Poprzednie częściTaniec sokoli część 1
Pokaż listęUkryj listę

Taniec sokoli część 63

Zderzenie dwóch współczesnych kultur i trzeciej nadrzędnej, której korzenie sięgały tysiące lat wcześniej, zaowocowało powstaniem czegoś odbiegającego od dawnych przyjętych i wypracowanych norm. Oboje podświadomie czuli, że są skazani na siebie i dla dobra wspólnego muszą wypracować własne relacje. Nikt za nich nie mógł tego dokonać, a nawet gdyby był w stanie, z pewnością nie zgodziliby się na jego udział w ich życiu.

Kiedy Nair z wyraźnym zadowoleniem konsumował nieznaną mu potrawę, czterooka postanowiła wykorzystać jego dobry nastrój i zdobyła się na odwagę, by zadać pytanie.

- Jakie masz plany i dokąd teraz pójdziemy?

- Zbliżymy się na odległość wzroku do wysokiego pasma gór i zaczniemy się kierować wzdłuż niego w stronę wstającego słońca.

- A dlaczego nie w przeciwnym? – zapytała, ponieważ spodziewała się, że w tamtym kierunku znajdują się jakieś przeszkody i o nich zapragnęła się czegoś dowiedzieć.

- Wybór jak na razie jest przypadkowy, więc zróbmy może tak – odpowiedział z pełnymi ustami – kiedy zobaczymy pasmo gór, ty zdecydujesz, w którą stronę mamy się udać.

Kobiecie z plemienia Sardów ktoś po raz pierwszy w życiu pozwolił decydować i to ją zaszokowało i powstrzymało od dalszego prowokowania kogoś, kogo zaczynała lubić. Samo przebywanie w jego pobliżu, już sprawiało jej przyjemność, a co dopiero władza, jaką jej ofiarował. Początkowo radowało ją to i dawało przyjemność, lecz wkrótce nawiedziły ją obawy, czy jej wybory będą słuszne i właściwe. Kiedy opowiedziała o nich obcemu, ten nie wyśmiał jej, jak się spodziewała, tylko z powagą w głosie powiedział.

- Cechuje cię odpowiedzialność i troska o innych, co dobrze o tobie świadczy i zwiastuje naszej grupie wspaniałą przywódczynię, jaką się wkrótce staniesz. Zanim do tego dojdzie, musisz się chronić przed zabójczym dla ciebie słońcem, nawet w takie krótkie dni jak teraz. Powinnaś wziąć przed wyruszeniem kąpiel w cudownym dla twojej rasy oczku wodnym, by skórę zregenerować.

Jego słowa rozbawiły ją, lecz nie przypuszczała, jakie okażą się prorocze, gdy pewnego dnia jako władczyni dużej społeczności powróci i wkroczy do krainy podziemia. Wolała skupić się na myśli, że obcy chce ją wykorzystać jak staruchę, która umarła. Czuła potrzebę sprowokowania jego, więc bez zastanawiania się, po zrzuceniu wspaniałych szat, weszła do wody. Spodziewała się, że gdy ją ujrzy gołą, wskoczy do wody, lecz on niczym skała patrzył na jej wyczyny niezwykle spokojnie. Jeszcze łudziła się, gdy wypiękniała, lecz brak z jego strony spodziewanych reakcji, mocno ją zezłościł, czym była bardziej zaskoczona niż on.

- Nie podobam się tobie tak jak ona – powiedziała goła po wyjściu z wody.

- Znacznie bardziej i z ledwością mogę się powstrzymać.

- To choć do mnie – wypowiedziała te słowa z uśmiechem na ustach, spodziewając się, że wystraszy się jej śmiałości i zdezerteruje.

Nair, dopiero po tych słowach mógł zwolnic własne hamulce, przestać panować nad swoim ciałem i zatracić się w miłosnym uniesieniu. Kiedy później zastanawiał się nad reakcjami swojego organizmu, znalazł jedną przyczynę, a była nią wiosna i to, co z sobą przynosiła dla wszystkich istot żywych. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że reakcje jego organizmu mogły zostać zakodowane podczas przemiany w podziemnym zrujnowanym kompleksie. Tam oprócz zwiększonej odporności jego skóry na warunki atmosferyczne, czy zdolności szybkiego gojenia się ran i zwalczania wirusów oraz chorób, obniżono jego temperaturę ciała, by znacznie przedłużyć mu młodość i życie. Dokonano jeszcze modyfikacji jego nasienia, by rozpowszechnić zmodyfikowane DNA, które miało być nowym początkiem życia na zniszczonej przez ludzi Ziemi.

Wyruszyli w pełni na długo przed świtem dość dobrze przygotowani do długiej wędrówki. Pora deszczowa z samego rana poprzedniego dnia według zapewnień strażnika minęła i do wieczora ziemia zdążyła trochę obeschnąć, lecz nie zbyt mocno by powstrzymać liczne tryskające źródełka. Miało to też i dobre strony, ponieważ obfitość wody nie wymuszała na nich kłopotliwego niesienie zapasu i w każdej chwili mieli bezproblemowy do niej dostęp. Sielanka udzieliła się i roślinożercom pasącym się na rozległych pastwiskach, które nie musiały gromadzić się przy wodopojach, gdzie czyhały na nich w porze suchej drapieżniki. Wilczałom, bardzo to odpowiadało, ponieważ rodziły się młode i mogły z wyprzedzeniem urządzać polowania w miejscach, do jakich na nocny wypoczynek zmierzali. Jednocześnie pamiętały, żeby nigdy nie zaatakować żadnego zwierzęcia podobnego budową choć trochę do Jeleniowca, by nie urazić rogacza, jaki obdarzył ich przyjaźnią, a one ją zaakceptowały.

Pasmo wysokich gór początkowo było mało widoczne i Mino przez dłuższy czas nie była w stanie wyobrazić sobie ich ogromu, podobnie jak pozostali uczestnicy wyprawy, którzy nigdy nie dotarli w ich pobliże. Symbioza w grupie podczas wędrówki stale się powiększała i powoli zaczynali się od niej uzależniać. Każdy dawał coś z siebie i trudno było ocenić, czyj wkład jest większy. Samica Sardów w jakiś tylko sobie znany sposób wspólnie z Jeleniowcem wyszukiwała lecznicze rośliny, czy mogące służyć jako przyprawy i przynosiła je Nairowi, który po konsultacji z Gwiazdą Poranną dołączał je do swojej apteczki albo do kuchni. Niestety nawet okazy wielokrotnie sprawdzonego gatunku czasami były odrzucane, ponieważ rosły w miejscach wcześniej skażonych niebezpiecznymi odpadami chemicznymi albo toksynami.

Pewnego dnia przechodzili przez piękny, obfitujący w pagórki teren z licznymi jeziorkami pełnymi wielkich ryb. Ładna pogoda i obfitość pokarmu powinna zachęcić ich do założenia obozu i uzupełnienia zapasów. Jednak tak się nie stało, ponieważ teren był silnie dalej napromieniowany radioaktywnie i przebywanie w nim dużej niż to koniecznie mogło osłabić ich zdrowie. Zaufanie do nowego człowieka i jego decyzji było na tyle silne, że przemierzyli niebezpieczne miejsce, idąc nieprzerwanie dzień i noc. Nikt w tym czasie nic nie zjadł i wypił, co pochodziło z tego miejsca. Kiedy opuścili krainę, którą nieopatrznie można było nazwać rajem, weszli do miejsca dość ponurego, jakie wcześniej musiało zostać mocno wyeksploatowane i zdegradowane rabunkową gospodarką. Pomimo upływu wieków roślinność samoistnie nie odrodziła się i nie przejęła we władanie zbyt ubogie w minerały i substancje odżywcze jałowe grunty. Gdyby nie strażnik i jego misja z pewnością teren ten pozostałby opuszczony na kolejne tysiąclecia. Anioł tak szybko nie rezygnował i poprosił wysłannika o liczne dotykanie palcami dłoni podłoża. Dzięki tym czynnością powstawała dokładna mapa podłoża, lecz dopiero po szczegółowych analizach podjął decyzję o zrzucie pierwszego pojemnika z nasionami i zarodnikami. Zanim do tego doszło, zaprogramował kolejność uwalniania zawartości i poinformował wysłannika, jak powinien z nim postąpić z chwilą jego przejęcia.

Wraz z nadchodzeniem zmroku Nair poprosił wszystkich o zbliżenie się do niego, a to, co chce im przekazać, jest niesłychanie ważne i doniosłe. Głosem mógł dotrzeć tylko do Mino i Księcia, lecz dla niego ważne było, by uczestniczyły w doniosłym wydarzeniu wilczały, gdyż potrzebował wszystkich. Kiedy upewnił się, że przyszli, kazał czekać, ponieważ Neczeru zaplanował wykorzystać animacje, którą zamierzał wyświetlić na pobliskich skałach.

Kiedy słońce schowało za horyzontem swoją tarczę, przez chwile było jeszcze jasno i dość upalnie. Jednak czerń szybko nadchodziła i nowy człowiek wyciągniętą ręką zaakcentował, że moment kulminacyjny nadchodzi i wskazał gdzie się pojawi. Obraz na spękanej ścianie skalnej początkowo był słabo widoczny i niewiele w nim dało się dostrzec szczegółów. Dopiero po chwili zrobiło się ciemniej i oczom wpatrzonych w przesuwający się obraz ukazał się czarny podłużny pojemnik, ozdobiony nieznanymi im malunkami, uczepiony do czegoś wielkiego takiego samego koloru, z umieszczonym wielkim okiem w centralnej jego części. Pojawiły się odgłosy i najprawdopodobniej tworzyły się pierwsze pytania. Chcąc je uprzedzić Nair, głośno powiedział.

- Bogowie dawnego Egiptu zbliżają się do nas.

Jego słowa Jeleni owiec przekazał wilczałom i polecił im spojrzeć wysoko w górę. Kiedy zadarli łby jak do wycia, ujrzeli wielki przedmiot lecący wprost na nich. Znajdował się jeszcze bardzo wysoko i nie musieli w panice pierzchać, tylko przybliżyć się do dwunożnego, jego samicy i rogacza. Precyzja, z jaką był wykonywany kosmiczny zrzut godna była do pozazdroszczenia i wskazywała na wielki kunszt naukowców ze starego państwa, którzy przewidzieli zagładę gatunków wysyłając biologiczną kapsułę czasu. Różnorodność i obfitość, jakie w jej wnętrzu się znajdowały musiały zapewnić sukces nawet przy pięćdziesięcioprocentowym powodzeniu misji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania