Zapiski zza płyty (grobowej) - prolog do zbioru luźnych anegdot z życia Manfreda von Vaarsta
Jako że nie mogę się jakoś zebrać do powrotu (mimo szczerych chęci) stwierdziłem, że może zaczęcie jakiejś niezobowiązującej, niekoniecznie poważnej serii sprawi, że będę miał poczucie i pociąg do publikowania znów dość regularnie tekstów na opowi.
Miłej lektury! :)
Czosnki i krzyże to bzdura. Żaden wampir by się tego nie bał, bo niby dlaczego? Manfred von Vaarst bardzo lubił czosnek, szczególnie sproszkowaną jego wersję, wymyśloną na początku dwudziestego pierwszego wieku. Krew tak przyprawiona była znacznie smaczniejsza i stanowiła miłą odmianę względem tej surowej.
Tak naprawdę jedynym problemem była trumna i ziemia z rodzinnych włości. Tylko ona sprawiała, że Manfred nie zwykł podróżować. Męczyło go organizowanie transportów trumny i siedzenie w niej przez większość czasu rejsu lub lotu samolotem. Okres buntowniczej młodości miał już za sobą. Ostatnią wielką podróż do Stanów Zjednoczonych odbył w 1879 roku i nieomal podczas niej zginął, kiedy kilku zapaleńców przyszło do jego krypty z cisowymi kołkami i srebrnymi krzyżami na szyjach. Na szczęście dla von Vaarsta byli to głupcy, którzy zamiast przyjść rankiem zjawili się w domostwie wampira wieczorem. Manfred zabił wszystkich i wypił ich krew, zaspokajając swój głód na czas tamtej nocy i zyskując czas na zorganizowanie przeniesienia trumny w inne miejsce oraz ustalenie planu powrotnego do domu.
Kilka kolejnych podróży odbył zaraz po drugiej wojnie światowej i w 1997, a od tamtej pory zdecydowanie wolał przesiadywać w swoim zamku na terenie byłego Siedmiogrodu, w dzisiejszej Rumunii. Lubił swoje życie, lekki przypływ adrenaliny wieczorem, kiedy musiał powstać, żeby polować na chłopów mieszkających w pobliskich wsiach i uczucie sytości, kiedy rankiem wracał do trumny.
Od końca drugiej Wojny Światowej miał kilka najść, najpierw NKWD, później zwykłej państwowej policji w sprawie tajemniczych zaginięć żołnierzy radzieckich stacjonujących w jednostce nieopodal jego zamczyska, jednak za dnia odganiał ich jego służący, Szymon, a w nocy osobiście oprowadzał ich po komnatach, nie szczędząc pokazywania dość bogatej kolekcji narzędzi tortur, spośród których wiele pamiętało jeszcze czasy średniowiecza.
Takie krzesło przesłuchań na przykład nosiło jeszcze ślady krwi Jakuba Ibrachima, żydowskiego podróżnika, który odkrył tajemnicę Manfrena von Vaarsta koło roku 1620. Jeszcze starsze naleciałości posoki nosiła piła, którą hrabia osobiście rozciął na pół pewnego tureckiego posła, wzywającego do oddania hołdu sułtanowi w 1580 roku. Na widok tych nieprzyjemności oficerowie radzieccy szybko kończyli przesłuchania i wracali do swoich oddziałów meldując o dezercji zaginionych żołnierzy.
Wiek dwudziesty pierwszy sprawił, że ciężej było zdobywać pożywienie i znacznie częściej Manfred wypijał jedynie część krwi śpiących chłopów zamiast całości. Organy policyjne sprawniej i lepiej szukały śladów, a każde życie zaczęło mieć znaczenie. Wystarczyło zabić jakiegoś chłopa z pobliskiej wsi i nagle wszystkim odpierdalało. Zaczynały się śledztwa, poszukiwania, przesłuchania… na to Manfred był już za stary. Wolał posilać się w inny, mniej satysfakcjonujący sposób, zachowując jednocześnie spokój.
Poza tym zdołał dogadać się z pobliskim punktem poboru krwi i w zamian za spore sumy pieniężne dostawał kilka woreczków świeżo pobranej krwi tygodniowo. Gdyby powiedział swego czasu Newtonowi, że tak będzie wyglądała przyszłość medycyny biedaczek by go wyśmiał.
Pewnego poranka, kiedy zbliżała się nieubłaganie pora snu Manfred zdecydował, że jego wielowiekowe życie, opływające wręcz w liczne przygody i zdarzenia nie może się zmarnować, więc zdecydował się na napisanie zbioru anegdot, w których zawarłby owe najciekawsze momenty swej egzystencji.
Tak powstały właśnie ,,Zapiski zza płyty (grobowej)”, które Szymon miał za zadanie publikować co jakiś czas w szeroko pojętym Internecie, na temat którego Manfred nie miał zielonego pojęcia. Nagrodą za owo przedsięwzięcie miała być nieśmiertelność.
Komentarze (20)
Jedną małą literówkę wypomnę:
"z pośród" - spośród
I piąteczka na początek. Jeśli tylko częstotliwość moich własnych wizyt na opowi za bardzo nie spadnie, to pewnie będę śledzić poczynania Manfreda. ;)
-Bez-
Btw, jak kuźnia?
,,zamiast przyjść rankiem (przecinek) zjawili się w domostwie wampira wieczorem";
,,wolał przesiadywać w swoim zamku na terenie byłego Siedmiogrodu, w dzisiejszej Rumunii" - zbędny przecinek;
,,przypływ adrenaliny wieczorem, kiedy musiał powstać, żeby polować na chłopów mieszkających w pobliskich wsiach i uczucie sytości" - tu przydałoby się przecinek przed ,,I", bo od ,,kiedy" do tego spójnika jest zdanie podrzędne;
,,rozciął na pół pewnego tureckiego posła, wzywającego do oddania hołdu sułtanowi" - zbędny przecinek;
,,wracali do swoich oddziałów (przecinek) meldując o dezercji zaginionych żołnierzy";
,,że tak będzie wyglądała przyszłość medycyny (przecinek) biedaczek by go wyśmiał";
,,kiedy zbliżała się nieubłaganie pora snu (przecinek) Manfred zdecydował, że jego wielowiekowe życie, opływające wręcz w liczne przygody i zdarzenia (przecinek) nie może się zmarnować". 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania