Poprzednie częściAkademia Sztormu i Burzy

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Akademia Sztormu i Burzy Rozdział 2

Była już noc, kiedy obudziłam się z dziwnego snu. Połowę drogi spędziłam nieprzytomna. Wnętrze pojazdu, w którym się znajdowałam obite było obite najmilszym materiałem jaki kiedykolwiek dotykałam.

 

Pierwsze chwile po przebudzeniu spędziłam na wmawianiu sobie, że to tylko sen, a zaraz zadzwoni mój wykurzający budzik.

 

Jednak już po chwili usłyszałam aksamitnie mroczny głos.

 

- Nie łudź się, lepiej otwórz oczy.

 

Spojrzałam w jego stronę. Chłopak wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Jego blond włosy były zmierzwione, a intensywnie zielone tęczówki pozostawały skierowane na mnie. Obserwował każdy mój ruch.

 

Wziął głęboki oddech, jakby chciał wyrzucić z siebie irytację.

 

- Co ja tu tak właściwie robię?- nie mogłam powstrzymać wlewającej się goryczy do mojego głosu.

 

Na podniesiony ton mojego głosu siedząca na przeciwko mnie "Kate-porywaczka" zmierzyła mnie wzrokiem po czym wyprostowała się.

 

- Każda osoba o magicznych zdolnościach ma obowiązek uczęszczać do szkoły magii, a przynajmniej jednej z pięciu istniejących.

 

Machnięciem ręki przed moim oczami ukazał się herb. Był podzielony na cztery części, w lewym górnym rogu widniał wizerunek nieznanego mi gatunku ptaka, niżej znajdował się symbol pioruna. Po prawej stronie u górze księżyc w nowiu, a na dole coś przypominającego.

 

- Jestem Dyrektor Kate Brown, witamy w Akademii Sztormu i Burzy- powiedziała nieco wyższym tonem.- Stoją przed tobą ogromne możliwości. Jeżeli dane ci będzie może zostaniesz wysokiej rangi magiem- to powiedziawszy z powrotem wróciła do przyglądania się widoku za zasłoną.

 

Siedziałam jak wryta.

 

- Ale ja nie mam żadnych zdolności magicznych- przerwałam ciszę.

 

Usłyszałam tylko świst, a następnie poczułam mocny uścisk na szyi, więc momentalnie chwyciłam ją, ale nie napotkałam powodu bólu. Jakby nieistniejący węzeł zaciskał się coraz mocniej i mocniej. Nie mogłam oddychać. Przewracałam się z ściany pojazdu do pustego miejsca obok mnie.

 

- Pani Profesor!- odpowiedział wyraźnie poddenerwowany chłopak.

 

- Spójrz na swoje dłonie- powiedziała nie spoglądając na mnie.

 

Nie rozumiałam, o co jej chodzi, jednak po chwili ujrzałam ten sam obraz, co w domu. Tętniące światło przepływało przez moje żyły. Uścisk z mojego gardła nagle zniknął. Wzięłam kilkanaście szybkich i płytkich oddechów.

 

- Ciekawe ma Pani metody wychowawcze- warknęłam.

 

Zielonooki strzelił brwiami ku górze, jakby wiedział co ma za chwilę nadejść.

 

- Widzisz- w końcu lekko zwróciła oczy ku mnie.- Dan nie powiedział ci wszystkiego. Ciąży na was klątwa. Dokładniej na tobie. A teraz my obie będziemy musiały sobie z nią poradzić. Więc zostaw swój niewyparzony język na inne okazje, zapewne jakieś się jeszcze pojawią.

 

Wraz z ostatnimi słowami poczułam jak wzrasta we mnie żal, smutek i rozgoryczenie. Chciałam się zapytać o co jej chodzi? Jaka klątwa? Co ma z tym wspólnego mój ojciec i ja? Ale gdy starałam się wypowiedzieć pierwsze słowo, uwięzło mi ono w gardle.

 

Zostawiła mnie bez żadnego wytłumaczenia. Jednak przed zadaniem kolejnego pytania zwróciłam uwagę na coś innego. Skoro była ona w stanie bez kiwnięcia zacisnąć na mojej szyi pętlę, do czego innego jest zdolna.

 

Oparłam się na miękkim zagłówku i założyłam ręce. Odwróciłam wzrok w stronę pary zielonych oczu. Chłopak nieco zmieszany odwrócił wzrok w stronę okna. Teraz oboje siedzieli wryci w obraz za oknem.

 

Odetchnęłam głęboko.

 

Do momentu, kiedy dotarliśmy do celu podróży pozostawałam spokojna.

 

W pewnym momencie powóz zatrzymał się, a ja niczym strzała wyleciałam z powozu kierując się do przodu. Nie miało znaczenia gdzie idę i dokąd dotrę, chciałam znaleźć się jak najdalej stąd.

 

- Nic tym nie osiągniesz- krzyknęła za mną kobieta.

 

Słyszałam przyśpieszone kroki, w pewnym momencie poczułam uścisk na prawym łokciu. Chłopak trzymał mnie mocno i zmusił bym popatrzyła się na niego.

 

- Słuchaj, jeżeli chcesz wracać do świata ludzi droga wolna. Wystarczy, że pójdziesz do szkolnego sekretariatu, a ty i twoi rodzice podpiszecie dokumenty zrzekające się praw magicznych.- po chwili dodał- Jednak chcę żebyś wiedziała, że tym samym nie narażasz tylko siebie, ale swoją rodzinę. Od miesięcy udając się do waszego wymiaru zamiast kolejnych rekrutów znajdujemy spalone domy i ciała całych rodzin. Magowie, którzy tego dokonują nie są stąd, nie wiemy kim są, ale wiemy jaki ich jest cel.

 

- Niby jaki?- powiedziałam szyderczo.

 

Chłopak zmarszczył brwi i rozluźnił uścisk na łokciu.

 

- Chcą ciebie- powiedział.

 

Przez całe moje ciało przebiegły ciarki.

 

- Zaufaj nam, a pomożemy ci - powiedział nieco łagodniej.

 

- To jest jakieś szaleństwo- zaprotestowałam.

 

Odwróciłam się w stronę ogromnego boru rozpościerającego się za monumetalnym szkolnym budynkiem.

 

- Dlaczego niby miałabym Ci wierzyć?- odetchnęłam.

 

Zrobił krok do przodu i powoli wyciągnął rękę na wysokość mojej twarzy. Nieco cofnęłam się do tyłu. Czułam się osaczona jego obecnością.

 

- Jeżeli pozwolisz, to pokażę ci dlaczego- patrzył wyczekująco.

 

Kiwnęłam głową, a chłopak położył dłoń na moim policzku.

 

Leżałam na podłodze pośród krwi i szkła. Oparta o ścianę nie mogłam oddychać. Miałam mętlik w głowie. Całe moje ciało, włosy i ubrania pokryte były krwią. Moją, mojej mamy i brata. Nagle usłyszałam kroki, ciężkie i powolne. Chwilę później w drzwiach do pokoju stanął mężczyzna.

- Nie jesteś dziedzicem.

Na twarzy miał czarną maskę. Jedyne, co bylam w stanie dostrzec to jego czerwone oczy. Zamachnął się. Ciemność. Coś zaczęło mnie ciągnąć za sobą.

 

Upadłam na soczyście zieloną trawę. Dławiłam się powietrzem. Ból wydawał się tak prawdziwy, jednak na moim ciele nie było ani jednej rany.

 

- C...cooo to było?

 

Chłopak kucnął obok mnie. Całe moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, drżałam z przerażenia.

 

- Wybacz, nie miałem innego sposobu żeby Ci to pokazać- uspokoił ton swojego głosu.

 

Wyciągnął rękę w moją stronę, być może chciał pomóc mi wstać jednak nie miało to dla mnie znaczenia. Odwróciłam wzrok. Nie miałam zamiaru ponownie go dotykać.

 

Zrezygnowany chłopak zrolował usta w cięką linię i odchrząknął.

 

- To były wspomnienia- jego oczy znalazły moje.- Chłopak, którego wspomnienia ci przekazałem należały do chłopaka niewiele starszego od ciebie.

 

- Te wspomnienia...- zaczęłam.

 

- To jego ostatnie wspomnienie- odetchnął głęboko.- Nazywam je "ostatnim tchnieniem". Wiem, że cała ta sprawa wydaje ci się dziwna, pokręcona. Też byłem ma twoim miejscu. Jednak, kiedy już cię poznałem, trudno mi będzie patrzeć na TWOJE ostatnie wspomnienia- na te słowa wstał i dodał.- Ale jeżeli zdecydujesz się zostać obiecuję, że zrobię wszystko by ochronić ciebie oraz twoich bliskich.

 

Nie chciałam mu wierzyć, ale chyba nie pozostawało mi nic innego niż pójść za jego radą.

 

Powoli wstałam na nogi i otrzepałam swoje ubranie.

 

- Nie wierzę w to co mówię- zaczęłam.- Ale jeżeli to co mówisz jest prawdą chyba nie mam innego wyboru.

 

------------------

Zostawiajcie wasze oceny i komentarze !!!!!!!!!!!

Wasza Arkadia

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania