Wspomnienia sfrustrowanego faceta: Wycieczka

Chyba nie ma człowieka, który by nie chciał pamiętać chwili swoich narodzin. Ja mogę wam o tym opowiedzieć. Poważnie. Pamiętam, jak jasność przebija mrok. Jak do moich uszów docierają głosy, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Jak otwiera się powoli klapa bagażnika w którym moje ciało tkwiło zwinięte w kłębek, niczym embrion w łonie matki. Obolałe i zesztywniałe kończyny rozprostowują się powoli, kiedy silne dłonie łapią mnie pod pachy i wyciągają na zewnątrz. Oślepiony światłem dnia nie dostrzegam mojego wybawiciela. Czuję lek i niepokój.

Potem ląduje na twardej ziemi. Otwieram powoli oczy. Mrużę źrenice i podnoszę rękę, by dostrzec otoczenie. Nade mną stoją dwaj osobnicy. Wysocy, jak otaczające nas drzewa. Powoli dociera do mnie świadomość tego, gdzie jestem. Ale nie wiem jeszcze w jakim celu się tu znalazłem. Pamiętam tylko ostatnią sekundę na chodniku. Później ciemności skryły mój umysł. Obudził mnie warkot silnika i stukot mojego własnego ciała o klapę bagażnika, kiedy samochód mknął po nierównym terenie. Resztę już znacie.

Teraz jest ta chwila, w której ja chciałbym, albo i nie, poznać dalszy ciąg...

Potężny gość, ubrany w ortalionowy dres, stoi nade mną w rozkroku. Za nim drugi. Obaj patrzą na mnie kipiącymi nienawiścią oczami. Ten z przodu trzyma w rękach kij baseballowy. Ból pod czaszką i potężny guz na mojej głowie świadczą, że już go wcześniej użył. Wokół nas cisza. Śpiew ptaków brzmi w tej scenerii wyjątkowo ironicznie. Patrząc na kij, który osiłek trzyma w łapach, jedna tylko myśl mnie nachodzi: na pewno nie będzie grał w baseball...

Nagle trzask rozrywa ciszę. Ktoś zamknął z hukiem drzwi samochodu. Po chwili trzecia postać dołącza do dwóch pozostałych. W przeciwieństwie do nich, ten ubrany jest elegancko, w garnitur i zawiązany pod szyją, gustowny krawat. Mężczyzna pochyla się nade mną. Przez chwilę grzebie w moich kieszeniach. Wyciąga z nich portfel. Przegląda go. Wyciąga dowód osobisty. Patrzy na niego przez chwilę. Wymawia na głos moje nazwisko. Pozostali patrzą na niego szeroko otwartymi oczami.

Panowie – mówi do nich, podsuwając mój dowód osobisty pod ich wykrzywione

w zdziwieniu twarze – tak na przyszłość. Kiedy następnym razem będziecie wywozić kogoś do lasu, sprawdźcie najpierw dokładnie jego dowód tożsamości.

Facet z powrotem pochyla się nade mną. Wkłada mój portfel do kieszeni i odchodzi. Oba osiłki łapią mnie pod pachy i podnoszą do góry. Po chwili odchodzą i odjeżdżają swoim autem, pozostawiając mnie zdziwionego w środku lasu. Nie mam pojęcia o co im chodziło.

Kilka dni później przeczytałem w internecie o znalezieniu zwłok w lesie. Mało się nie zakrztusiłem zupą, którą właśnie jadłem. Ofiara na zdjęciu była łudząco do mnie podobna. Zupełnie jak klon, albo brat bliźniak. Przeczytałem nazwisko. Zamienić jedną literę z drugą i wyjdzie takie, jak moje. Ten facet chyba nie miał tyle szczęścia co ja...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 03.05.2015
    czyta się lekko Twoje opowiadanie; 4:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania