Poprzednie częściZamiana posiadłości – część1

Zamiana posiadłości – część20 ostatnia

Wyskoczyłem ochoczo z auta i przejąłem od matki Irenki dwie walizki, które z niemałym trudem, ze względu na wielkość, wcisnąłem do bagażnika. Zanim się z tym uporałem, ona zajęła poprzednio zajmowane miejsce, przejęła opiekę nad malcem i uzgadniała coś z żoną mojej tragicznie zmarłej asystentki. Poruszanymi tematami specjalnie się nie interesowałem, lecz dość dobrze słyszałem prowadzoną ożywioną rozmowę. Większość omawianych kwestii była przynajmniej dla mnie dość kłopotliwa, ponieważ dotyczyła zapewnienia długotrwałej opieki dla matki i dziecka. Gdybym miał jakiekolwiek doświadczenie albo praktykę, ewentualnie wsparcie z pewnością nie przejąłbym się piętrzącymi trudnościami. Zaistniała sytuacja miała spory wpływ na dotychczasowe uporządkowane moje życie, dlatego miałem problemy z koncentracją podczas prowadzenia samochodu. Ciężko było mi się skupić, gdy omawiane było zakwaterowanie, powiązane z dość częstym karmienie dziecka. Dowiedziałem się, że bliskie sąsiedztwo z kuchnią byłoby wskazane, podobnie jak swobodny dostęp do łazienki. Powstał problem, ponieważ od zakończenia remontu, gdy wracałem do domu, najchętniej zaszywałem się w gabinecie na parterze. Dopiero gdy było późno, szedłem do sypialni na poddaszu, skąd rano miałem wspaniały widok na pobliskie góry.

Panie przerwały ożywioną konwersację dopiero przed bramą wjazdową. Prawdopodobnie dlatego, że dom z tej perspektywy prezentował się okazale w ostatnich promieniach słońca. Przynajmniej na chwile obie widok oczarował i nastała błoga cisza, przerywana cichym gaworzeniem dziecka. Zapragnąłem, by trwała jak najdłużej, ponieważ taka atmosfera mi odpowiadała i mogłem choć przez moment się odprężyć. Niestety nie trwało to zbyt długo, ponieważ sielankę przerwała biegnąca do samochodu Irenka, której towarzyszył pies niczym cień.

Aussie, przy swojej małej pani tryskał radością. Szczęście emanowało z każdego fragmentu jego czworonożnego ciała. W pewnym sensie poczułem ukucie zazdrości, że to ją obdarzył uczuciem, a mnie, choć go przed dręczącymi gówniarzami uratowałem i karmiłem, zaledwie tolerował.

Irenka musiała obserwować podjazd z okien domu, skoro tak szybko się zmaterializowała. Energia i dobry nastrój musiał ją rozpierać i dała temu ujście, gdy wysiadłem z auta. Wtedy niczym rakieta wpadła w moje ramiona. Jej bezpośredniość była zaraźliwa i poczułem falę szczęścia. Nawet pies skrócił dystans i przytulił się do moich nóg. Czegoś takiego się nie spodziewałem i nie wiedziałem, jak powinienem zareagować, więc poddałem się nastrojowi. Magiczna chwila nigdy nie trwa wiecznie, dość szybko prysła, kiedy obie panie wraz z malutkim dzieckiem zaczęły wysiadać. Dlatego nim się spostrzegłem, zostałem w pozycji schylonej, ponieważ jeszcze przed sekundą życzliwa mi panienka całą swoją uwagę poświęciła bobaskowi.

Gwar, ruch wypełnił mój dom w sobotni wieczór, a ja czułem się tym wszystkim przytłoczony i oszołomiony, ponieważ nigdy wcześniej w czymś takim nie uczestniczyłem. Zawsze wszystko dookoła mnie było stonowane i wcześniej zaplanowane. Czasami przebiegało to, jak dobrze wyreżyserowane przedstawienie i nie miało niczego wspólnego ze spontanicznym spotkaniem dobrych znajomych. Kiedy do tego dochodziło, przeważnie było sztywno, dostojnie, czasami wyglądało, jakby wszyscy kij połknęli. Znacznie rzadziej atmosfera była swobodna, zazwyczaj powiązane było to z występami artystycznymi, albo ze striptizem i całodzienną produkcją wytwórnią alkoholu. Nikt nigdy nikogo nie zaskakiwał czymś, co nie kosztowało małej fortuny. Mówienie o problemach zdrowotnych, rozwodach, o kłopotach z dziećmi czy trudach opiekowania się nimi były gremialnie pomijane.

Zazwyczaj to ja na terenie własnej posiadłości byłem w centrum uwagi, lecz nie tym razem, ponieważ panie chciały zapewnić jak najlepsze wygody oseskowi. Czułem się wyobcowany, dlatego uważałem, że swoją obecnością im tylko przeszkadzam. Zamierzałem to zmienić i się ewakuować, by w spokoju napić się drinka, dlatego powiedziałem.

- To ja, nie będę paniom przeszkadzał i przejdą do mojego gabinetu, z którego zacznę przenosić do sypialni niezbędne mi rzeczy.

Starsza pani, słysząc to, pierwsza oderwała wzrok od małego dziecka i dość szybko zareagowała na moje słowa.

- Zanim pan zajmie się swoimi ważnymi sprawami, powinien pan coś zjeść. Kolacja czeka w jadalni na stole — powiedziała i nie oczekując na moją reakcję, poszła tam pierwsza, a ja zachęcony jej słowami szybko umyłem dłonie i podążyłem za nią.

Kiedy otworzyła drzwi do jadalni i włączyła światło, ujrzałem stół zastawiony potrawami. Widok obfitości pobudził moje zmysły, którym po chwili towarzyszyło głośne burczenie w brzuchu. Przyszykowanego jedzenia było na spore przyjęcie, a ja nikogo się nie spodziewałem, lecz nie zamierzałem oponować i mieć za złe marnowania mojej żywności.

Zająłem miejsce i po ujrzeniu kilku najbliższych potraw, zacząłem nakładać coś owinięte szynką dojrzewającą. Irenka niczym piorun wpadła do jadalni i zanim powiedziała smacznego, złapała w palce kawałek suchej wędliny i wybiegła. Babcia za nią pomstowała, że takiego jedzenia nie daje się psu. Zanim echa upomnień ucichły, dołączyła do mnie mama Irenki, z dzieckiem na ręku. Między gaworzeniem do brzdąca, powiedziała smacznego i zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Zanim zaczęła jeść, spojrzała na mnie i zapytała.

- Mam nadzieję, że panu nie przeszkadzamy, a pan nie ma nic przeciwko naszej obecności?

Dziecko, nakarmione i przebrane w czyste rzeczy, patrzyło na mnie wielkimi czarnymi oczami, a ze swoją okrągłą buzią wyglądało jak laleczka.

- Oczywiście, że nie – odpowiedziałem i dodałem – będzie mi bardzo miło, jak zjemy wspólnie kolację.

- Jestem głodna jak wilk – zawołała wbiegająca Irenka, a po ujrzeniu karcącego wzroku swojej mamy. Wyciągnęła obie ręce w jej kierunku i dodała, siadając – myłam.

Niczym wygłodniały wilczek rzuciła się na jedzenie i najprawdopodobniej po kilku szybkich kęsach umknęłaby z jadalni równie szybko, jak się pojawiła, lecz głos mamy zmroził ją.

- Jak będziesz się tak zachowywała, to uznam, że nie nadajesz się na opiekunkę Aussie.

Spryciara popatrzyła na mnie i oceniała czy jako gospodarz nie zamierzam interweniować w jej obronie. Odwzajemniłem jej spojrzenie i powiedziałem.

- Irenko, bardzo ciebie lubię i zawsze możesz na mnie liczyć, lecz nigdy gdy będzie to dotyczyło łamania prawa, dobrych obyczajów i wtrącania się w więzi rodzinne. Moim zadaniem powinnaś słuchać mamy i babci, ponieważ one kochają cię najbardziej na świecie. Jesteś wyjątkowa, dlatego dostrzegaj to i doceniaj, ponieważ tylko nielicznym jest to ofiarowane. Każdy mądry, dobry człowiek pragnie mieć przy sobie ludzi, jakim może przyjść z pomocą i od jakich otrzyma w każdej chwili bezinteresowne wsparcie, a ciepło płynące od bliskich nie dotyczy jedynie dzieci.

Kiedy to powiedziałem, spuściłem wzrok i spojrzałem na talerz. Zerwałem kontakt z rzeczywistością, lecz nie wiem, czy pod wpływem widoku potrawy, magii chwili, odgłosów rozchodzących się dookoła albo własnych słów. One wypłynęły ze mnie i pochodziły z krainy mojego dzieciństwa, w której rodzice zajęci gromadzeniem majątku, robieniem kariery i dbaniem o własne przyjemności zapomnieli o własnym dziecku, jakie ponoć pragnęli. Dostawałem pieniądze, prezenty, najmodniejsze rzeczy i gadżety, lecz nigdy nie poczułem od nich miłości i ciepła. Gdy dorosłem, często zastanawiałem się, po co im byłem potrzebny.

Panująca dokoła cisza przywołała mnie do rzeczywistości i gdy uniosłem znad talerza wzrok. Dostrzegłem patrzące z niepokojem na mnie kobiety. Nawet Irenka była pełna powagi i oceniała mnie podobnie jak inne panie. Każda stosowała swoją własną wagę, miarę i od nich zależało, jak w ich oczach wypadnę. Zaskoczony własnymi skojarzeniami przesuwałem wzrokiem po twarzach, aż skupiłem się na jasnozielonych należących do matki Irenki, kobiety mądrej, dobrej i pięknej. Pod wpływem trwającego od dłuższego czasu oczarowania zapragnąłem ten odcień zieleni zakotwiczyć i nie tylko w duszy zachować.

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania