemieniec mógł przejść dołem, bez obaw o przypadkowe dotkniecie. Kilkoro młodych mężczyzn, kobiet przebrało się w dziwaczne kombinezony i niczym wymarłe małpy, wyskoczyło przed szereg i pognało przodem na czterech kończynach. Dwóch osiłków złapało za drągi i uniosło w prowizorycznej, lecz komfortowej i bezpiecznej lektyce pierwszą matkę. Obok nich po obu stronach szli zmiennicy, a zarazem ochrona pierwszej damy. Później ciepło ubrane kobiety, dzieci i mężczyźni niosący najpotrzebniejsze narzędzia, żywność i niewielki dobytek. Jednak w tłumie nie było widać osób starszych i schorowanych. Wyglądało jakby tylko jedna osoba była w podeszłym wieku i nikt poza nią. Czegoś podobnego nowy człowiek nie doświadczył, ponieważ wszystkie jego wcześniejsze kontakty z rasami inteligentnymi i zwierzętami cechowały się różnorodnością nie tylko wieku i płci.

Gdy pochód tubylców zniknął z oczu nowego człowieka i zielona brama powróciła na swoje miejsce. Nair, poszedł po wilczały i mocno zestresowanego Księcia Yai. Jeleniowcowi pod jego nieobecność serce prawie stanęło i musiała minąć dłuższa chwila nim uświadomił sobie, że jego oprawca jest przy nim, głaszcze go, mówi do niego, a głodne wilczały przeszukują pozostawione zapasy. Drapieżniki, szybko zlokalizowały najsmaczniejsze kąski, lecz w obawie o zawarte w nich toksyny, czekały na opinię dwunożnego.

Neczeru, zostawił swojego podopiecznego, pochłoniętego przywracaniem równowagi psychicznej rogacza i starał się wyśledzić szlak wędrówki klanu. Miał duże problemy z widocznością, dopóki przebywali w krainie gejzerów i gorących źródeł. Kiedy wyszli za umowną granicę i zagłębili się w białym puchu, powietrze stało się krystalicznie czyste, a widoczność z orbity kosmicznej stała się doskonała. Wcześniejsze obawy, że głęboki śnieg nakłoni ich do refleksji i powrotu. Okazały się nieuzasadnione, wraz z zagłębianiem się w krainę skutą mrozem.

Imigracja dość sporej części społeczeństwa nie pozostała niezauważona i musiała wywołać spore zainteresowanie. Zwłaszcza Expos i Renerów, które dość mocno oddalone od siebie, lecz w licznych grupach, wyszły daleko na wzniesienia pokryte śniegiem, by mieć lepszą widoczność. Podobnie jak strażnik z uwagą obserwowały, oddalającą się kolumnę. Kiedy czworonogi upewniły się, że ich wcześniejsi niewolnicy, a później groźni przeciwnicy nie wrócą, ogarnęła ich radość. Zadowolenie dość szybko przerodziło się w konsternację, ponieważ nie znali przyczyny porzucenia zajmowanych przez nich terenów. Ustalenie powodów niemal panicznej ucieczki stało się rzeczą priorytetową i w tym celu zawarli chwilowy rozejm. Dyplomaci obu zwaśnionych stron, podobnie jak przy każdym zawieszeniu walk, spotkali się na linii demarkacyjnej, by omówić ostatnie wydarzenia. Żadna ze stron podczas rozmów nie chciała być szczera i otwarta, więc z takim podejściem jeszcze bardziej zwiększyli wzajemną niechęć. Atmosfera w czasie spotkania stała się tak napięta, że groziła jeszcze większą eskalacją.

W tym czasie Nair z pomocą strażnika dokonał sprawdzenia przydatności porzuconego mięsa dla wilczałów i nieznanych mu roślin jako ziół oraz karmy dla Jeleniowca. Sobie pozostawił do zjedzenia niezabrane resztki orzechów i suszonych owoców. Podczas przegryzania przetrząsał szafy, skrzynie i kufry. Kiedy zakończył oględziny, poszperał w zgromadzonych w jednym miejscu klamotach. Najwięcej było zabawek dla dzieci i część z nich nawet mu się spodobała, ponieważ ich forma nie była znana ludom pustynnym, jak lalki, zwierzęta, ryby, skrzydlate stwory i okrągłe miękkie sprężyste koła. Przydatne drobiazgi zostały zabrane przez właścicieli, lecz mało praktyczne już nie i w nich wypatrywał najlepszych dla siebie. Gdy uporał się z zawartością siedzib plemienia, zainteresowanie przeniósł na bunkier będący kwaterą przywódczyni klanu. Dopiero tam znalazł niezwykłe rzeczy pochodzące często z upadłej cywilizacji. Przeznaczenie niektórych fantów i ich wykorzystywanie dla niego było zagadką, zwłaszcza coś, co wyglądało jako mała część z większej całości. Chcąc swoje spostrzeżenie i wnioski zweryfikować, wyszedł na powierzchnię i nawiązał połączenie z Aniołami z podziemnego zrujnowanego kompleksu za pośrednictwem strażnika. Słowa do opisu okazały się nieprzydatne, więc przesłał wizje wszystkiego, co dostrzegł. Ograniczenie przepustowości łącza dla niego oznaczało uzbrojenie się w cierpliwość i oczekiwanie na odpowiedz.

Zanim zapadła noc, upewnił się, że wszystkie wilczały są w ich nowej siedzibie. Wtedy naprawił wyrwę, jaką zrobił w ogrodzeniu i znalezionym sznurem zablokował podnoszone wrota. Chcąc upewnić się o innych wyjściach czy wejściach obszedł rozległy teren. Wszelkie podejrzane miejsca prowizorycznie blokował i zanim udał się na spoczynek, blisko siebie zgromadził wszystko, co mogło posłużyć do obrony. Jeleniowiec bez pytania o jego zgodę uwalił się przy jego posłaniu. Kiedy on się położył i oparł głowę o jego grzbiet, odprężył się i usnął.

Nair, przez dłuższą chwilę nie mógł zasnąć, choć czuł zmęczenie we wszystkich swoich członkach. Przemęczenie i ból z nadmiernego eksploatowania mięśni, spędzało sen z powiek. Dopiero widok patrolujących wilczałów i rytmiczne oddychanie Księcia Yai, ukołysały go do snu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • krajew34 04.04.2022
    Całkiem niezłe, ciekawie napisany, ale miejscami zbyt długie akapity, jakby je tak trochę bardziej podzielić. :) Jak mniemam klimat postapo?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania