Zapiski zza płyty (grobowej) - część trzecia zbioru luźnych anegdot z życia Manfreda von Vaarsta
Reakcję mojej rodziny opiszę wam innym razem. W dużym skrócie była ona… zmuszona, aby zaakceptować moją przemianę. Przeniosłem swój pokój do jednej z zamkowych piwnic (gdzie, swoją drogą, miałem pełen dostęp do win) i zamieszkałem w nim, sypiając co dnia w pięknej, dębowej trumnie.
Przepraszam też, że tak długo musieliście czekać na kolejną część moich anegdot, ale ten bezużyteczny sługa, Szymon, jest tak leniwy, że nie chce mu się przepisywać na komputer tego, co napiszę mu na pergaminie. Na szczęście nauczyłem go już dyscypliny i postaramy się wspólnie zachować jako taką regularność.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Dzisiaj opowiem Ci, drogi Czytelniku, o moim pierwszym spotkaniu z łowcą wampirów. Jesteś zdziwiony faktem, że oni istnieją? Cóż, wydaje mi się, że uwierzenie w ich byt jest prostsze niż uwierzenie w mój. Dla wszystkich jednak niedowiarków i zwolenników teorii spiskowych potwierdzam teraz – tak, łowcy wampirów są tak samo realni jak same wampiry.
Całe zajście miało miejsce jakieś sto lat po tym, jak zostałem wampirem. Byłem już wtedy panem na zamczysku i sprawowałem opiekę nad wnukami moich braci (Boże, świeć nad ich duszami). Zbliżały się właśnie idy marcowe, co właściwie w tej opowieści nie ma żadnego znaczenia, ale pamiętam, że tak właśnie było, więc to piszę.
Było trochę po północy, kiedy przechadzałem się po pobliskim miasteczku. Nie miałem żadnego określonego celu, posiłek jadłem kilka godzin wcześniej. Był nim jakiś pijany uczestnik wesela, mającego miejsce w jednej z wsi, który wyszedł na zewnątrz, żeby odetchnąć i ulżyć swojej fizjologii. Mniejsza o to.
No więc przechadzałem się tak po tym miasteczku, kiedy podszedł do mnie jakiś facet. Na pierwszy rzut oka zwykły mieszczuch, ale wyczułem od niego silną woń czosnku.
- Dzień dobry – rzekł bez ogródek.
- A niezły, niezły. Czego pan chce?
- Widzi pan… wygląda pan na kogoś ważnego w tych okolicach.
- Owszem, jestem panem na miejscowym zamku.
- Więc pewnie wie pan sporo o pańskich ziemiach, prawda?
- Wiem co nieco – odparłem, przyglądając się przybyszowi z uwagą.
- Widzi pan… reprezentuję Gildię łowców wampirów, a słyszałem pogłoski, że macie tutaj jednego. Przynajmniej jednego.
Wiedząc już, z kim mam do czynienia, sam zniżyłem głos i rzekłem:
- Dobrze, że pan przyszedł. Nie wiedziałem już, do kogo mam się zgłosić… Proszę udać się ze mną do mojego zamku, tam wszystko panu opowiem. Mam pewne podejrzenia, gdzie bestia może mieć swoje leże.
Ów łowca wampirów nie był najbystrzejszym członkiem swojej Gildii, jakiego spotkałem. Szczerze powiedziawszy, był cholernym głupcem, który poszedł ze mną do zamku i który w czasie podróży tam dał się z łatwością zahipnotyzować. Oddałem mu jego świadomość dopiero, kiedy leżał przywiązany do madejowego łoża, a moje żelastwa nagrzały się do czerwoności.
Przypaliłem go nieco pod pachami, obciąłem kilka palców i wyrwałem paznokcie. Niestety, świetną zabawę przerwało mi nadejście świtu, więc poprosiłem mojego ówczesnego sługę, żeby spuścił z niego całą krew, a następnie truchło dał psom do pożarcia. Hemoglobina nie była pierwszej jakości, ale nie była też taka zła jak pewnej dziwnej staruszki, którą zjadłem kilka tygodni wcześniej.
Dzisiaj jestem jednym z kilku zaledwie wampirów, które mogą poszczycić się wypiciem łowcy.
Podpisano,
Manfred von Vaarst
Komentarze (13)
,,Wiedząc już, z kim mam do czynienia (przecinek) sam zniżyłem głos";
,,Nie wiedziałem już (przecinek) do kogo mam się zgłosić";
,,Ów łowca wampirów nie był najbystrzejszym członkiem swojej Gildii (przecinek) jakiego spotkałem";
,,Szczerze powiedziawszy (przecinek) był cholernym głupcem". 5 :)
i Szymon,
Tyś mi coś polazł w dziwacznym kierunku, już nie to, co ja pamiętam,
proszę, tyś mi gdzieś umknął w Wampiry chwilowo,
ale udałeś się na jakiś spacer, to dobrze,
+nazywasz się dalej tak soczyście jak zawsze
Będę mieć chwilę, zajrzę do wierszy.
Nie masz obecnie? Cicho, zajrzę do starych, mam takie dwa, co jakby mnie postawili w stan gotowości, że coś nagle gadać o dobrym a nieznanym jeszcze bardzo szeroko wierszu (oho, uważaj, bo ktoś Ci nagle zacznie taki uprzywilejowany dywan tematu rozciągać pod nogami:c)
ja wtedy: Oho, Szymon Szczechowicz, proszę państwa, i swe dwa tytuły, proszę ja Ciebie ; )
-Bez-
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania