Poprzednie częściAngelo (cz. 1/4)

Angelo (cz. 3/4)

Wampir poszedł do Huberta wieczorem. Nadeszła pora na drugi trening, trochę ostrzejszy i bardziej dynamiczny. Angelo był w stanie powstrzymać się i nie skrzywdzić chłopaka, chociaż bliskość spoconego i zdyszanego człowieka mocno na niego działała. Tak łatwo mógł rzucić go na wyłożoną matami do ćwiczeń podłogę, unieruchomić i zatopić kły w miękkim ciele w poszukiwaniu ciepłej krwi… Rozmarzył się trochę i stwierdził w duchu, że chyba już zbliża się ten czas, kiedy zabije kogoś na polowaniu. Nie musiał, doskonale dawał sobie radę, wysysając z ofiar tyle krwi, by nie zrobić im krzywdy. Po prostu lubił zabijać i nie widział powodu, żeby odmawiać sobie tej przyjemności.

Po ćwiczeniach Angelo pochwalił Huberta za kilka elementów, które ten zaczął wykonywać dobrze. Uzdrowił go ze stłuczeń, zadrapań i siniaków, po czym zaprowadził w inne miejsce piwnicy: do pojedynczego pokoju z łazienką, który w porównaniu z celą mógł się wydawać luksusowym apartamentem.

– Zostań tutaj, moi ludzie będą przynosić ci posiłki, a na trening będę cię zabierać osobiście – oznajmił, na co Hubert gorliwie pokiwał głową.

Wyszedł, nie zamykając drzwi na klucz. Uważał, że chłopak i tak spróbuje jakiejś formy ucieczki, więc już wcześniej uczulił na to resztę domowników, a i sam będzie go od czasu do czasu telepatycznie kontrolować. Ludzie zawsze mieli nadzieję, że akurat im się uda… Po pierwszej karze większość zmieniała podejście, ci krnąbrniejsi potrzebowali więcej nauczek, a niereformowalnych, którzy zdarzali się naprawdę rzadko, najlepiej było zabić dla przykładu. Angelo nie lubił się użerać z uparciuchami, zwykle więc nie wybierał ich na niewolników, ale próbował kilka razy swoich sił w starciu z mocnymi osobowościami. Prędzej czy później każdy się łamał, wystarczyło dobrać odpowiednią metodę.

 

Dni mijały, a Hubert ciągle był grzeczny. Słuchał wampira, ale rozmawiał z nim niechętnie. Chciał po prostu zrobić swoje, stanąć do tej głupiej walki i odejść. Angelo z rozbawieniem słuchał tych myśli, bo miał względem chłopaka zupełnie inne plany, ale nie mówił tego głośno. Nadzieja była dla Huberta dobrą motywacją i lepiej, żeby zachował ją jak najdłużej.

O wiele chętniej Hubert konwersował z dziewczętami przynoszącymi mu posiłki. Próbował podpytywać o ten dom i zasady w nim panujące. Temat gospodarza zręcznie pomijał, chociaż dziewczyny i tak przy okazji wyjaśniły mu co nieco. Angelo pozwolił im odpowiadać na pytania i dotrzymywać towarzystwa Hubertowi, by ten miał jakiekolwiek zajęcie pomiędzy treningami. Wszystko szło dobrze aż do szóstego dnia, kiedy chłopak poczuł się na tyle pewnie, by opuścić swój pokój, pokręcić się po piwnicznych korytarzach, a w końcu wejść na górę. Jego zapędy powstrzymały Kornelia, Alicja i paralizator. Potem, gdy półprzytomny został zaciągnięty do pokoju, dziewczyny na zmianę pełniły straż przed drzwiami, oczekując na powrót pana.

Angelo nie był szczególnie zły, spodziewał się przecież jakiejś próby buntu, ale musiał ukarać Huberta, choćby dla zasady. Nie chciał go bić, przynajmniej nie tak, jak zwykle chłostał niewolników, zostawił więc bicz w spokoju i po prostu poszedł do chłopaka.

– No i dlaczego mnie nie słuchasz? Mówiłem, żebyś tu został, prawda? – spytał Angelo spokojnie. Nie krzyczał, nie zastraszał Huberta aurą, starał się wyglądać na zawiedzionego.

Na jego widok człowiek zerwał się z łóżka i wykonał coś jak niezgrabny ukłon. Na dworze królewskim to by nie przeszło, ale Angelo był zadowolony. Hubert zaczynał łapać, o co w tym wszystkim chodzi. Nie próbował się tłumaczyć, jedynie wykrztusił przez zaciśnięte ze strachu gardło, że przeprasza i że już nie będzie. Angelo nawet mu wierzył, ale…

– Nie sądzisz, że teraz już trochę za późno? – powiedział, zbliżając się do niewolnika. Hubert zamknął oczy, spodziewając się uderzenia, które nie nadeszło. – Wracasz do celi na dwadzieścia cztery godziny. I oddaj ubranie.

Zaczął zdzierać odzież z przerażonego człowieka: najpierw biały T-shirt, który rozdarł się łatwo, potem dresowe spodnie, które nie chciały tak łatwo ustąpić. Angelo używał więcej siły niż na treningach, przestał się hamować. Bezceremonialnie szarpał chłopakiem, któremu na pewno zostaną siniaki, ale to dobrze, przez kilka dni będą mu przypominać o konsekwencjach nieposłuszeństwa.

Z resztek spodni wampir zrobił prowizoryczną smycz, na której powlókł za sobą chłopaka. Trzymał rękę nisko, więc ten musiał iść mocno pochylony. Raz się potknął i Angelo z satysfakcją przeciągnął go po podłodze metr czy dwa. Hubert poddusił się trochę i rozkaszlał, ale nie wyrzucił z siebie ani jednego słowa sprzeciwu, co było z jego strony niezwykle mądrym posunięciem. Gdyby zaczął skomleć to kto wie, może wampir uznałby, że jednak warto przynieść bicz…

Ale to był grzeczny chłopczyk, cierpiał strach i upokorzenie w milczeniu, nawet wtedy, gdy wampir brutalnie wepchnął go do celi. Gdyby jeszcze klęknął, to byłoby idealnie, ale stanie ze spuszczoną głową też było dobre. Angelo przeczytał jego myśli dotyczące tej sytuacji; dziwił się, że skończyło się to tak łagodnie.

– Następnym razem twoją siostrę spotka coś złego, nie wiem, może jakiś mały napad, może gwałt – oznajmił spokojnie wampir, jakby mówił o pogodzie. – Rozumiesz to, prawda Hubert? Powiedz, że rozumiesz.

Mężczyzna podniósł wzrok i nieśmiało spojrzał w czarne oczy Angela.

– Rozumiem… panie.

Wampir uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie. Jego nowy wojownik pierwszy raz użył tytułu, a on nawet nie zaczął jeszcze tego wymagać. Widocznie któraś z dziewcząt mu o tym opowiedziała, a on zapamiętał i potrafił to wykorzystać w odpowiednim momencie. Wspomagając magię ruchem dłoni, zasunął rygle i odszedł bez słowa, nie chcąc bardziej gnębić chłopaka.

 

Gdy Hubert odbył karę, Angelo wznowił treningi. Zaczął wykorzystywać w nich Tomka, nie jako sparingpartnera, bo to było zakazane przez konwencję pojedynku, ale jako modela, na którym pokazywał chwyty i ciosy. Po cichu liczył, że chłopcy się ze sobą zaprzyjaźnią, ale przynajmniej na razie się na to nie zanosiło. Hubert zrobił się jeszcze bardziej zamknięty w sobie i małomówny. Odpowiadał tylko na bezpośrednie pytania swojego pana i nie gadał z Tomkiem. Ale Angelo wyczuwał w nim teraz o wiele więcej determinacji, widział też, że wreszcie zaczął dawać z siebie wszystko i szło mu coraz lepiej. Nie był to poziom prawdziwego wojownika, ale od amatora nie mógł oczekiwać więcej. Za coś takiego zdecydowanie należała mu się nagroda.

– Od dziś będziesz wychodził na posiłki razem z innymi – oznajmił Hubertowi na zakończenie treningu. – Tomek pokaże ci, gdzie jest kuchnia, a potem odprowadzi cię do pokoju.

– Tak… dziękuję, panie – odpowiedział wyraźnie zaskoczony. Spuścił głowę, co na razie stanowiło u niego ekwiwalent ukłonu.

– Dobrze ci dziś szło. Utrzymaj ten poziom zaangażowania, a wygrasz tę walkę bez większych problemów – poradził mu Angelo, po czym wyszedł, zostawiając chłopaków samych.

Poszedł do pracowni, sprawdził maile, obejrzał nowy katalog italskich mebli, zamówił lampy, które idealnie pasowały do nowego projektu. Przez chwilę ubolewał, że nawet do konserwatywnego italskiego wzornictwa coraz śmielej wkradają się pudełkowate nowoczesne formy bez wyrazu, ale skoro klientom się to podobało… I tak zawsze będzie jakaś oferta skierowana dla miłośników klasyki takich jak on. Zamknął laptopa i telepatycznie wezwał do siebie Tomka.

Ten zjawił się szybko. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i uklęknął tuż przed krawędzią dywanu. Dobry człowiek, wiedział, że nie wolno mu wchodzić dalej ani odzywać się bez pozwolenia.

– Chodź, usiądziemy sobie na sofie i porozmawiamy – polecił wampir.

To też nie była dla Tomka żadna nowość. Zajął wskazane miejsce i bez żadnego oporu pozwolił swemu panu przytulić się do siebie. Objął nawet wampira ramieniem, jakby byli na randce.

– Hubert. Co o nim myślisz? – zaczął Angelo.

– To był naprawdę dobry wybór, mój panie. Wydaje się mieć to coś, ale czy się naprawdę sprawdzi? To się okaże na arenie.

– Myślisz, że nie będzie potrafił zabić?

– Dobrze wiem, że to nie jest łatwe, mój panie. Może nam się wydawać, że umiemy to zrobić, ale nie przekonamy się o tym, dopóki ten moment faktycznie nie nadejdzie.

– Ludzie zabijają się cały czas – stwierdził wampir filozoficznie. – Ale tak, wiem, czasem sprawia wam to problemy. Sądzę, że Hubert sobie z tym poradzi, zwłaszcza, że może część winy zrzucić na mnie. Niech sobie myśli, że to ja zrobiłem z niego mordercę, jeśli tylko mu to pomoże. Ale przecież wiesz, zawsze macie wybór.

Ujął dłoń Tomka w swoje ręce i bawił się jego palcami. Była taka twarda, umięśniona, zupełnie różna od jego drobnych dłoni artysty. To jednak były tylko pozory. Te niewielkie wampirze palce potrafiły wygrywać najbardziej skomplikowane utwory Chopina z zabójczą precyzją, tak samo też prowadziły sztylet w walce i z wielką siłą zaciskały się na gardłach umierających ludzi. Może i Tomek wyglądał jak bandyta spod ciemnej gwiazdy, ale z ich dwóch to Angelo był prawdziwym potworem.

Posłuszeństwo albo śmierć – usłyszał myśl niewolnika tak wyraźnie, jakby wypowiedział ją głośno.

To była prawda, na tym właśnie polegało niewolnictwo. Mieli robić co kazał, lub umierali. Nie poruszył jednak teraz tego tematu, a i Tomek tego nie zrobił. Nie było sensu rozmawiać o rzeczach tak oczywistych.

– Jeśli przeżyje, chcę, żebyś został jego mentorem. Wyszkol go najlepiej, jak umiesz, a jak chłopak poczuje się pewniej i trochę się otworzy, to spróbuj się z nim zaprzyjaźnić. Jesteście społecznymi stworzeniami, będzie mu potrzebny ktoś bliski.

– Oczywiście, panie – przytaknął Tomek gorliwie.

– Och, i jeszcze jedno… Zejdź do niego i powiedz, że jak któraś laleczka będzie chciała się z nim przespać, ma odmówić. Żadnego seksu przed walką, niech oszczędza testosteron. Później zaczną go obowiązywać takie same zasady jak was wszystkich.

Angelo wstał i patrzył, jak niewolnik opuszcza pracownię. Był bardzo zadowolony z Tomka. Chłopak świetnie się bił, a mordowanie innych na arenie nie sprawiało mu prawie żadnych problemów. Szybko też przyzwyczaił się do nowej roli i bardzo rzadko bywał nieposłuszny. Chciałby, żeby Hubert okazał się chociaż trochę do niego podobny.

 

No może jednak będziesz trochę podobny do Tomaszka – pomyślał Angelo, leżąc na wyściełanej matami sali treningowej.

Sapiący i wściekły Hubert wisiał tuż nad nim i zapamiętale walił go pięścią w okolice żołądka. Bolało, chociaż coś takiego nie mogło wyrządzić wampirowi większej krzywdy.

Wiadomo, w trakcie treningów nie używał całej siły i starał się ograniczyć czas reakcji, żeby człowiek miał wrażenie walki z przedstawicielem swojego gatunku. Ale do cholery, był wampirem, nie powinien dać się tak łatwo przewrócić… Hubert musiał zaatakować w momencie, kiedy przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

– Dość! – powiedział zdecydowanym tonem, blokując kolejny cios. Chłopak trochę się wystraszył i spojrzał na niego z niepokojem. Angelo zajrzał mu w myśli: obawiał się, że przesadził i pan go za to ukarze. Nic z tych rzeczy, nie karał ludzi za to, że robili coś dobrze. – Wstawaj, na razie wystarczy. Świetnie się dziś spisałeś – pochwalił i z zadowoleniem obserwował jego zmieszaną minę.

Sam usiadł i poprawił koszulę, która z jednej strony wylazła ze spodni. Hubert podniósł się z podłogi i stał, oczekując na dalsze polecenia.

– Pamiętaj o tym, co mówiłem o nożu. Jeśli ktoś rzuci go na arenę, masz zrobić wszystko, by go zdobyć. Albo nie dopuścić, żeby wziął go przeciwnik. Widziałem dwie walki, w których ten bez noża wygrał, i czterdzieści siedem, w których wykrwawił się na piasek.

Hubert przytaknął bez słowa. Nie było pytania, nie było odpowiedzi. Ech, chłopcze, czeka nas jeszcze długa droga… Nie wiedzieć czemu niewolnik uroił sobie, że po wygranej walce Angelo go wypuści. Owszem, na początku mówił, że wszystko będzie dobrze, ale niezupełnie to miał na myśli. Teraz skłaniał się raczej ku opcji, by zostawić go sobie na dłużej.

– Podoba mi się twoja zaciętość. Jeśli chcesz o coś poprosić, to proś śmiało. Spełnię twoje życzenie, jeśli będzie rozsądne.

Zapadło milczenie, Hubert zastanawiał się nad słowami wampira.

– Jeśli mogę… Chciałbym zobaczyć się z siostrą – wyszeptał w końcu.

– To na razie nie będzie możliwe – odparł Angelo. – Co byś jej powiedział? Przecież nie prawdę, bo wtedy musiałbym ją zabić. Później wymyślimy jakieś przekonujące kłamstwo, teraz musisz skupić się na walce. To już za cztery dni.

Człowiek nie miał zbyt zadowolonej miny, chyba naprawdę liczył na to, że jego pan się zgodzi. Nie tym razem, teraz było jeszcze za wcześnie. Angelo wstał i posłał Hubertowi współczujące spojrzenie.

– Na razie nikt nie zgłosił twojego zaginięcia, twoja rodzina nie wie, co się z tobą dzieje. Przynajmniej się o ciebie nie martwią.

– Nikt w pracy nie zauważył, że mnie nie ma?

– Ech, mój drogi! – Angelo roześmiał się i serdecznie klepnął go w ramię. – Pracowałeś w mojej restauracji. Jeśli będziesz chciał, to możesz do niej wrócić. A teraz każę przynieść twój telefon i napiszesz do siostry, oczywiście pod moim nadzorem.

Hubert podziękował mu wylewnie. Teraz wydawał się taki szczęśliwy, zmęczony po treningu i pełen nadziei po rozmowie o przyszłości. Angelo nie chciał psuć mu nastroju, przypominając, że wszystko i tak rozstrzygnie się na arenie.

 

– Mogę cię uśpić i obudzić tuż przed walką albo pojedziesz ze mną przytomny i będziesz mi towarzyszyć.

Wampir dał Hubertowi wybór i bokserski strój: ciemnoniebieskie spodenki i wysokie wiązane buty, w których miał wystąpić. Do tego bluza, ale tylko na czas podróży, na arenie nie będzie potrzebna.

– Wolę być przytomny, dziękuję.

– Dobrze. Trzymaj się tuż za mną, nie odzywaj się do nikogo i nie rób niczego bez pozwolenia.

– Tak, panie – potwierdził Hubert i zajął się przebieraniem.

Ku zdziwieniu Angela był spokojny, przynajmniej na razie. Mógł dziś zginąć, ale jeszcze się tym nie przejmował. Pewnie dopiero na miejscu dotrze do niego cała groza tej sytuacji.

Szkoda byłoby go stracić, bo zapowiadał się całkiem dobrze i da się z niego zrobić wyśmienitego wojownika, ale przede wszystkim przegrana naraziłaby Angela na pełne wyższości spojrzenia Igora. Na razie się tolerowali, czasem nawet ściśle współpracowali, ale ostatnio Igor pozwalał sobie na zbyt wiele. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że w bezpośrednim pojedynku nie ma szans, więc dlaczego zachowywał się tak prowokacyjnie? Myśli, że skoro ma za sobą cały Klan Żelaznej Gwiazdy, to Angelo, samotnik, będzie bał się go ruszyć? Nic bardziej błędnego, Angelo nie zdobył swojej reputacji, unikając walki. Jeśli zajdzie taka potrzeba, bez żadnych problemów zatopi sztylet w sercu tego pyszałka.

Dziś jednak zmierzą się ze sobą jedynie ich niewolnicy. To będzie pierwsza walka wieczoru, więc stawki nie będą wysokie, a zainteresowanie raczej umiarkowane. Dla niego była na tyle ważna, że nie wystawił dziś innych zawodników. Nie wziął ze sobą nawet żadnej dziewczynki do towarzystwa, tylko Huberta. Jeśli chłopak zwycięży, będzie potrzebował trochę uwagi, jeśli przegra, Angelo będzie zły. Lepiej, żeby w takim przypadku wyładował gniew na kimś obcym.

Jechali w milczeniu, wampir prowadził. Od niechcenia kontrolował myśli Huberta, czy przypadkiem nie zachciewa mu się wyskoczyć z samochodu na czerwonym świetle i spróbować uciec, ale jego umysł był zaprzątnięty czym innym. Chłopak przypominał sobie wszystkie praktyczne wskazówki i usilnie próbował się przekonać, że jest w stanie zaatakować pierwszy.

Strike first, strike, hard, no mercy – powtarzał w myślach jak mantrę.

Przedarli się przez normalne o tej porze dnia korki utworzone przez wracających z pracy ludzi i dojechali na miejsce, do dzielnicy przemysłowej po drugiej stronie Wisły. Areny strzegła dyskretna ochrona, która dobrze znała Angela i przepuściła jego auto bez zatrzymywania. Zaparkował wśród innych samochodów i poprowadził Huberta do pofabrycznego budynku, który z zewnątrz wydawał się opuszczony.

W środku to wrażenie znikało. Nie było tu żadnych luksusów, po ścianach i sufitach pięły się gołe kable położonej tu kilkanaście lat temu instalacji elektrycznej, a podłogi były w większości niczym więcej niż gołym betonem, ale poza tym było czysto i ciepło. Arena znajdowała się na terytorium Alexy, której obowiązkiem było utrzymywać ją w dobrym stanie. Oczywiście nie robiła tego z dobroci serca, pobierała niemałą prowizję od zawartych zakładów.

Na razie było za wcześnie i nikt nie zajmował miejsc na widowni, więc Angelo przywitał się z kilkoma znajomymi wampirami w lobby przy barze. Wypatrywał Igora, ale ten jeszcze się nie pojawił. Hubert zachowywał się rozsądnie, stał zawsze tuż obok i milczał. Angelo w końcu przerwał pogaduszki, gdyż do planowanego rozpoczęcia całej gali zostało mniej niż piętnaście minut. Powinien zaprowadzić swojego wojownika na miejsce.

– Chodź, Hubert. – Złapał go za łokieć i delikatnie pociągnął. – Niedługo się zacznie, musisz się przygotować.

Zeszli jedno piętro w dół wąską klatką schodową pogrążoną w półmroku. Niewolnica odnotowała przybycie Huberta na liście i wskazała im boks startowy, niedużą celę z dwoma zakratowanymi wejściami. Jedno prowadziło do środka, drugie na arenę. Dokładnie naprzeciwko znajdowało się identyczne pomieszczenie. Angelo zauważył tam jakiś ruch i rozpoznał łysą głowę Igora.

– Wiesz, co masz robić, będzie dobrze – pocieszył chłopaka, kiedy zatrzasnęła się za nim krata. – Potrafisz wygrać, ja to wiem. Wejdź tam i zrób wszystko tak, jak ćwiczyliśmy. Później porozmawiamy o nagrodzie.

Uśmiechnął się do niego serdecznie, niemal po ludzku. Nic więcej nie mógł już zrobić, teraz wszystko było w rękach – czy raczej pięściach – Huberta.

Uregulował wpisowe przy barze, postawił też kilka tysięcy na swojego wojownika i jakieś drobniejsze sumy na losowe walki. Po krótkim namyśle dorzucił większą kwotę na jedyną dziś walkę kobiet, chociaż nie widział w akcji żadnej z biorących w niej udział wojowniczek. Ale jedną z nich wystawiała Alexa, a ona zupełnie nie miała do tego talentu, więc miał niemal stuprocentową pewność, że zwycięży jej oponentka.

Wszedł do loży, którą zwykle zajmował wspólnie z Igorem. Na razie był sam, mógł usiąść na ulubionym krześle. Igor zjawił się po chwili w towarzystwie swojej matki, ciemnowłosej wampirzycy Sylwii. Surowa mina podkreślała ostrość jej rysów. Był z nimi niewolnik, chłopak mniej więcej w wieku Huberta. Nie spotkał go nigdy wcześniej, może to właśnie był ten słynny Marek, który rzekomo miał odznaczać się wyjątkowym talentem do walki. Na razie Angelo nie widział w nim nic szczególnego, no może poza ledwo skrywaną ekscytacją. Młody zachowywał się trochę zbyt swobodnie, na razie jeszcze wystarczająco poprawnie, by nie zdenerwować Igora, ale w domu na pewno czeka go kara.

Wymienili uprzejmości, ale nie zdążyli zacząć poważnej rozmowy. Gdzieś z przeciwległej loży Alexa ogłosiła początek turnieju i zapowiedziała pierwszą walkę:

– Panie i panowie, wieczór zaczniemy od pojedynku amatorów. Przed państwem Angelo z Klanu Cielo Blu i jego Hubert w niebieskich spodenkach oraz Igor z Klanu Żelaznej Gwiazdy i jego Mikołaj w szarych spodenkach!

Nie było aplauzu, muzyki, ani kolorowych świateł, to nie była walka tego rodzaju. Zniknął szmer rozmów, w nagłej ciszy poniosło się skrzypienie przesuwanych krat. Oczy wszystkich zwróciły się na dwóch mężczyzn, którzy jednocześnie wyszli na żółty piasek areny.

Angelo najpierw oszacował wzrokiem tego całego Mikołaja. Był trochę wyższy i szczuplejszy od Huberta. Niedobrze, będzie mieć lepszy zasięg ramion, ale z drugiej strony jego chłopak ma niżej położony środek ciężkości, co oznacza, że będzie trudniej go przewrócić. Zanosiło się na wyrównaną walkę.

Na początku obaj byli oszołomieni, lecz w końcu górę wzięło to, co ich panowie wbijali im do głów przez ostatnie dwa tygodnie i ruszyli na siebie, nabierając impetu. Hubert zacisnął pięści tak mocno, że Angelo ze swojego miejsca doskonale widział jak pobielały mu kostki. Jeszcze trzy, dwa kroki i zetkną się w pierwszym starciu.

Wygrał je Mikołaj, rozbił Hubertowi nos, pierwsze krople krwi zrosiły arenę. To mógł być koniec walki, ale popełnił częsty błąd nowicjusza: nie poszedł za ciosem. Odsunął się i patrzył na przeciwnika, przez chwilę niepewny, co robić dalej. Chwila zawahania wystarczyła Hubertowi. Potrząsnął głową, otarł krew z twarzy i rzucił się na Mikołaja, trochę niezdarnie, ale to przecież nie było żadne kinowe kung-fu, tylko prawdziwy pojedynek na śmierć i życie.

Kątem oka Angelo zauważył, że Igor nerwowo zaciska zęby. Sam starał się nie pokazać po sobie żadnych emocji, jakby oglądał obcych ludzi. Miał w tym kilkaset lat praktyki więcej od Igora.

Przez chwilę chłopcy na dole po prostu okładali się pięściami po głowach i torsach jak bokserzy. Żaden nie zdobył wyraźnej przewagi, dopóki Hubert nie trafił przeciwnika w ucho. To musiało boleć i zburzyło skupienie Mikołaja. Hubert natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję i pchnął go próbując obalić na ziemię. Szarpali się zawzięcie, kierując się w stronę loży. Niewolnik Igora wyciągnął szyję i dał krok do przodu, by lepiej widzieć. Jego pan nie zwrócił na to uwagi, co świadczyło o tym, jak był zaabsorbowany walką. Angelowi przeszło przez myśl, że Igor może za bardzo się tym przejmuje… Obaj chcieli wygrać, udowodnić temu drugiemu swą wyższość. W razie przegranej Angelo oczywiście kląłby w duchu i szykował coś ekstra na kolejną walkę, ale nie robiłby z tego wielkiej afery. Czy Igor będzie tak samo powściągliwy? Miał nadzieję, że tak, nie chciał robić sceny.

Pod nimi Hubert przyparł Mikołaja do muru i bezlitośnie uderzał go w brzuch, raz za razem. Ludzkie narządy wewnętrzne są delikatne, więc to już raczej nie potrwa długo… Ech, jednak ten chłopak też był coś wart, udało mu się odepchnąć od ściany i rzucić na Huberta całym ciężarem. Przewrócili się na arenę, Mikołaj był na górze, wzniósł pięść i na razie nie wyglądało to dobrze. Na szczęście Hubert nie stracił zimnej krwi, rzucił mu w twarz garść piachu i, wykorzystując chwilową dezorientację przeciwnika, zdołał się spod niego wydostać.

– Czy to przypadkiem nie było oszustwo? – spytała Sylwia niby niewinnym tonem.

– Nie ma czegoś takiego jak uczciwa walka. – Angelo odpowiedział wyświechtanym frazesem. Pytanie było wyjątkowo głupie, nie chciał wdawać się w dyskusję.

Na dole sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Wojownicy stali naprzeciw siebie, nieco już zdyszani i spoceni. Pierwsza fala adrenaliny właśnie przestawała działać, zaczęli odczuwać zmęczenie. Teraz większe szanse miał ten, który wykaże się większym zdecydowaniem i zachowa trzeźwy umysł. Albo będzie mieć więcej szczęścia, jeśli ktoś z widowni rzuci nóż.

Przerwa trwała co najwyżej kilka sekund, zakończył ją Hubert, pragnący znów zagonić Mikołaja pod mur i wykończyć go pięściami. Angelo podziwiał go za to, że ani razu od początku pojedynku nie próbował odnaleźć go wzrokiem, praktycznie w ogóle się nie dekoncentrował. Miał nosa do tego chłopaka, za parę lat on i Tomek będą wygrywać tu wszystko, co tylko będzie do wygrania.

Wojownicy nie dotarli do muru, Mikołaj potknął się wcześniej. Hubert nie mógł tego nie wykorzystać, przewrócił go i zaczął okładać tak, jak Angela na treningu.

– No nie, wstawaj… – wymamrotał nowy chłopak Igora, którego Angelo nazywał w myślach Markiem.

W powietrzu zapachniało magią, po czym młody człowiek upadł na kolana, krztusząc się, jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny. Igor skarcił niewolnika, ale nawet nie raczył na niego spojrzeć. Zacisnął dłoń na balustradzie i w milczeniu obserwował, jak jego zawodnik zaczyna umierać na piasku areny.

Jeszcze oddychał i nawet próbował się bronić, ale dla wszystkich było już jasne, że Mikołaj przegrał tę walkę. Żeby tylko Hubert był w stanie doprowadzić rzecz do końca… Rozmawiali o tym kilka razy i wydawało się, że rozumie, ale teraz jeszcze nie zaczął, chociaż moment był bardziej niż odpowiedni. Angelo nie skorzystał z telepatii, to było wbrew regułom pojedynku, ale mogło się zdawać, że Hubert w jakiś sposób odczytał jego myśli, bo zacisnął dłonie na gardle przeciwnika. Przed nim najtrudniejsze, będzie potrzebował całej siły fizycznej i psychicznej. Dla wampira zabijanie było czymś zupełnie innym, ale Angelo wiedział, chociażby z relacji Tomasza, że te ostatnie chwile na arenie najbardziej męczą, a sekundy dłużą się i rozciągają niemiłosiernie. Uduszenie kogoś nie jest tak proste i szybkie jak na amerykańskich filmach. To ciężka robota, a Hubert dostał przecież kilka solidnych ciosów.

Dał radę. Mikołaj ruszał się coraz wolniej, charczał, w końcu oklapł zupełnie i sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Oby tylko teraz Hubert nie przerwał, to mógł być podstęp. Angelo słyszał jeszcze bicie dwóch serc. Ciężko było to wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie zabijał, ale różnica między nieprzytomnym a martwym człowiekiem była znaczna. Hubert nie da rady tego przeoczyć, siedział przecież na nim i wydzierał z niego życie własnymi rękami.

Wreszcie się dokonało. Hubert powoli wyprostował się i wstał, zostawiając martwego przeciwnika na piasku. Uniósł głowę i rozejrzał się niepewnie, jakby dopiero teraz ujrzał to miejsce. Drżał.

Angelo zostawił wściekłego Igora i prawie bez zastanowienia zeskoczył na dół, na arenę. Chłopak go potrzebował.

– Wiedziałem, że ci się uda! – Uśmiechnął się i złapał go za ramiona. Zapach krwi z rozbitego nosa Huberta sprawił, że kły odrobinkę mu się wysunęły. – Chodź, naprawię cię trochę, no i musisz się umyć i ogrzać, hormony zaraz przestaną działać – zagadywał go, jednocześnie prowadząc w stronę wyjścia. Ktoś już odsuwał kratę.

Hubert wydawał się zagubiony i niepewny, ale na szczęście wampir nie widział oznak szoku. Takie doświadczenie może złamać nawet pozornie najtwardszego człowieka, jednak teraz się na to nie zanosiło.

– Wiedziałem, że będziesz w tym dobry. Potrenujesz trochę z Tomkiem i ta arena będzie nasza – oznajmił mu z dumą, kiedy już minęli celę i wychodzili na klatkę schodową.

Chłopak zatrzymał się na chwilę, zesztywniał, lecz szybko odzyskał nad sobą panowanie, przytaknął ruchem głowy i ruszył dalej u boku swego pana. Angelo jednak zdążył obrzucić go badawczym spojrzeniem i zauważył w jego twarzy coś, czego nie było tam w ciągu tego dnia i kilku poprzednich: czyste, niczym niezmącone przerażenie.

 

*** Za korektę tej części serdecznie dziękuję Matyldzie Kępie; polecam ją wszystkim, którzy potrzebują usług korektorskich – w razie czego służę kontaktem! ***

Następne częściAngelo (cz. 4/4)

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • MKP ponad rok temu
    Pomimo iż Angelo to kawał ******* i ******, oraz ****** no i jeszcze******, to naprawdę dobrze zrobiona postać: potwór zamknięty w pozornie niegroźnej powłoce. Bardzo ciekawe podejście do wampirów, które stanowi miłą odmianę od tych wszystkich krwiopijców, zakochujących się bez pamięci w krnąbrnych ludzkich nastolatkach:)
  • EllVik ponad rok temu
    Eh, ja się osobiście nie zgadzam, ale dłuższy komentarz zostawię w ostatniej części ?
  • MKP ponad rok temu
    EllVik Uuuuu... zapowiada roast autorki:)
  • EllVik ponad rok temu
    MKP e, czemu? Do autorki kompletnie nic nie mam ?‍♀️
  • MKP ponad rok temu
    EllVik Żartowalem?
    Zakładam, że bardziej do rozkoszniaka Angela, niż do autorki ?
  • EllVik ponad rok temu
    MKP to tak ?
  • Vespera ponad rok temu
    Moje słodkie, letnie dziecko, ty jeszcze nie widziałeś prawdziwego wampira-sukinsyna... Bo Angelo nie jest jeszcze taki najgorszy. Zresztą nie wiem, czy będę pisać o tych naprawdę złych, bo to by było nudne, tylko tortury i zabijanie.
  • kasiaczek ponad rok temu
    Mimo wszystko uroczy jest ten Angelo, chociaż pierwsza część podobała się najbardziej, dwie pozostałe są zbyt drastyczne.
  • Vespera ponad rok temu
    No i wreszcie ktoś, kto rozumie biednego wampirka! To przecież jest urocze stworzenie: przystojny, bogaty, utalentowany muzycznie, silny, całkiem dobry w magię... Trzeba tylko być dla niego miłym i bardzo uważnie słuchać, co do nas mówi, żeby nie poczuł się w obowiązku nas skarcić... A co do drastyczności: zwykle tak nie piszę, ale czasem zdarzają się mocniejsze momenty - nie unikam przemocy, jeśli czuję, że jest mi do czegoś potrzebna.
  • kasiaczek ponad rok temu
    Vespera no ba, całkiem sympatyczne stworzenie, nie jego wina, że ludzie czasem wyprowadzą go z równowagi. Opko ogólnie bardzo ciekawe.
  • Vespera ponad rok temu
    kasiaczek Dzięki! Planuję jeszcze pisać inne rzeczy w tym uniwersum, wampiry będą się pojawiać.
  • kasiaczek ponad rok temu
    Vespera na pewno przeczytam zakończenie, ale dobrze by było, gdyby to się jakimś happy endem skończyło, niezbyt dołującym.
  • Vespera ponad rok temu
    kasiaczek Niczego nie obiecuję, a ostatnia część znów będzie osobną historią + wprowadzeniem bohaterki, która wróci w innych opowiadaniach.
  • kasiaczek ponad rok temu
    Vespera no ale na przykład Natalka, niezła agentka, łącząc swoje siły z Hubertem mogliby wspólnie unieszkodliwić Angela dając mu nauczkę, takie moje sugestie do scenariusza.
  • Vespera ponad rok temu
    kasiaczek Ooo, lubię takie rozkminy :) I to by mogło nawet podziałać, ale na młodego, niedoświadczonego wampira, nie na Angela-weterana bojów wszelakich, który właśnie niedawno skończył 500 lat, a paranoja to jego drugie imię :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania