Poprzednie częściUporczywa Przeszłość Rozdział 1

Uporczywa Przeszłość Rozdział 3

Zadzwonił budzik. Jesienne promienie wschodzącego słońca wpadały do sypialni Bruna oślepiając go. Co za ulga - myślał - znów nastał dzień. Nie będę musiał się zadręczać. Przeciągnął się leniwie zwiewając. Kolejną noc śnił o Liliannie. Wiedział, że zbyt wiele myśli poświęcał tej dziewczynie. W pracy nie mógł na nią patrzeć, wyżywał się. A później tego żałował. Gdy przyjeżdżał do Yvonne był dumny, że potrafi zachować dystans. I wracał do domu. Tam, w samotności pijąc wino dopadały go wyrzuty sumienia. Nie pozwalały mu zasnąć, a gdy już mu się to udało śnił o jej brązowych oczach i szczerym, radosnym uśmiechu. Dlatego tak bardzo cieszył się, gdy dźwięk budzika wyrywał go ze snów, których mieć nie chciał. Wyszedł z łóżka i skierował się do łazienki, oczy miał podkrążone, włosy nieułożone, a jego skóra wydawała się bledsza, niż zwykle. Wszedł pod prysznic odkręcając zimną wodę. Po skórze przeszedł dreszcz, który wybudził go do końca. Gdy wykonał poranną toaletę ubrał się w czarny, dopasowany garnitur i zamknął za sobą drzwi. Droga do wydawnictwa z każdym dniem dłużyła mu się coraz bardziej. Czerwone światła stawały się nie do zniesienia, a korki wydawały się nie zmniejszać. Czas w pracy jednak mknął jak oszalały, zbyt krótki, by nacieszyć się widokiem Lilianny. Nie chciał tego, ale podświadomie szukał jej wzroku przechodząc obok niej na korytarzu, wchodząc do kuchni w momencie, kiedy robiła kawę i nie zwracała na niego uwagi. Ten dzień nie różnił się więc od pozostałych. Zaparkował samochód i wszedł szklanymi drzwiami do wydawnictwa. Przywitał się z Sophie i skierował się do gabinetu karcąc się w myślach, by choć raz nie spojrzeć w drzwi dziewczyny. Zobaczył ją, gdy w skupieniu poprawiała tekst, zmarszczyła czoło i trzymając długopis na wargach zastanawiała się nad słowami.

- Dzień dobry, Pani Lilianno. - Odparł po chwili wpatrywania się w nią, starając ukryć zdenerwowanie. - Pani jak zwykle od rana pogrążona w lekturze.

- Dzień dobry, szefie. - Odparła zdobywając się na uśmiech. - Jak najbardziej, ludzie mają tak różne spostrzeżenia świata, że z przyjemnością się je czyta.

- Czyli spełnione marzenie okazało się trafem w dziesiątkę. - Skarcił się w myślach za swoją głupotę. Im dłużej stał przed jej pokojem, tym miał większe wrażenie, że zapada się pod ziemię ze wstydu. - Dobrze, nie będę Pani przeszkadzał.

- Jeszcze dziś dam Panu recenzję. - Uśmiechnęła się i wróciła do zapisanych kartek papieru.

Liczył na dłuższą rozmowę, musiał jednak iść do swojego biura. Od razu zabrał się za czytanie kolejnych umów, za dzwonienie do kontrahentów i drukarni. Mógłby to komuś zlecić, jednak ufał tylko sobie. Wiedział, że tylko on jest wstanie dopiąć wszystko na ostatni guzik i przez to nie musiał się denerwować, że ktoś coś przekręci. Dzięki niemu to wydawnictwo pięło się coraz wyżej.

Dzień okazał się tym razem bardziej pracowity, niż się spodziewał. Kiedy udało mu się w końcu chwycić za telefon zobaczył, że Yvonne dzwoniła dwadzieścia osiem razy. Odsłuchał pocztę głosową, na której się nagrała. Z początku przypominała o zakupach, które jej obiecał kilka dni temu, z kolejną wiadomością stawała się coraz bardziej zdenerwowana, jednak ani razu nie zapytała, czy coś mu się stało. W głowie zamiast troski miała drogie prezenty, wystawne kolacje i pieniądze Bruna. Westchnął i postanowił odpisać, rozproszyło go jednak otwieranie drzwi. Spojrzał zza telefonu i zobaczył ją w drzwiach. Mimo urody dziewczyny, zrobił minę, jakby zobaczył potwora.

- Yvi. - Wstał. - Właśnie miałem zamiar do Ciebie napisać.

- Nie wyskakuj mi teraz z tłumaczeniami. - Syknęła. - Od rana próbuję się z Tobą skontaktować, nie wmówisz mi, że cały czas byłeś zajęty. Pewnie flirtowałeś z tą lafiryndą.

- Proszę Cię, zejdź trochę z tonu, nie chcę robić tu przedstawienia. - Próbował się ją uspokoić, jednak przyniosło to odwrotny skutek.

- Nie będziesz mówił mi, co mam robić! - Krzyczała na całe gardło. - Jesteś oszustem! Obiecujesz mi zakupy, a później nie odbierasz telefonu.

Złość wzbierała w nim coraz bardziej. Miał dość pustego podejścia do życia Yvonne. Mimo, że nie chciał wiązać się na zawsze, jego ambicje i tak były znacznie większe niż drogie zakupy i gorący seks co wieczór.

- Mówiłem Ci, że pojedziemy i pojedziemy.

- Nie kłam. Zależy Ci tylko na seksie, nie traktujesz mnie poważnie! - Zrobił się cały czerwony widząc przechodzących obok gabinetu ludzi, nie chciał, by ktokolwiek był świadkiem tej rozmowy.

- Yvonne. - Odparł w końcu. Jedno jej zdanie przesądziło o decyzji, z którą borykał się od dłuższego czasu. Nie miał już wątpliwości, że nastał najwyższy czas na zakończenie ich znajomości. - Usiądź proszę. Musimy porozmawiać!

- Jak będę chciała, to usiądę! - Wywróciła oczami siadając na krześle obok Bruna.

- Posłuchaj mnie. - Westchnął ciężko. - Pozwolę sobie nie skomentować tego żałosnego przedstawienia, które zafundowałaś zarówno mnie jak i moim pracownikom. - Chciała mu przerwać, jednak gestem dłoni nie pozwolił jej. - Daj mi dokończyć. - Wziął głęboki oddech. - Od dłuższego czasu zastanawiam się nad naszą znajomością. Doszedłem do wniosku, że nie pasujemy do siebie. Zasługujesz na kogoś, kto da Ci całego siebie, kto będzie przy Tobie, gdy będziesz tego potrzebować. Ja jestem ostatnim facetem, który mógłby - i co najważniejsze - chciałby Ci to dać.

- Chcesz mi powiedzieć, że ze mną zrywasz, tak? - Zrobiła wielkie oczy, lecz szybko wyraz jej twarzy zamienił się na wyrafinowany uśmiech. - Zgoda. Znajdę sobie nowego frajera, który będzie płacił za moje zachcianki.

- Jeśli chciałaś tym sprawić, że poczuję się podle to muszę Cię zmartwić, bo w ogóle Ci się nie udało. - Zaśmiał się. - Dzięki temu mam jeszcze mniej wyrzutów sumienia, że nigdy nie traktowałem Cię poważnie. - Wstał i ręką wskazał na drzwi. - Uważam więc tą rozmowę za zakończoną i mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy. Życzę powodzenia w zdobywaniu nowych sponsorów, a teraz żegnam.

Wyszła trzaskając drzwiami. Usiadł na fotelu licząc na nadejście bólu lub chociaż wyrzutów sumienia. Nie czuł jednak nic prócz zadowolenia i ulgi. Jakby właśnie dowiedział się, że wygrał z ciężką chorobą. Związek z Yvonne wyniszczał go od środka, pozbawiał poczucia niezależności, a przede wszystkim poczucie spełnienia. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuł, że może oddychać pełną piersią, że znów wraca spokój do jego życia. Nigdy nie żałował swoich romansów. Tak było i tym razem, Yvonne nauczyła go, żeby umiejętniej dobierać kochanki. Oprócz łóżka przecież liczył na spędzanie miłych chwil w towarzystwie mądrej dziewczyny. Teraz jednak postanowił, że nacieszy się niezależnością.

Usłyszał pukanie do drzwi, Lilianna weszła do biura i uśmiechając się nieśmiało podeszła do biurka. Delikatnie położyła kartki na blacie, wtedy zobaczył, że w jej oczach kryje się coś tak tajemniczego, że chciał to odkryć. Poczuł jednak falę złości, którą musiał gdzieś skierować, by nie zadręczać siebie.

- Pani Lilianno. - Odparł podniesionym głosem. - Co to jest?

- Recenzja, o którą Pan prosił rano. - Widać było zdenerwowanie na jej twarzy. - Czy coś się stało?

- Owszem, stało się! - Krzyknął. - To poważne wydawnictwo, obowiązują tu pewne zasady, których należy przestrzegać! Nie wywiązuje się Pani w terminie, wstępna recenzja miała dotrzeć do mnie godzinę temu!

- Wstępną recenzję przyniosłam Panu półtorej godziny temu, jednak mógł Pan zapomnieć, gdy przyszła do Pana... Dziewczyna. - Odparła spokojnie.

- Może Pani wyniki były by znacznie lepsze, gdyby nie wtykała Pani nosa w nieswoje sprawy, co? - Zmrużył oczy. - Proponuję Pani, by zamiast szukać sensacji zajęła się Pani swoimi zadaniami!

- Słucham? - Zdziwiła się. - Nie wtykam nosa w niczyje sprawy, od rana siedziałam w pokoju redagując tekst i pisząc Panu recenzję.

Jej oczy robiły się coraz bardziej szkliste, a on czuł się jak skończony drań. Wiedział, że krzyczał nie na nią, a przede wszystkim na siebie. Ona dostawała rykoszetem za jego wybuch złości, nie potrafił jednak nad tym zapanować. Kazał jej wyjść, opadł bezradnie na fotel i schował twarz w dłoniach.

Lilianna weszła w pośpiechu do pokoju starając się nie rozpłakać. Nie rozumiała, co takiego zrobiła źle. Nawet, jeśli popełniła jakikolwiek błąd była tylko człowiekiem, a ten nadęty dupek - pomyślała - nie miał prawa jej obrażać w żaden sposób, by wyżyć się przez to za nieudane pożycie w związku. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i starała się uspokoić. Pracowała sumiennie, więc nie miała sobie nic do zarzucenia, a jeśli on uważa inaczej to trudno - myślała - są inne wydawnictwa, oprócz szukania mieszkania będzie musiała szukać nowej pracy. Uspokojenie przynosiła jej myśl, że zostanie ciocią. Odkąd Maya poinformowała ją o ciąży chodziła nieustannie radosna, choć dobrze wiedziała, jak bardzo dziewczyna bała się jej o tym powiedzieć. Była pewna, że Lilianna będzie w środku cierpieć, ją jednak całkowicie przepełniało szczęście. Nikt bardziej nie zasługiwał na dziecko, niż jej bratowa. Myśl o zakupach dla noworodka sprawił, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Poszła do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kawy, pomyślała jednak, że to nie najlepsze wyjście, by pobudzać swoje nerwy jeszcze bardziej, jeśli nie chciała dostać zwolnienia dyscyplinarnego za pobicie swojego szefa. Wątpliwe, by dostała wtedy pracę gdziekolwiek. Gdy przekroczyła próg zobaczyła Bruna opartego o parapet. Spuścił głowę, jak tylko ją zobaczył, a ona w milczeniu nalała wody do czajnika i czekała, aż ten się wyłączy.

- Przepraszam. - Odparł speszonym głosem. - Nie tak to miało zabrzmieć, nie chciałem Pani urazić.

- Nie uraził mnie Pan. - Nie spojrzała nawet na niego bojąc się, że mogłoby to zakończyć się tragicznie. - Na drugi raz, po prostu, przypomnę Panu odpowiednio wcześniej, zanim zwyzywa mnie Pan o wścibstwo.

- A więc jednak jest Pani zła. - Westchnął. - Doceniam Pani pracę tutaj, robi Pani więcej, niż wszyscy pracownicy razem wzięci.

- Dziękuję, chciałabym, żeby to była prawda. - Zalała wrzątkiem herbatę. - Naprawdę nie jestem zła, nie czuję się urażona, obrażona lub poniżona. Wszystko jest w porządku.

- Domyślam się, że ta cała scena nie przedstawiła mnie w dobrym świetle...

- Ta scena była wyłącznie Pana osobistą sprawą. - Przerwała mu. - Nie chcę wścibiać nosa w Pańskie sprawy.

- Pani Lilianno... - Widziała, jak ukradkiem drapie się po głowie. Przez moment pomyślała, że jest czarujący, szybko jednak zeszła na ziemię.

- Muszę wracać do pracy. - Uśmiechnęła się i wyszła z kubkiem herbaty w ręce.

Nie miała ochoty z nim rozmawiać, na szczęście nie na tym polegała jej praca. Z przyjemnością wróciła do czytania niezbyt ciekawej książki. Czas tego dnia ciągnął się, jakby wskazówki zegara przesuwał ślimak. Skrupulatnie poprawiała błędy nie tylko stylistyczne, lecz co najbardziej ją drażniło - ortograficzne. W dobie programów, które podkreślają na wyraziście czerwony kolor każdy błąd ludzie wciąż idą na łatwiznę wierząc, że przy redagowaniu tekstu uda się zauważyć wszystko. Dźwięk SMS wyrwał ją z przemyśleń. Odczytała. "Czy dziś uda Ci się wyrwać punktualnie? Chciałabym się przejść do centrum". Uśmiechnęła się do siebie, bez zastanowienia odpisała "Z wielką przyjemnością" i wróciła do lektury.

Czas mijał powoli, ale do końca dnia bez kolejnych nieprzyjemności. Siedziała zamknięta skupiając się na pracy i rozmyślaniach o zakupach. Pierwszy raz wyszła z pracy punktualnie o godzinie szesnastej zostawiając pracę na kolejny dzień. Zgasiła światło i kierowała się do centrum handlowego.

 

Bruno dręczony wyrzutami sumienia nie był wstanie skupić się na pracy, siedział bez ruchu na fotelu i przeklinał się w myślach za to, co powiedział Liliannie. Najbardziej jednak denerwowało go to, że się tym przejmuje, myśli nieustannie o takich błahostkach, zamiast skupić się na tym, co najbardziej teraz było istotne. Dopinał właśnie umowę o powieść znanego pisarza i nie mógł pozwolić sobie na choćby najmniejszy błąd. I zamiast pilnować każdego kroku wydawania siedział i rozmyślał o jednej pracownicy. Był przecież profesjonalistą, nie żółtodziobem, który nie potrafi skupić się na swoich zadaniach. Twierdząc, że dłuższe siedzenie w biurze i tak nie przyniesie korzyści postanowił wyjść do domu. Założył czarny, dopasowany płaszcz, który podkreślał jego masywne ramiona i wyszedł. Pożegnał się z pracownikami i nie zwracając uwagi na maślane oczy Sophie podszedł do samochodu. Włączył odtwarzać, z głośników popłynęła melodia Faith Hill "There you'll be", o której przypomniał sobie przeglądając profil Lilianny. Ona lubiła ten film i tą piosenkę równie mocno, żałował tylko, że w natłoku romansów i obowiązków szefa wydawnictwa zapomniał. Dzięki niej wrócił znów do czasów, kiedy czuł się szczęśliwy, gdy siedział u boku ukochanej dziewczyny spoglądając w telewizor i oglądał po raz kolejny film, który znał na pamięć. Przypomniała mu również to uczucie, kiedy wstawanie rano ma sens, a on traktował ją, jakby była nic nieznaczącym śmieciem, którego można zgnieść i rzucić w kąt, gdy ma się gorszy dzień. Mijał zatłoczone ulice, gdy zmuszony przez czerwone światła przystawał, spoglądał na biegnących ludzi, którzy szukają schronienia przed deszczem. Wtedy zobaczył Liliannę, szła spokojnie, jakby zimne, jesienne krople ją omijały. Poczuł mrowienie w żołądku, jakby stado mrówek biegało w kółko. Zatrąbił, by zwróciła na niego uwagę. Wzdrygnęła się i spojrzała w jego kierunku, otworzył elektryczne szyby i wychylił lekko z okna.

- Witam, Pani Lilianno, może mógłbym Panią gdzieś podrzucić?

- Nie, dziękuje, poradzę sobie. - Odparła spokojnie zdobywając się na uśmiech.

- Może jednak? To nie będzie dla mnie komfortowa sytuacja, kiedy jutro weźmie Pani chorobowe, bo gniewa się Pani za mój nieudany wybryk. - Błagał wszystko, co mogło mu pomóc w tym momencie, by się zgodziła, by miał okazję porozmawiać z nią choć pięć minut. O nic więcej nie prosił i chociaż wiedział dobrze, że to nie ma najmniejszego sensu nie mógł już tego powstrzymać.

- Obiecuję, że nie wezmę zwolnienia. - Zaśmiała się, a on poczuł się tak, jakby właśnie dano mu w twarz. Widział jednak, że dziewczyna jest speszona i zdenerwowana. - Jestem umówiona tu, niedaleko. - Wskazała na centrum handlowe. W przypływie infantylnej zazdrości wyśmiał mężczyznę, który zaprosił ją na randkę do centrum. On brałby ją na wystawne kolacje, wycieczki do Paryża lub do Włoch, kiedy zima byłaby zbyt surowa. Skarcił siebie w myślach. Co ja robię! - Myślał - Zachowuję się jak totalny kretyn.

- Dobrze, w takim razie życzę miłego spotkania. Do zobaczenia w pracy.

- Do widzenia, szefie.

Odjechał obserwując, jak Lilianna znika we wstecznym lusterku. Rękami mocno obejmował kierownicę, zaciskał mocno usta i przeklinał się w myślach. Co on najlepszego robił? Czuł się jak skończony idiota poniżając się przed zwykłą dziewczyną, ale najdziwniejsze było to, że on wcale tego nie chciał. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, obiecał sobie w końcu, że na jakiś czas koniec z jakimikolwiek znajomościami damsko - męskimi. Włączył znów piosenkę, wsłuchując się w tony melodii i delikatny stukot kropel deszczu o samochodową szybę. Resztkami sił próbował nie myśleć o swojej pracownicy.

 

Lilianna dotarła do Centrum Handlowego, w którym umówiła się wcześniej z Mayą. Zatłoczona hala sprawiała wrażenie przepełnionej, jakby zaraz miał wydarzyć się jakiś kataklizm, a wszyscy szukali schronienia właśnie w tym budynku. Kierując się do kawiarni zobaczyła przystrojony sklep już na Święta Bożego Narodzenia. Na początku listopada! Parę dni wcześniej stała nad grobami bliskich, a teraz patrzyła na kolorowe bombki zawieszone na łańcuchu zrobionym z gałęzi iglastych drzew i kolorowe, migające światełka. Właśnie te widoki sprawiały, że magiczna atmosfera umierała przed rozpoczęciem grudnia. Każdy zdąży się nacieszyć widokami, by we właściwym miesiącu przestać zauważać oświetlone ulice. Wchodząc do kawiarni zobaczyła przy stoliku siedzącą Mayę, która uśmiechała się do niej promiennie machając na wypadek, gdyby nie została zauważona. Podeszła i ucałowaniem w policzek przywitały się.

- No proszę, jak minął Ci dzień? - Puściła jej oczko. Dobrze wiedziała, o co naprawdę ją pyta. Wcale nie chodziło o książki, o ciekawe zdania, które przeczytała. Chodziło jej o przystojnego szefa, którego miała nadzieję zobaczyć wychodzącego od Lilianny z samego rana.

- Mów lepiej, jak u Ciebie. - Zamówiła kawę i usiadła wygodnie.

- U mnie bardzo dobrze. - Zaśmiała się - Franz nie pozwala mi się przemęczać, więc korzystam. Ale co się dzieje, bo widzę, że dziś nie masz dobrego dnia.

- Kochana, mam bardzo dobry dzień, zwłaszcza, że idziemy na zakupy. - Uśmiechnęła się. - Po prostu miałam dzisiaj spięcie z szefem, chociaż on miał je bardziej ze mną, niż ja z nim.

- Czyli? Jak na korektorkę tekstu mówisz bardzo niezrozumiale. - Zmrużyła oczy.

- Wyobraź sobie... - Spojrzała na kelnera i skinieniem głowy podziękowała za kawę. - Od samego rana pracowałam nad wstępną recenzją, zaniosłam mu ją, wróciłam dalej do pracy i kiedy przyniosłam mu recenzję właściwą, zwyzywał mnie, że prosił mnie właśnie o wspomnianą wstępną, że gdybym nie wścibiała nosa tam, gdzie nie trzeba, to moje wyniki w pracy byłyby znacznie lepsze. - Prychnęła. - Ja tam robię więcej, niż oni wszyscy razem wzięci!

- Ale skoro dałaś mu tą wstępną recenzję, to dlaczego mówił, że jej nie dałaś?

- Ponieważ ten nadęty bufon był tak przejęty robieniem awantury ze swoją dziewczyną, że zapomniał. A mnie się za to dostało.

- Wyżył się na Tobie... - Westchnęła. - Cham.

Spojrzały na siebie i zaczęły śmiać. Lilianna w myślach przyznała rację przyjaciółce.

- A odnośnie zakupów, co chcesz kupić?

- Wiesz, to dopiero początek ciąży, ale chciałabym się rozejrzeć mniej więcej nad ciuszkami dla dziecka. No i... Nie mam prezentu dla Franza, a za dwa dni jest impreza.

- Ja też muszę mu kupić, no i może wstąpimy do księgarni? - Spojrzała błagalnie.

- Lili! Nie do księgarni, tylko idź gdzieś w końcu na randkę. - Westchnęła, po chwili wybuchając głośnym śmiechem.

- Najpierw muszę odwiedzić księgarnię. - Uśmiechnęła się szeroko.

Wypiwszy kawę wyruszyły na zwiedzanie sklepów z rzeczami dla dzieci. Z przerażeniem odkrywając wysokie ceny, zbyt wysokie, jak dla tak małych ubranek. Lilianna chodząc wśród wszystkich przyborów poczuła dziwne uczucie pustki, to było jedno z tych rzeczy, które dają sens wstawania każdego rana z łóżka. Nie czuła jednak zazdrości, wręcz przeciwnie, kibicowała zarówno Mayi jak i swojemu bratu z całego serca. Nikt bardziej od nich nie zasługiwał na to. A ona chciała być najlepszą ciocią na świecie. Oprócz sklepów dziecięcych nie omieszkały odwiedzić tych z rzeczami dla kobiet. Maya kupiła buty na szpilce, sukienki, bransoletki i pończochy, Lilianna natomiast skupiła się na kupowaniu rurek, luźnych koszulek i książek. Zawsze śmiały się, że wyraźnie u nich widać podział, ile w nich kobiecości. Maya była nieziemsko kobieca, co uwidoczniało się to nawet, kiedy zakładała dres, oczywiście dopasowany i stonowany. Nawet w sportowym stroju potrafiła wyglądać zaskakująco kobieco, co nigdy nie udawało się Liliannie. Ona w stroju sportowym wyglądała jak zagubiona dziewczyna z blokowiska.

- Spójrz na to! - Maya wskazała na czarną, krótką sukienkę. - Będziesz w niej pięknie wyglądać.

- Jest piękna, ale nie uważasz, że jeśli ja ją założę straci swój urok? Ja nie noszę sukienek! - Zaśmiała się. - Nie namówisz mnie, żebym to na siebie ubrała.

- Zrób to dla mnie. - Zrobiła słodkie oczy. - Nie musisz kupować, a za przymierzenie jeszcze nikt nikogo nie zabił. Więc proszę, chcę zobaczyć, jak wyglądasz.

- Dobrze... - Westchnęła ściągając ją w wieszaka i kierując się do przymierzalni. Stanęła przed lustrem nie rozumiejąc, co ona tu właściwie robi i co trzyma w ręce. Zdjęła spodnie i bluzkę, założyła na siebie czarny materiał. Wyszła, by pokazać się przyjaciółce.

- Prześlicznie w niej wyglądasz! - Zachwyciła się. - Kup ją i załóż jutro do pracy. A później na imprezę Franza. Na pewno kogoś poznasz!

- Nie, miałam ją tylko przymierzyć. - Dało się wyczuć przerażenie w jej głosie. - Na imprezę pójdę w spodniach!

- No Lili proszę Cię! - Wzburzyła się przewracając oczami. - Nie rób mi wstydu, że na imprezę urodzinową swojego brata przyjdziesz ubrana jak do biblioteki. Kup ją, bo inaczej Cię nie wpuszczę!

- Dlaczego Ty mnie tak krzywdzisz. - Westchnęła zrezygnowana wracając do przymierzalni.

- Nie krzywdzę, ja Ci właśnie pomagam. - Przełożyła głowę przez kotarę. - To jak, kupisz?

- No niech Ci będzie. - Odparła zrezygnowana. - Ubiorę ją na imprezę.

- I jutro! - Uśmiechnęła się szczęśliwa.

Sama nie wiedziała, dlaczego jej słucha. Podświadomie czuła, że Maya radzi jej dobrze. Była za bardzo drętwa i zbyt mało kobieca, a w połączeniu tworzyło to z niej "anty-kobietę", co też niejednokrotnie od przyjaciółki słyszała. Właśnie za tą szczerość ceniła ją najbardziej, bo choć nigdy nie użyła słów, które ją w jakikolwiek sposób mogły obrazić, zawsze doradzała jej słusznie. Dlatego słuchała wszystkich jej rad, choć nie zawsze się z nimi zgadzała. W końcu, gdy tylko Lilianna zapłaciła za nieszczęsną sukienkę z radością stwierdziły, że kupiły wszystko, co chciały. Pożegnały się i każda wróciła do domu. Ściągnęła buty i położyła się na łóżko, zamknęła na chwilę oczy, by odpocząć od gwaru pędzących po Centrum ludzi. Po chwili podniosła się leniwie i włączyła laptopa, by odczytać pocztę. Miała jednego maila, zdziwiła się, gdy zobaczyła adres swojego szefa. Wiadomość zatytułowana była jednym słowem: "Przepraszam". Kliknęła, by wejść w nią. Zaczęła czytać od niechcenia, wiedziała, że nic, co napisze nie jest wstanie poprawić jej spojrzenia na niego. "Pani Lilianno, zdaję sobie sprawę, że już to mówiłem, jednak chcę Panią przeprosić jeszcze raz za moje zachowanie. Obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy i mam nadzieję, że będzie Pani wstanie mi to wybaczyć. Tymczasem życzę Pani miłego wieczoru w dobrym towarzystwie. Pozdrawiam." Zaśmiała się do siebie, nie napisał nic nowego, jednak zrobiło to na niej wrażenie, że ta sytuacja nie pozwalała mu myśleć o niczym innym. Na pewno nie była jedyną pracownicą, na której dał upust swoim emocjom i rozumiała to. On, zarówna jak i ona byli zwykłymi ludźmi, więc tym bardziej dziwiło ją to, że tak bardzo przejął się paroma zdaniami wypowiedzianymi w nieodpowiednim czasie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 16.12.2014
    Oj chyba jemu szybciej przyjdzie się zakochać ; 5 Pozdrawiam.
  • Prue 16.12.2014
    Jestem zadowolona, że masz taką naturalność w przekazywaniu emocji bohaterów. Dam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania