Zapiski zza płyty (grobowej) - część pierwsza zbioru luźnych anegdot z życia Manfreda von Vaarsta

Zbiór tych anegdot najlepiej byłoby zacząć od wyjaśnienia jak, kiedy i w jakich okolicznościach stałem się wampirem. Tamten dzień wspominam całkiem dobrze, chociaż pamięć ostatniego prawdziwego wschodu słońca przyprawia mnie o smutek.

Nie jestem pewien czy potrafię dzisiaj powiedzieć który to był dokładnie rok. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że władcą Polski był Bolesław III, zwany Krzywoustym, a królem Węgier, państwa na którego terenie się urodziłem, niejaki Stefan II. Byłem niewiele znaczącym szlachcicem, trzecim z czterech synów mojego ojca, odległym od odziedziczenia jego majątku. Zdecydowałem więc, żeby udać się w podróż po kraju, zwiedzić nieco miast, poznać smak życia. Rodzina nie miała nic przeciwko, zawsze uważali mnie za czarną owcę, szczególnie po tym, jak rozbiłem urnę z palcem świętego Idziego, albo zabiłem omyłkowo jednego ze służących, kiedy w nocy przechadzał się po korytarzu. Tak mnie przestraszył, że odruchem było odepchnięcie się od jego tłustego cielska rękami, co poskutkowało tym, że wypadł za barierkę i rozbił swój zakuty łeb o posadzkę.

Moje podróże nie trwały jednak długo. Po jakichś dwóch tygodniach dotarłem w pobliże pewnej góry, której lokalizacji nigdy już później nie potrafiłem określić. Poszukiwałem jej niejednokrotnie, wędrując po całym kraju, pytałem licznych podróżników, jednak nikt nie słyszał o spowitej we mgle górze na którą wspiąłem się za młodu. Ścieżka nie była prosta, ale udało mi się dotrzeć na sam szczyt. Tam natknąłem się na jaskinię, z której zionęła stęchlizna śmierci. Ponieważ jednak zbliżał się wieczór, a na horyzoncie widziałem zbliżające się chmury burzowe zdecydowałem się wejść do środka. Ciemność jaka mnie otoczyła początkowo wydała się wyjątkowo gęsta, jeśli mogę tak powiedzieć, jednak zdecydowałem się zagłębić dalej.

Po jakichś dziesięciu minutach ciągłego schodzenia w głąb jaskini zobaczyłem na końcu korytarza, którym się poruszałem, światło pochodni. Jak możecie się domyślać, wiedziony chłopięcym jeszcze wtedy zapałem, z głową przepełnioną opowieściami bardów o dzielnych rycerzach, ruszyłem w jego kierunku. Trafiłem do rozległej sali wydrążonej w skale. Znajdował się w niej sporych rozmiarów stół, kilka dużych klatek, niewielkie źródełko z którego biła krystalicznie czysta woda i stos ludzkich ciał. Większość z nich była już tylko samymi kośćmi, jednak kilka wciąż nosiło na sobie znamiona mięsa.

Kiedy odwróciłem się aby uciec, czując, że mój żołądek domaga się wypróżnienia przez wymiotowanie, drogę na zewnątrz zagrodził mi wysoki, wyjątkowo chudy i odziany w czarny postrzępiony płaszcz stwór. Jego długie przednie zęby, wielkie czarne oczy i ostre jak brzytwy pazury połyskiwały w ogniu płonących pochodni. Upadłem na ziemię i przeżegnałem się, będąc pewnym, że stanął przede mną sam diabeł, a ja znalazłem się w przedsionku piekieł. Straszliwa postać nie zaatakowała mnie jednak, przemieniając się po chwili w człowieka. Jego siwe włosy i zgarbiona sylwetka nie przypominały zupełnie tego, czym był kilka sekund wcześniej. Jedynie oczy zachowały swój czarny kolor.

- Dzień dobry młodzieńcze – rzekł po chwili, wyciągając rękę w moim kierunku. – Nie obawiaj się mnie, jestem już po posiłku. Chodź, pomogę ci wstać.

Jak możecie się domyślać wciąż byłem pełen obaw przed podaniem mu swej dłoni, zrobiłem to jednak wiedziony jakimś zewnętrznym przymusem. Dziś sam potrafię wpływać na słabe, ludzkie umysły i naginać je do własnej woli, wtedy jednak wiedza ta nie była mi znana.

- Dzień dobry – odparłem dość drżącym głosem.

- Czemu zawdzięczam wizytę? Chciałbyś zdeponować nieco swojej krwi?

- Zdepo… co?

- Chcesz popełnić samobójstwo lecz brak ci odwagi?

- Nie! Ja zabłądziłem, nic więcej. Pomyliłem jaskinie…

- Pomyliłeś jaskinie? Na tej górze jest tylko jedna. Moja.

- Więc pomyliłem góry. Przepraszam, ale muszę już iść.

- Nie, nie, nie. Nic z tego, mój drogi przyjacielu. Na zewnątrz szaleje burza, nie wypuszczę cię teraz. Usiądź przy stole, a ja przygotuję coś ciepłego do wypicia.

Spojrzałem na kupę poskręcanego i zniekształconego ludzkiego mięsa, co po raz kolejny przyprawiło mnie o mdłości.

- Nie, nie. Dziękuję bardzo.

- Jak chcesz. Opowiadaj, czemu nie jesteś w domu? Czemu podróżujesz?

Opowiedziałem więc owemu starszemu człowiekowi kim jestem i jak znalazłem się w jego jaskini. Kiedy doszedłem do fragmentu o byciu czarną owcą rodziny najwyraźniej zrobiło mu się mnie żal, więc zaproponował mi wielką moc i nieśmiertelność. Zapomniał jednak wspomnieć o skutkach ubocznych, takich jak: żądza krwi, konieczność życia nocą i wyobcowanie, przez co zgodziłem się na jego warunki.

Oszałamiająco szybko, jak na swój wiek, rzucił się na mnie i wypił moją krew. Kiedy skończył, wziął z półki naczynie i naciął swój nadgarstek, nalewając do środka własnej czarnej posoki. Kazał mi to wypić, a kiedy skończyłem zostałem otoczony przez niewyobrażalny ból, który pozbawił mnie przytomności.

Tak zaczęło się moje wampirze życie.

 

Podpisano,

Manfred von Vaarst

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • GeraltRiv 15.06.2016
    Jak dla mnie starsznie pojechałeś po schemacie.
    Wampir wypija krew i daje swojej, by ofiara ją wypiła.
    Ten motyw jest prawie wszędzie.
    Innym schematem, rzadko stosowanym, jest to, że wampir wysysa krew i zamyka delikwenta w swojej trumnie.
    Jednakże historia fajna.
  • Dziękuję uprzejmie. Co do schematyzmu - przemiana w wampira raczej zwykle jest przedstawiana schematycznie, nie ma co się oszukiwać. A jak ktoś chce zrobić to inaczej to wychodzi chłam pokroju ,,Zmierzchów". Jeśli o mnie chodzi, dziękuję bardzo za tak żałosne historie i wolę opierać się na utartym schemacie Brama Stokera i tę część historii poprowadzić schematycznie.
  • lea07 15.06.2016
    Mi się podoba. Jest dość ciekawie i w ogóle fajne opisy. Może GeraltRiv ma trochę racji ale to jest twoje opowiadanie i ty decydujesz o tym co w nim napiszesz tak więc ode mnie 5 :)
  • Odsyłam wyżej do wyjaśnienia schematowości i bardzo dziękuję za komentarz! :)
  • alfonsyna 15.06.2016
    Pogubiłeś odrobinkę przecinków, tak ogólnie tylko powiem, że m.in. przed "którym", "czy", "lecz", "w którym" itp., ale tylko wypiszę to:
    "wgłąb" - w głąb
    "Chodź(,) pomogę ci wstać"
    "Nic z tego(,) mój drogi przyjacielu"
    A ja miałam wrażenie, że ta "schematyczność" tu zamierzona i celowa, z mojej perspektywy zresztą nic w tym złego. Jeśli o wampiry chodzi - nie uważam, żeby było zasadne "udziwnianie" czegoś na siłę, tylko po to, by być "oryginalnym", więc tak naprawdę ja tu nie widzę schematu, bardziej posłużenie się powszechnym przekonaniem, które i tak powiela się w większości książek czy filmów o wampirach. A jeśli już się wzorować, to zdecydowanie na Bramie Stokerze, a nie na tej pani, która popełniła "Zmierzch" (nazwisko mi wypadło z głowy, ale to nawet lepiej). W każdym razie - na razie mamy wstęp, który trochę nam przybliża bohatera, czekam zatem aż historia zacznie się na dobre rozkręcać. ;)
  • No, ktoś wreszcie zrozumiał! Dziękuję Ci alfonsyno! Już poprawiam błędy, dziękuję bardzo! :)
  • alfonsyna 15.06.2016
    Szymon Szczechowicz, czasem jeszcze udaje mi się rozpoznać, kiedy ktoś coś robi z premedytacją, bo tak to sobie wymyślił, a kiedy nie. ;) Zresztą, też mi się zdarza opierać się na różnych schematach z premedytacją, choć nie każdemu to przecież musi odpowiadać. :)
  • KarolaKorman 15.06.2016
    Bardzo mi się podobało, postarałeś się :) Jest humorystycznie, ciut dreszczyku i nawiązanie do historii. Do tego Twoje lekkie pióro i cud, 5 :)
  • Dziękuję uprzejmie! :)
  • Moim zdaniem wampir powinien wampirem pozostać. Schematyczność wcale nie przeszkadza i jest lepsza od oryginalności na siłę. Lekkie pióro i fajny klimat, naprawde ciekawie wyszło. Zostawię 5 :)
    -Bez-
  • Też tak uważam. Bez tego schematu mielibyśmy coś innego, nie wampira :D Dziękuję bardzo! :)
  • Billie 16.06.2016
    Ciekawa historia i z humorkiem :) Podoba się, przeczytałam z przyjemnością ;) Juz mnie ciekawi, co będzie dalej :) 5
  • Dziękuję bardzo Bill! :)
  • Lotta 16.06.2016
    Ano przegapiłam i już nadrobiłam :D 5
  • A dziękuję, dziękuję :D
  • Lucinda 27.06.2016
    Tak, no w sumie nie jest zaskoczeniem, że pierwsza z anegdot bohatera dotyczyła jego przemienienia w wampira. W końcu to był moment przełomowy, od którego wszystko wyglądało już zupełnie inaczej, bo on sam stał się kimś innym, przynajmniej w pewnym stopniu. Cóż, cała ta historia ciekawie się złożyła. Manfred, czarna owca w rodzinie, wybrał się w podróż, podczas której trafił na górę i jedyną tam jaskinię, w dodatku akurat gdy nadchodziła burza, a później już nigdy nie mógł wrócić do tego miejsca, tak jakby ono od tak przepadło. Niemal jakby to wszystko zostało wcześniej zaplanowane, jakby to miało być jego przeznaczenie i tylko dlatego pojawiła się na jego drodze górą, która później zniknęła. Takie przynajmniej przeświadczenie może powstać, podczas czytania tekstu. Dalej wszystko toczy się swoim torem, wchodzi w głąb groty, choć wcale nie bezsensowne było by pozostanie w niedalekiej odległości od wejścia, skoro kierował się potrzebą skrycia przed burzą. Jednak bohater kierujący się młodzieńczą chęcią przeżycia przygód postanawia podążać naprzód. Interesujące było spotkanie z wampirem. Rozmowę przedstawiłeś w raczej humorystyczny sposób. Nie wiem, czy dla śmiertelnika uspokajająca byłaby wiadomość, że istota, która może go zabić, jest po posiłku. To w żaden sposób nie zapewnia mu bezpieczeństwa, aczkolwiek dla mnie taka informacja na wstępie, mająca niejako zachęcić młodzieńca do spokojnego przywitania się, wyglądała dość komicznie. Tak samo formalne przedstawienie "usług", jakie starzec jest gotowy świadczyć, czy wyjaśnienia chłopaka. Może ten żal wampira wobec młodzieńca był wynikiem poczucia odmienności, to było coś, co w tamtej chwili ich łączyło. No później zaczęło ich łączyć dużo więcej.
    ,,Nie jestem pewien (przecinek) czy potrafię dzisiaj powiedzieć (przecinek) który to był dokładnie rok";
    ,,państwa (przecinek) na którego terenie się urodziłem";
    ,,jak rozbiłem urnę z palcem świętego Idziego, albo zabiłem omyłkowo jednego ze służących" - bez przecinka przed ,,albo";
    ,,o spowitej we mgle górze (przecinek) na którą wspiąłem się za młodu";
    ,,widziałem zbliżające się chmury burzowe (przecinek) zdecydowałem się wejść do środka";
    ,,Ciemność (przecinek) jaka mnie otoczyła (przecinek) początkowo wydała się wyjątkowo gęsta";
    ,,niewielkie źródełko (przecinek) z którego biła krystalicznie czysta woda";
    ,,Kiedy odwróciłem się (przecinek) aby uciec";
    ,,Dzień dobry (przecinek) młodzieńcze";
    ,,Jak możecie się domyślać (przecinek) wciąż byłem pełen obaw";
    ,,Chcesz popełnić samobójstwo (przecinek) lecz brak ci odwagi?";
    ,,Opowiedziałem więc owemu starszemu człowiekowi (przecinek) kim jestem". 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania