Poprzednie częściTelda Arta - Ostatni Fort 1

Telda Arta - Ostatni Fort 5

— Jeszcze raz przepraszam za syna — powiedział krasnolud, strącając z brody resztki piwnej piany. — Brak mu taktu i manier, ale to dobry chłopak. Zresztą wszyscy moi synowie to dobre chłopy.

Dobre chłopy, pomyślał Borch, patrząc jak czwórka kwadratowych i brodatych „dzieci” opróżnia jednym haustem miedziane kubki i garściami bierze się za podstawioną pod nos pieczeń.

— Z jednym niestety się zgodzę — kontynuował Gort. — Nie wyglądacie na cechowych. Rycerzem od was pachnie na milę. Dlaczego więc zmierzacie na zjazd?

— Już mówiłem. — Trzy Kawki kiwnął przyzwalająco w stronę jednej z dziewczyn, która dała cichy sygnał, że musi na stronę. — To prywatna sprawa i chciałbym, by waszmość to uszanował.

— Waszmość może i uszanuje — wtrącił Arthur ver Per, dowódca garnizonu, wyrastając nagle jak z podziemi. — Ale ja miałbym z tym spory problem.

— Co, żeś wy gadacie? — żachnął się Assko, najstarszy syn starego Gorta, demonstracyjnie wskazując na rycerza kubkiem. — Nie chce gadać, jego wola.

Strażnik popatrzył na rudego krasnoluda z wywyższeniem, bacząc na to, by odznaka oficerska zaświeciła mu tuż przed małymi, nisko osadzonymi oczyma.

— Nie wtrącajcie się i nie odpowiadajcie niepytani. Tak się składa, że dbam o bezpieczeństwo tego kasztelu i chciałbym mieć pewność, że siedzący tu Borch Trzy Kawki jest człowiekiem czystym od jakichkolwiek podejrzeń.

— O co mnie zatem oskarżacie? — zapytał kędzierzawy mężczyzna w brązowym kaftanie, do którego należało wspomniane imię.

W innych okolicznościach powinien wstać, ale nagły atak ze strony stróża prawa i niecodzienne podejrzenia w jego stronę sprawiły, że nie zaszczycił dowódcy tym drobiazgiem.

— A o to, że wasz herb jest wpisany w mapę jakoś, że podlegli Nilfgaardowi. Wszak trzy czarne ptaki w złotym polu to sztandary z dawno już podbitej Cintry.

— Wolnego! — ryknął Gort, łypiąc na strażnika zimnym wzrokiem. — Nie zarzucacie mu chyba szpiegostwa.

— Ja nic nie zarzucam — powiedział wolno Arthur ver Per, powoli przysuwając palce w stronę pasa, gdzie miejsce oficerskiego miecza zastąpił wypolerowany buzdygan. — Ino tylko pytam. Bo to dość podejrzane, że na zjazd cechów północy organizowany przez neutralną krainę Toussaint wybiera się nilfgaardzki rycerz i to, jak mówi, w celach prywatnych. Wszyscy wiedzą, że Jaśnie Oświecona nie zaprosiła cesarskich rzemieślników, ani tych z wysp Skellige. Zjazd dotyczy Północnych sfer i tylko te zostaną tam wpuszczone. Prawda, panie Gort? Wszak i wy tam się wybieracie.

— Prawda to — odparł krasnolud, nie spuszczając wzroku z synów, których już świerzbiły ręce do porządnego obicia mordy dowódcy garnizonu. — I ręczę głową, że siedzący tu z nami Borch Trzy Kawki jest niewinny zarzucanych mu spraw. Mało tego od dziś staje się pełnoprawnym członkiem mojego cechu.

Krasnoludy uśmiechnęły się paskudnie, dzwoniąc miedzianymi kuflami po dębowym stole. Z rozkazu królów, które posypały się na prośbę Xsiężnej, każdy cech jest objęty immunitetem i zwolniony jest z płacenia podatku do zakończenia zjazdu. Arthur ver Per wiedział, że w takiej sytuacji podniesienie ręki na cechowego będzie jego ostatnim gwoździem do trumny. Obrócił się zatem na pięcie i ruszył w stronę drzwi, mocno nimi trzaskając.

Na twarzach pozostałych gości oberży pojawiły się wyraźne ulgi. Większość z nich przeszła na drugą stronę izby, wyczekując draki, pozostali podnosili przewrócone stoły, mające być barykadą na wszelki wypadek.

— To nie było potrzebne — skomentował Borch, odczekawszy, aż powróci szmer rozmów.

— Wiem, ale teraz mamy spokój — odparł Gort, rozlewając następną kolejkę.

— To się jeszcze okaże.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MUT1N33R 29.09.2016
    Fajnie opowiadasz ^^ i dobrze sie to czyta ^^ Oddaję 5 ^^
  • NatalciaxD 29.09.2016
    Dzięki, choć jak widzę przeszedłes od razu do rozdziału 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania