Zbrodniarz cz.3
Jak już wcześniej wspomniałem, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, to zadzwoniłem po policję. Kiedy odezwał się policjant dyżurny, opisałem mu dokładnie całe wydarzenie, łącznie z moimi przypuszczeniami. Dziwne, ale nawet w takich sprawach jak ta, nie zbyt im się śpieszyło. Kiedy jednak przyjechali, zabezpieczyli miejsce przestępstwa i aresztowali mnie.
W chwili zatrzymania nikt, nic mi nie chciał powiedzieć. Wysadzono mnie do radiowozu i przetransportowano na posterunek policji. Tam przeszukano i osadzono w jednym z pomieszczeń. Mówiąc szczerze, nie zrozumiałem wtedy co tak naprawdę się dzieje.
Następnego dnia przyszedł po mnie policjant i wziął na przesłuchanie. Gdy wszedłem do pomieszczenia, w którym miało się ono odbyć, ujrzałem jedno biurko, za którym siedział pewien mężczyzna. Kiedy podszedłem do niego, wstał i się przywitał.
- Witam, nazywam się Dariusz Erczewski. Proszę usiąść - powiedział, wskazując mi krzesło. Gdy tylko usiadłem, spytał:
- Czy wie pan, dlaczego tu się znajduje?
- Oczywiście, że nie! - stwierdziłem z obużeniem.
- Chcę panu przedstawić zarzut morderstwa ze szczególnym okrucieństwem - w tamtym momencie myślałem, że dostanę zawału. - Oskarżam pana o to, iż w dniu wczorajszym dokonał zbrodni ze szczególnym okrucieństwem podczas spotkania ze swoim sąsiadem między godziną ósmą a dziewiątą rano. Przyznaje się pan do winy?
- Jak! Przecież o tej porze dopiero co wchodziłem do samolotu w Wiedniu. Wystarczy, że sprawdzicie moją walizkę, z którą tu przyjechałem. Znajdziecie tam bilet!
Prokurator zgłupiał. Szybko zadzwonił do dyżurnego w areszcie i sprawdził moje oświadczenie. Gdy tylko sprawą się wyjaśniła, przeproszono mnie i wypuszczono na wolność. Nigdy nie miałem tak stresujących dwudziestu czterech godzin. Pierwsze więc co zrobiłem, to poszedłem sobie coś wypić.
*****
- Zaraz, zaraz... Aresztowano pana bez żadnych dowodów?
Robert uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie Wioletto, mieli dowód.
- Jaki? Przecież wrócił pan dopiero co z Wiednia.
- Oni jednak tego nie wiedzieli. Poza tym bilet znajdował się w teczce pełnej dokumentów, mogli go przeoczyć i zauważyć dopiero pod czas drugiego przeszukania, kiedy wiedzieli, czego mają szukać.
- To dlaczego pana aresztowano. Nie rozumiem.
- Wyobraź sobie Wioletto sytuację, w której twoje dziecko coś zbroiło. Przychodzi do ciebie, mówi, że to nie ono i zaczyna przedstawiać ci swoją wersję. Uwierzyłabyś mu?
- No, nie.
- Sama widzisz. Policjanci też mi nie uwierzyli.
- To skoro wiedział pan, że tak zareagują, to dlaczego zrobił pan to.
- Moja droga, w sytuacjach stresowych ludzie z natury zaczynają zachowywać się w irracjonalny i niewytłumaczalny sposób. Dla mnie taką sytuacją było znalezienie zwłok sąsiada. W takich momentach możesz coś wiedzieć, ale nie znaczy to wcale, że się zachowasz w odpowiedni sposób. Człowiek zaczyna w ten czas pozbywać się emocji w najbardziej znany mu sposób. Mój sposób, w tamtym momencie, polegał na analizie sytuacji.
- Dobrze. To dlaczego policjanci nie zareagowali na to w inny sposób? Przecież mogli też to przewidzieć.
- Z tego samego powodu, dlaczego ja zacząłem raczyć ich swoimi spostrzeżeniami. Po prostu zgłupieli. Kiedy przeanalizowali całą sytuację, doszli do tego samego powodu co my.
- Dobrze, ale bilet?
- Każdy z nas kieruje się podświadomie czymś, co nazywamy potrzebą słuszności. Kiedy policjanci doszli do wniosku, że słuszny jest ich pogląd o mojej winie, poddani tej dziwnej sytuacji, przestali dostrzegać informacje temu przeczące. Musieli swoje spostrzeżenia zweryfikować, po tym, jak ochłonęli.
- Teraz już rozumiem. To co było dalej? Nadal nie mam pojęcia, jakim cudem znalazł się pan w gronie ludzi, którzy rozszyfrowali całe zdarzenie.
Robert sięgnął po kieliszek i napił się trochę. Przez tę całą rozmowę, aż zaschło mu w gardle. Wioletta zaś wpatrzona w niego niczym w obrazek nie mogła doczekać się dalszej części historii.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania