Angelo (cz. 1/4)

2005

 

Coś było nie tak. Wyczuwał obcy zapach, delikatny, ale dość świeży. Ktoś był tu kilka godzin temu, wszedł do jego pokoi bez pozwolenia. I co najgorsze, nie był to żaden z jego niewolników.

Powoli obszedł pracownię, przymknął oczy, badawczo węszył w powietrzu. Zapach intruza był silniejszy w okolicy mebli. Powąchał uchwyty szafek. Na pewno ktoś je otwierał, ale miał rękawiczki, bo woń była stłumiona. Kobieta… tak, to była kobieta, wyczuwał żeńskie hormony. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, więc poszedł dalej, do następnego pomieszczenia.

W saloniku też ją czuł. Rozejrzał się, zauważył niedomkniętą szufladę w komódce i brak lutni. Jego ulubionej, siedemnastowiecznej hebanowej lutni misternie inkrustowanej masą perłową. Nie dość, że świetnie wyglądała i idealnie leżała mu w dłoniach, to jeszcze grała tak czysto… Na pewno nie dostanie już drugiej takiej. Gotując się ze złości, Angelo obwąchał miejsce, z którego złodziejka zabrała instrument, poszukał też śladów magii. Jakaś młoda czarodziejka mogła uznać okradanie wampira za świetną zabawę. Poszedłby wtedy do tego ich nowego szefa i grzecznie poprosił o zwrot. Dla tej lutni był gotowy się trochę upokorzyć.

Ale nie było magii, za to w swojej sypialni zastał otwarte okno. Sądząc po zapachu, złodziejka właśnie tędy dostała się do środka. Musiała spuścić się po linie z dachu, w biały dzień, na oczach wszystkich. Przez bardzo krótką chwilę rozważał, czy nie zejść na dół i nie zapytać strażników królewicza Piotra, czy nie widzieli niczego podejrzanego. Od rana siedzieli w samochodzie zaparkowanym pod szkołą naprzeciwko jego kamienic, może kobieta łażąca po dachu rzuciła im się w oczy. W końcu powinni być wyszkoleni do zauważania takich rzeczy. Ostatecznie odpuścił, nie chciał narobić sobie poważnych problemów. Sam ją znajdzie, najpierw jednak porozmawia ze swoimi ludźmi.

Zwołał wszystkich telepatycznie do salonu fortepianowego. Słyszał jak schodzą się pospiesznie, nadał im krótki komunikat zakończony ostrym „Natychmiast!”. Odczekał jeszcze chwilę, po czym teleportował się tuż obok fortepianu. Szmer rozmów ucichł jak ucięty nożem i trzynaście par oczu wpatrywało się w niego ze strachem i ciekawością.

Posiadał szesnaścioro niewolników. Sporo, większość znajomych wampirów miała po kilku, czasem dwu, albo wręcz jednego. Angelo lubił przepych, lubił się popisywać, czy to strojem, domem, czy liczbą poddanych mu ludzi. Nie wszyscy byli dziś obecni. Był pewien ich lojalności, nie obawiał się wypuszczać ich w bliższe czy dalsze podróże. Niektórym pozwalał nawet odwiedzać rodziny. Ogólnie nie uważał się za despotę i nie zabijał swoich ludzi za byle co, ale teraz był wściekły.

– Ci, którzy byli dziś poza domem pomiędzy dziewiątą a dziesiątą, wynocha – syknął. Trzy kobiety i mężczyzna wyszli, unikając jego wzroku. Zostało ich dziewięcioro.

– Mniej więcej w tych godzinach zostałem okradziony. Złodziejka weszła przez otwarte okno w mojej sypialni, przeszukała kilka pokoi i zabrała lutnię. Czy ktoś z was raczył cokolwiek zauważyć?

Pozwolił, by gniew choć częściowo wybrzmiał w jego słowach. Niewolnicy pospuszczali głowy, jakby na podłodze działo się coś niezmiernie interesującego, nikt już na niego nie patrzył. Nikt też się nie odezwał. A więc rzeczywiście niczego nie usłyszeli.

– Kto otworzył okno? – spytał zatem.

– Ja, mój panie. – Alina wystąpiła krok do przodu, spojrzała na niego nerwowo i przezornie uklękła. – Poszłam tam, zaraz po twoim wyjściu, panie, posłałam łóżko, zabrałam pościel do prania i otworzyłam okno, żeby się przewietrzyło. Któraś z nas robi to codziennie… – Głos trochę jej się załamał. Kazał jej zamilknąć, to nie była jej wina.

Ale mimo wszystko, w domu było dziewięcioro niewolników i żaden nie zauważył kradzieży? Wyszło na to, że trzyma same gapy i sieroty. Musi ich jakoś ukarać, choćby po to, żeby mu ulżyło.

– Każdy z was dostanie po dwa baty. Wieczorem, teraz idę złapać złodziejkę – oznajmił.

– Ale ja wtedy trenowałem w piwnicy… – jęknął Radek. Angelo powoli, nieco teatralnie, odwrócił się w jego stronę. Nic nie mówił, sam wzrok wystarczył, by wojownik opadł na kolana.

– Ty dostaniesz cztery – zadecydował wampir. – A teraz zejdźcie mi z oczu, wszyscy.

Rozbiegli się jak przestraszone kury, przynajmniej zachowali milczenie. Angelo został sam. W zamyśleniu pogładził dłonią biały fortepian. Jeśli lutnia wciąż była w mieście, znajdzie ją jeszcze tego popołudnia. Jeśli złodziejka działała na zlecenie innego wampira, wieczorem czeka go walka, takiej zniewagi nie da się puścić płazem. Nie bał się nikogo w tym królestwie, no może poza Judytą, ale ona by czegoś takiego nie zrobiła, tego był pewien.

Zabrał wenecki sztylet, niezawodne ostrze, którym pozbawił życia niejednego wampira, oraz rolkę szarej taśmy. Nie była tak elegancka jak porządny, konopny sznur, ale krępowała człowieka szybciej i skuteczniej, a on chciał porozmawiać ze złodziejką zanim ją zabije. Wszedł na dach, włazem ze strychu, nie oknem, i odnalazł miejsce, gdzie wciąż było czuć jej zapach. Stanął tyłem do Słońca, zamknął oczy i skoncentrował się na nieznajomej. Lekka woń potu i cytrusowy syntetyczny zapach jakiegoś kosmetyku. Otworzył usta, próbując wyobrazić sobie smak jej krwi na języku. Będzie pyszna. Potem pomyślał o lutni, przypomniał sobie twardość strun, delikatność pudła rezonansowego, zagięty gryf. Zwizualizował sobie Kraków i wysłał magiczny impuls we wszystkich kierunkach, niczym sonar poszukujący wrogich łodzi podwodnych. Odpowiedź nadeszła niespodziewanie szybko. I złodziejka, i lutnia były blisko, może nawet w granicach jego terytorium.

Zszedł na ulicę normalnie, chociaż trochę korciło go, by po prostu zeskoczyć na dół albo na dach sąsiedniej kamienicy. Może gdyby była noc… Spokojnie, to nie czas na wygłupy. Ruszył na północ, cały czas kontrolując pochwycony ślad. Na razie wydawało się, że to, czego szuka, jest całkiem niedaleko i nie planuje ruszać się z miejsca. Przechadzka zajęła mu ledwo niecałe pół godziny, a przecież dopasował tempo do zwykłych przechodniów. Tylko dlaczego złodziejka musiała mieć swoją dziuplę na przeciwko szpitala wojskowego? Nie wystarczyło, że następca tronu wybrał szkołę naprzeciw jego kamienic i przez kilka godzin dziennie miał pod oknami agentów Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Naprawdę wolałby nie rzucać się władzy w oczy. No trudno, nie wziął nawet głupiej czapki, żeby choć trochę schować twarz pod daszkiem. Tutaj nie było strażników na chodniku, ale widział kamery. Oby uznali go za zwykłego przechodnia i nie powiązali z tym, co się tu niebawem wydarzy.

Minął rząd niedużych modernistycznych kamienic, dotarł do końca ulicy. Dalej droga biegła tylko w lewo, przed sobą miał ogrodzony teren kolei. Kiedy uznał, że wyszedł z pola widzenia kamer, przykucnął za zaparkowanym samochodem i udał, że wiąże buta. Nie czuł się obserwowany, więc niezwłocznie teleportował się do bramy wcześniej upatrzonego budynku. Najpierw sama świadomość, szybkie sprawdzenie, czy teren jest czysty, potem reszta ciała. To był niebezpieczny manewr, odsyłając świadomość gdzieś dalej narażał się na atak. Nic się jednak nie stało, teleportacja przebiegła zgodnie z planem.

Magiczne skanowanie miasta i niestandardowa teleportacja trochę zaostrzyły apetyt wampira. Nie był jeszcze głodny, ale chętnie wypiłby kilka łyków świeżej krwi. Rozmyślając o pożywieniu skierował się ku klatce schodowej i podążył na drugie piętro. Nie było domofonu, nikt się nie kręcił. Idealnie.

Przystanął przed właściwymi drzwiami i jeszcze raz sprawdził zapach. Wszystko się zgadzało, całkiem niedawno klamki dotykała ta sama osoba, która wcześniej buszowała w jego domu. Słyszał odgłosy zwykłej ludzkiej krzątaniny, kroki, stłumione bicie serca. Żadnej muzyki. Upewnił się, że jest sama i zapukał jak przykładny obywatel. Na twarz przywołał delikatny uśmiech.

Nie czekał długo. Drzwi uchyliły się i ujrzał w nich młodą kobietę, niską i szczupłą. Ciemne włosy obcięła dość krótko, ledwo sięgały do ramion. Ubrała się na czarno, w stylu sugerującym przynależność do subkultury metali czy gothów.

– Dzień dobry – przywitał się. – Zdaje się, że masz coś, co należy do mnie.

Zareagowała błyskawicznie. Spróbowała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale odepchnął je z wielką siłą. Odskoczyła, gdy chciał złapać ją za włosy, i pobiegła w głąb mieszkania. Posłał falę mocy prosto w jej kolana. Zatoczyła się i wpadła na meble, zrzucając kilka ozdobnych bibelotów.

Przycisnął ją magią, zamknął drzwi i przekręcił klucz. Lepiej, żeby nikt mu teraz nie przeszkadzał. Podszedł do dziewczyny i podniósł ją za ubranie, jednocześnie wycofując wszystkie czary. Wydawała się lekka jak piórko.

– Nie krzycz, bo będzie bolało – ostrzegł.

Przytaknęła, wpatrując się w niego badawczo. Bała się, ale miała nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Biedna, głupia ludzka dziewczynka…

Zaciągnął ją do pokoju, do którego chciała uciec. Był spory, ale mocno zagracony, pełen niepasujących do siebie mebli i innych pierdół. Śmierdział kurzem i spróchniałym drewnem. Podłoga skrzypiała, a stare deski wręcz jęknęły, gdy rzucił Natalię na środek. Imię wyczytał w jej umyśle, na razie nie raczyła mu się przedstawić.

Angelo sięgnął po taśmę i dopiero ten widok skłonił dziewczynę do mówienia.

– To nie będzie konieczne, dogadamy się. Zabierz sobie to coś twojego, wybierz sobie jakieś dodatkowe graty, jeśli chcesz…

– Owszem, chcę od ciebie kilku rzeczy. Najpierw dasz grzecznie rączki do tyłu i nie hałasuj, bo…

– Będzie bolało, tak, powtarzasz się – przerwała mu bezczelnie. Uśmiechnął się pod nosem, oklejając jej nadgarstki taśmą. Minęło wiele lat, odkąd jakiś człowiek rozmawiał z nim w ten sposób. Potem go zabił, a jego krew smakowała wyjątkowo dobrze.

Dała się spętać bez problemu, ale cała jej postawa świadczyła o tym, że uważa to wszystko za nieporozumienie i liczy, że za chwilę wszystko się wyjaśni. Najpierw ręce, potem nogi w kostkach, tak dla pewności. Ustawił dziewczynę w pozycji klęczącej, bo to zawsze było dobre miejsce dla ludzi rozmawiających z wampirami. Wziął stojące nieopodal tapicerowane krzesło i usiadł przed Natalią tak, że miał jej głowę tuż przy kolanach. Pochylił się do przodu i pogładził miękki, ciepły policzek. Wzdrygnęła się, szarpnęła do tyłu.

– Ej, jak chcesz się tak bawić, to taśma była niepotrzebna. Jesteś całkiem ładny, możemy…

Uciszył ją, kładąc palec na ustach i kręcąc głową z dezaprobatą.

– Błąd. Nie o to mi chodzi, moja mała. Dziś rano włamałaś się do mojego domu i coś ukradłaś, jakiegoś grata, jak to sama raczyłaś określić. A, wyobraź sobie, ja jestem do tego grata mocno przywiązany.

– Dziś? Chodzi ci o tę starą gitarę? Pewnie, bierz ją sobie z powrotem. W ogóle szybko mnie znalazłeś, jesteś z policji, czy coś?

Nie wiedział, czym poczuł się bardziej urażony: nazwaniem lutni „starą gitarą”, czy sugestią, że może mieć coś wspólnego ze stróżami prawa. Znów pokręcił głową.

– Ta rozmowa nie może tak wyglądać. Od tej pory koniec z wygłaszaniem nietrafionych tez, odzywasz się tylko wtedy, gdy o coś zapytam. I będę wiedział kiedy kłamiesz, więc po prostu tego nie rób. Rozumiesz?

– Ale…

Uderzył ją w twarz, lekko, otwartą dłonią. Chciał wywołać bardziej szok niż ból i sprawić, by wreszcie potraktowała go poważnie. Nie udało się.

– Bijesz jak baba, tylko na tyle cię stać? – prychnęła z pogardą.

W odpowiedzi złapał ją za gardło i boleśnie ścisnął krtań. Rzucała się i próbowała coś powiedzieć, nie reagował, ze złośliwą satysfakcją obserwował, jak próbuje zaczerpnąć tchu. Odpuścił dopiero wtedy, gdy zobaczył, że wzrok dziewczyny staje się nieobecny, a ona sama za chwilę zemdleje.

– Stać mnie na wiele więcej – powiedział, kiedy już trochę doszła do siebie. – Uwierz mi, nie chcesz tego doświadczyć na własnej skórze. Ale wróćmy do tematu, rozumiesz czy nie?

Pokiwała gorliwie głową. To na razie mu wystarczyło.

– Wspaniale. Widzę, że jesteś ignorantką, nie odróżniasz lutni od gitary, a te twoje graty to bezwartościowe śmieci. Jednak muszę przyznać, że z włamaniem poradziłaś sobie bardzo dobrze. Powiedz mi, gdzie się tego nauczyłaś?

– Przez parę lat… pracowałam w cyrku… – Mówiła z wyraźnym trudem. Powinien ją uzdrowić? Może za chwilę, zasłużyła na trochę bólu. – Chodzenie po linie, latanie na trapezie, takie akrobacje… Przydają się do wchodzenia do budynków. A znajomy iluzjonista nauczył mnie otwierać zamki.

To miało sens. Oczywiście sprawdził wszystko, mówiła prawdę. A więc miał przed sobą cyrkówkę-złodziejkę, rzadki towar. Pierwszy raz przeszło mu przez myśl, żeby może jej nie zabijać. Później podejmie decyzję.

– To twoja dziupla? Jak długo tu mieszkasz? – pytał dalej.

– Niecały rok. Wcześniej mieszkała tu moja babcia, ale zmarła. Mogę mieć pytanie? – dodała szybko. Brzmiała teraz o wiele pokorniej niż wcześniej.

To z babcią też było prawdą, więc pozwolił jej pytać. Nie obiecał jednak, że odpowie.

– Jak mnie znalazłeś? Serio, obrobiłam cię dzisiaj, nie rozumiem jak mogłeś tu dotrzeć tak szybko.

– Za pomocą magii – wyjaśnił. Nie było sensu tego ukrywać.

– Pierdolisz. – Roześmiała się chrapliwie.

Angelo skoncentrował się i wykonał drobny gest dwoma palcami, tak dla wzmocnienia efektu. Fala mocy uderzyła dziewczynę w drugi policzek, mocniej niż za pierwszym razem, kiedy zrobił to ręką. Straciła równowagę i runęła na podłogę.

– Nigdy nie żartuj z czegoś, czego nie rozumiesz, bo możesz popełnić fatalny błąd – poradził. Znów użył magii i podniósł ją tak, by zawisła w powietrzu tuż nad podłogą. Gdy wstał, mieli oczy na tej samej wysokości.

– Jesteś czarodziejem?

Wreszcie usłyszał strach w tym pytaniu zadanym z gorączkowym pośpiechem. Nie było to jeszcze to, czego oczekiwał, ale byli na dobrej drodze.

– Ja? Magiem? Moja mała, nie obrażaj mnie, proszę. Ja jestem tylko zwykłym, prostym, uczciwym wampirem.

Przyciągnął ją do siebie i ugryzł, by potwierdzić swoje słowa. Lubił pić krew związanych ludzi, mógł wtedy skupić się na tym, co było naprawdę ważne. Wystarczyło objąć ofiarę jedną ręką, drugą złapać za włosy i ustawić głowę w odpowiedniej pozycji. Nieważne ile lat minęło, krew nie mogła się znudzić czy spowszednieć. Wypijał z tej małej, przerażonej istotki życie, którego zawsze było mu mało.

Wierciła się w jego ramionach, ale nie miała szans na ucieczkę. Jęczała, bo pił na żywca, nie użył żadnego magicznego znieczulenia. Trochę szkoda, że nie krzyczała, to podkręciłoby go jeszcze bardziej. Krew była ciepła, pachnąca, rozlewała się w ustach i uwodziła bogactwem smaku. Serce Natalki biło szybko, każde uderzenie pompowało kolejną porcję przez przegryzioną tętnicę. W końcu przestał i uleczył ranę. Na razie pozwolił jej żyć.

Dziewczyna była drobna, a on się nie hamował. Straciła sporo krwi i osunęła się bezwładnie na ziemię zaraz po tym, jak wypuścił ją z objęć.

– Widzisz? Prawdziwy wampir, i to jeden z najlepszych w tym mieście. Powinnaś być dumna, że zwróciłem na ciebie uwagę. Ale porozmawiamy później, teraz sobie odpocznij i przemyśl wszystko.

Nachylił się nad nią i zakleił usta taśmą. Nie miała siły protestować, wciąż znajdowała się na krawędzi omdlenia. Raczej nie umrze, ale przez kilka dni będzie poważnie osłabiona. Zostawił złodziejkę na podłodze i ruszył na obchód tej graciarni.

Większość jej łupów było bezwartościowymi śmieciami, raczej trofeami niż czymś, na czym można było zarobić duże pieniądze. Może zdążyła sprzedać co lepsze fanty. Zauważył trochę dobrej biżuterii, głównie bursztynowej, i interesujący obraz. Jeśli to była oryginalna Boznańska, to zna kogoś, kto da za niego dobrą sumkę. W drugim pokoju, sypialni z nieposłanym łóżkiem, znalazł swoją lutnię i niewielką kolię wysadzaną brylantami, które na pierwszy rzut oka wyglądały na prawdziwe. Poświęcił chwilę na podziwianie odbić światła w fasetkach klejnotów i schował ją do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wreszcie wziął w ramiona lutnię i zagrał kilka taktów swojej ulubionej pavany. No jasne, była rozstrojona. Tak być nie mogło, kręcił kluczami dotąd, aż uzyskał czyste tony.

W nieco lepszym humorze porozrzucał prywatne rzeczy dziewczyny. Znalazł dokumenty: nazywała się Natalia Madejska i miała dopiero dwadzieścia jeden lat. W czerni wyglądała poważniej, dałby jej może nawet dwadzieścia pięć. Musiała młodo zacząć z tym cyrkiem… Później wszystkiego się dowie. Chyba nie było tu już nic ciekawego, wrócił więc do tamtego pokoju, zasiadł na krześle przed Natalką i zagrał jedno z dzieł Bacha, które co prawda nie zostało napisane na lutnię, ale tak zdolnemu muzykowi, jak on, w niczym to nie przeszkadzało. Braki w tonacji nadrabiał szybkością ruchów, dzięki czemu muzyka wciąż rozbrzmiewała barokowym przepychem.

Jego jedyna słuchaczka chyba tego nie doceniała.

– Jak widzisz ja i moja czarna piękność jesteśmy ze sobą mocno związani – stwierdził, gładząc z czułością hebanowy instrument. – Powiedz mi, co chciałaś z nią zrobić?

Z nadludzką prędkością Angelo zerwał dziewczynie taśmę z ust, po czym podniósł ją trochę. Na razie nie szarpał zbyt mocno.

– Eee, no sprzedać, jak zwykle – odpowiedziała słabym głosem.

– Komu?

– Jest taki Zbyszek, chyba z Wałbrzycha, daje niezłe ceny, a potem opycha towar do Niemiec, albo taka starsza babka, pani Teresa, ona mieszka w Brzesku. Ale ostatnio sprzedawałam głównie Maćkowi z Warszawy, fajny chłopak z niego. Brał wszystko jak leci, ale najbardziej szukał staroci, więc uderzyłabym z tym do niego.

To ostatnie imię wydało mu się znajome. Tak nazywał się jeden z niewolników Franciszka, chyba najbardziej znanego wampirzego handlarza antyków. No i ostatnio Franek rzeczywiście mieszkał w Warszawie.

– Znam tego, dla kogo pracuje Maciek. Gdyby rozpoznał w tym moją własność – zakręcił lutnią w dłoniach – zabiłby cię, a ją przyniósłby mi w zębach. Chociaż wiesz co, może i ja cię zabiję…

– Nie, proszę! – wykrzyknęła błagalnie. Uśmiechnął się lekko, lubił słuchać ludzkich błagań. – Będę dla ciebie pracować, ukradnę wszystko, co zechcesz. Jestem dobra, dziś zanim obrobiłam ciebie, weszłam na teren zamku i nikt mnie nie złapał!

– Ukradłaś coś z zamku? – przerwał autentycznie zaciekawiony.

– Tak, jakiś diamentowy naszyjnik…

– Ten? – Wyjął kolię z kieszeni. Przytaknęła.

– Jakaś idiotka zostawiła to w samochodzie na dziedzińcu, to nawet nie było trudne.

To ty, Natalko, zachowałaś się jak idiotka – pomyślał.

Nie mógł zatrzymać tej kolii, sprzedanie jej też było ryzykowne. Najlepiej będzie, jak odda ją Andrzejowi jak najszybciej, wyjaśni całą sytuację, i niech magowie dalej sobie z tym radzą.

– Widzisz, moja mała, twoje złodziejskie umiejętności nie będą mi potrzebne. Sam jestem w tym całkiem niezły – oznajmił. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się zauważalnie. Znów się bała.

– No to przemień mnie, proszę… Jako wampirzyca na pewno ci się przydam…

Spodziewał się tego. Zaskakująco wielu ludzi uważało, że chce zostać wampirami.

– Bycie stwórcą to przywilej, którego nie posiadam – wyjaśnił jej zgodnie z prawdą. – Więc nic z tego. Ale mówisz, że chciałabyś wkroczyć ze mną w świat mroku i magii, w świat krwi i śmierci, towarzyszyć mi w nim i być przydatną, Natalko?

Zrobiła zaskoczoną minę gdy użył jej imienia, w końcu się nie przedstawiła.

– Tak, dokładnie tak…

Znów przerwał, kładąc dłoń na jej ustach.

– Och, to wspaniale – powiedział z przesadnym zachwytem. – W takim razie ja, Angelo z Klanu Cielo Blu, oficjalnie uznaję cię za swoją własność. Od teraz jesteś moją niewolnicą. I nie patrz tak na mnie, będzie wspaniale, zobaczysz.

Uśmiechnął się, obnażając kły. Nie tego się spodziewała, kiedy dziś rano wchodziła oknem do jego sypialni. Biedna, naiwna dziewczynka… Będzie miał z nią mnóstwo zabawy.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (118)

  • Alienator ponad rok temu
    Hmmm... Skoro mógł zrobić to:
    Zwizualizował sobie Kraków i wysłał magiczny impuls we wszystkich kierunkach, niczym sonar poszukujący wrogich łodzi podwodnych. Odpowiedź nadeszła niespodziewanie szybko. I złodziejka, i lutnia były blisko, może nawet w granicach jego terytorium.
    To po cholerę ten cały fragment o służbie? Nie mógł od razu, jak wykrył kradzież?
  • Vespera ponad rok temu
    Widzisz, magia dla wampirów jest czymś nie do końca naturalnym, wyczerpującym i stosowanym w ostateczności - chociaż Angelo jest w te kulki dość dobry. Plus wampirzy styl życia pod tytułem "jestem taki cool, bo mam piętnaścioro świetnie wytresowanych niewolników i nie zawaham się ich użyć" i zaszłości historyczne z wojen z magami... Wąpierze wolą nie wychylać się z czarowaniem, to jest niemile widziane. Tutaj trzeba byłoby wejść w lore uniwersum, a uniwersum będzie się rozrastać wraz z innymi opowiadaniami - "Angelo" to tylko przyczynek do czegoś większego.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Z tekstu nic takiego nie wynika. Ani że czarowanie jest wyczerpujące, ani że niemile widziane. W zasadzie pstryk, włącza magiczny sonar i już wie, ale za to ja dalej nie wiem, po cholerę ta cała scena wcześniej? Nie wykluczam, że to część ekspozycyjna, gdzie chciałaś pokazać postać, a także relację pomiędzy innym ludźmi. Ale to przez brak wyjaśnienia dotyczącego magii, po prostu nie trzyma się kupy.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Nie przepadam za robieniem ekspozycji w pierwszym rozdziale, przez co (stety czy niestety) wymagam od czytelników zawieszenia niewiary.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Wobec tego czym jest ten fragment?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Ukazaniem faktu, iż Angelo nie przepuści okazji do poznęcania się nad swoimi ludźmi (choć nie zabija ich bez potrzeby) oraz próbą zdobycia informacji bez uciekania się do magii, większej filozofii w nim nie ma.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Czyli ekspozycja?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Raczej bym powiedziała okruszki ekspozycji.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Dlaczego okruszki?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Strzępy, które czytelnik będzie miał gdzieś z tyłu głowy, i które potem mogą mu się przydać. Nie pierdzielnę magicznej historii uniwersum w czymś zaplanowanym na 4 krótkie części, bo by mi 4 tomy wyszły.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera To teraz o fabule i wątkach mówisz. Ekspozycja, to co innego.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Nie zgodzę się: uważam, że przedstawienie sposobu, w jaki wampir traktuje ludzi, to subtelny element ekspozycji. Fabuła to tu jest prosta - ukradli i trzeba odzyskać.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera No ale skoro ukradli, to trzeba gonić złodzieja, a nie tracić czas na niepotrzebną gadkę... Podtrzymuję swoje zdanie: ekspozycja nie łączy się z zawiązaniem akcji.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Jasne, nie będę ci zabierać prawa do własnego zdania. Wypuściłam tekst w świat, teraz żyje własnym życiem i będzie dowolnie interpretowany i oceniany. Napiszę tylko, że gdybym uważała tę scenę za niepotrzebną, to bym jej nie napisała.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Nie jestem przekonany co do dowolnej interpretacji. Proza to nie poezja. Skoro gość miał możliwość namierzenia złodzieja bezpośrednio po wykryciu kradzieży, to po co cała szopka? Nie trafia do mnie argument o wyczerpującej czy wstydliwej magii, bo z opisów wynika, że magii używa jak splunięcia. Nawet do obezwładnienia filigranowej dziewczynki. Ekspozycja do mnie trafia, w końcu świat i bohaterów trzeba opisać, tylko że ekspozycja nie łączy się z resztą, autor zapomniał chyba, że czytelnik nie siedzi mu w głowie i niektóre sprawy wymagają wyjaśnień.
    BTW. Dlaczego hobbici nie polecieli do Mordoru na orłach?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Ale jak to bez dowolnej interpretacji, jak w szkole, według klucza, bez żadnej dyskusji? Nie da się tak czytać prozy, każdy podchodzi do książki ze swoim bagażem doświadczeń i to sprawia, że interpretacje się od siebie różnią. Nawet na tym portalu raz zostałam zinterpretowana absolutnie na odwrót, ale przecież nie będę się kłócić z czytelniczką, zobaczyła tam to, co chciała zobaczyć. A jeśli dowolnej interpretacji nie ma, to o czym dyskutujemy? Scena tak ma być, bo tak ją napisałam, koniec rozmowy, można się rozejść.
  • Abbie Faria ponad rok temu
    Vespera A co słychać u Błękitnego płomienia, bo tutaj już chyba pół roku jej nie było?
  • Vespera ponad rok temu
    Abbie Faria nie może się zdecydować: "Napisz, że odebrałam sobie życie, bo nie umiałam stworzyć ekspozycji i struktury, a myśli przewodniej nie znalazłam" albo "Że jestem zajęta bo mam dużo spotkań autorskich w UK, bo wydałam swoje teksty po angielsku" . Także żyje i ma się dobrze :)
  • Abbie Faria ponad rok temu
    Vespera Pozdrowienia dla Niej:) Podziwiam pisać w obym języku. To wyższa szkoła jazdy.
  • Vespera ponad rok temu
    Abbie Faria Przekażę, ale wiesz, że ona żartuje ;)
  • Abbie Faria ponad rok temu
    Vespera Przekaż jej że się nabrałem:)
  • Vespera ponad rok temu
    Abbie Faria Ponoć z ekspozycją i strukturą to nie był żart...
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera No wiesz... Jak ktoś napisze, że postać weszła do pokoju, to trochę trudno zinterpretować fragment inaczej, ale spoko, rozumiem. Nieważne co autor napisze, ważne co wymyśli sobie czytelnik. Paradoksalnie to może zadziałać w poezji. Niejednoznaczne zwroty, złożone metafory. Po prostu jest miejsce, żeby dać się ponieść wyobraźni. W prozie tego miejsca jest zdecydowanie mniej i z pewnością nie znajduje się w osi konstrukcji fabuły.
    Nie trafia do mnie argument, że napisane, więc dobrze i musi zostać. Z doświadczenia wiem, że zdarza się dość często napisać zbędne słowo, zdanie. Czasem nawet cały akapit albo kilka rozdziałów. Sam staram się eliminować niepotrzebne fragmenty na etapie szkicu, żeby później nie tracić czasu na kreślenie, ale tu akurat każdy ma inną kulturę pracy.
    Ogólnie to Twój tekst i Ty rządzisz, ja po prostu zaznaczam, że mi ostro zgrzytnęło i że można to zrobić lepiej.
    BTW. Możesz powiedzieć, w jaki sposób piszesz teksty? W sensie kolejności, od pomysłu do publikacji.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator "Nie trafia do mnie argument, że napisane, więc dobrze i musi zostać." - no właśnie, bo to nie jest żaden argument - byłby nim tylko wtedy, gdyby tekstów opublikowanych nie można było interpretować i krytykować.
    Uważasz, że dałoby się napisać lepiej pewne fragmenty, i ja muszę przyznać, że też tak uważam, ale nie będę pucować każdego zdania do perfekcji, nie mam takiej obsesji. Każdy tekst jest zapisem moich umiejętności pisarskich w danym momencie (to powstało jakieś dwa lata temu, może niecałe).
    Mój sposób pisania? Najpierw jest jakiś pomysł, zwykle taki, który noszę w głowie od lat, jakaś postać, która ma charakter, ale nie ma imienia (Angelo nie miał imienia bardzo długo), albo temat, który chcę sobie podrążyć (jak tutaj - stworzyć opowiastkę o draniu, skurwielu, w odróżnieniu od bardziej pozytywnych postaci, o których zwykle piszę). Zawsze wymyślam zakończenie, to jest dla mnie warunek konieczny. Lubię mieć też plan, zwykle dość ogólny, który w trakcie pisania oblepiam szczegółami.
    A i najważniejsze - po co piszę? Nie dlatego, żeby stworzyć najlepszą historię, nawet nie dla czytelników, chociaż nie wstydzę się pokazywać pisaniny i cieszy mnie, że komuś się podoba. Jestem pisarką egoistką, piszę dla siebie, jak chcę i na tematy, które jakoś są mi bliskie albo mnie fascynują.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Niezupełnie o to mi chodziło. Bardziej ciekawy jestem samego procesu pisania. Czy piszesz ciągiem i przystajesz tylko, żeby się zastanowić, co dalej? Czy może na początek spisujesz co wiesz, w sensie różne etapy historii, a dopiero potem uzupełniasz. Takie rzeczy ;)
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Zawsze chronologicznie, nie skaczę po opowieści. Czasem zdarza się coś zmienić, jakiś akapit czy zdanie wyleci, ale rzadko. Raz przerabiałam cały rozdział, bo jednak stwierdziłam, że napiszę go z perspektywy innej postaci. Nie zmóżdżam się jakoś szczególnie nad strukturami i innymi rzeczami technicznymi, które ty zdajesz się lubić.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Właściwie to nie przepadam za robieniem "technicznych rzeczy". Najbardziej lubię tworzyć szkice, w sensie wtedy odczuwam czystą przyjemność. Dostosowanie tekstu do publikacji takiej przyjemności mi nie sprawia. Wtedy chyba najlepiej dociera do człowieka, że praca pisarza niewiele różni się od pracy biurowej. Tak czy siak cały dzień siedzisz zgarbiony przy biurku i klepiesz w klawiaturę. Niemniej szkic bez obróbki na zawsze pozostanie szkicem. Nieistotne ile dodasz do niego słów.
    A jakie widzisz plusy swojej metody pisania? A jakie minusy?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Ciężko mi mówić o plusach i minusach, bo nie próbowałam pisać inaczej, ani bez planu, ani z mega szczegółowym planem, ani niechronologicznie.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera No ale jakieś plusy musisz znać, bo w końcu ciągle trzymasz się tej metody.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Jest elastyczna, bez żalu mogę dodawać do planu jakieś punkty albo wywalać takie, które jednak uznam za niepasujące. A no i jeszcze czasem lubię zbudować scenę wokół jakiegoś dialogu, który ułoży mi się w głowie.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Czekaj, czekaj... Skoro piszesz chronologicznie, to trochę ciężko o elastyczność w dodawaniu nowych wątków do planu. Trzeba by cały czas wracać, dopisywać, przerabiać i tak w kółko, aż do frustracji, która spowoduje odłożenie tekstu do szuflady. Ewentualnie można olać czytelnika i postawić na wiarę, że ów czytelnik sam domyśli się, o co nam chodziło, pomimo że nie znajdzie wytłumaczenia w tekście. To w praktyce równa się opublikowaniu tekstu na poziomie szkicu.
    BTW. Myślisz, że pisarze piszą swoje teksty "ciurkiem" pod wpływem weny?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Nie wiem, jak piszą inni, każdy ma zapewne swoje przyzwyczajenia. Piszę tak, jak mi wygodnie, i przeglądanie wcześniejszego tekstu nie powoduje u mnie frustracji.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera W to akurat nie wątpię, niestety wtedy zostaje tylko druga ewentualność...
    BTW. Warto podglądać dobrych pisarzy przy pracy, dzięki temu można się wiele nauczyć. Między innymi umiejętności rozkładania tekstu na czynniki pierwsze.
  • MKP ponad rok temu
    Alienator Jeśli ktoś męczy się robiąc szkice i kompleksowe plany, a dopiero potem na ich podstawie tworzy tekst, to powinien zmienić hobby:) Jak piszesz coś dłuższego to tworzysz kręgosłup - tak zwany zarys fabuły - a potem oblekasz go w ciało i doczepiasz kończyny, czyli watki poboczne. Jeśli masz pomysł na scenę osadzoną w danym uniwersum to napisz ją tak, żeby pasowała do tego co już masz. Na tym polega cały proces twórczy: na kreatywnym wpasowaniu czegoś, co wymyśliłeś do ogólnego wątku, a nie nie na odwrót. Ja wiele swoich scen wymyśliłem przy korekcie tekstu. Dopisywanie dialogów i opisów do sztywnego planu brzmi drętwo i takie tez są takie opisy i dialogi.
    Oczywiście przy powieściach trzeba robić pomocnicze notatki: mapy, biografie i wygląd postaci. Pamięć ludzka jest zawodna a taki notatnik to dobre narzędzie.
  • Alienator ponad rok temu
    MKP No jak kogoś męczy tworzenie i późniejsze opisywanie, to faktycznie powinien zmienić zajęcie.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Weszłabym głębiej w temat, gdybym zaczęła pisaniem zarabiać na życie. Nie będę się doktoryzować z technik pisarskich na potrzeby hobby. I tak piszę z doskoku, gdzieś pomiędzy jednym odcinkiem serialu a drugim, na telefonie gdzieś w tak zwanym międzyczasie, czasem wieczorami przez dwie czy trzy godziny. W takim rytmie "pracy" nie mam szans dopasować się do jakiegokolwiek sztywnego planu.
    A ty chyba mógłbyś zostać kołczem pisarskim, lubiłbyś to :)
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Twoje motywacje mnie nie interesują. Dla mnie to możesz pisać nawet na złość sąsiadowi. Po prostu pokazuję Ci, co zgrzyta w tekście, a standardowo w odpowiedzi dostaje tłumaczenia, które tekstu nie dotyczą.
    Co do zostania "kołczem" to podziękuję. Komu by się chciało ciągle wykłócać o ewidentne błędy.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator E tam wykłócać, wskazywałbyś ludziom, co ci zgrzyta w ich tekstach.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Redakcja jest znacznie lepsza, bo nie muszę tego robić, mogę wyrzucić tekst za samo niechlujstwo w zapisie i nic delikwentowi nie odpisać. Bo jeśli autor nie panuje nawet nad przecinkami. Jak w takim razie miałby zapanować nad dużo trudniejszymi elementami pisania?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Wyrzuca teksty to się przy wstępnej selekcji, a jak już masz tekst zatwierdzony do druku i musisz go poprawić, to jakiś kontakt z autorem utrzymujesz, nie? I nie każdy pisarz musi być mistrzem interpunkcji, po to między innymi jest korekta, żeby doszlifować tekst - nie mówię tu o przypadkach, gdzie każdy przecinek jest źle, tylko o drobnych błędach, jak moje brakujące przecinki przy imiesłowach, które sobie powoli uzupełniam.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Tak mówimy o pierwszych sitach i autorach, którym się nie odpisuje. Drobny błąd to kilka przecinków i jedna końcówka fleksyjna na arkusz, czyli na 40k znaków. Wydawca oczekuje gotowego produktu, a redaktor stosuje selekcję właśnie pod tym kątem.
    Wbrew pozorom ma to sens. Interpunkcja zwykle sygnalizuje większe problemy, bo za nią idzie cała masa innych błędów, które wynikają z braku umiejętności pisarskich(spowodowanych brakiem znajomości zasad pisowni). Pojawiają się nieprawidłowe zapisy dialogów(dalej ich konstrukcja), końcówki fleksyjne, nieprawidłowa składnia zdania itp. itd. A to przecież dopiero początek pisarskiego abecadła.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Ok, to w takim razie jaka jest rola wydawnictwa dziś? Czy chce dostać gotowy lub niemal gotowy produkt i tylko go wydać, czy jednak pracuje z obiecującymi, niedoskonałymi pisarzami? Jeśli tylko to pierwsze, to nie dziwię się, że ludzie coraz chętniej idą w selfpub - i tak muszą zrobić wszystko sami, a jeśli uda się coś sprzedać, to marża jest wyższa.
    Niby trudny rynek, niby branża płacze, że poziom czytelnictwa spada, że się nie opłaca i takie tam, a jakoś nie słyszy się o bankructwach wydawnictw.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera A jak zapłacisz komuś za remont łazienki, to go uczysz kłaść kafelki? To biznes, i to biznes, gdzie książka jest szefem. Rolą wydawnictwa jest wypromowanie książki, żeby dotarła pod jak najwięcej strzech.
    Dla mnie to podział jest fair. Pisarz pisze. Wydawnictwo wydaje, promuje i sprzedaje. Przy selfpubie sam musisz zająć się promocją, wydaniem i sprzedażą. A kiedy pisać?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Przy selfpubie drukarnia wydaje, a przy tradycyjnym wydawnictwie, mam wrażenie, że coraz częściej, promocję trzeba ogarnąć sobie we własnym zakresie. A ja się nie umiem sprzedawać, mam podejście typu "panie, bierz pan albo spierdalaj" :) Z twoich słów wynika, że wydawnictwu też się trzeba umieć sprzedać, pomachać mu przed nosem gotową, dopieszczoną, najlepiej wielotomową powieścią, żeby łaskawie raczyło się zainteresować. A, i koniecznie minimum pięćset stron na każdy tom, żeby na grzbiecie można było walnąć tytuł dużymi literami.
    A co pisarz dostanie w zamian? Wezmę za przykład Roberta M. Wegnera, bo on pisze "mój" gatunek, fantastykę: typ jest nagradzany, tłumaczony, wydawany za wschodnią granicą, a i tak nie jest w stanie utrzymać się z pisania, musi mieć normalną pracę. Dziś pisanie fantastyki to raczej hobby czy pasja, nie praca. W innych gatunkach to wygląda inaczej, ale nie piszę innych, więc się nie interesuję.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Żebyś wiedziała, że są wydawnictwa, które by chciały dostać książkę i jeszcze gotową listę odbiorców. Stąd wysyp stron autorskich itp.
    Polska trudny rynek. Sprawdź sobie statystyki czytelnicze. Przy ograniczonej liczbie odbiorców bardzo trudno się przebić, dlatego nie ma co osądzać wydawnictwa, że Polacy nie czytają. Nie można im też mieć za złe, że chcą zarobić. To w końcu biznes. Poza tym nie każdy musi być pisarzem. Prawda? Można pisać do szuflady albo na portalach. Hobbystycznie.
    Co do zarabiania, to większość redaktorów Ci powie, że o tym będziesz myśleć dopiero po dziesiątej wydanej książce ;)
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Czytanie nie jest ani lepsze ani gorsze od innych hobby, więc nie ma co wymagać jakiegokolwiek poziomu czytelnictwa, kto chce, ten czyta. Ba, jest dla naszych mózgów nienaturalne, lepiej przyswajamy fabuły z filmów i seriali. Ja znakomicie zdaję sobie sprawę, że rynek wydawniczy jest trudny, i nie pcham się do wydania za wszelką cenę.
    A, i jeszcze według mnie jesteś pisarzem nawet wtedy, gdy napisałeś pół książki do szuflady, tylko po prostu nie robisz tego zawodowo, taką mam definicję. Uważam, że zajęć "artystycznych" nie można zrównywać ze zwykłą pracą, bo można je wykonywać zarobkowo, hobbystycznie, albo łączyć oba.
  • Akwadar ponad rok temu
    Wow, ale poważna dyskusja... ;)
  • Vespera ponad rok temu
    Akwadar Jak to na poważnym portalu literackim XD
  • Akwadar ponad rok temu
    Vespera no, nie inaczej! :)
  • Vespera ponad rok temu
    Akwadar U mnie w komentarzach to całkiem kulturalnie jest, ale jak patrzę czasem, co tu się wyprawia na opowi... W sumie powinniśmy mieć możliwość moderacji komentarzy pod swoimi tekstami, nie sądzisz?
  • Akwadar ponad rok temu
    Vespera może i sądzę, ale popisów niektórych krytykierów by nie było, a tym samym nie wiedzielibyśmy jakich "mądrali", speców i "wielkich" tu posiadamy. ;)
  • MKP ponad rok temu
    Vespera ???
  • Vespera ponad rok temu
    Akwadar Jest jeszcze forum...
  • Akwadar ponad rok temu
    Vespera ha, ha, ha
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Idąc tym tropem, to faktycznie dziś więcej osób pisze, niż czyta... I to niestety widać.
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Dwa pytania. Siedzisz w redakcji i wybierasz teksty, czy zgadujesz, że tak działa redakcja? I drugie, mówisz o książkach, o krótkich formach, a może o jednym i drugim?
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong Cóż za głupie pytanie! Oczywiście, że zgaduję, więc w związku z tym zgaduję ponownie: drugim pytaniem chciałeś wykazać, że każdy kto kopnie piłkę, jest piłkarzem.
    Coś wygrałem?
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Nie rozumiem, skąd ten sarkastyczny ton, bo pytałem normalnie i poważnie. W związku z tym nadal nie wiem, czy Twoja odpowiedź, że zgadujesz, jest prawdziwa.
    Drugim chciałem tylko pogadać, czy sądzisz, że takie same wymagania są stosowane do krótkiej, jak i długiej formy, ale jeśli nie masz ochotę na taką dyskusję, wystarczy powiedzieć.
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong Po prostu nie chce mi się po raz enty słuchać, że nie można odzierać ze złudzeń, albo opowiastki o mitycznym wybrańcu, co to nie umiał, a mu się udało.
    Chociaż w sumie jak masz coś nowego, to wal jak w dym.
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Nie wiem, czy mam coś nowego, bo nie wiem, jaki masz zasób starego... ;-)
    Ze złudzeń trzeba odzierać, natomiast zaciekawiło mnie to o błędach, co pisałeś - dopuszczalnej liczbie i takie tam. Mam inne doświadczenie, ale przyznam, że z krótką formą, dlatego chciałem się dowiedzieć, jak to jest z książkami i czy masz informacje z pierwszej ręki.
    Miałem korekty profesjonalne i w Twoim przedziale dopuszczalnych błędów się nie mieściłem, stąd pytanie. Bez podtekstów lub złośliwości.
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong Zasoby mam spore, bo słyszałem już niemal wszystko. Ludzie zwykle wymyślają różne dziwne rzeczy, byle by tylko nie wziąć się do pracy. Tu kłania się stara prawda, że kto chce znajdzie sposób, a kto nie znajdzie wymówkę.
    Ilość błędów podałem w przybliżeniu. Przecież nikt nie będzie tego liczyć. Chodzi głównie o to, żeby tekst nie był niechlujnie napisany i nie zgrzytał interpunkcyjnie, co w praktyce sprowadza się do kilku błędów na arkusz.
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Chodzi mi o same kryteria - czy wydawca odrzuci tekst, który jest dobry w fabule, ale ma więcej błędów niż Twoje wyliczenia? Albo czy weźmie tekst idealnie napisany, ale nudny? Czy czeka na prawie doskonałość w każdym aspekcie?
    Bo zgrzyty interpunkcyjne to kwestia dość względna. Z pewnością potykać się o każde zdanie nikt nie chce.
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong A więc jednak opowiastka o młodym, zdolnym, co to nie umiał, a mu się udało...
    To może ja teraz zadam pytanie: jak myślisz ile propozycji nowych książek otrzymuje dziennie przeciętny redaktor?
  • Vespera ponad rok temu
    SwanSong Właśnie, nuda! Wygładzony do granic perfekcji tekst może stać się nudny, okrojony ze wszystkiego, co nadawało mu indywidualny sznyt. Czytam sobie teraz cykl fantasy uznanego polskiego autora, który lubi wkładać w usta swoich postaci wypowiedzi na pół albo i więcej strony, pełne wielokrotnie złożonych zdań, wtrąceń wydzielonych pauzami, a nawet nawiasów - tak, nawiasy są w dialogach, pierwszy raz w życiu coś takiego na oczy widziałam. Z drugiej strony pewne wydarzenia kwituje lakonicznymi stwierdzeniami w stylu Remigiusza Mroza - coś w stylu "Wziął, wstał." Odnoszę wrażenie, że gdyby taki tekst trafił na biurko Alienatora, to mógłby wylądować w koszu.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Wiedziałem, że w końcu pojawi się coś ze ścisłej topki wymówek, czyli: poprawna polszczyzna ma negatywne skutki na jakość tekstu.
    To nawet śmieszne nie jest. To jest tragiczne.
    BTW. Możesz podać nazwisko tego uznanego autora?
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Tu nie chodzi o poprawność, tylko raczej o styl. Bo widzisz, zwracałeś uwagę tutaj na opowi jednemu z użytkowników, żeby sobie przestawił trzy słowa w zdaniu, bo tak będzie poprawnie, a ta zmiana nijak nie wpływała na rozumienie zdania przez czytelnika. Może jemu się tak bardziej podobało? Pamiętam też naszą dyskusję o zastąpieniu "być może" "pewnie", i to ten sam rodzaj doczepiania się. A pisarz to Feliks W. Kres.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Kresa praktycznie nie czytałem, ponieważ średnio mi leży jego sposób pisania i kreowany przez niego świat. Niemniej pamiętam, że w jego "Porzuconym Królestwie" dialogów było stosunkowo niewiele i nie było w nich nic nadzwyczajnego, dlatego bez przykładu (tytułu książki), ciężko odnieść się do tego, o czym napisałaś.
    W języku polskim zdania składa się w określony sposób, więc wydaje mi się, że mylisz pewne pojęcia. To że najczęściej uporządkowanie szyku stanowi tylko element kosmetyczny nie zmienia faktu, że zdania składa się w określony sposób, a co się komu podoba, to nie moja sprawa. Piszę tylko, jakie zasady obowiązują w języku polskim.
    Co do tego "może" to podtrzymuję, co pisałem wcześniej. Wklep sobie wykrywanie słów w wordzie na: może, była, będzie. Zobaczysz jak się ładnie zaczerwieni.
    BTW. Co do stylu, to jeśli ktoś myśli, że wykreślenie kilku słów, zmiana szyku zdania, czy dodanie przecinka będzie miało jakiś wpływ na jego styl, to szczerze współczuję.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Sprawdziłam sobie dla odświeżenia pamięci: najpierw zwróciłeś mi uwagę na tamto "może" z powodu błędnej składni, dopiero potem z powodu powtórzeń, ale to nieważne w sumie, bo nie mam zamiaru się wydawać i nie boję się, że jakiś redaktor zrzuci mi to z biurka prosto do kosza.
    A ja sobie czytam "Księgę Całości", rzeczy, o których wspominałam, pochodzą z trzeciego tomu, czyli "Grombelardzkiej legendy". Świat kreowany przez Kresa też mi podchodzi średnio, bo bohaterowie potrafią wyczyniać tam złe rzeczy, o których nie lubię czytać, ale jednocześnie jest to tak umotywowane i spójne z uniwersum, że jakoś to rozumiem i chcę poznać dalszy ciąg tej historii.
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Dobra, czyli jednak widzisz podteksty, gdzie ich nie ma, i zwykłe pytanie zaczyna Ci robić zwarcie. Odpowiedzi się nie doczekałem. Zakończmy na tym dyskusję.
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong Zdradzę Ci coś więcej, ta dyskusja była zakończona zanim zadałeś pierwsze pytania.
  • SwanSong ponad rok temu
    Vespera
    Styl ma wiele odcieni i wielu autorów (wydanych) pisze zupełnie inaczej, niż radzą w poradnikach. Sterylny styl ma swój urok, ale nie decyduje o jakości książki. Inaczej wszyscy pisaliby na jedno kopyto.
  • SwanSong ponad rok temu
    Alienator
    Wychodzę z założenia, że człowiek przedstawiający określone poglądy, wie, co mówi. Kiedy zaczyna kluczyć i unikać odpowiedzi na jego własne słowa, świadczy to tylko o tym człowieku.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Znalazłem fragmenty Grombelardzkiej legendy i nie widzę nic o czym pisałaś. Normalne dialogi.
  • Vespera ponad rok temu
    SwanSong Gdyby wszyscy zaczęli pisać według poradników, to byłaby kompletna katastrofa. Dla mnie to jest tak samo, jak z urodą ludzką: idealnie symetryczne twarze są przerażające, muszą być jakieś niedoskonałości, znaki szczególne, blizny...
  • Alienator ponad rok temu
    SwanSong Widzisz, jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to w zasadzie to żadna tajemnica i pisałem o tym już kilka razy, więc skoro pytasz, to prawdopodobnie przegapiłeś, dzięki czemu mogę pozwolić sobie na kilka drobnych złośliwości. Mógłbyś oczywiście zapytać, czym sobie zasłużyłeś na drobne złośliwości? Moim skromnym zdaniem, to zabawne, że ktoś, kto ucieka od pytań, a nawet od publikacji na portalu internetowym oskarża innych o własne kompleksy... Może dlatego?
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Hola, hola. Poradniki rzadko uczą zasad poprawnej polszczyzny, ponieważ większość autorów takich poradników wychodzi z założenia, że czytający jest etap dalej niż panowanie nad językiem na poziomie szkoły.
  • MKP ponad rok temu
    Alienator
    Większość piszących poradniki nie jest na etapie większości ludzi, którzy piszą teksty. Liczą raczej na to, że wyłuskają kasę na tych co nie mają pojęcia o pisaniu i myślą, że poradnik im wystarczy.
  • MKP ponad rok temu
    Jeśli ktoś chcę napisać poradnik, to niech napisze poprawnie książkę: czytanie to jest jedyny prawdziwy poradnik o tym jak pisać.
  • Alienator ponad rok temu
    MKP Generalnie wystarczy przeczytać jeden poradnik, i jest tak jakbyś przeczytał wszystkie, bo koła nikt ponownie nie wynajdzie. Chodzi tylko o to, że poradniki uczące pisania nie skupiają się na używaniu poprawnego języka, ponieważ od tego są słowniki. Czyli co ma piernik do sernika?
  • MKP ponad rok temu
    Alienator
    Poradnik, który nie skupia się na języku, do którego używania porad udziela, to jak pijący alkoholik, udzielający porad, jak pozostać trzeźwym.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Wiadomo, że nie wszystkie dialogi, większość jest normalna. Chwilę mi zajęło, ale wygrzebałam zdjęcia, które robiłam w trakcie czytania:
    https://cdn.discordapp.com/attachments/1004018109918748694/1028691276620644362/IMG_20221009_173126.jpg
    https://cdn.discordapp.com/attachments/1004018109918748694/1053430583340052590/IMG_20221216_225546.jpg
  • Alienator ponad rok temu
    MKP Niezupełnie. Poradnik budowania karmików nie musi obejmować instrukcji wbicia gwoździa, ponieważ tę oferuje Poradnik wbijania gwoździ i autor zakłada, że już posiadłeś tę ważną umiejętność.
    Dlatego też w poradniku pisania odeślą Cię do słownika, zamiast przepisywać słownik ponownie.
    Oczywiście autor poradnika może zwrócić uwagę, jak nie stuknąć się w palec, ale nie będzie Cię uczył od podstaw.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Jeden link się nie otwiera, a w drugim nie widzę nic nadzwyczajnego.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator Poradniki często uczą schematów fabularnych, a schematów to ja mam już dość. Wystarczy odpalić pierwszy lepszy film czy serial ze stajni Disneya czy przeciętniaka Netflixa, i już mamy całą furę schematów fabularnych od scenarzystów po kursach kreatywnego pisania.
  • Vespera ponad rok temu
    Alienator No tak, to opowi, żadnej funkcjonalności pozwalającej na wstawianie obrazków w komentarze tu nie ma.
  • MKP ponad rok temu
    Alienator Tak, oczywiście: nikt nie będzie cię uczył alfabetu na kursie, czy w poradniku pisarskim, bo to znajomość alfabetu jest na poziomie wbijania gwoździ.
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Nie bardzo rozumiem. Co masz na myśli, pisząc: schemat? Mówisz o używaniu oklepanych klisz, czy o samej konstrukcji fabuły?
    BTW. Faktycznie, opowijski edytor nic nie urywa...
  • MKP ponad rok temu
    Alienator

    - Chcesz?
    Chciał.
    Dała.

    Faktycznie, bardzo ładna i romantyczna scena, a dialog fenomenalny:)
    Tak to można trzaskać tom za tomem hahaha..
  • Alienator ponad rok temu
    MKP ?
  • Alienator ponad rok temu
    Vespera Swoją drogą na tej stronie co widać, zwróć uwagę, że mowa pozornie zależna jest w oddzielnym akapicie.
  • MKP ponad rok temu
    Alienator
    No fragment wrzucony przez Vesperę
  • MKP ponad rok temu
    Jeden z nich, może ten ci się nie otworzył
  • Alienator ponad rok temu
    MKP Ten mi się nie wyświetla...
  • Tjeri ponad rok temu
    Nie ukrywam, że tematyka nie moja, i że postanowiłam przeczytać, zerkając na Waszą wymianę komentów.
    Mimo tego co w pierwszych słowach mojego wpisu, czytało mi się bardzo dobrze. Obrazy płynnie tworzą się w głowie, narracja jest naturalna, podobnie dialogi.
    Co do "zarzutu" Aliena, to sama odebrałam to przesłuchanie niewolników inaczej — chciał sprawdzić, jak mogli dopuścić do kradzieży, czy ktoś z nich nie współpracował — tak pomyślałam. Twoje słowa, że chciał ich pomęczyć, też wpisują mi się w odebraną aurę opka.
    Jak nie przegapię, to zajrzę do następnych części.
  • Vespera ponad rok temu
    Dzięki za wizytę i oczywiście zapraszam w przyszłości.
  • Maksimow ponad rok temu
    1. Where właściwy kolor nieba
    2. Wstęp mi się skojarzył z bajką o Dorotce i trzech misiach
    Podsumowując, nie jest źle, ale czegoś brakuje
  • Vespera ponad rok temu
    Ktoś grzebał w mojej komódce! :) Zabawne, Angelowi czasem włącza się tryb egzaltowanego palanta i byłby w stanie tak powiedzieć :D Niebo jest, spokojnie, tylko go przełamuję czymś z innego uniwersum.
  • Maksimow ponad rok temu
    O komódce nic nie wiem... oficjalnie ;)
  • Vespera ponad rok temu
    Maksimow Dobrze, lepiej nie grzebać wampirom w komódkach, ani nigdzie indziej, zwłaszcza bez ich wiedzy i zgody :D
  • Akwadar ponad rok temu
    Po przeczytaniu tekstu stwierdzam, że "by...łów, ćów jest łokrutnie dużo :))
  • Vespera ponad rok temu
    Czyli jak zwykle, niestety... Pocieszam się, że są całe akapity bez tego, ale widzę, że kiedyś będę musiała przelecieć tekst pod tym kątem, chociaż kurde, mam wybiórczą ślepotę chyba na to. Może za jakiś czas będę to widzieć, jak teraz widzę braki w przecinkach.
  • Łukasz Jasiński ponad rok temu
    Niestety nie, nie lubię seriali...
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Mimo, że nie lubię współczesnego, romantycznego konceptu wampira, przeczytałem ze szczerym zainteresowaniem. Chyba muszę pogratulować naprawdę niezłego opo?
  • Vespera ponad rok temu
    Ja też nie lubię... Dlatego stworzyłam własny wzorzec wampira, coś bardziej przyziemnego i przerażającego.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera udało Ci się.
  • Vespera ponad rok temu
    Burton The Scribe Brakowało takich, co to czytasz i ci ręka sama kołka szuka :D
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera ta mam przed oczami serię zmierzch, i napalone nastolatki xD
  • Vespera ponad rok temu
    Burton The Scribe Czytałam toto, szału nie robiło. Moją inspiracją była mało znana pisarka Amelia Atwater-Rhodes i "Wywiad z wampirem" - film.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera kojarzy mi się film, chyba Cruise w nim grał. ale nie oglądałem i nie czytałem.
  • Vespera ponad rok temu
    Burton The Scribe Tak, dobrze ci się kojarzy. W "Wywiadzie" te wampiry trochę za mocno uduchowione były, ale jeden wymiatał, sporo od niego zaczerpnęłam. Znów w książkach u Amelii może były aż zbyt groteskowo złe? Trochę wypośrodkowałam, dodałam szczyptę magii, no i mam.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera złoty środek to jest to
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Hmm... całkowicie nie mój vibe klimatyczny. Niemniej, napisane sprawnie i z wyczuciem, co jest Twoją nadrzędną cechą w pisaniu. I to już robi bardzo dużo.
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Dzięki! Lubisz bardziej takie zakręcono-metaforyczne, nie?
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Vespera Otóż to
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Vespera I obyczajowe i fantasy :)
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Sufjen No to raczej moje Nieba są bardziej w twoim klimacie, bo skręcają mocno w stronę obyczajówki.
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Vespera Twoje Nieba są następne w kolejce. Planuję polecieć w całości, co napisałaś do tej pory
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Sufjen Super! Bardzo mi miło.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania