Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część17

Pomimo odczucia chwilowego chłodu i złego przeczucia powstrzymałem natłok czarnych myśli, podobnie jak pospieszny odruch naciśnięcia ikonki zielonej słuchawki. Jeden głębszy oddech pozwolił mi przegnać czającą się w podświadomości gradową chmurę. Nigdy wcześniej nic podobnego mnie nie nawiedziło, widocznie ten pierwszy raz jest kontynuacją zaskoczenia, które zburzyło moje opanowanie. Kiedy powróciła wypracowana pewność siebie, odebrałem połączenie i spokojnie zapytałem.

- Stało się coś Dona?

Jednak w odpowiedzi usłyszałem inny damski głos, niż ten, do którego byłem przyczajony, a wraz z nim niekontrolowane emocje. Odebrany chaos zburzył we mnie wątpliwy spokój i prysło jak bańka mydlana opanowanie. Kobieta po drugiej stroni linii nieskładnie, histerycznie krzyczała do mojego ucha, jakby była świadkiem zagłady świata. Aparat był własnością mojej asystentki, więc w jakiś nieznany mi sposób, to czego byłem świadkiem, dotyczyło jej, lecz nie wiedziałem w jakim zakresie.

- Proszę, przestań krzyczeć, opanuj się i powiedz dokładnie, co się stało – powiedziałem dość głośno, lecz spokojnym głosem.

Starając się nie uronić sensu nawet jednego słowa, uważnie słuchałem i miałem świadomość, że wraz z upływem czasu moja rozmówczyni trochę się uspokoiła, ponieważ dość mocno uporządkowała składnię wypowiedzi. Kiedy tego dokonała, bez przeszkód zrozumiałem powagę sytuacji. Skutki potrącenia od pierwszych chwil zwiastowały tragedię. Można było się jeszcze łudzić, lecz z każdą mijającą sekundą nieskutecznej reanimacji rysował się koniec. Krew z wyrwanych kończyn wypływała obficie, podobnie jak ze zmiażdżonego tułowia. Najwyżej przez pierwsze pół minuty Dona zachowała świadomość.

Potrącenie na przejściu dla pieszych w pobliżu centrum miasta w sobotni ciepły wieczór zwabiło tłumy gapiów. Zdecydowana większość nie współczuła poszkodowanej, tylko pragnęła sfotografować miejsce tragedii, by później wrzucić je do sieci. Chcąc to uczynić, masowo używali swoich smartfonów, a w przypadku zwracania im uwagi o niestosowne zachowanie twierdzili, że dzwonią na pogotowie, czy policję. Dopiero przyjazd dwóch radiowozów i karetki odsunęło wścibskich. Jednak momentem kulminacyjnym widowiska było postawienie przez strażaków czerwonego parawanu.

Gdy interweniujące służby z pomocą przegrody pozbyły się lekko rannej współmałżonki mojej asystentki, która przez cały czas trwania udzielania pierwszej pomocy trzymała ich dziecko na rękach. Wtedy jej ostatnie nadzieje, że wszystko będzie dobrze upadły i by nie oszaleć, potrzebowała czyjegoś wsparcia. Jednak nie mogła liczyć na swoich bliskich, ponieważ jej katolicka rodzina wyrzekła się lesbijki. Kiedy czuła miłość i wspierała ją ukochana, była silna i odporna na ciosy, lecz w momencie ostatniego oddechu, dopadła ją czarna rozpacz. Zwłaszcza gdy nikt z zabezpieczających miejsce potrącenia nie chciał udzielić jej informacji, czy umożliwić, choćby spojrzeć po raz ostatni i powiedzieć choćby do nieboszczki, jak bardzo ją kocha. Powołanie się na zawarty związek małżeński poza granicami Polski, przyniosło znacznie gorszy skutek, niż gdyby podała się za jej krewną.

Przybyły prokurator na miejsce śmiertelnego potrącenia, bardziej był zainteresowany, jak dokopać lesbie niż kazać zabezpieczyć ślady. Dlatego współmałżonka mojej asystentki przedzwoniła do mnie, ponieważ zgodnie z jej słowami ja mogę wszystko. Podczas rozmowy nie wyprowadzałem jej z błędu, ponieważ nie było na to czasu, a tym bardziej nie mówi się o takich sprawach przez telefon w miejscach publicznych.

Najlepiej dla niej i dziecka było zabrać ją stamtąd, lecz nie obarczać kogokolwiek tym obowiązkiem, ponieważ w takim przypadku nie można było sobie pozwolić na stratę czasu.

Najmniej w takiej tragicznej chwili liczył się mój komfort czy samopoczucie, a zwłaszcza brak pokrewieństwa czy zobowiązań. Pragnąłem pomóc jej oraz dziecku ze względu na pamięć o Donie, by niepotrzebnie nie dokładać jej dodatkowych trosk. Dlatego postanowiłem zająć się tym osobiście, a w drodze poszukać wsparcia u wpływowych osób, aby zabezpieczyć monitoring i ustalić prawidłowy przebieg wypadku. Gdyby w ostatnim czasie nie narosłoby wokół działań policji wiele kontrowersji, z pewnością zostawiłbym wszystko w rękach fachowców. Jednak niemrawe chaotyczne działania operacyjne i nagłaśniane liczne przykłady niekompetencji oraz niezachowania bezstronności pozbawiły mnie złudzeń.

- Mam wrażenie, że wszystko, co mi powiedziałaś, zrozumiałem i zapamiętałem. Dlatego nie chcę zostawić was bez opieki i wsparcia. Proponuję, byś poczekała na mnie najwyżej czterdzieści minut. Kiedy dojadę, zaopiekuje się wami i postaram się wszystkim zająć – powiedziałem po wcześniejszym wysłuchaniu roztrzęsionej rozmówczyni. Zanim się rozłączyłem, miałem pewność, że najgorsze minęło, a podzielenie się swoją tragedią przyniosło ulgę.

- Przepraszam, lecz jestem zmuszony pozostawić panie same, ponieważ zaistniała potrzeba pilnego wyjazdu. Tak się złożyło, że jestem jedyną osobą, która może pomóc zrozpaczonej kobiecie z małym dzieckiem. Tragicznie zmarła moja asystentka i jej życiowa partnerka, jak mi wiadomo, nigdy nie mogły liczyć na krewnych – powiedziałem, wstając od stołu.

- W trakcie rozmowy sporo usłyszałam i dużo się domyśliłam. Sądzę, że mogę się przydać, czy mogę jechać z panem? – zapytała mama Irenki.

Zanim zdążyłem się sprzeciwić, uprzedziła mnie i powiedziała.

- Jestem z wykształcenia psychologiem i sporo praktyk zaliczyłam.

Kolejny raz tego popołudnia zostałem zaskoczony, lecz nie zamierzałem polemizować z moim gościem i chętnie zgodziłem się na wsparcie. Prawdopodobnie zawsze uważałem, że każda pomoc w traumatycznych chwilach jest przydatna, o ile nie zaszkodzi. Czasami zwykła rozmowa potrafiła zdziałać cuda.

Zanim zdążyłem zabrać z gabinetu dokumenty i kluczyki do samochodu, panie zdążyły zorganizować ciepłą mocno słodzoną herbatę i kilka pledów. Niosąc ten stos do auta, zapytałem.

- Po co to?

- Proszę mi uwierzyć, przyda się – usłyszałem w odpowiedzi.

Przez cały czas drogi przez zestaw głośnomówiący prowadziłem ożywioną dyskusję. Nowoczesna elektronika umożliwia wybieranie głosowe, ostrzega przed korkami i wyszukuje firmy oraz adresy. Najłatwiejszym etapem był ten początkowy, czyli puszczanie maszyny w ruch, by zbierała informacje. Jednak zamiast usłyszenia dobrych wieści spływały tylko złe. Ustalenie personaliów kierowcy samochodu, który sadząc po tragicznych skutkach, musiał pędzić w terenie zabudowanym grubo ponad setkę, nie stanowiło problemu. Przyczynili się do tego internauci, umieszczając w sieci filmik wraku potężnego bardzo drogiego samochodu, jaki po pokonaniu barierek, ścięciu drzewa i roztrzaskał się na fasadzie budynku. Przebieg zdarzenia powinny zarejestrować kamery miejskiego monitoringu, okolicznych sklepów z racji rozmieszczenia i dobrej pogody. Niestety tak się nie stało, ponieważ jakimś nieszczęśliwym trafem w tym momencie sparowany system przestał działać i operator niczego nie był w stanie ustalić.

Detektyw, z którym kilkakrotnie współpracowałem i miałem okazję bliżej go poznać, dość szybko uwinął się i zanim dotarłem na miejsce, powiedział.

- Tatuś, kierowcy jak tylko dowiedział się od synka, natychmiast zaczął działać, a ma w tuszowaniu wybryków swojego pierworodnego sporą wprawę. Kilkakrotnie wyciągał go z nie mniejszych opresji i nigdy żadnemu pokrzywdzonemu nie udało się doprowadzić do zatrzymania, postawienia aktu oskarżenia czy skazania łobuza. Każdy kolejny jego wybryk jest tragiczniejszy w skutkach i rozjechaniu kobiety na przejściu jest tego najlepszym przykładem. Najprawdopodobniej dowie się pan o awarii monitoringu, hamulców, o korzystnym policyjnym protokole i przynajmniej będzie trzech świadków, którzy stwierdzą, że poszkodowana wtargnęła na przejście dla pieszych.

- Ścięcie drzewa i wprasowania samochodu w mur nie da się ukryć – przerwałem jego wywody wtrąceniem.

- Najwyżej za dwa dni będzie ekspertyza biegłego, a może kilku, że kierowca samochodu nie miał najmniejszych szans uniknięcia wypadku i nie jest winny. Prokurator w ciągu tygodnia umorzy postępowanie i jedynie można wnieść oskarżenie z wolnej stopy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania