Poprzednie częściWiśniowa Driada — rozdział 01

Wiśniowa Driada — rozdział 06

— Ty...‽ — ryknął po chwili Dustin, zarazem kierując się z zawrotną prędkością w stronę Vivienne, aby wyrwać jej telefon.

 

Vivienne w tym momencie cofnęła się nieco do tyłu, bo nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. Teraz tylko marzyła o tym, aby pojawił się Kasumi, bo sama nie dałaby im rady. Jednakże, nim zdołał dotrzeć do niej, został zatrzymany przez coś, czego za nic by się nie spodziewał.

 

— Nie radzę! — usłyszała po chwili Vivienne, który należał nie do kogo innego jak do samego Kasumi’ego.

 

Dopiero wówczas mogła odetchnąć z ulgą, że nie była już sama, co było jej na rękę. Nim jednak zdołała cokolwiek powiedzieć, usłyszała pisk Madeleine.

 

— Ty Wiedźmo! Puść go! — wrzeszczała histerycznie Madeleine, bo nie mogła się do Vivian zbliżyć.

 

Vivienne tylko przekrzywiła głowę, nie bardzo rozumiejąc o, co tamtej chodzi.

 

— O co ci chodzi? To nie ja! — odparła beznamiętnie Vivienne, pokazując, że to nie ona za tym stała.

 

Bo taka aktualnie była prawda, ale jak widać, tamtą jej słowa pod tym względem nie przekonywały. A to dlatego, że blond włosa nic tak naprawdę nie robiła, ale nie było mowy, aby ona jej uwierzyła. A co dalej się wyprawiało, przekraczało najśmielsze oczekiwania, tego była w stu procentach pewna! Z powodu, że Vivienne stała tyłem do drzewa, a przodem do tamtej dwójki nie widziała tego wszystkiego w całości. A tylko to, że nagle ominęły ją konary drzewa, które wystrzeliły niczym jak z procy i pochwyciły Dustina, nim on jej dosięgnął. Stąd też aktualnie Dustin dyndał głową w dół, szamocząc się i klnąc zarazem niczym jak szewc.

 

Madeleine tak bardzo była skupiona na Dustinie, że zupełnie zapomniała o istnieniu Vivienne. I tu już było wiadome, że Vivienne miała rację, zrywając z nimi kontakt, bo byli siebie warci. Co nie znaczy, że nie zaczęła się martwić o Kasumi’ego czy przez to, co teraz robił, nie będzie mu groziło niebezpieczeństwo. Nic więc dziwnego, że odwróciła się i skierowała się w stronę, skąd dochodził jego głos. Wówczas ujrzała, że wiśnia, która jeszcze chwilę temu nie miała żadnych kwiatów, była ich pełna. Gdyby nie to, że w każdej chwili Kasumi mógł dokonać morderstwa, to by zaparł jej dech piersi ten widok.

 

— Kasumi wystarczy! Oni nie są tego warci! — krzyczała z całych sił Vivienne, aby on przestał to robić.

 

Bo taka aktualnie była prawda i nie było sensu, aby Vivienne pod tym względem kłamała. Tym bardziej że nie robiła tego dla tamtych osób, tylko dla samego Kasumi’ego. Co nie było takie proste, jak się jej na samym początku wydawało, tego była w stu procentach pewna! A to dlatego, że za żadne skarby nie była w stanie zlokalizować, gdzie znajdował się Kasumi. A musiał gdzieś blisko być, bo inaczej nie byłby w stanie odprawiać tego, co właśnie wyprawiał. Prawdę mówiąc, Vivienne nie musiała odwracać się, aby słyszeć komentarze ze strony Dustina i Madeleine. Tak mocno głosowali, że była tylko kwestia czasu nim ktoś do nich tutaj dołączy. A tego, jak wiadomo, różowo włosa nie chciała, bo nie byłaby w stanie wyjaśnić tego, co się w tym momencie wyprawiało. Nawet jeśli by chciała, to i tak nikt by jej za żadną cholerę nie uwierzył i ona doskonale zdawała sobie o tym sprawę.

 

— Błagam, przestań! Wystarczy! — krzyczała z całych sił w płucach Vivienne, aby przekrzyczeć ten durny wiatr, który im w tym czasie towarzyszył.

 

Co nie było takie proste, jak się jej wydawało, bo wiatr z każdą chwilą coraz bardziej się nasilał. Powoli zaczynała tracić nadzieję, że uda się jej powstrzymać Kasumi’ego, nim wiatr postanowił nagle z niewiadomego powodu ucichnął. Tak jakby w końcu słowa wypowiedziane przez Vivienne dotarły do ich adresata. A tuż po tym, jak wiatr ucichnął, usłyszała różowo włosa łomot i krzyki dwóch przez nią znienawidzonych osób. Co znaczyło, że Kasumi musiał w końcu usłyszeć wypowiedziane przez Vivienne, bo innego wytłumaczenia na to nie widział. Bo gdyby było inaczej, to nawet nie chciała wiedzieć, co by dalej się stało. Na samą myśl, aż się Vivienne słabo zrobiło i jeszcze chwila i upadnie na podłogę, a tego, jak wiadomo, by nie chciała. Kiedy już osuwała się na ziemię, nie zważając na komentarze, że strony Madeleine i Dustina, poczuła, że ktoś ją złapał. Stad miała aktualnie zamknięte oczy i nie widziała, kim była owa osoba.

 

— Mało brakowało... Trochę za bardzo mnie poniosło, przepraszam! — usłyszała po chwili Vivienne blisko siebie znajomy głos.

 

Głos, który należał nie do kogo innego jak do samego Kasumi’ego! Nic więc dziwnego, że kiedy tylko usłyszała jego głos, ponownie otworzyła Vivienne oczy. A jej wzrok powoli padł na twarz jej wybawcy, na której znajdował się nikły uśmiech.

 

— Co ty nie powiesz‽ Całe szczęście, że w porę udało mi się do ciebie słownie dotrzeć! Zarazem dziękuję za ratunek! — odparła po chwili Vivienne, z nieco poruszonym tonem głosu, by po chwili uwolnić się z jego objęć.

 

Tym bardziej, że gdyby w porę nie zaczęła do niego mówić, to byłoby pewne, że tamta dwójka straciłaby życie. A wówczas, nie byłoby ani jej, ani tym bardziej jemu do śmiechu! Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że tamta dwójka nadal nie opuściła tego miejsca. Co według niej było dość dziwne, bo każdy normalny uciekłby, gdyby tylko nadarzyła się okazja. W tym czasie Kasumi jedynie przekręcił nieco głowę, niczym te pieski preriowe nie bardzo rozumiejąc o, co jej chodziło. A tym bardziej czemu się obecnie na niego złościła, bo przecież nie zrobił nic złego. Gdyby tego nie zrobił, tamci mogli jej nawet i krzywdę zrobić, bo na to aktualnie się zanosiło.

 

Jednak po chwili dał sobie z tym spokój, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie było to odpowiednie miejsce na dalszą rozmowę. Tym bardziej że musiał pozbyć się tamtej dwójki, aby już nigdy więcej zawracali jej głowy. Wystarczyło, że tylko się na nich Kasumi spojrzał, mógł wywnioskować, że oni do takich osób, które dadzą spokój, nie należą. Stąd musiał ich potraktować tak, a nie inaczej bo Vivienne była zbyt łagodna, aby postawić ostro na swoim.

 

— Masz co do tego zupełną rację, gdyby nie ty to pewnie byłoby po nich — skwitował po chwili Kasumi, zarazem przyznając rację Vivienne i nie mając nic przeciwko, że wyrwała mu się z objęć.

 

Vivienne tylko ciężko westchnęła, na dźwięk wypowiedzianych przez niego słów, aby po chwili skupić się na Madeleine i Dustinie.

 

— I ty dopiero teraz na to wpadłeś? — spytała po chwili Vivienne, zarazem podnosząc jedną brew do góry, kiedy wypowiadała owo pytanie.

 

— Dobrze, że teraz, a nie kiedy byłoby za późno — zauważył po chwili Kasumi.

 

— Masz co do tego zupełną rację... W takim razie, co z tamtą przerażoną dwójką zrobimy? — zmieniając po drodze temat Vivienne, bo nie było mowy, aby pozwolić im na wygadywanie tego, że jest ona czarownicą i tak dalej.

 

Ledwo Vivienne wypowiedziała ostatnie słowa, tamta dwójka w końcu odzyskała nie tylko władzę w kończynach, ale też i w ustach.

 

— Nie zbliżajcie się do nas, bo wezwiemy policję! — ryknął po chwili Dustin, zarazem chowając Madeleine za sobą.

 

W tym momencie Kasumi i Vivienne spojrzeli się na siebie, że znakiem zapytania wypisanym na twarzach. Bo jakby nie patrzeć, nie ruszyli się z ich obecnego miejsca i nie planowali tego robić przez następne paręnaście minut. Co nie znaczy, że Kasumi nie mógł bez ruszania się z miejsca im bez problemu coś zrobić, tak jak to zrobił wcześniej.

 

— Ta... To raczej ja powinnam ją wezwać, bo to wy mnie nękacie, a nie odwrotnie! — oznajmiła po chwili z ironią słyszalną w tonie głosu Vivienne, biorąc się zarazem pod boki.

 

Nie mając zamiaru pozwolić im na to, aby ją zastraszyli, co jak wiadomo, planowali. Nic więc dziwnego, że Madeleine i Dustin nie bardzo wiedzieli, co mają na słowa Vivienne odpowiedzieć. A to dlatego, że nie spodziewali się tego, że Vivienne się im postawi, czego jak wiadomo, nie brali wcale pod uwagę. Kasumi tylko złośliwie się uśmiechnął na widok ich durnego wyrazu twarzy.

 

— Ty chyba żartujesz? — spytała po chwili Madeleine, nie bardzo chcąc uwierzyć na to, że Vivienne była do tego zdolna.

 

— Wcale nie żartowałam, mówiąc, że to zrobię! — odparła po chwili Vivienne na pytanie zadane przez Madeleine.

 

Aby po chwili wziąć swój plecak, aby wyjąć telefon komórkowy, bo tylko tak mogła tak zrobić. Na ten widok, strach zagościł na twarzach Madeleine i Dustina, którym nie bardzo się to podobało.

 

— Wyluzuj, możemy jeszcze się pod tym względem dogadać! — dołączył do rozmowy po chwili Dustin, próbując jakoś powstrzymać Vivienne przed tym, co chciała zrobić.

 

Vivienne w tym momencie podniosła wzrok znad plecaka w stronę, skąd dochodził głos jej byłego chłopaka. Jednakże nie wypowiedziała ani jednego słowa, lecz w ramach odpowiedzi wyciągnęła telefon komórkowy i postanowiła go odblokować.

 

— Doprawdy‽ Ja tego wcale nie widzę, że możecie pod tym względem się dogadać! — oznajmił po chwili Kasumi, na miejscu Vivienne, aby po chwili strzelić palcami.

 

— C-co ty robisz‽ — pisnęła po chwili Vivienne, tuż po tym, jak zorientowała się, co wyprawiał Kasumi.

 

Kasumi w tym momencie położył dłoń na jej ramieniu, nim się odezwał: — Spokojnie, od tego momentu przestaną cię męczyć!

 

Chociaż wtedy nie spodziewał się tego, jak jego słowa różowo włosa odbierze. W tym momencie Vivienne serce na nowo podskoczyło do gardła. A przez jej umysł przeleciały najgorsze myśli, jakie możliwe przychodziły jej do głowy. Kasumi tylko westchnął na widok toku myślenia Vivienne, na który wcale się pod tym względem nie dziwił.

 

— Ty chyba nie... — Vivienne nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ Kasumi jej w tym przerwał.

 

— Spokojnie, nie planowałem ich zabić! Tylko zmieniłem im nieco pamięć, aby dali ci spokój! — wyjaśnił po chwili Kasumi, zarazem wchodząc Vivienne słowo.

 

— Naprawdę? — spytała po chwili Vivienne, nie bardzo wierząc mu na słowo i skupiając swój wzrok na nim.

 

— Sama zobacz! — odrzekł po chwili Kasumi, podczas tego, gdy zabierał swoją dłoń z jej ramienia i wskazując na tamtą dwójkę.

 

— Niech ci będzie... — skwitowała po chwili Vivienne i z lekko bijącym sercem zwróciła swój wzrok w kierunku, gdzie znajdowali się Dustin i Madeleine.

 

Nie mając bladego pojęcia, co tak naprawdę za chwilę zobaczy. Wówczas ujrzała dziwną scenę, której nawet przez długi czas nie była w stanie zrozumieć. A to dlatego, że tamta dwójka zachowywała się tak, jakby kompletnie zapomniała co się przed chwilą stało. Pozbierała się z ziemi, aby po chwili przeprosić ich i szybko się oddalić z tego miejsca, w którym do tej chwili się znajdowali. Nic więc dziwnego, że Vivienne kompletnie odjęło, mowę i chwilę jej zajęło, nim dotarło do niej, co się stało.

 

— I co, miałem rację? — zagaił po chwili Kasumi, zarazem wyciągając zza myślenia Vivienne.

 

— C-co? — wydukała po chwili Vivienne, spoglądając nieco z błędnym wzrokiem na Kasumi’ego.

 

— Pytałem się, czy miałem rację? — ponowił jakby nigdy Kasumi, nie robiąc sobie nic z dziwnej reakcji Vivienne.

 

A to dlatego, że się jej tak naprawdę spodziewał, bo byka oba nie do uniknięcia. Słońce w tym czasie kompletnie schowało się za horyzontem, a lampy jedna po drugiej się zapalały. Powoli zapadał zmrok, oznajmującą wszem wobec, że nadchodzi noc. Ptaki powoli zaczynały milknąć, ustępując miejsca wyjącemu wiatrowi. Wiśnia tuż za nimi powróciła do swojej poprzedniej formy i nikt by nie powiedział, że coś dziwnego się w tym miejscu wydarzyło.

 

— T-tak, masz całe szczęście, że mówiłeś pod tym względem prawdę! — rzekła w końcu po dłuższej chwili ciszy Vivienne, zarazem oddychając z ulgą, że miała to za sobą.

 

— W takim razie, nie mamy co już tutaj robić, prawda? — spytał po chwili Kasumi, zwracając uwagę na to, że lepiej było udać się do domu.

 

Vivienne tak naprawdę planowała właśnie to powiedzieć, że nie mają nic już tutaj do roboty, ale została wyprzedzona pod tym względem przez samego Kasumi’ego. Tak jakby, bo najmniej czytał jej w myślach, ale nie miała mu nic z tego powodu za złe.

 

— Masz co do tego zupełną rację, lepiej opuścimy to miejsce! A tak poza tym, to gdzie będziesz od teraz mieszkał? — odrzekła po chwili Vivienne, aby po chwili zmienić tor rozmowy.

 

Podczas tego, jak chowała nieszczęsny telefon z powrotem do plecaka, bo go już nie potrzebowała. A to dlatego, że nie miała zupełnie pojęcia, gdzie jej najdroższą mama go ulokowała. Stąd musiała Vivienne zadać takie, a nie inne pytanie, bo jak inaczej mogła się o tym dowiedzieć? Chociaż gdzieś w głębi serca czuła, co on za chwilę jej odpowie, ale wolała o tym się od niego dowiedzieć.

Następne częściWiśniowa Driada — rozdział 07

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania