Poprzednie częściWiśniowa Driada — rozdział 01

Wiśniowa Driada — rozdział 07

— A jak myślisz? — spytał Kasumi po chwili, z lekką nutką dramatyzmu z tonie głosu.

 

— No nie wiem... W hotelu? — odparła po chwili niewinnie Vivienne, udając, że nie wie, gdzie jej mama go ulokowała.

 

Bo co innego mogła powiedzieć, nim udawać, że się nie ma bladego pojęcia? Tym bardziej że miała tyle pytań, ale bała się, że jest ich za dużo i go trochę z nimi do siebie zrazi.

 

— Nie głuptasie, od dzisiaj będziemy mieszkać razem! — odpowiedział po chwili Kasumi, nie zdając sobie sprawy z tego, że wpadł w jej pułapkę.

 

Co nie znaczy, że Vivienne miała zamiar uwierzyć mu na słowo, stąd zrobiła oczy niczym jak talerze obiadowe.

 

— Że co proszę‽ Czy moja mama oszalała! — pisnęła po chwili Vivienne, tuż po tym, jak dotarło do niej, co właśnie usłyszała.

 

— Raczej nie, bo i tak nie miałaby, gdzie mnie ulokowała z powodu tego, kim tak naprawdę jestem — odparł jakby nigdy nic Kasumi, który przewidział, że tak właśnie Vivienne zareaguje.

 

Na całe szczęście byli sami w tym miejscu, bo inaczej już dawno by im się dostało za przebywanie w miejscu już niedozwolonym. Dopiero po paru chwilach Vivienne zrozumiała czemu jej mama postanowiła tak, a nie inaczej. Westchnęła tylko cicho i na chwilę ulokowała wzrok w kierunku ciemnego już nieba. Kasumi nie wiedzieć czemu, ale nie miał odwagi odezwać się, nim ona to zrobi. W końcu jednak zebrała się w sobie i postanowiła tę upiorną ciszę, jaka między nimi się wywiązała przerwać.

 

— Masz co do tego rację, bo im mniej osób wie tym lepiej dla ciebie, jak i dla mnie. A teraz już nie stójmy jak dwa kołki w tym miejscu i udajmy się do domu, gdzie dalej będziemy mogli rozmawiać! — oznajmiła po chwili Vivienne, wyrzucając z siebie to, co od dłuższej chwili w niej siedziało.

 

Kasumi na dźwięk wypowiedzianych przez nią słów tylko kiwną głową, że się z nią pod tym względem zgadzał. Niedługo po tym razem z Vivienne ruszył w kierunku domu, gdzie od tego momentu miał z nią mieszkać. Szli obok siebie, nie zamieniając między sobą ani jednego słowa, jakby się bali, że ktoś ich podsłucha. Z każdą chwilą coraz mniej mijali na ulicy osób, co było jak wiadomo zrozumiałe z powodu godziny, jaka aktualnie była. Zwykle o tej porze Vivienne była już w domu, ale kto przewidział, że Dustin i Madeleine wejdą jej w paradę? Nic jednak już na to poradzić nie mogła i pozostało jej tylko iść do przodu. A to dlatego m, że nie była już sama i nie musiała się tak stresować, jak jeszcze jakiś czas temu.

 

— Mogę wziąć cię za rękę? — z rozmyślań wyciągnęło ją dopiero pytanie zadane przez samego Kasumi’ego.

 

Nic więc dziwnego, że na chwilę zatrzymała się na środku chodnika, aby móc spojrzeć się na swojego towarzysza wędrówki. Przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała, ale po wyrazie twarzy Kasumi’ego mogła stwierdzić, że jednak dobrze usłyszała.

 

— A czemu pytasz? — spytała po chwili nieco skołowana Vivienne, nie bardzo rozumiejąc czemu o to pyta.

 

— Wiesz... wolałem się najpierw zapytać, aniżeli brać cię za rękę bez pytania — odparł niewinnie Kasumi, na zadane przez nią pytanie.

 

Z powodu tego, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mogła odtrącić jego rękę, gdyby to zrobił bez ówczesnego zapytania się go o to. Stąd nie było sensu, aby owijał w bawełnę, bo byli w nieodpowiednim miejscu i godzinie na takie rozmowy. Vivienne z kolei wcale nie spodziewała się tego po nim, że o to ją właśnie zapyta. Nie miała nic przeciwko trzymaniu się za ręce, ale widać wolał dmuchać na zimne.

 

— Jasne, możemy trzymać się za ręce! A teraz wracajmy w końcu do domu! — odrzekła po chwili Vivienne, zaraz też biorąc nieco skołowanego Kasumi’ego za rękę i ruszając dalej w kierunku domu.

 

— Cz-czekaj! — wydyszał po chwili Kasumi, ale Vivienne już go nie słuchała, bo była skupiona na dotarciu bezpiecznym do domu.

 

Na co wcale się jej pod tym względem nie dziwił, bo już również marzył o tym, aby znaleźć się w miejscu zwanym domem. Co nie znaczy, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że Vivienne, nie zada mu multum pytań, jak tylko dotrą na miejsce. Reszta drogi przebiegła całkiem spokojnie, co było Vivienne na rękę, bo nie miała już siły, aby użerać się z głupimi ludźmi. W końcu udało się im dotrzeć na miejsce i Vivienne w końcu mogła puścić rękę Kasumi’ego. A to dlatego, że musiała zdjąć z pleców plecak, aby wyciągnąć z niego klucze do domu.

 

— Tylko wyciągnę klucze z plecaka i będę mogła otworzyć drzwi! — oznajmiła po dłuższej przerwie Vivienne, podczas tego, jak zdejmowała plecak i zwracała się do Kasumi’ego.

 

— Jasne, nie ma problemu — odrzekł po chwili Kasumi, nie mając nic przeciwko poczekaniu jeszcze trochę.

 

Po kilku chwilach poszukiwań w końcu udało się Vivienne znaleźć te durne klucze i bez problemu otworzyła drzwi od domu.

 

— Dobra, tylko zapalę światło w przedpokoju i możemy wchodzić! — oznajmiła po chwili Vivienne, wchodząc do środka, aby zapalić światło.

 

— Jasne, nie ma problemu! — odparł po chwili Kasumi, na to co powiedziała przed chwilą Vivienne.

 

I tak już byli praktycznie na miejscu, więc jeśli trochę jeszcze poczekać, to nic tak naprawdę nie zmieni. Nawet Vivienne nie zauważyła, kiedy już obecnie znajdowała się z Kasumi’m w salonie, popijając gorącą herbatę. Może dlatego, że zachowywała się w tym momencie niczym jak robot? Tak czy inaczej, w końcu mogła na spokojnie porozmawiać z Kasumi’m, bo nie było mowy, aby to zostawiła na następny dzień. Nie byłaby w stanie zasnąć, tego była w stu procentach różowo włosa pewna. Odkąd odzyskała z nim kontakt, nie była w stanie usiedzieć na miejscu. A teraz on siedział obok niej na kanapie i ostrożnie popijał gorącą herbatę.

 

Nie zważając na to, że Vivienne mocno mu się przyglądała i nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Miała tyle pytań, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie na wszystkie on jej odpowie. Tym bardziej nie miała zamiaru nalegać na to, aby na wszystkie na raz odpowiedział. Cisza, jaka między nimi panowała była mocno stresująca, ale żadne z nich nie miało odwagi odezwać się jako pierwsze. Co jeszcze bardziej potęgowało dość i tak stresującą atmosferę, która tylko pogarszała sprawę. A zegar ścienny raz po raz zaznaczał swoją obecność tykaniem, które z czasem zaczęło Vivienne denerwować.

 

— Jeśli będziemy tak bezsensownie milczeć, to nigdy się do siebie nie odezwiemy — zauważył po dłuższej przerwie Kasumi, zarazem w końcu przerywając tę upiorną ciszę, jaka się między nimi utworzyła.

 

Tak bardzo Vivienne była skupiona na swojej herbacie, że zupełnie zapomniała o istnieniu Kasumi’ego. Nic więc dziwnego, że z wrażenia mało nie wypuściła różowo włosa kubka z rąk.

 

— C-co‽ — wydyszała po chwili Vivienne, zarazem powracając do rzeczywistości, a jej wzrok na nowo padł w stronę, gdzie aktualnie siedział Kasumi.

 

— Ehhh... — tylko tyle wyrwało się z ust Kasumi’ego, tuż po tym, jak usłyszał odpowiedź ze strony Vivienne.

 

Tak naprawdę spodziewał się tego, że musiał ją nieco zaskoczyć, bo inaczej w taki, a nie inny sposób aktualnie odpowiedziała, Vivienne nie bardzo rozumiała, skąd taka nagła zmiana nastroju u Kasumi’ego wynikła. Co nie znaczy, że miała zamiar się o to go zapytać, bo nie chciała pogarszać sprawy.

 

— W takim razie, może w końcu opowiesz mi, jak trafiłeś na moją mamę, która potem pozwoliła się nam porozumieć? — spytała po chwili Vivienne, zarazem szybko zmieniając temat rozmowy, aby tylko tamto mieć za sobą.

 

Bo tak naprawdę byka ciekawa tego, w jaki sposób Kasumi po tylu latach natrafił na jej mamę. Między czasie odstawiła kubek na stolik i poprawiając się na kanapie. Kasumi w tym samym momencie spojrzał się na nią i ponownie głęboko westchnął. A to dlatego, że od momentu, kiedy się z nią skontaktował, przewidywał, że się ona o to go zapyta. Tak też nie mając innego wyboru, zaczął swoją opowieść, jak jego klan musiał uciekać przed ludźmi, tuż po tym, jak oni wycięli ich drzewa. I jak jej mama i odnalazła i pomogła im się przenieść w bezpieczne miejsce.

 

— Co za skurwysyny! — obruszyła się po chwili Vivienne, tuż po tym, jak Kasumi opowiedział jej, jak spotkał jej mamę, która mu i jego klanowi uratowała życie.

 

— Masz co do tego zupełną rację, ale to już przeszłość i nic na to nie poradzimy — skwitował po chwili Kasumi, przyznając jej zupełną rację.

 

— Z drugiej strony, gdyby do tego nie doszło, to pewnie nigdy więcej byśmy się nie spotkali ponownie, nieprawdaż? — zauważyła po dłuższym namyśleniu Vivienne.

 

Bo taka aktualnie była prawda, o której Kasumi jak widać, nie zdawał sobie do tej pory sprawy. Stąd po chwili spojrzał się na Vivienne, mając oczy niczym jak talerze obiadowe. A Vivienne nie bardzo rozumiała, czemu Kasumi wytrzeszczał w jej kierunku oczy, co zaczynało wyglądać według niej dość komicznie.

 

— Że też o tym nie pomyślałem! — pisnął po chwili Kasumi, tuż po tym, jak w końcu dotarło do niego, że gdyby do tego nie doszło, to by teraz z Vivienne nie rozmawiał.

 

Nie wspominając o tym, że była oba jego pierwszą miłością i się denerwował, że ją go ona odrzuci.

 

— No widzisz! Widać byliśmy sobie przeznaczeni, bo innego wytłumaczenia na to nie widzę! — rzekła po chwili z uśmiechem wypisanym na twarzy Vivienne, zarazem podnosząc się z kanapy, aby móc przysunąć się do Kasumi’ego.

 

— Masz co do tego zupełną rację, bo od kiedy cię poznałem, wiedziałem, że chcę być tylko z tobą i z nikim innym! — wyjawił znienacka Kasumi, powodując tym, że Vivienne potknęła się o chodnik i lotem ślizgowym wylądowała na kolanach Kasumi’ego.

 

Kasumi, który w ostatnim momencie złapał ją, nim zrobiła sobie i jemu krzywdy. A teraz spoglądali sobie w oczy z bliska i nie bardzo wiedział, co mają powiedzieć. Serce blondwłosej zaczęło mocniej bić, no za nic w świecie nie spodziewała się tego, co właśnie od niego usłyszy. Gdyby się pod tym względem spodziewała, to by pewnie tak zaskoczona pod tym względem nie była. Jednak na całe szczęście tak wcale nie było i pozostało jej zareagować, tak a nie inaczej.

 

— Wychodzi na to, że podświadomie nie byłam w stanie o tobie zapomnieć, stąd nie byłam znaleźć sobie nikogo innego, bo porównywałam ich do ciebie! — odparła po chwili Vivienne, z rozbawieniem słyszalnym w tonie głosu.

 

Bo taka aktualnie była prawda i nie musiała pod tym względem zmyślać. Nie ważne jakby szukała jakiegoś faceta, to i tak podświadomie szukała w nim Kasumi’ego. O czym jak wiadomo, wówczas nie zdawała sobie zupełnie sprawy, bo jakby nie patrzeć, nie zdawała sobie o tym sprawy. Tak czy inaczej, pozostało jej tylko iść do przodu, bo innego pod tym względem jak wiadomo, Vivienne wyboru nie miała. Nie ważne, czy tego by chciała, czy też, czy nie. A teraz pozostało jej tylko skupić się na tym, co Kasumi miał obecnie do powiedzenia.

 

— W takim razie, myśleliśmy tak samo i cieszę się, że w końcu możemy być razem, nieprawdaż? — spytał po chwili Kasumi, z uśmiechem wypisanym na twarzy.

 

— Na to wygląda, że tak władze było! — odrzekła po chwili Vivienne, aby po chwili złożyć na ustach Kasumi’ego namiętny pocałunek.

 

Od teraz w końcu mogła w pełni być szczęśliwa i nic już nie miało możliwości tego zmienić. W końcu odzyskała tego, którego od tak dawna szukała i w końcu jak wiadomo, odnalazła za pomocą jej ekscentrycznej mamy. Co jak wiadomo, wcale na samym początku Vivienne nie spodziewała. Jednak gdyby się spodziewała, to pewnie niespodzianką to wcale by nie było. Może miała złamane serce, z powodu tego tamta dwójka w stosunku do niej zrobiła. Jednak dzięki Kasumi'emu powoli się ono goiło, co było według niej w tym wszystkim najważniejsze. Nie była już sama i mogła na kimś prawdziwie polegać, o czym od dawna marzyła.

 

A to, co się z tamtymi osobami działo wcale już ją nie obchodziło. Mieli szansę, ale jak wiadomo, jej nie wykorzystali, a kolejnej nie miała zamiaru im dawać. Nie ważne, jakby próbowali ją przekonać, to nie było mowy, aby to im się udało. Za bardzo ją zranili, aby ot, tak im wybaczyła. Nawet jeśli mogłaby cofnąć czas, to pewnie tal samo, by się zachowała, jak aktualnie się zachowała. To była ich wina, a nie jej, bo to oni ją tak potraktowali, a nie ona, jak zapewne oni sądzili. Nie wspominając o tym, że dalej myśleli, że nic złego nie zrobili i to ona robiła problemy, a nie oni. Co już według niej było czystym idiotyzmem i wolała skupić się na Kasumi’m, a nie na nich, bo to on dla niej aktualnie był najważniejszy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania