Wspomnienia sfrustrowanego faceta: Zombie (uwaga: treść mocno masakryczna ;)

Pewnej nocy wróciłem późno z delegacji do domu. Wskazówki zegarka wskazywały godzinę bardzo odległą od tej na którą obiecałem, że się stawię. Trochę z kolegami z pracy wypiliśmy, by uczcić nowy kontrakt, więc byłem lekko wstawiony, a w głowie mi kołowało. Wyciągnąłem klucz z kieszeni. Podniosłem go do góry, przymknąłem jedno oko i wycelowałem w zamek. Nie trafiłem. Zgrzytnęło drewno. Zmarszczyłem się. Oby nie było rysy. Żona mnie zabije. Wycelowałem ponownie. Znowu pudło! Cholera - pomyślałem. Złapałem klucz w obie dłonie i powoli skierowałem go w kierunku wąskiej szparki w zamku. Dzisiaj była ona dla mnie wyjątkowo malutka i ciasna.

Po kilku podejściach udało mi się w końcu wcisnąć ten przeklęty klucz. Spiąłem się w sobie, by wolno go przekręcić. Wiedziałem, że zamek jest stary i zapadka na pewno zazgrzyta, budząc pół dzielnicy. Chciałem go przekręcić, ale był otwarty. Czyżby żona zapomniała zakluczyć drzwi? – pomyślałem. Dziwne to było, zawsze pamiętała o tym i przeważnie mnie goniła, bym to zrobił. Ale nie było co się zastanawiać. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.

Przywitały mnie nieprzeniknione ciemności, głucha cisza i... zmarszczyłem nos. Wciągnąłem głęboko powietrze. Nie myliłem się. W domu coś śmierdziało. Nie potrafiłem rozszyfrować tego smrodu, ale cuchnęło jak rozkładające się mięso. Jeżeli ktoś kiedyś przed wędzeniem moczył przez kilka dni mięso w solance z dodatkiem saletry, wie dobrze, o czym mówię. To coś śmierdziało podobnie, tylko jeszcze bardziej intensywnie. Czyżby mięso przeznaczone na niedzielny obiad się zepsuło? Nie chciało mi się w to wierzyć. Przecież wczoraj je kupiłem. Jeżeli sprzedali mi przeterminowane, to wpadnę do sklepu jutro z odwiedzinami.

Nie wiem, jak Żona mogła spać w tym smrodzie, ale spała, co akurat sprawiło mi ogromna ulgę. Całe szczęście nie czekała na mnie przy telewizorze, jak to miała w zwyczaju. Wyciągnąłem rękę. Na ścianie wymacałem kontakt. Nacisnąłem go. Żarówka rozbłysła na ułamek sekundy. Rozległ się cichy trzask i korytarz na powrót pogrążył się w mroku. Zakląłem pod nosem. Nie miała kiedy się przepalić!

No cóż. Zdany byłem tylko na własny instynkt i topografie własnego domu. Stawiając ostrożnie kroki ruszyłem do przodu. Coś zazgrzytało pod moimi stopami. Schowałem głowę między barki marszcząc brwi. Cholerne panele! Żona miała rację, mówiąc, że już dawno powinniśmy je wymienić. Tzn. ja powinienem...

Ruszyłem dalej. Kołysząc się na boki przemierzałem korytarz jak majtek rufę statku podczas sztormu. Modliłem się w duchu, by czegoś nie przewrócić, albo żebym sam nie wpadł na ścianę. Ku mojej ogromnej uldze dotarłem w ciszy do wieszaka wiszącego po drugiej stronie korytarza na ścianie. Zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją. Oczywiście nie trafiłem w haczyk i spadła z łomotem na podłogę. Podniosłem ją i powiesiłem ponownie. Tym razem nadziałem szlufkę na haczyk pewnie, aż sam się zdziwiłem.

Zdjąłem buty. Chciałem wcisnąć stopy w kapcie ale za cholerę nie mogłem je wymacać na podłodze. Po kilku machnięciach stopą zrezygnowałem i postanowiłem udać się do pokoju na bosaka. Zresztą obojętny był mi chłód drewnianych paneli, grzały mnie wypite wcześniej procenty.

Ruszyłem korytarzem przed siebie, ostrożnie stawiając kroki, by nie obudzić żony. Przez cały ten czas unosił się wokół mnie ten cholerny smród. Nie byłem w stanie zlokalizować skąd dokładnie się wydobywał, bo odniosłem wrażenie, że jest on wszechobecny w całym domu. Zupełnie, jakby ściany nim przesiąkły.

Po kilku krokach znalazłem się przy drzwiach do sypialni. Były nieco uchylone. Pchnąłem je lekko. Otworzyły się do środka. Śmierdzący odór osiągnął w tym miejscu apogeum. Zakryłem dłonią nos. Do jasnej cholery – pomyślałem – co tu tak śmierdzi? Nie chciałem buszować po domu, by zlokalizować źródło smrodu, bo będąc na fazie, w jakiej znajdowałem się tej nocy, narobiłbym tylko hałasu i niepotrzebnie obudził zonę. A nie chciałem tego robić. Widziałem, jak leży spokojnie pod kołdrą na łóżku. Linia jej ciała rysowała się delikatnie na tle rozgwieżdżonego nieba za oknem. Była tak niewinnie pogrążona we śnie, spokojna i cicha, zupełnie, jak nie ona. Mieliśmy akurat mały rozejm w małżeństwie i pozwoliła mi spać przez ostatnie kilka nocy w sypialni obok siebie...

Zdjąłem ubranie i podniosłem kołdrę. Położyłem się na łóżku obok mojej duszki. Zniknęły gdzieś problemy dnia codziennego i nieporozumienia. Nawet przestał mi przeszkadzać ten paskudny smród. Wyciągnąłem rękę, by objąć ją w pół i przytulić do siebie. Obróciłem powoli jej ciało w moją stronę. Jej głowa opadła bezwiednie twarzą do mnie. Lekki uśmiech na mojej twarzy zniknął...

Zmarszczyłem brwi. Z mroków nocy próbowałem wyłowić rysy znajomej twarzy. Kontury głowy rysowały się niewyraźnie w blasku gwiazd. A ja czułem, że było coś nie tak, coś inaczej...

Poczułem, jak lodowate palce strachu wędrują powoli wzdłuż mojego kręgosłupa. Mimo, że leżałem pod kołdrą, moje ciało ogarnął nieprzenikniony chłód. Ktoś leżał obok mnie, to było pewne, ale ten ktoś, lub coś, tylko na pierwszy rzut oka przypominał moją żonę.

Pochyliłem głowę do przodu...

Dreszcz, który wstrząsnął nagle moim ciałem, był jak skok do lodowatej wody w mroźną noc. Ciemności ustępowały powoli odsłaniając widok, który z każdą sekundą wprawiał w drżenie moje kończyny.

Ujrzałem twarz, jak z sennego koszmaru. Spoglądała na mnie czarnymi, okrągłymi oczodołami pozbawionymi oczu. Skóra na policzkach była biała jak porcelanowa miska i pokryta grubymi bruzdami niczym ziemia po przejechaniu pługiem. Zniekształcona, łysa czaszka, pokryta guzami i z odstającymi gdzieniegdzie pojedynczymi włosami, spowodowała, że wstrząsnęły mną torsie.

Z przerażenie patrzyłem, jak ten upiorny, żywy trup przechyla w moją stronę głowę i podnosi powoli do góry rękę. Łapie mnie za czoło, jakby chciał wyssać krew! Poczułem chłód zimnej dłoni na twarzy i zaciskające się na policzkach kościste palce! Atmosfera w sypialni gęstniała z każdą, mrożącą krew w żyłach sekundą, a w mojej głowie tłukła się tylko jedna myśl: co tu się stało, kiedy mnie nie było?

Nagle przypomniałem sobie nie zamknięte na klucz drzwi wejściowe...

Ciemności zacisnęły się wokół mnie jak pętla ściskająca gardło wisielca.

Usłyszałem nagle wrzask! Wrzask, który mógł wyrwać się tylko z gardła śmiertelnie przerażonego człowieka! Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to mój własny głos i że to ja krzyczę, leżąc naprzeciwko czegoś, co powinno znajdować się nie w mojej sypialni, ale dwa metry pod ziemią!

Zerwałem się na nogi!

Ogarnięty nieopisaną, potworną paniką rzuciłem się do drzwi. Moje nogi zaplątały się w czymś, co leżało na podłodze. Wyrżnąłem orła i z hukiem upadłem na ziemię. Moje ciało boleśnie odczuło gwałtowne spotkanie z panelami. W wyobraźni widziałem, jak trup wyciąga rękę i próbuje złapać mnie za stopę. Jak ześlizguje się z łóżka i obejmuje mnie swoimi lodowatymi rękoma. Przyciska obślizgłą twarz do szyi i próbuje wbić w nią zęby. Jak charczy nad uchem i wysysa ze mnie życie. Jak...

Gdzieś z boku rozbłysło światło. Mały płomień, który mógł wydobyć się tylko z samych czeluści piekielnych! Usłyszałem nad sobą charczący głos:

- Teraz jesteś mój...

Ogarnęła mnie panika, tak wielka i niewyobrażalna, że aż zakręciła mi w głowie. Leżałem na podłodze rękami zasłaniając twarz. Nie widziałem, co się dzieje wokół mnie, ale słyszałem, jak to coś, co tylko przypomina moją żonę, zbliża się ku mnie, czołgając się powoli na łóżku niczym odwłok pozbawiony kończyn.

- ...i jesteś tutaj...

Upiorna postać wciąż zbliżała się, a ja byłem jak sparaliżowany i nie mogłem nic zrobić.

- ...i nawet nie potrafisz położyć się spokojnie do łóżka, by z niego nie zlecieć!

Zastygłem bez ruchu. Powoli rozchyliłem dłonie którymi zakrywałem twarz. Pomiędzy palcami ujrzałem żonę. Siedziała na łóżku oświetlona światłem lampki nocnej. Zdjęła dwa, wielkie plastry ogórka, którymi przykryła sobie oczy. Jej twarz pokryta była grubą warstwą jakiejś maści, albo kremu. Na głowie potężne wałki skręcały jej włosy. Widok był bardziej masakryczny, niż ten w mojej wyobraźni...

Kochanie – powiedziałem niepewnie – co ty masz na twarzy?

- A jak myślisz – odpowiedziała mi odkładając plasterki na stolik – to maseczka!

- Ale w środku nocy?!

- A co ma robić żona, która z utęsknieniem czeka na swojego męża, aż ten

łaskawie wróci w końcu z pracy! Po za tym nie wiem, czy wyczułeś coś w tym stanie, ale kanaliza się zapchała i śmierdzi w całym domu, a najbardziej tu, w sypialni, aż mnie gardło rozbolało! Będziesz miał co robić na kaca. I zamek w drzwiach się zepsuł!

Do końca tygodnia spałem sam w pokoju na kanapie. Ale nie martwiło mnie to za bardzo. Jakoś nie spieszno mi było, by po tej nocy położyć się w sypialni na łóżku...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • NataliaO 05.04.2015
    Czytałam na pół. Powiem, ze dobrze mi się czytało. Ciekawie przedstawione. Śmieszyło mnie. Było nie źle 5:)
  • BreezyLove 05.04.2015
    Hehe to było dobre ;) uśmiech nie schodzi mi z twarzy do tej pory, w którymś momencie domyśliłam się, że żona miała maseczke na twarzy ;) 5
  • Nithael 05.04.2015
    Bardzo dobry tekst :) Śmieszny, zabawny i wciągający, coś innego od wszystkiego :) Daję 5 :)
  • DarthMoon 05.04.2015
    Dzięki wszystkim :)
  • Mroczhna 06.04.2015
    Unikaj początków "Pewnego dnia", "Pewnego razu", "Dawno, dawno temu" itp.
    W opowiadaniu występują częste powtórzenia, np: "Wskazówki zegarka wskazywały", "rozkładające się MIĘSO. Jeżeli ktoś kiedyś przed wędzeniem moczył przez kilka dni MIĘSO" itd.
    Niezamknięte*. Jeżeli chcesz sprawdzić błędy w opowiadaniu przed opublikowaniem, polecam stronę https://languagetool.org/pl/

    Pomijając drobne błędy, (przepraszam z góry za tamtą upierdliwość, co do nich) muszę Ci przyznać, że tekst jest naprawdę ciekawy, a ten troll na końcu... no po prostu wisienka na torcie!
    Podoba mi się, że za pomocą kilku zdań zamieniłeś tak długie i przerażające opowiadanie w coś śmiesznego,w zwyczajny żart. Daję 5/5! :-)
  • Angela 06.04.2015
    Bardzo zabawne, dobre opowiadanie : ) 5
  • DarthMoon 06.04.2015
    Dzięki za porady, czasami człowiek pisze pod wpływem impulsy i niektóre błędy w pisowni zauważa dopiero po jakimś czasie, ale będę miał to na uwadze, każda rada cenna tak samo jak każda pozytywna opinia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania