666-dni cześć 1

Sąsiedztwo może być radością albo utrapieniem, lecz na to zazwyczaj nie mamy wpływu, dlatego nie należy się tym przejmować. Podobnie myślało małżeństwo Bzowskich, które planowało zakup mieszkania i na ten cel od dziesięciu lat odkładali, lwią część swoich dochodów. Rodziny obojga małżonków nie należały do majętnych i nie były w stanie im pomóc, oprócz udostępniania przez ten czas kąta do spania, lub niewielkiego pokoiku.

Gromadzonych z uporem funduszy po każdym wzroście cen metra kwadratowego, starczało przeważnie na kawalerkę. Jednak młodzi pragnęli dziecka, więc potrzebowali przynajmniej jeszcze jednego pokoju. Chcąc to osiągnąć, zanim zrobią się za starzy, musieli zaryzykować podobnie jak inni bez własnego mieszkania i zaciągnąć kredyt. Działo się to w czasach względnego dobrobytu i niskiego bezrobocia, a taki stan miał zostać w Polsce na stałe. Zwłaszcza że obietnice polityków zapowiadały krainę mlekiem i miodem płynącą.

Cyryl, zdaniem kolegów szkolnych i przyjaciół był cykorem, panicznie bał się najmniejszego ryzyka, a najbardziej kredytów. Jego małżonka w przeciwieństwie do niego, w pewnym momencie uwierzyła w zapewnienia rządu i dostrzegła dla nich tak jak wielu uwiedzionych, świetlaną przyszłość. Dlatego zamarzyło jej się mieszkanie czteropokojowe z balkonem i na dodatek blisko centrum. Wizję podzielał jej mąż, lecz realizacji planów w najbliższym dziesięcioleciu, ze swoim marnym optymizmem się nie spodziewał.

Wieczorem po powrocie wszystkich z pracy, cała rodzina, jak miała w zwyczaju, usiadła przy rozłożonym stole i wspólnie zjedli obiad. Rodzice męża, a zwłaszcza teściowa pani Viktorii, byli dobrymi ludźmi i nie faworyzowali żadnego ze swoich dzieci i ich żon. Oboje jako młodzi ludzie pragnęli córki, lecz los dał im trzech synów, którzy teraz pomimo założenia własnych rodzin, dalej mieszkali razem z nimi. Każda z rodzin planowała iść na swoje, lecz z osiągali zbyt niskie dochody, w porównaniu z cenami mieszkań, co konsekwentnie niweczyło plany.

Pani Viktoria, po ciężkim dniu nie bardzo mogła się skupić, przy poprawianiu dyktanda napisanego przez uczniów czwartej klasy. Proces weryfikacji był niezwykle uciążliwy, ponieważ wielu z nich posiadało potwierdzoną dysleksję wzrokową lub fonologiczną. Potrzebowała chwili wytchnienia i ponownego spojrzenia, by jej ocena była jak najbardziej sprawiedliwa. Ten czas poświęciła na kompletowanie materiału na jutrzejsze zajęcia w pięciu różnych klasach. Kiedy najgorsze miała już za sobą, uzupełniła dziennik elektroniczny i gdy się wylogowała, zerknęła na stronę biura nieruchomości. Początkowo ujrzała aktualizację i jako pierwsza zobaczyła głoszenie, które zmroziło ją i skłoniło do zapoznania się z pełną treścią.

Biuro nieruchomości „Cezar” oferuje do sprzedania czteropokojowe mieszkanie po remoncie z łazienką, balkonem w ocieplonym budynku z wielkiej płyty. Lokal znajduje się na trzecim piętrze z oknami wychodzącymi na skwer międzyblokowy.

W dalszej części ogłoszenia było sporo zdjęć, które niezwykle kusząco zachęcały do zakupu. Jeszcze cena była nie tylko atrakcyjna, lecz wręcz fantastyczna. Numer telefonu napisano grubą czcionką, jakby sprzedającemu bardzo zależało na pozbyciu się lokalu, albo łatwiejsze jego dostrzeżenie.

- Misiek, posłuchaj, przeczytam coś, co zwali ci kapelusz z głowy i wyciągnie z butów – i nie czekając na aprobatę męża, czy okazanie zainteresowania, zapoznała go ze wszystkimi szczegółami.

- Coś za tanio, tylko dwieście pięćdziesiąt tysięcy w takiej lokalizacji. Gdzieś musi być jakiś haczyk, może to przekręt i ktoś jest w nim zameldowany, albo jest zadłużone.

Żona, nie słuchała malkontenta, tylko wybrała numer biura nieruchomości pomimo dość późnej godziny. Kiedy połączenie zostało odebrane przez właścicielkę agencji, wypytała ją o szczegóły i nie konsultując z mężem decyzji, umówiła się na następny dzień w mieszkaniu.

Przysłuchujący się rozmowie Cyryl, po jej zakończeniu starał się odwieść od zamiaru kupna, argumentem, żeby jeszcze poczekać i odłożyć więcej. Jemu stutysięczny kredyt wydawał się niewiarygodnie wysoki, a spłata dwudziestopięcioletnia paraliżowała i wpędzała w stres. Z drugiej strony, jeżeli teraz nie kupią, to być może nigdy, a latka lecą i już niedługo żona może być za stara i niezdolna do rodzenia dzieci. Dlatego wolał przemilczeć, niż chlapnąć coś, czego później może bardzo żałować.

Viktoria, zwolniła się z pracy, ponieważ pani z agencji nieruchomości miała napięty grafik i tylko w godzinach przedpołudniowych mogła być do jej dyspozycji. Zbliżając się pod zanotowany adres, bacznie przypatrywała się najbliższej okolicy i w myślach notowała mijane budynki. W jej odczuciu właściwie niczego nie brakowało, był niewielki park, plac zabaw, apteka, spory market i dwa mniejsze osiedlowe sklepy, cukiernia, lekarz rodzinny i stomatolog. Całkiem sporo było też innych lokali, biur i sklepów z różnymi artykułami przemysłowymi.

Dochodząc do bramy czteropiętrowego bloku, nie zauważyła niczego niepokojącego, ściany budynku nie były ozdobione bazgrołami, trawniki przycięte, a chodnik czysty i równy. Wcisnęła przycisk domofonu z numerem mieszkania i po chwili usłyszała damski głos.

- Proszę wejść – i sygnał odblokowywania zamka.

Dobrze się czuła po wejściu na klatkę schodową, która niedawno została odmalowana i w porównaniu do innych bram była bardzo czysta. Wchodząc po schodach słyszała tylko odgłos własnych kroków, nigdzie nie szczekał pies, nikt w niczym nie wiercił i się nie awanturował. Właścicielka biura nieruchomości wyjrzała z mieszkania, w momencie, gdy ona do niego dochodziła.

- Zapraszam do środka – powiedziała pierwsza do lekko zadyszanej klientki i odsunęła się, by nie zakłócić pierwszego wrażenia.

Przedpokój w ocenie Viktorii był odpowiedni, podobnie jak kuchnia, z której oknami żegnało się słońce, a zbliżało się do prawie całej oszklonej ściany balkonowej, przez którą wpadało dużo światła do sporego salonu. Łazienka i osobna toaleta były wyłożone po sam sufit jasno seledynowymi płytkami. Dwa małe pokoje znajdowały się od strony północnej, natomiast większy miał widok na zachodnią część miasta. Ruch pojazdów w tej okolicy był spory, lecz wpadający przez uchylone okna hałas nie był dokuczliwy.

Wyciszony telefon właścicielki agencji nieruchomości prawie bez przerwy dzwonił, a ona w większości po drugim sygnale odbierała i mówiła, że w tej chwili nie może rozmawiać, ponieważ jest bardzo zajęta. Bzowska nie tylko z tego tytułu czuła presję i jednocześnie lęk przed stratą okazji nabycia tak pięknego mieszkania w atrakcyjnej cenie. Natychmiast po podjęciu decyzji, sięgnęła do torebki po smartfona i wybrała numer do męża.

- Misiu – miło powiedziała, gdy usłyszała jego głos – natychmiast przyjedź do mieszkania – i podała adres. Odpowiedz, jaką usłyszała, musiała być dla niej niezadowalająca, ponieważ zmarszczyła czoło i już całkiem innym tonem warknęła – Misiek nie wkurzaj mnie, bo pożałujesz.

Pan Cyryl znał tę tonację głosu żony i wiedział, że gdy tak mówi to nie żartuje i jak się nie podporządkuje jego życie na kilka tygodni zmieni w piekło. Nawet przez chwilę się nie zastanawiał, co powinien zrobić. Porzucając wszystko i ryzykując zwolnienie, wybiegł z biura, jakby się paliło i pognał prosto do stojącej najbliższej taksówki.

- Bardzo mi się spieszy, czy jest pan w stanie dotrzeć – podał adres – w ciągu pięciu minut, płacę podwójnie.

- Dla spragnionego klienta wszystko – powiedział taryfiarz i z piskiem opon ruszył jak na torze wyścigowym.

Klient siedzący na tylnym siedzeniu był trochę zaskoczony trasą, jaką tamten wybrał. Niespodziewanie dla niego przemykali ulicami jednokierunkowymi, przez podwórka, czasami na zakazie ruchu i pod prąd. Zaledwie po trzech minutach samochód ominął słupki, przemknął chodnikiem i zatrzymał się pod bramą. Kierowca zainkasował stówę i zniknął równie szybko spod bloku, jak pod nim się pojawił. Cyryl, w tym czasie wybrał w domofonie numer mieszkania i po otwarciu drzwi, wbiegł na trzecie piętro. Zastał małżonkę, skrupulatnie sprawdzającą stan techniczny armatury w łazience, przez szarpanie jej. Kiedy ochłonął po takim widoku, obejrzał piękne mieszkanie, które tak jak twierdziła żona, swoim wyglądem zwalało z nóg. Dlatego się nie dziwił, że podczas pierwszego oglądania, Viki już uzgadniała szczegóły zakupu. Opuszczali wymarzone mieszkanie w doskonałych humorach, ponieważ byli pewni zakończenia transakcji w ciągu tygodnia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania