Tomik ~ Sezon Burz "Bruxa"

Przed przeczytaniem[*]

Pomysł jest świeży i mam nadzieję go skończyć. Tytuł jest jaki jest i proszę się nie czepiać. Tak szczerze to miałem sześć tytułów i rzuciłem kostką. Wypadło na Tomik ~ Sezon Burz. Co to serii - inspiracja wieśkiem, hobbitem, boską komedią (to opiszę później) i paroma innymi. Błedów powinno nie być ale jeśli jakieś będą to natychmiast poprawię. Miłego czytania.

 

 

Księżyc w pełni oświetlał właśnie ponure i puste ulice śpiącego miasta. Jego blask zakradał się we wszystkie zakamarki i zaglądał do najciemniejszych kątów. Całe miasto zdawało się opustoszałe. Zza zaryglowanych drzwi i okien nie wydobywał się nawet najmniejszy promień światła.

W centrum, na wielkim placu stała monumentalna rzeźba konnego rycerza, dzierżącego miecz i tarczę z wymalowanym smoczym łbem. U jej podstawy siedział samotny mężczyzna ubrany w niebieskie spodnie i żółty kubrak, przepasany złotym sznurem.

Wpatrzony w ulicę naprzeciwko, osobnik nie zauważył, że cień kolumny szybko zmienia pozycję i powoli zanika pod jego stopami.

Pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza horyzontu i rozświetliły główny plac. Cień rzeźby na nowo zaczął sunąć po brukowanych cegłach.

Siedzący w bezruchu nieznajomy spojrzał teraz na dumnego rycerza i jego tarczę. Oczy namalowanej bestii zdawały się lśnić w promieniach słońca. Ich oślepiający blask zmusił mężczyznę do spuszczenia wzroku.

Teraz całą uwagę skupił na dwóch, małych, czerwonych ślepiach wychodzących z cienia uliczki. Niewielkie oczy należały do niskiej kobiety o brązowych włosach, ubranej w suknię ślubną. Jej przekrwione oczy wpatrywały się w niego, podczas gdy z bladych ust i małego nosa ciekła potężna struga krwi.

Nic nie mówiąc, dziewczyna zrobiła kilka kroków do przodu, wciąż zostawiając w cieniu, jaki zostawiła kamienica.

Jej bose stopy, zakończone zniszczonymi paznokciami dzwoniły po kamieniach z każdym krokiem. Jej ręce natomiast były inne. Prawe ramię skryte pod przesiąkniętym krwią rękawem było schowane za plecami, podczas gdy lewa ręka z zaciśniętą pięścią trzymała tasak.

Nie mogąc oderwać od niej wzroku, mężczyzna sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyjął płaski, czarny kamień z wyrytą runą. Następnie sięgając do drugiej kieszeni, wyciągnął z niej drugi, tym razem srebrny kamyk. Rzucił je przed siebie, obserwując zachowanie dziewczyny.

Wystraszona kobieta zrobiła kolejne cztery kroki naprzód i uklękła przed leżącymi przedmiotami. Wyciągając prawą rękę, chwyciła czarny kamulec i schowała go do małej kieszonki z tyłu. Jak się okazało, prawa dłoń pozbawiona jest dwóch palców. Prawdopodobnie w przypływie silnych emocji sama je sobie odcięła.

Zaintrygowany mężczyzna podniósł się z ziemi i machnięciem ręki wskazał na srebrny kamyk. Młoda niewiasta przecząco pokręciła głową i cofnęła się o krok.

— Nie bój się mnie — odparł mężczyzna, a w jego głosie czuć było troskę i chęć niesienia pomocy — Nie zrobię ci krzywdy.

— To zabierz to srebro — warknęła dziewczyna i wskazała na leżący kamień.

Nieznajomy pstryknął palcami i niewielki przedmiot wleciał mu do kieszeni jego starych, zniszczonych spodni.

— Skąd wiedziałaś? — zapytał

— Po prostu to czuję — odparła i pokazała mu czarny kamień, który miała w kieszeni — Na przykład to jest wykonane z czarnego żelaza.

— A to? — wskazał palcem na starą lampę wiszącą na metalowym haku.

— Zwykłe żelazo i szkło — rzekła.

Ciszę jaka zapadła przerwały stada kruków i wron, przelatujących nad miastem. Słońce i poranny wiatr budziły wszystkich do życia. Wszystkich oprócz mieszkańców tajemniczego miasta, którzy nadal siedzieli prawdopodobnie w zaryglowanych domach. Cienie pomiędzy nimi stawały się coraz krótsze, więc wystraszona dziewczyna coraz mocniej przyciskała się do kamiennej ściany.

— Jesteś wampirem? — zagadnął mężczyzna, zdziwiony jej zachowaniem.

— Mam na imię Wedera, dla przyjaciół Wed. Jestem bruxą.

— To dziwne — zamyślony człowiek podszedł bliżej — Przecież bruxy, jak i inne wampiry wyższe nie boją się słońca.

— To się tyczy dorosłych osobników. Mam dopiero dwadzieścia cztery lata. Pełną wampirzycą stanę się po ukończeniu trzydziestu lat.

— A ta dłoń i krew na twarzy?

Dziewczyna momentalnie zalała się łzami i osunęła na zimne, kamienne podłoże. Mężczyzna zrozumiał, że trafił na czuły punkt. To, co się wydarzyło, wpłynęło na jej próbę samobójstwa przez wywołanie krwotoku. Na jej nieszczęście wampiry potrafią się regenerować w zastraszająco szybkim tempie, jednak nie umieją przywracać czegoś, co zostało oderwane od ciała.

— Ja nie chciałam — wyszlochała przez łzy cieknące jej strumieniami — Byłam z narzeczonym. Ślub, wesele, powrót do domu. Poczułam głód i nie mogłam się opanować.

— Już. Spokojnie — próbował pocieszać mężczyzna, lecz jego wysiłek szedł na próżno — Wszystko będzie dobrze.

— Pomóż mi umrzeć! Proszę! Nie chcę dłużej tak żyć!

— Nie mogę — wyszeptał.

Na te słowa dziewczyna zerwała się na równe nogi i pobiegła w jego kierunku. Jej wystawiona na słońce skóra zaczęła się czerwienić. Jej włosy powoli wypadały, a krosty na rękach pękały od nadmiaru limfy i osocza, zalewając jej kończyny ropą i parząc je dodatkowo. Nim kobieta stanęła z nim oko w oko, jej ciało obumarło i cała stoczyła się na ziemię martwa, wciąż skwiercząc na kamiennym placu.

Odwróciwszy wzrok, mężczyzna przyłożył palce do ust i gwizdnął.

Zza posągu wyłonił się Niziołek ubrany w zielony surdut i trzewiki. Na głowie nosił czerwony berecik a na nosie duże, okrągłe okulary. Wdrapując się na podest stojącej rzeźby, stanął przed mężczyzną.

— Dwieście koron za wampira plus sto za brak dalszych ofiar — mówiąc to, wręczył mu skórzany meszek i poklepał fachowca po ramieniu — Szkoda tylko takiej sympatycznej osóbki.

— Szkoda — powtórzył nieznajomy i jeszcze raz spojrzał na zeschnięte zwłoki — Ale cóż. To natura dyktuje, czym jesteśmy...

— Ale nie kim się stajemy — wtrącił Niziołek.

Tajemnicze miasto znów zaczęło tętnić życiem. Pierwsi mieszkańcy opuścili już swoje domostwa i z uśmiechem na ustach powędrowali załatwiać swoje sprawy. Mężczyzna zanin odszedł, odebrał jeszcze swój czarny kamień od martwej wampirzycy i przywiązując mieszek do pasa powędrował przed siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Numizmat 10.10.2015
    Widzę tytuł, myślę Wiedźmin. Wchodzę no i nie pomyliłem się :) Ale przeczytam jutro, bo teraz za późno i już nie ogarniam :)
  • Numizmat 11.10.2015
    Super to było. Naprawdę przypomniał mi się Sapkowski, co w sumie w tym wypadku nie jest niczym dziwnym, duh... Nie ma błędów. Trochę szkoda mi jednak, że nie postanowiłeś tego jakoś bardziej rozwinąć. Na przykład reakcja bruxy i najpierw prośba o pomoc w samobójstwie, a zaraz potem dokonanie go praktycznie bez problemu, wydało się nieco dziwne.
  • elenawest 03.11.2015
    Fajnienapisane, aczkolwiek znalazłam kilka powtórzeń, lecz jestem dziś leniwa i nie chce mi się ich wypisywać. W ostatnim zdaniu powinno być mieszek, a nie meszek. ;-) zostawiam 5, bo zapowiada się ciekawie i biorę się za nowy rozdział :-D
  • ausek 08.11.2015
    Zaczęłam czytać od końca, a teraz nadrabiam zaległości. Zapowiada się ciekawie : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania