Poprzednie częściAngelo (cz. 1/4)

Angelo (cz. 2/4)

2010

 

Angelo z zadowoleniem przyjął chłodne gratulacje Igora. Ogolony na zero wampir ścisnął mu dłoń odrobinę mocniej, niżby należało, ale tym się nie przejął. Igor był zbyt słaby, by stanowić dla niego jakiekolwiek zagrożenie. Odwagi i ambicji mu nie brakowało, ale z czystą mocą był już pewien problem. Pod tym względem Angelo był w ścisłej czołówce Królestwa.

Oczywiście jego wojownik wygrał walkę, trzeci raz z rzędu. Udało mu się wypatrzyć idealnego człowieka, sprawnego fizycznie i na tyle odpornego psychicznie, by się nie złamać, lecz ugiąć i pozwolić ukształtować. W czasie walki siła była ważna, ale zwycięstwo najczęściej rodziło się w głowie.

– Twój Tomek jest po prostu za dobry – warknął Igor.

Angelo musiał unieść wzrok, by spojrzeć mu w twarz. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wygląda przy nim jak dzieciak, jak wystrojony, złotowłosy chłopiec, uśmiechnięty i pozornie niegroźny. Uwielbiał sprawiać takie wrażenie. Odziany w czerń, wysoki i muskularny Igor od razu wzbudzał w ludziach niepokój albo i strach. Angelo wyglądał jak ktoś, komu można było zaufać.

– Opowiadałeś o tym swoim Marku, podobno ma być z niego niezły zawodnik. Może wystawisz go następnym razem? – zaproponował.

– Nie jest jeszcze gotowy. A jego nauczyciel… – Urwał, spojrzał w dół na arenę. Ciało przegranego wciąż leżało na piasku. – Nie będzie w stanie już go niczego nauczyć.

Angelo nijak tego nie skomentował, nie chciał dobijać Igora jeszcze bardziej. W końcu stracił dziś nie tylko wojownika, ale też niemałe pieniądze.

– Następnym razem wystaw kogoś gorszego, bo to się zaczyna robić przewidywalne – dodał Igor, co odrobinę zdenerwowało Angela.

– Nie myślisz chyba, że się podłożę, co? Wiem, że chcesz wygrać, jak każdy. Po prostu postaraj się bardziej.

Zaczął zbierać się do odejścia. Chciał jeszcze porozmawiać z paroma osobami, zajrzeć do Tomka, no i odebrać swoją nagrodę. W miejscu zatrzymał go zdecydowany głos Igora:

– Pojedynek amatorów na następnej gali. Mężczyźni, limit wagi sto dziesięć kilogramów. Prawdziwi amatorzy, bez doświadczenia w walce. Szkolenie zaczniemy dwa tygodnie wcześniej. Co ty na to?

Co prawda zadał pytanie, ale kryło się w nim coś więcej niż zwykła propozycja. Kilka zaciekawionych spojrzeń już zwróciło się w ich stronę. To było wyzwanie. Igor myślał, że bez najlepszego wojownika będzie łatwiejszy do pokonania… Cóż za błędne przekonanie.

Angelo uśmiechnął się i jeszcze raz uścisnął dłoń drugiego wampira.

– Oczywiście, to będzie świetna zabawa – obiecał.

 

Warunki ich małego zakładu mówiły, że mogą zacząć trenować swojego zawodnika maksymalnie dwa tygodnie przed walką, która zgodnie ze zwyczajem miała odbyć się w trakcie pierwszego letniego nowiu. Tak się żyło w Krakowie: spotkania każdej pełni, przesilenia i równonoce zarezerwowane na zjazdy klanów, a po nich dodatkowe atrakcje. Inne społeczności zaczynały przejmować ten zwyczaj, ale i tak tutejsza arena była najbardziej prestiżowa i dochodowa. Angelo miał ambicje, by zostać jej królem. Niestety jak dotąd w grę wchodziło jeszcze kilku innych treserów, w tym Igor. Gdyby teraz udało mu się go pokonać, zrobiłby duży krok na drodze do celu.

Zamierzał grać według reguł nakreślonych przez przeciwnika, ale warunki pozostawiły mu trochę pola do manewru. Czas treningu co prawda był ograniczony, ale nic nie stało na przeszkodzie, by już teraz wybrać odpowiednią osobę. Musiał pozostać w obrębie własnego terytorium, ale to też dało się obejść. Mógł wysłać którąś ze swoich laleczek, żeby umówiła się z kandydatem w jego położonej ulicę dalej restauracji i po problemie.

Zaczął od wieczornego spaceru po okolicy i przeglądu sąsiadów. To była spokojna, dostatnia dzielnica, pełna szkół, uniwersytetów i różnego rodzaju instytutów. W takim miejscu pozornie ciężko o kogoś z duszą wojownika, ale Angelo wiedział, że ludzie potrafią zaskoczyć. Przelotnie muskał umysły mijanych mężczyzn, szukając tego, co uważał za najbardziej pożądane: woli przetrwania.

Dziś jednak nikt nie zwrócił na siebie uwagi. Owszem, kilku od biedy by się nadało, ale miał nadzieję na kogoś lepszego, na prawdziwy nieoszlifowany diament, który wygra tę walkę, a potem, kto wie, może i kilka następnych. Jego Tomek rzeczywiście był dobry, ale w końcu trafi na godnego przeciwnika i zostanie zabity, warto więc było wyszkolić zawczasu następcę.

Angelo nie spieszył się, miał prawie trzy miesiące. Wprawdzie któregoś dnia trafił na obiecującego mężczyznę, ale niestety był z nim pewien problem: ważył nie więcej niż osiemdziesiąt kilogramów. Igor powiedział sto dziesięć, i zapewne będzie trzymał się blisko tej granicy. Trzydzieści kilogramów robiło różnicę i nawet największa wola walki może nie wystarczyć do jej zniwelowania. Z żalem odwrócił wzrok od szczupłego studenta czytającego gazetę na przystanku tramwajowym i poszedł dalej. Zapamiętał jednak zapach chłopaka, w razie gdyby kiedyś szukał kogoś w jego stylu.

Zaczął martwić się półtora miesiąca przed przesileniem. Wciąż miał czas, na zjazd klanu jak zwykle się nie wybierał, ale myśl, że jeszcze nie ma porządnego kandydata, coraz częściej wypływała na powierzchnię i czasem nie dawała mu spokoju. Na ostatnim spotkaniu Igor jasno sugerował, że już ma kogoś na oku. To było frustrujące. Dziś nie mógł kontynuować poszukiwań, Judyta chciała o czymś pogadać i wolał pójść na tę rozmowę. Minęło tyle lat, a on wciąż czuł się zobowiązany, w końcu przygarnęła go i pozwoliła zostać w mieście.

I dobrze zrobił. W ogródku restauracji mieszczącej się na parterze kamienicy należącej do Judyty zobaczył swój ideał. Chłopak po dwudziestce, średniego wzrostu, dobrze zbudowany. Biała koszula kelnera opinała szeroki tors. Spokojny, zrównoważony, miło uśmiechał się do klientów, stawiając przed nimi zamówione drinki. Sięgnął głębiej, napotkał mnóstwo determinacji. Hubert, bo tak miał na imię, przyjechał do Krakowa niedawno i przez lato chciał zarobić jak najwięcej, by od jesieni skupić się na wymarzonych studiach, które planował rozpocząć po kilkuletniej przerwie od nauki. Mechanika i budowa maszyn, kto by chciał coś takiego studiować… Wampir uśmiechnął się pod nosem. Hubert miał jasną wizję swojej przyszłości, określił cele i dążył do nich za wszelką cenę. Nigdy nie trenował sztuk walki ani żadnego sportu poza sporadycznymi wizytami na siłowni.

Trudno, chłopaku, twoje przeznaczenie właśnie się zmieniło – pomyślał Angelo, mijając go i wchodząc w bramę prowadzącą do mieszkania Judyty. Spędził ten wieczór z wampirzycą, w drodze do domu zapolował, a potem wezwał jedną ze swoich laleczek.

– W lokalu pod domem Judyty jest nowy kelner, Hubert. Chcę, żeby pracował w mojej restauracji jak najszybciej, dwa, góra trzy tygodnie.

Dziewczyna zamyśliła się, uroczo rozchylając przy tym usta. Gorliwie przytaknęła po kilku sekundach milczenia.

– Oczywiście, mój panie.

Nie ukarał jej za opieszałość. Wiedział, że w tym czasie myślała już nad sposobem wykonania rozkazu. Jego laleczki były równie piękne, co inteligentne, dobierał je tak samo starannie jak swoich wojowników. Objął dziewczynę w pasie i poprowadził do sypialni. Na razie nie był głodny, ale zapragnął spędzić noc, słuchając bicia jej serca.

 

Nów wypadał w niedzielę, dość późno, bo jedenastego lipca. Dokładnie czternaście dni wcześniej Angelo założył nierzucające się w oczy ubrania, schował włosy pod czapką i tak przebrany obserwował tylne wejście własnej restauracji. Przeklęty monitoring… Niby dobrze wiedział, gdzie są kamery i potrafił ich unikać, ale zawsze coś mogło pójść nie tak i lepiej było nie wyróżniać się z tłumu. Stał w plamie cienia i oczekiwał na zamknięcie, które nieco się odwlekało, bo ruch był dziś spory. Nie dziwił się, to miasto zawsze było pełne przyjezdnych: turystów, studentów, artystów, polityków. Od tych ostatnich trzymał się z daleka, cała reszta utrzymywała go przy życiu – dosłownie i w przenośni.

W końcu Hubert zgasił światła, wyrzucił śmieci i przekręcił klucze w obu zamkach. Łatwo było go tu ściągnąć, wystarczyło zaproponować wyższą pensję. Chłopak nie był może idealnym pracownikiem, czasem zdarzało mu się pomylić zamówienie, a w ciągu pierwszego tygodnia pracy stłukł dwa talerze i kieliszek do wina, ale przynajmniej się starał, był punktualny i nie próbował kraść. Trochę szkoda było się go pozbywać… Cóż, może tu wróci. Jeśli przeżyje.

– Hubert? – zagadnął chłopaka, gdy ten przechodził obok jego prowizorycznej kryjówki. Zgodnie z przewidywaniami zatrzymał się i spojrzał na niego zdziwiony.

– Tak, a co? Czy my się znamy?

Próbował przyglądać się Angelowi, co w zalegającym tu mroku nie było dla człowieka prostym zadaniem.

– Ja ciebie tak. A ty mnie… Też zaraz poznasz – odpowiedział tajemniczo wampir.

– Spierdalaj, gościu, nie wiem, kim jesteś.

Hubert naprawdę próbował odwrócić się i odejść, lecz Angelo unieruchomił go jednym szybkim rozbłyskiem mocy, drugim pozbawił przytomności. Na rozmowy przyjdzie czas później, teraz trzeba przenieść się w bezpieczne miejsce. Złapał upadającego bezwładnie mężczyznę i teleportował się z nim do lochu. Zostawił go w celi i poszedł na górę, by zmienić ubranie. Najlepiej czuł się w mediolańskich garniturach.

 

Oparł wciąż nieprzytomnego chłopaka o ścianę. Poprawił mu głowę, która nieco opadła na lewe ramię, wyprostował się i tak oglądał swoje dzieło. Hubert leżał półnagi, rozebrany od pasa w górę. Przed chwilą ściągnął z niego koszulę, buty i skarpetki, zabrał też pasek, zegarek i inne rzeczy osobiste; na razie nie będą mu potrzebne. Na ubrania będzie musiał sobie zasłużyć. Jeśli będzie sprawował się wyjątkowo źle, straci resztę odzieży. Tu w piwnicy panowała stała temperatura siedemnastu stopni, za dużo, by się wychłodzić, ale za mało, by człowiekowi było komfortowo.

Wampir wyszedł z celi i machnięciem dłoni odprawił dziewczynę, która właśnie skończyła składać koszulę Huberta i przeglądać jego portfel. Posłusznie skinęła głową, zebrała wszystkie rzeczy i wyszła bez słowa. Zostali sami i teraz mogła rozpocząć się prawdziwa zabawa.

Kolejnym machnięciem zamknął za sobą drzwi. Odrobina magii i dwa rygle przesunęły się na swoje miejsce z cichym szczękiem. Teraz zwykły śmiertelnik nie mógł ich sforsować, chyba że dysponowałby szlifierką kątową. Nie było tu klamek ani zamków, tylko rygle wpuszczane w masywne kraty. Angelo wreszcie kazał chłopakowi się ocknąć; powoli, jakby wybudzał się z głębokiego i przyjemnego snu. Na szok przyjdzie czas za chwilę.

Hubert poruszył się niespokojnie, potarł wciąż zamknięte oczy i ziewnął. Przetarł twarz jeszcze raz i dopiero teraz zorientował się, że coś jest nie tak.

– Ej, kurwa, gdzie ja jestem? – wymamrotał, podnosząc się z posadzki. – To ty? Coś ty za jeden? Ej, i czemu ja tu jestem zamknięty?!

Wybudził się na dobre i zaczął szarpać kraty. Oczywiście nic to nie dało.

– Hubert… Teraz nie potrzebujesz tego wiedzieć – odpowiedział mu spokojnym tonem. – Zacznijmy może od najważniejszej informacji, co ty na to?

– Proszę, słucham – prychnął sarkastycznie.

Złapał kraty i niby mimochodem sprawdzał ich wytrzymałość. Był zły, nie wściekły, ale właśnie zły na to, że jakiś chłystek trzyma go w zamknięciu. Jednocześnie słowa wampira wywołały w nim ciekawość i był na tyle mądry, by zapanować nad złością.

– Za dwa tygodnie zabiorę cię na arenę. Staniesz tam naprzeciw innego mężczyzny, który teraz zapewne słucha podobnej przemowy. – Albo i nie, Igor miał trochę inne, mniej subtelne metody… O tym jednak nie musiał mówić chłopakowi. – Będziecie ze sobą walczyć, na śmierć i życie. Tylko jeden opuści tę arenę żywy – podkreślił, by do Huberta dotarła powaga sytuacji.

– To jakiś głupi żart, prawda?

Chłopak chciał się upewnić. Angelo powoli pokręcił przecząco głową. Uwolnił też trochę swojej aury drapieżnika, bo na razie Hubert nie bał się go ani trochę. To będzie pierwsze, co trzeba będzie w nim zmienić.

– Pytałeś mnie kim jestem. Angelo z Klanu Cielo Blu. Wampir. I od dziś twój pan.

Mówiąc to, skrócił dystans, podszedł bliżej krat. Gdyby jego nowy nabytek wyciągnął rękę, mógłby go prawie dosięgnąć.

– To niemożliwe, wampiry nie istnieją – oświadczył chłopak.

W głosie jednak brakowało mu pewności, bo aura Angela zaczęła na niego oddziaływać. Serce przyspieszyło, dłonie zaczęły się pocić. Podświadomie czuł niebezpieczeństwo i reagował na nie w pierwotny sposób.

– Jesteś pewny? Czyli jeśli cię stąd wypuszczę, to po prostu dasz mi w mordę i sobie pójdziesz, prawda? Do wyjścia schodami w górę, potem w lewo, trafisz na pewno. – Wampir trochę go podpuścił, po czym odblokował wejście do celi. Hubert niepewnie poruszył drzwiami, potem je otworzył, ale wciąż nie wychodził. Chyba potrzebował dodatkowej zachęty. – Proszę, spróbuj śmiało, jeśli teraz uda ci się opuścić to pomieszczenie, będziesz wolny, przysięgam.

Takiej szansy nie mógł zaprzepaścić. Nie zaatakował wampira, chciał prześlizgnąć się bokiem i jak najszybciej dopaść do wejścia. W lochu znajdowały się cztery cele, ta była położona najdalej od drzwi. Angelo pozwolił mu się minąć, ale w ostatniej chwili złapał chłopaka za rękę i przyciągnął do siebie. W jego stawie barkowym coś chrupnęło, twarz wykrzywił grymas bólu i niedowierzania.

A to dopiero początek – pomyślał wampir i pchnął go na kraty.

Nie tracąc czasu, chwycił Huberta za szczękę, przechylił głowę i ugryzł. Szybko, niechlujnie i niedelikatnie. Pił krew, nie bacząc na to, że rozszarpuje swojej ofierze szyję i robi bałagan. Z gardła mężczyzny dobiegł zduszony jęk, co jeszcze bardziej podkręciło Angela. Lubił, kiedy cierpieli i błagali o litość. Nie pozwolił sobie jednak na kontynuację zabawy, nie chciał osłabiać nowego zawodnika przed walką. Przerwał po kilku łykach i uzdrowił ranę Huberta, pozostawiając nie do końca zagojone ślady po kłach. Niech nie zapomina, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Hubert osunął się na podłogę i ciężko łapał powietrze. Lewą ręką obmacał szyję i rozmazał palcami resztkę krwi, prawa wisiała mu bezwładnie. Teraz patrzył na wampira ze strachem w oczach. Dobrze, Angelo lubił też, gdy się bali.

Próbował się podnieść. Syknął z bólu, odruchowo chcąc podeprzeć się uszkodzoną ręką. Wykrzywił usta, ale zdusił jęk. Dotknął wybitego barku i kontynuował wstawanie, co jakiś czas rzucając kontrolne spojrzenie na wampira. Angelo pozwolił mu zebrać się z podłogi i nic więcej. Szybkim ruchem uderzył mężczyznę pięścią w żołądek, nie jakoś specjalnie mocno, by nie uszkodzić mu narządów wewnętrznych. Nie chciał potem tracić mocy na skomplikowane uzdrawianie. Hubert zgiął się wpół, przez chwilę wstrząsały nim dreszcze. Ostatecznie udało mu się nie zwymiotować.

– Nie pozwoliłem ci wstać. – Angelo porzucił wszelkie pozory uprzejmości. Jego głos brzmiał teraz zimno i rozkazująco. – Na kolana.

Był na tyle rozsądny, że wypełnił to polecenie niemal natychmiast. Opadł na posadzkę i wbił w nią wzrok. Wampir delikatnie podejrzał jego myśli i wyczytał w nich, że Hubert postanowił zachowywać się tak, by go teraz niczym urazić. Czuł szok, ból i strach, ale przede wszystkim nie chciał umrzeć w tej piwnicy. Świetnie, były duże szanse, że zrobi wszystko byle tylko przeżyć arenę.

– No i co, teraz wampiry nie wydają się już takie nieistniejące – stwierdził Angelo. – Wracaj do celi i przemyśl dokładnie moje słowa. Oczywiście wszystko, co ci powiedziałem, jest prawdą. Pamiętaj, Hubert, ja cię nigdy nie okłamię. I nie radzę ci okłamywać mnie… Ale to nie temat na dziś. Do celi, już.

Mężczyzna bez protestów powlókł się do środka i stanął w kącie ze spuszczoną głową. Wampir zamknął kratę i po prostu zostawił go tam samego, nie wyjaśniając niczego więcej. Teraz się prześpi, a za kilka godzin będą kontynuować.

 

Angelo obudził się w dobrym nastroju. Wstał z wielkiego łóżka, spojrzał na zegarek. Parę minut po piątej, czyli spał ponad trzy godziny. Nie spiesząc się, założył jedwabną koszulę i świeży jasny garnitur. Przejrzał się w lustrze, uczesał włosy. W domu panowała miła dla ucha cisza. Jego ludzie jeszcze spali, chociaż już niedługo wstaną i zaczną krzątać się wokół swoich obowiązków. Sam też miał plany na dziś, trzy spotkania z klientami. Pierwsze dopiero o dziesiątej, więc spokojnie znajdzie czas dla Huberta. Postanowił pójść do niego od razu, po drodze zachodząc tylko na chwilę do ludzkiej pralni.

Hubert nie spał. Siedział oparty o ścianę, kolana podciągnął pod brodę i objął je zdrową ręką. Nie zareagował jakoś specjalnie na widok wampira. Powinien uklęknąć albo przynajmniej wstać i się ukłonić, ale Angelo nie miał teraz czasu, by uczyć go posłuszeństwa. To mogą odłożyć na później, oczywiście o ile człowiek przeżyje swoją pierwszą walkę.

Na razie nie wyglądał, jakby mógł cokolwiek wygrać. Siedział tam taki zziębnięty, zmęczony i obolały, prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Tylko oczy błyszczały czujnie w półmroku, obserwując potencjalne zagrożenie, którym był dla niego wampir. Tak Hubert postrzegał Angela, jako wroga i niebezpieczeństwo. To była całkowicie naturalna reakcja, ale trzeba będzie ją zmienić. Miał się bać, ale też ufać nowemu panu.

– Mam nadzieję, że wszystko sobie dokładnie przemyślałeś. – Wampir zaczął pogawędkę miłym, niezobowiązującym tonem. Otworzył drzwi celi i wszedł do środka, ale jeszcze nie dotykał przyszłego wojownika. – Tak, jak mówiłem, za dwa tygodnie będziesz walczył i albo tę walkę wygrasz, albo zginiesz. Do tego czasu musisz być w formie.

Teraz Angelo przykucnął przy nim i położył dłoń na uszkodzonym stawie. Mężczyzna wzdrygnął się pod zimnym dotykiem i próbował odsunąć się do tyłu. Przestał się szarpać gdy poczuł, że tym razem wampir przyniósł mu ukojenie. Angelo sprawnie uleczył zwichnięty bark, sprawdził też, czy ogólnie ze zdrowiem Huberta wszystko w porządku. Było dobrze, żadnych kontuzji, żadnych ukrytych chorób. Świetny materiał do dalszej pracy.

– Tak, potrafię też naprawiać ludzi – oświadczył Angelo, widząc, jak chłopak niepewnie próbuje ruszać ręką. – Ale wróćmy do rzeczy najważniejszej. Obu nam zależy żebyś przeżył. Dla ciebie, cóż, to jasne, nie chcesz umierać. Dla mnie to sprawa honoru i zrobię wszystko, żeby cię jak najlepiej przygotować. Ale wygrać musisz sam.

Człowiek milczał uparcie. Angelowi to nie przeszkadzało, kontynuował monolog.

Strike first, strike hard, no mercy – zacytował popularny niegdyś film o sztukach walki. – To generalnie powinno wystarczyć, ale wiem, łatwo jest mówić, trudniej z wykonaniem. Zwłaszcza jeśli nie masz żadnego doświadczenia. Dlatego będziemy ćwiczyć. Masz jakieś pytania?

Nadal cisza. No dobrze, czyli trafił się typ małomówny. Angelo nawet wolał ich od płaczków, agresorów i błagalników.

– Nic? Czym jestem? Czy cię wypuszczę? Czy cię zabiję? Dlaczego wybrałem właśnie ciebie? – podsunął mu kilka najczęściej zadawanych pytań, ale Hubert nie zareagował na żadne z nich. – Wybrałem cię, bo wierzę, że dasz radę. – Sam odpowiedział na to, które w jego mniemaniu było najważniejsze. – Zajrzałem do twojego umysłu i widziałem to, ambicję i żelazną wolę. Wiem, że chciałeś dużo w życiu osiągnąć i nadal możesz, tylko na nieco innym polu. Razem możemy zdziałać naprawdę wiele. A teraz wstań.

Zrobił to, z ledwo akceptowalnym ociąganiem, ale wstał i patrzył teraz niepewnie na wampira. Próbował domyślić się, czego Angelo od niego oczekuje, i wciąż nie wydusił z siebie ani słowa.

– Dobrze, załóż to. – Wampir podał mu grube, czarne skarpety, które wcześniej wziął z pralni. – I chodź ze mną, mamy czas na pierwszą lekcję.

Poprowadził człowieka piwnicznym korytarzem do małej sali ćwiczeń. Specjalnie nie ostrzegał go o konsekwencjach próby ucieczki, chciał zobaczyć, czy w ogóle się czegoś takiego podejmie. Na razie szedł za nim jak prawdziwy rasowy niewolnik, milczący i posłuszny. Tylko przyspieszone bicie serca i zapach hormonów wskazywały, że jednak się denerwuje. Gestem zaprosił Huberta do środka i zajęli miejsca naprzeciw siebie.

– Uderz mnie, w twarz, mocno – rozkazał.

Hubert nie był zbyt chętny, lecz w końcu to zrobił. Dla Angela ten cios był słaby i przeraźliwie wolny, ale nie próbował go unikać. Niech chłopak oswoi się z biciem innych po gębie.

– Dobrze, tylko musisz to robić szybciej, bo twój przeciwnik zdąży cię zatłuc, zanim podniesiesz rękę – poinstruował go. – Jeszcze raz.

Próbowali, ten raz i kilka następnych. Angelo ustawiał się tak, żeby nie dostać w nos ani w usta, nie chciał smakować własnej krwi. Ciosy w policzek czy bok głowy nie robiły na nim większego wrażenia. Na początku szło opornie, ale dwa ostatnie uderzenia Hubert zadał w dobrym tempie, jak na człowieka oczywiście. Chyba wreszcie zaczął łapać, o co w tym wszystkim chodzi.

– Teraz spróbujemy z dystansu, uderz pierwszy.

Wampir zarządził kolejne ćwiczenie. Postarał się stłumić swoją siłę i prędkość, dostosowując je do ludzkich możliwości. Hubert odszedł pod przeciwległą ścianę sali, krążył tam przez chwilę rozważając coś w ciszy. Zaciekawiony Angelo podsłuchał te myśli: zastanawiał się, czy jednak nie powinien zadać kilku pytań, tym razem jednak strach wygrał z ciekawością. Postanowił w milczeniu robić to, czego chce ten dziwak.

W końcu ruszyli, wampir spokojnie, człowiek z większą agresją. Hubert uderzył, mierząc w podbródek, Angelo dał się trafić, po czym dość delikatnie go odepchnął. Na razie uczył go zadawania ciosów, jeszcze przyjdzie czas na ich przyjmowanie.

– No dalej, pobij mnie, przewróć, uduś – zachęcił chłopaka. W zamian dostał kilka uderzeń w korpus i żołądek.

– Musisz zmienić do tego podejście. – Angelo od niechcenia złapał i zablokował pięść zmierzającą w stronę jego ucha. – Widziałeś na filmach bójki więzienne?

– Widziałem – odpowiedział zaskoczony Hubert.

– No to tak to mniej więcej będzie wyglądać. Któryś z was zdobędzie przewagę, wykorzysta ją i będzie bił tak długo, aż ten drugi przestanie się ruszać.

– A co, jeśli nie będziemy chcieli się bić?

Wreszcie jakieś pytanie. Angelo nie odpowiedział od razu, najpierw zamarkował uderzenie tak, by Hubert mógł je zauważyć. Czujny był, zdołał je wychwycić.

– Nie wiem, kim będzie twój przeciwnik, ale wiem, kto będzie go trenować. I uwierz mi, tamten będzie chciał się bić. A i w tobie znajdzie się motywacja.

Hubert podniósł na niego wzrok, za co zarobił bolesny, lecz niegroźny cios w żebra.

– Lubisz swoją siostrę, co? Mogę sprawić, że do końca życia będzie myć podłogi w moim domu i nigdy nie wyjdzie na pole. Albo sprzedam ją komuś, jeszcze na tym zarobię. A jeśli będziesz wyjątkowo oporny, to po prostu ją zabiję, chociaż zwykle nie wysysam piętnastolatek, mają w sobie za mało krwi.

– Ty… mówisz poważnie, prawda?

Człowiek zapomniał o ćwiczeniach, o walce, wpatrywał się w Angela z przerażoną miną.

– Mówiłem już, że nie będę cię okłamywać. – Wampir poklepał go po ramieniu, nieco zdenerwowany, że musi się powtarzać. Opanował się i przemawiał dość łagodnym jak na niego tonem. – Zależy mi na tobie i nie będę cię krzywdził, jeśli nie dasz mi do tego powodów. Rób, co mówię i wszystko będzie dobrze. No, a teraz wracasz do celi. Każę przynieść ci jedzenie i koc, może spróbuj się trochę przespać.

Pokiwał głową, na razie nie miał więcej pytań. Wykonał ruch, jakby chciał pójść w stronę wyjścia, ale Angelo chwycił go za rękę i osadził w miejscu.

– I nie nazywaj mnie więcej dziwakiem, nawet w myślach – zakończył ostrzej, po czym wyszedł z sali. Zaskoczony Hubert, chcąc nie chcąc, podążył za nim.

 

*** Za korektę tej części serdecznie dziękuję Matyldzie Kępie; polecam ją wszystkim, którzy potrzebują usług korektorskich – w razie czego służę kontaktem! ***

Następne częściAngelo (cz. 3/4) Angelo (cz. 4/4)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Fajna analiza zachowania i lęków Huberta. Generalnie widać, że piszesz od dawna, wszystko ładnie poukładane i na miejscu.
  • Vespera ponad rok temu
    Dzięki! Tam parę drobiazgów jeszcze poprawię zaraz, bo mi się słowa lubią powtarzać aż trochę za bardzo, ale dzięki. Generalnie z "Angela" jestem zadowolona, jako z trzech krótkich opek będących niejako wprowadzeniem do szerszego uniwersum... i z Angela jako postaci też :)
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera czyli lecisz z rozmachem. Mnie bardziej kręcą magia i miecz niż samochód i magia, ale bankowo będziesz miała szerokie grono czytelników.
  • Vespera ponad rok temu
    Burton The Scribe W ramach uniwersum można się cofać: kiedyś się wampiry i magowie z większym rozmachem nawalali, teraz to próbują, tfu, się dogadać jakoś... Tylko nie jestem jeszcze pewna swoich umiejętności na ten rozmach - choć nie wykluczam niczego.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera chociaż z drugiej strony film Łowca Czarownic z Vin Dieslem był petarda. A te same klimaty w obecnych czasach. Polecam jeśli nie ogladałaś, może Cię naprowadzi na ciekawe pomysły.
  • Vespera ponad rok temu
    Burton The Scribe A jakoś mnie opisy nie zachęcają. I Vin Diesel... On mi się tylko w "Pitch Black" podobał.
  • Burton The Scribe ponad rok temu
    Vespera eeee... Łowca był kozak. W ogóle VD gra w fajnych odmóżdżaczach. Riddicki też bardzo mi się podobały.
  • MKP ponad rok temu
    Biedny Hubcio, że też musiał trafić na sadystę.
    Ale to w sumie twoje opko, więc było do przewidzenia?

    Generalnie postać wampira bardziej pasuje do mojego wyobrażenia wampirów: zimnych i wyrachowanych przedstawicieli rasy, która uważa się za panów ludzkości.
  • Vespera ponad rok temu
    No nie szanują ludzi te moje wampiry, nie szanują... Chyba że się trafi ewenement, taka uczuciowa miękka faja jak Janek (zaraz mnie tam Sam Wiesz Kto za to opieprzy, aby ten komentarz zobaczy), ale takie Janki to promil wampirzej społeczności. Nawet te mniej okrutnie i ogólnie przyjaźniejsze od Angela, nie widzą w ludziach równych partnerów.
  • Vespera ponad rok temu
    A i że u mnie sami sadyści w opkach? Oj, cóż to może znaczyć, no co...
  • MKP ponad rok temu
    Vespera
    Trochę, tak jakby... No raczej?
  • Vespera ponad rok temu
    MKP Wiem, boisz się napisać tego głośno.
  • Bugenhagen24 ponad rok temu
    Dobre opowiadanie :) Zajrzyj czasem do mnie :)
  • Vespera ponad rok temu
    Zaglądam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania