Uporczywa Przeszłość Rozdział 1

Jesień przywitała berlińskie ulice paletą barw, chłodnym wiatrem i przelotnymi deszczami. Lilianna Weissmann jednak zupełnie się tym nie przejmowała. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną denerwowała się tak bardzo, że jedyne na czym mogła skupić myśli było starannie wykonanie CV i list motywacyjny. Gdy zaczynała studia germanistyczne Maya, jej bratowa i wieloletnia przyjaciółka zaproponowała Liliannie pracę w kancelarii Franza, jej starszego o trzy lata brata. Przez pięć lat nigdy nie brała wolnego, zawsze starannie wykonywała swoje obowiązki, jednak w końcu chciała robić to, o czym naprawdę marzyła. Niczego bardziej nie pragnęła, jak pracować wśród książek, mieć wpływ na ich powstawanie i ostatecznie ukazywanie się na sklepowych półkach. Dlatego od razu, gdy znalazła ogłoszenie z wydawnictwa nie wahając się wysłała im swoje CV nie licząc na odzew. Parę dni później sympatyczny, męski głos w słuchawce oznajmił, że zapraszają ją na rozmowę kwalifikacyjną. Teraz, pełna nadziei szła wzdłuż berlinerstrasse. Długa, malownicza uliczka powstała tuż po II wojnie światowej, gdy alianci zbombardowali prawie wszystkie ulice w Berlinie. Sporo wiedziała o wojnie i tamtejszych ludziach. Jej babcia przed wojną mieszkała w Polsce, jednak po poznaniu dziadka bez zastanowienia wyjechała do Niemiec. Zawsze marzyła o przeżyciu czegoś podobnego. Kiedy babcia pierwszy raz opowiedziała jej o spotkaniu z dziadkiem nie pragnęła niczego więcej. Dźwięk SMS przywrócił ją do rzeczywistości. Szybkim ruchem wyciągnęła telefon z torebki. Wiadomość była od Mayi. Otwarła ją: "Powodzenia, klucho! Daj znać jak poszło". Słowa przyjaciółki sprawiły, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. Stanęła przed szklanymi drzwiami, na których napisane było czarnymi, grubymi literami "Wydawnictwo B&B". Nie czekając weszła do środka. Wnętrze było przestronne, białe ściany z powieszonymi równo obrazami dodawało klasycznego wizerunku, w lewym rogu półkolisty, ciemny blat nad którym widniał napis "RECEPCJA", w prawym zaś znajdowała się czarna, skórzana sofa, obok szklany stolik z czerwonymi kwiatami. "Cóż za niefortunny dobór goździków. Jest tyle innych kolorów, dlaczego akurat czerwony? Jakbym była niewystarczająco zdenerwowana" pomyślała kierując się w stronę recepcji. Dziewczyna siedząca za blatem miała około dwudziestu lat, ubrana w białą koszulę, a przy kieszeni po prawej stronie przywieszona tabliczka z imieniem. Sophie Lowe. Porcelanowa twarz, blond włosy, zielone oczy i zgrabne ciało, które dało się zauważyć nawet zza wysokiego mebla.

- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się odsłaniając rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Jej uśmiech sprawił, że Lilianna zaczęła zazdrościć jej jeszcze bardziej. - W czym mogę Pani pomóc?

- Dzień dobry. Nazywam się Lilianna Weissmann. Przyszłam na rozmowę w sprawie pracy. - Kryjąc zdenerwowanie uśmiechnęła się do recepcjonistki.

- Ach, tak! - Wstała i wyszła zza blatu. Lilianna jednak nie myliła się, dziewczyna była naprawdę zgrabna. - Szef czeka na Panią w swoim gabinecie. Zapraszam za mną.

Poszła za nią długim korytarzem, wchodząc po drewnianych schodach zauważyła, że mężczyźni nie kryją aprobaty dla pracownicy. Na drugim piętrze było jeszcze więcej pokoi. Minąwszy księgowość, planowanie i pracownie dotarły wreszcie do drzwi gabinetu szefa. Zapukała trzykrotnie i z kokieteryjnym uśmiechem zapowiedziała przyjście kandydatki. Męskim, miłym głosem poprosił o wprowadzenie. Kiwnęła głową i odwróciła się w kierunku zdenerwowanej dziewczyny.

- Może Pani wejść. - Uśmiechnęła się serdecznie. - Życzę powodzenia, Pani Lilianno!

- Nie dziękuję. - Odwzajemniła uśmiech czując, że nerwy powoli wykręcają jej żołądek. Nieśmiało przekroczyła próg pokoju. - Dzień dobry, Lilianna Weissmann.

- Witam Panią. - Wstał i wskazał krzesło naprzeciw biurka. Podał jej dłoń. Był przystojny, wysoki, niebieskooki ciemny blondyn o atletycznej posturze. Ucieleśnienie kobiecych pragnień, a przynajmniej pragnień Lilianny. - Ja nazywam się Bruno Reus, miło Panią poznać.

- Mnie również jest miło. - Odpowiedziała bez zastanowienia.

- Przejdę od razu do rzeczy. Dlaczego chce Pani zmienić pracę z dobrze prosperującej kancelarii do naszego wydawnictwa?

- Praca w kancelarii była mi potrzebna do płacenia za studia germanistyczne, ja jednak wolę pracować wśród książek. Zawsze marzyłam o tym, by stać się częścią procesu jej powstawania.

- Dobrze. - Uśmiechnął się zapisując coś na kartce. - Rozumiem, że praca w wydawnictwie będzie dla Pani spełnieniem marzeń. A ile, jeśli mogę wiedzieć, za takie marzenia oczekuje Pani wynagrodzenia?

- Sądzę... - Szybko starała sobie przypomnieć, co w takich sytuacjach doradzała jej mówić Maya. - Myślę, że około 1600 euro na rękę byłoby dobrze.

- To dobra odpowiedź. - Zaśmiał się bardziej do siebie, niż do niej. - Pytałem z ciekawości, to i tak ne będzie miało wpływu na ostateczną Pani pensję.

- Domyślam się. - Uśmiechnęła się starając zakryć zdenerwowanie.

Po pół godzinie pytań Lilianna była pewna, że nie dostanie tej pracy. Podziękowała mężczyźnie i wyszła szybko z gabinetu.

Od razu wykręciła numer do Mayi. Po dwóch sygnałach przyjaciółka odebrała.

- No i jak?! - Usłyszała radosny głos w słuchawce.

- Niezbyt mi poszło. - Westchnęła. - Wiesz, mówiłam od serca, ale chyba uznał to za podlizywanie się.

- Oj, gadasz. Na pewno tak nie myślał. Zresztą, nie ma co gdybać, gdzie teraz jesteś?

- Niedaleko berlinerstrasse, a dlaczego pytasz?

- W takim razie idź do RockCafee, będę tam na Ciebie czekała i porozmawiamy przy kawce!

Rozłączyła się. Nie miała wyboru, musiała iść, więc przyspieszyła kroku i mijając przechodniów skierowała się w kierunku kawiarni.

 

Punktualnie o piętnastej wyszedł z biura zamykając drzwi na klucz. Pożegnał się z pracownikami i zaoferował, że jeśli tylko będzie się coś działo mają zadzwonić, a on zaraz przyjedzie. Kierując się w stronę czarnego Porsche Panamera zadzwonił do Yvonne, swojej obecnej dziewczyny, że już wyjeżdża i za nie więcej, niż piętnaście minut będzie. Nie chciał jednak spędzać dzisiejszego dnia w domu, chciał gdzieś wyjść w obawie, że kobieta będzie chciała rozmawiać o stabilizacji. Jemu było tak dobrze, nie planował niczego więcej. Zapalił silnik i ruszył w stronę Yvi. Zatrzymywał się na wszystkich światłach i przepuszczał wszystkich pieszych, by jak najbardziej opóźnić przyjazd. Zaparkował obok jej domu i zamknął drzwi. Wszedł do domu pachnącego drogimi perfumami, które dał jej w prezencie. Yvonne, dwudziestodwuletnia farbowana brunetka o mocno podkreślonych oczach, doczepionych rzęsach i sztucznym biuście uśmiechnęła się do niego i zrzuciła jedwabny szlafrok. Odwzajemnił uśmiech i oddał się pożądaniu. Smakował jej ciała kawałek po kawałku podziwiając nieskazitelną cerę. Uwielbiał jej malinowy zapach, delikatny, kobiecy. Uwielbiał w niej też tą dziecinną naiwność, że kiedyś stworzą szczęśliwą rodzinę i będą sączyć czerwone wino przy kominku, gdy ich dzieci zasną. I myślał o tym zawsze, kiedy zatapiał swoje ciało w jej ciele. Bruno Reus był typem zdobywcy, jednak żadna z tych dziewczyn, które miał do tej pory nie dawała mu szansy na spełnienie inne, niż te osiągane przy namiętnych pieszczotach. Gdy skończyli opadł na nią ostatni raz całując jej gorącą szyję. Przygryzł wargę i spojrzał w jej rozmarzone oczy. Wiedział, o czym myśli, problem polegał na tym, że on nigdy jej tego nie da.

- Może gdzieś wyjdziemy? - Odezwał się zachrypniętym głosem patrząc w biały sufit.

- A gdzie chciałbyś iść, misiaczku? - Gładziła opuszkiem wskazującego palca skórę na jego klatce piersiowej.

- Do kawiarni?

- Kawę mogę zrobić Ci tutaj. - Musnęła delikatnie jego szyję. Dodała szeptem. - I przynieść Ci do łóżka, całkiem naga.

- A może jednak przejdziemy się do tej kawiarni. - Podniósł się ignorując jej zaloty. - Niestety nie będziesz mogła być naga, ale jeszcze wieczorem to nadrobimy.

- Dobrze. - Westchnęła wyraźnie zawiedziona i zsunęła się z wysokiego łóżka. Podeszła kokieteryjnym krokiem do szafy i pochylając się znacząco wyciągnęła czerwoną, koronkową bieliznę.

Poszedł pod prysznic. Zimna woda spływała po jego rozgrzanym ciele i ze zdziwieniem stwierdził, że to daje mu więcej przyjemności, niż seks z - bez wątpienia - piękną dziewczyną. Zamknął oczy i skupił się na zdefiniowaniu swoich uczuć. Był przygnębiony, znudzony, podekscytowany i radosny jednocześnie. Te wszystkie emocje mieszały się w nim tworząc stan, którego nie był wstanie znieść. Chciał jak najszybciej znaleźć się wśród ludzi, którzy niczego od niego nie wymagali. Którzy po prostu byli i nie zwracali na niego uwagi. Nie mieli pojęcia kim jest, jakim samochodem jeździ i jak wiele jest wstanie zaoferować. Od jakiegoś czasu chciał odmiany. Chciał przeżyć coś, czego jeszcze nigdy nie był wstanie. Chciał poznać kogoś, kto pokaże mu inne możliwości, inne spojrzenie. Otwarł oczy. Rzeczywistość uderzyła zimnym strumieniem, zakręcił wodę i wyszedł. Osuszył się ręcznikiem i ubrał czarny, idealnie dopasowany garnitur. Westchnął i udał się do salonu, gdzie czekała Yvonne. Miała na sobie czerwoną sukienkę z głębokim dekoltem i wycięciem na plecach. Włosy spięte w starannie wykonany kok i usta podkreślone czerwoną szminką. Podszedł do niej, pocałował ją wdychając zapach drogich perfum. Poprowadził dziewczynę w stronę drzwi wyjściowych i skierowali się do samochodu. Otworzył drzwi, obserwował jej ponętne ciało układające się na skórzanym siedzeniu i zamknął je. Zasiadłszy za kierownicą ruszył przed siebie w poszukiwaniu miejsca, które przyciągnęłoby go swoją wyjątkowością.

Jechał wzdłuż głównej drogi, jego uwagę przykuła mała kawiarnia osadzona między licznymi pubami i sklepami. Zaparkował i poszli w stronę niewielkiego szyldu napisanego czarnym kolorem "RockCafee".

- Kociaku, to chyba nie jest zbyt gustowne miejsce. - Piskliwy głos i posępna mina zdradzała niezadowolenie.

- Może warto spróbować nowych rzeczy. - Puścił jej oczko i przepuścił w drzwiach.

Wystrój był zaskakująco przytulny. Wbrew pozorom z głośników nie leciał rock, a muzyka klasyczna, przy której rozmowa stawała się przyjemnością. Bladożółte ściany, brązowe zasłony i okrągłe stoliki dodawały klimatu. Usiedli przy jednym ze stołów, jednak szybko okazało się, że w tym miejscu nie ma kelnera. Bruno wstał więc i podszedł do baru prosząc o dwie czarne kawy. Wracając zderzył sie z dziewczyną.

- Co Pan robi! - Oburzyła się, jednak szybko otwarła oczy. To była dziewczyna, którą dziś rekrutował. - O, dzień dobry!

- Dzień dobry, Pani... - Zmrużył oczy próbując przypomnieć sobie imię.

- Lilianna. - Zaśmiała się. Uścinęła jego dłoń. - Co za zbieg okoliczności.

- Prawda? Cóż, widocznie mam Panią zatrudnić. - Zażartował, jednak zdziwione spojrzenie dziewczyny wskazało, że bycie zabawnym nie jest jego najlepszą stroną.

- Miłego wieczora życzę. - Podała mu dłoń, nie wiedząc czemu chciał, żeby została jeszcze chwilę.

- Wzajemnie. - Odpowiedział po chwili wybijając sobie z głowy dziwne uczucia, których doświadczył przy niej. Wrócił do stolika z kawami.

- Proszę, Yvi. - Podsunął kawę blisko niej. Zauważył, że dziewczyna wygląda na zezłoszczoną. - Coś się stało?

- Owszem, stało się. - Zmarszczyła brwi. - Co Ty sobie wyobrażasz? Flirtujesz z jakąś lafiryndą na moich oczach!

- Słucham? - Zaśmiał się. - Wyobraź sobie, że tą dziewczynę poznałem dzisiaj na rozmowie kwalifikacyjnej, mówiłem Ci, że ogłosiłem się, bo Meredith się zwolniła. Będzie miała dziecko.

- Dziecko... - Zamyśliła się. Pożałował szybko swoich słów, wiedział, co jej rozmarzenie oznacza. - A może i my byśmy się postarali o małego Bruna?

- Yvi. - Westchnął głaskając jej dłonie. - To nie jest najlepszy moment, sama widzisz, że nie mam teraz czasu, sporo się dzieje w wydawnictwie, podpisałem kontrakt i muszę najpierw poukładać sobie wszystko w pracy, a dopiero później będziemy myśleli o takich sprawach.

- Wiesz, co mi się wydaje? - Zmierzyła go wzrokiem, uniosła kąciki ust. Kiwnął przecząco głową. - Wydaje mi się, że nigdy nie nadejdzie ten moment. Dla Ciebie firma jest całym światem, dlaczego nie chcesz się do mnie wprowadzić?

- Yv, naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? - Próbował ukryć zdenerwowanie, jednak nie wychodziło mu to. - Odwiozę Cię do domu.

Wyszli z kawiarni oddaleni od siebie, szła szybko, na jej twarzy malowało się zawiedzenie i złość. Nie dziwił się jej, chciał jednak poczekać na odpowiedni moment. Wiedział, że teraz musi od niej odejść, by nie dawać jej zbyt mocno złudnych nadziei, bał się jednak samotności. Pustych, samotnych wieczorów. Wiedział, jak bardzo jest to egoistyczne, nigdy jednak nie obiecywał jej złotych gór. A tym bardziej złotego pierścionka i gromadki rozwrzeszczanych dzieci ciągle czegoś chcących. Wzdrygnął się na samą myśl o możliwości stabilizacji i w milczeniu odwiózł ją do jej domu.

 

Przez następne trzy dni był zbyt zajęty, by zajmować się sprawą rozzłoszczonej Yvonne. Rozmowy kwalifikacyjne, nowe kontrakty i zatwierdzenia zamówień dawały mu się we znaki. Nie miał czasu nawet, by dobrze zastanowić się, kogo ma przyjąć na miejsce Meredith. Jedyną osobą, którą miał w pamięci była Lilianna Weissmann. Nie miał pojęcia, czy zapamiętał ją przez spotkanie w kawiarni, czy przez jej zdenerwowanie na rozmowie, jednak poczuł do niej sympatię. Dobrze czuł się w jej towarzystwie, a brak doświadczenia na stanowisku nie robił większego znaczenia. To byłoby jednak nie fair w stosunku do osób, które to doświadczenie posiadały. Wybrał trzy osoby, które jego zdaniem wypadły najlepiej i wpisał nazwiska w portal społecznościowy. Pierwszy był Moritz Voller. Przejrzał pobieżnie, nie znajdując niczego, co by go zainteresowało przeszedł do drugiej osoby. Ann Svarkowki, z pochodzenia była Ukrainką, co wielokrotnie podkreślała na rozmowie i co wyróżniało się na jej profilu. Znudzony wpisał Lilianna Weissmann. Od razu spojrzała na niego uśmiechnięta twarz dziewczyny, zabrał się do przeglądania profilu. Sporo cytatów z książek, które zapewne przeczytała, dyskusji na temat nowych pozycji. Wszedł na informacje szczegółowe, w miejscu na ulubione cytaty znajdował się tylko jeden fragment wiersza zapisany w języku polskim, który od razu przetłumaczył:

"Jeno wyjmij mi z tych oczu

szkło bolesne – obraz dni,

które czaszki białe toczy

przez płonące łąki krwi"

Przeczytał z ciekawości o autorze. Krzysztof Kamil Baczyński, polski poeta żyjący w czasach II Wojny Światowej, żołnierz Armii Krajowej. Z zaciekawieniem czytał kolejne informacje o człowieku, którego tak bardzo lubiła Lilianna. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo interesuje go jej osoba, jednak podświadomie chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej, wydała mu się interesująca w swojej dziwnej postawie. Kompletnie oderwana od rzeczywistości, jej profil był tak prawdziwy i szczery, jak ona sama. Wiedział już jak ma na imię, jakiej muzyki słucha i jakiego poetę lubi najbardziej, była kompletnym przeciwieństwem jego, choć dałby sobie głowę uciąć, że przeciwieństwem wszystkich współczesnych ludzi uważanych za normalnych. Miał wrażenie, że podjął decyzję o jej przyjęciu jeszcze przed jej wyjściem z biura. Coś, czego nie potrafił nazwać przyciągało go do tej dziewczyny. Nie zamierzał jednak z tym walczyć, chciał popłynąć z prądem, dowiedzieć się, co niesie za sobą droga, którą właśnie zamierzał pójść. Spojrzał na zegarek, wskazówki ułożone były dokładnie na godzinę osiemnastą, nie zastanawiając się jednak chwycił CV i wykręcił numer. Po trzech sygnałach odezwał się w słuchawce powabny, melodyjny głos.

- Lilianna Weissmann, słucham?

- Dzień dobry, Pani Lilianno. Z tej strony Bruno Reus z wydawnictwa "B&B". - Zawahał się.

- Dzień dobry. Rozumiem, że podjął Pan decyzję, tak?

- Tak, postanowiłem zatrudnić Panią na okres próbny. - Zaakcentował ostatnie słowo. - Kiedy pasowałoby Pani przyjechać do wydawnictwa w celu podpisania umowy?

- Mogę przyjechać nawet jutro. - Zaśmiała się. - Dziękuję bardzo za to, że dał mi Pan szansę. Nie zmarnuję jej.

- Nie wątpię, Pani Lilianno. - Uśmiechnął się do fotografii na jej profilu. - Nie będzie miała Pani problemów w pracy z dnia na dzień biorąc urlop?

- Sądzę, że mój szef nie będzie miał większych problemów z tym, że nie przyjdę.

- W takim razie będę czekał na Panią jutro w biurze. Która godzina najbardziej Pani pasuje? - Starał się przedłużyć rozmowę jak najbardziej się dało. Nie chciał jednak być uznany za natrętnego.

- Czy godzina dziesiąta będzie odpowiednia? - Zapytała nieśmiało.

- Jak najbardziej! W takim razie jesteśmy umówieni.

- Tak, o dziesiątej w Pana biurze. Życzę więc Panu spokojnego wieczoru, do widzenia jutro.

- Wzajemnie, do widzenia.

Odłożyła słuchawkę. Przez chwilę trzymał telefon przy uchu. Spojrzał ostatni raz na jej zdjęcie i wyłączył komputer. Zgasił światło i wpatrywał się w księżyc starając zrelaksować.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • wolfie 15.12.2014
    Dobrze radzisz sobie z dialogami. Fajnie, że narracja jest prowadzona z dwóch perspektyw. Żadnych błędów nie wyłapałam. Pozdrawiam :)
  • NataliaO 16.12.2014
    Zajrzałam i bardzo dobrze mi się czytało. Świetnie napisane, dopracowany każdy szczegół. Fajnie że mogą dwie osoby przedstawić swój świat. 5
  • Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne - bardzo dobre opowiadanie - 5!
  • Anonim 17.12.2014
    Hej, no to jadziem. Zacznę od fragmentów, potem przejdę do ogółów.

    „Przez pięć lat nigdy nie brała wolnego, zawsze starannie wykonywała swoje obowiązki, jednak w końcu chciała robić to, o czym naprawdę marzyła.” - ładnie pięknie, ale mało wiarygodne wydaje się, by przez 5 lat nie brała ŻADNEGO wolnego, nawet jeśli kocha tę pracę. W filmie by to przeszło, ale w opowiadaniach i książkach wymagam większego autentyzmu i wiarygodności. Już 2 lata robią wrażenie, ale 5? Uah.

    „"Powodzenia, klucho! Daj znać jak poszło"” - bardzo mi się to podoba, to jest właśnie coś, co sprawia, że świat i bohatera stają się wiarygodniejsi :) Wielu osobom wydaje się taki zabieg normalizowania do nowoczesności zbędny, ale w dobrym kontekście potrafi zdziałać wiele dobrego.

    Myśli bohaterki – odnośnie goździków – dałbym w nowej linijce i oddzielił od reszty tekstu. Zaznacza to odrębność od narracji.

    „Lilianna jednak nie myliła się” - odnośnie tej figury to wcześniej nie dałaś nam żadnych pobudek, by sądzić, że kobieta zza lady aka Sophie jest niezgrabna, słowo jednak wydaje się tutaj zbędne :)

    Widzę tutaj pewna tendencję do kreowania postaci idealnych – mężczyzna przystojny, atletyczny, kobieta pożądana, kokieteryjna i piękna, ich głosy przyjemne dla ucha. Wiem, że to stanowi uwypuklenie w stosunku do Lilianny, która zapewne ma odnieść sukces mimo swoich niedoskonałości, ale tworzenie Mary Sue (polecam się zapoznać z terminem) na miarę Cirilli z Wiedźmina lub Belli ze Zmierzchy nigdy nie wychodzi dobrze na zdrowie ani pisarzowi, ani dojrzałemu czytelnikowi. Postacie mają wady, które nadrabiają zaletami, ewentualnie które starają się ukrywać – nie są idealne. Idealnych ludzi nie ma, nie było i nie będzie, tworzenie takich sprawia, że czytelnik jest wytrącony z równowagi, zwłaszcza jeśli autorka tak pięknie i wiarygodnie zakreśliła świat rzeczywisty. Spodziewa się więc w nim rzeczywistych i wiarygodnych postaci.

    Rozmowa kwalifikacyjna jest ok. Mogłaby być lepsza, ale czepialstwem byłoby... czepianie się jej. Poszczególne zwroty ujdą w tłumie, jak np. „na rękę”

    Dobry zapis dialogów, niewiele osób potrafi to ogarniać wbrew pozorom. Gratuluje.

    Dziewczyna bohatera również wydaje się nieco przesiloną kontrwagą w stosunku do Lilianny? Czy może naturalnej kobiety? Sztuczna, naiwna, ot, laleczka do wzięcia.

    Taka dygresja – serio każda kobieta po seksie jest świeża i pachnąca? Nie jest spocona, nie potrzebuje chusteczki, nie musi zrobić sobie małej toalety? Tak pytam – wiem, że jest to umownie i powszechnie ignorowany niewygodny fakt, ale przydałaby się „chwila dla siebie”. Nie uznaję tego tutaj za błąd, bo jest to powszechnie przyjęta konwencja, jeno lekko prowokuje :D Plus za nieopisanie sceny seksu – na ogół jest to niesmaczna moda wśród nastolatek. Seks jest osobisty i najlepiej, by każdy sobie go wyobraził sam.

    Podwójne uściśnięcie dłoni w drzwiach? Bardzo niezręczne, nietaktowne...Nie mogę jednak powiedzieć, że niemożliwe.

    Postacie reagują za szybko i przez to mało wiarygodnie – ich emocje są zrozumiałe, ale nie są dobrze umotywowane, brakuje im jakiegoś umotywowania. Nie oczekuję tutaj jakiegoś elaboratu na temat głębi emocjonalnej pustej lali z silikonem, ale przydałoby się przynajmniej opisać czemu tak się złości, co czuje odnośnie jego słów, zastosować też behawioryzm, poprzez akcję pokazać reakcję. Właśnie ten ostatni akapit można ładnie wpleść między słowa rozmowy, kiedy Bruno próbuje się tłumaczyć. I tutaj mieć miejsce na rozwinięcie tychże emocji.

    „Wybrał trzy osoby, które jego zdaniem wypadły najlepiej i wpisał nazwiska w portal społecznościowy. Pierwszy był Moritz Voller. „ - podoba mi się to, jest to częsta praktyka teraz, by powierzchowne informacje wyciągnąć z profilów społecznościowych. Raz jednak, że na tym się nie kończy, dwa, że redaktorzy często mają od tego ludzi, którzy

    „"Jeno wyjmij mi z tych oczu
    szkło bolesne – obraz dni,
    które czaszki białe toczy
    przez płonące łąki krwi"” - dobry translator miał :D Też chcę!

    Za Baczyńskiego masz ukłon, kocham go.

    Po przeczytaniu mieszane odczucia – od strony technicznej jest naprawdę dobrze, nie licząc kilka razy interpunkcji, trzyma jednak poziom więc uznam, że się zdarza. Co do kwestii budowania postaci, to tutaj mam zastrzeżenia – postaci jeśli mają być przerysowane i wyolbrzymione, to nie wpasowują mi się w kontekst i tło, styl tego opowiadania. Jeśli zaś nie miały być takie – to są, stanowią strasznie kontrastową zbitkę archetypów i stereotypów. Mary Sue i Gary Stu strasznie uderzają po oczach już przy pierwszym kontakcie. Widać, że są idealizowani, nie wiem jeszcze, czy aby stanowić tło dla Lilianny, czy też ma to inny cel. Jestem jednak zainteresowany historią na tyle, by przeczytać dalej.

    Ode mnie: 4, sprawiedliwe. Wszystko wymienione powyżej. Za Baczyńskiego duży plus. Ogółem podobało mi się, aczkolwiek mankamenty są. Talentu do klejenia słów nie można jednak odmówić!
  • joana 17.12.2014
    Dziękuję za szczerość, na pewno wezmę sobie Twoje rady do serca. Odnośnie idealizowania postaci przyznaję rację, niekiedy są za bardzo przerysowane i staram się w sobie zmieniać nawyk kreowania stereotypów. Bohater 'niechcący' wyszedł zbyt przekoloryzowany, natomiast postać Yvonne jest stworzona z premedytacją. Muszę też przykładać większą uwagę do opisywania chociażby jednym zdaniem dokładnych czynności, chociażby po wspomnianym przez Ciebie seksie, bo faktycznie czytelnik nie zna moich myśli przy pisaniu i to, co ja chciałam "wyciąć" może nie być dobre dla całości danego fragmentu. Też uwielbiam Baczyńskiego, dlatego do większości swoich opowiadań staram się choć odrobinę go "upchnąć". Dziękuję i tak za wysoką ocenę, a odnośnie krytyki to jest bardzo motywująca, więc przy pisaniu kolejnych części bardziej będę zwracała na to uwagę. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania